foto

foto

niedziela, 30 sierpnia 2009

W ogrodzie Claude Monet w Giverny


Wiadomo, że nikt piekniej niz Claude Monet nie namalował lilii wodnych, dalii, irysow i slonecznikow...ani japonskiego mostku rozciagajacego sie nad stawikiem odbijajacym w swojej wodzie dlugowlose wierzby. Ale nie wszystkim wiadomo, ze zrodlem inspiracji dla malarza byl jego wlasny ogrod w ktorym on sam chodowal niezliczone odmiany kwiatow, krzewow i drzew. Ten magiczny ogrod, polozony w Giverny, wybralismy na ostatnia niedzielna eskapade sierpnia, ostatnia niedziele wakacji...Do Giverny jedzie sie z Paryza autostrada w strone Rouen, skreca w strone Vernon, aby po kilkuset metrach znalezc sie w malowniczej wiosce, tonacej we wszelkiego rodzaju zielonosciach...
Monet mieszkal i malowal w Giverny przez ponad czterdziesci lat. Pozostal w nim az do smierci w 1926 roku. Byl pasjonatem ogrodnictwa i korespondowal chetnie z innymi zakochanymi w naturze malarzami m.in z Caillbote i Mirbeau. Zielony raj, ktory sam sobie stworzyl w Giverny bedzie dla niego modelem dla wiekszosci malowanych plocien. Posrodku ogrodu, wsrod sznurow dzikiego wina, rozciaga sie spora budowla w ktorej malarz zamieszkal wraz ze swa rodzina. Przede wszystkim intryguje bajeczna kolorystyka pomieszczen: zolc dla jadalni, blekit dla wielkiego salonu i kuchni zdobionej blekitna ceramika z Delft.
Giverny, dzieki nowo powstalej kolei podmiejskiej, bedzie czesto odwiedzane przez przyjaciol malarza: Pissara, Renoira, Rodina...
Do lat 60-tych dom i ogrod malarza byl opuszczony. w 1966 roku dom zostal zapisany przez syna Akademii sztuk pieknych i od tego momentu ruszyly prace przywracania posiadlosci malarza dawnej swietnosci. Nie bylo to latwe zadanie, wiele roslin, posadzonych w XIX wieku przez artyste nie bylo juz nawet w sprzedazy. Ale udalo sie i od 1980 roku ziemski raj jest znow dostepny zwiedzajacym. Warto tam zajrzec, jadac z Paryza do Normandii.
Posted by Picasa

czwartek, 27 sierpnia 2009

Wielki meczet czyli basnie z tysiaca i jednej nocy



Do "Wielkiego Meczetu" wybralismy sie w pierwszy dzien ramadanu. Dla przypomnienia, w religii islamu ramadan to okres trwajacy okolo 30 dni podczas ktorych prawdziwy muzulmanin nie spozywa zadnych pokarmow ani napojow od wschodu do zachodu slonca. Oczywiscie wieczorem wszystko jest juz dozwolone i zgodnie z tradycja, cala rodzina zasiada do wspolnego stolu i ucztuje.
Paryski wielki meczet zostal zbudowany w 1922 roku w podziece tym muzulmanom, ktorzy przylaczyli sie do walk w obronie Francji w okresie pierwszej wojny swiatowej.
W pierwszy dzien Ramadanu, sala modlitw byla zapelniona modlacymi sie, lezacymi, albo siedzacymi mezczyznami. Wielu z nich czytalo Koran. Miedzy doroslymi biegaly male dzieci. Kobiety w meczecie, podobnie jak w synagodze, modla sie w innym miejscu swiatyni i byly calkowicie niewidoczne, schowane za materialem z parawanu.
Ale najpiekniejszym miejscem meczetu sa otaczajace je ogrody, z wyrafinowanymi fontannami i tryskajaca zielenia. Panuje w nich atmosfera ciszy, skupienia a jednoczesnie jakiejs niesamowitej egzotyki niczym w basniach z tysiecy i jednej nocy.
Warto zajrzec do paryskiego meczetu, zwlaszcza, ze znajduje sie tuz obok najpiekniejszego paryskiego ogrodu botanicznego "Le jardin de plantes".

niedziela, 23 sierpnia 2009

Polskie akcenty zamku w Chambord


Dzisiejszy widok z paryskiego okna siega daleko, bo az do oddalonego o okolo 60 km od Paryza jednego z najpiekniejszych zamkow na Loara, Chambord. Dojezdza sie tam przez rozlegly las, w ktorym nie widac nawet jednej zywej duszy. I nagle zza galezi, wychyla sie budowla tak malownicza, ze nie sposob jej opisac, rodem z bajek i opowiesci o zamknietych w zamkach krolewnach. Ilekroc czytalam w dziecinstwie bajki ze zbioru "U zlotego zrodla", zawsze tak wlasnie wyobrazalam sobie prawdziwy, krolewski zamek.

W latach 1725-1733 a wiec przez rowne 8 lat, zamek ten znalazl sie w polskich rekach. Po slubie Ludwika XV z Maria Leszczynska,
osiadl w nim ziec krola francji, Stanislaw Leszczynski. Nie byl zachwycony warunkami tam panujacymi. Nie bylo mebli, a te ktore przywiozl, nie starczyly, aby umeblowac tak ogromny palac. Ponadto utrzymanie takiego zamku wymagalo sluzby, na ktora Leszczynskiego nie bylo po prostu stac...Na domiar tego wszystkiego, zamek otaczala blotnista fosa, wylegarnia przenoszacych bakterie muszek i pierwszego lata, na zolta febre wymarla mu polowa sluzby.
Krolewski ziec prosil wtedy o goscine na okres lata znajomych, az do czasu, gdy Ludwik XV, doszedl do wniosku, ze nie przystoi, aby ziec sie tulal i wynajal mu gdzie indziej letnia rezydencje...

Pobyt Leszczynskiego nie jest jedynym polskim akcentem w Chambord. Najwieksze wrazenie robia trzy ceramiczne piece gdanskie, zamowione w 1745 roku przez Marszalka Saksonii. Piece te wielokrotnie byly demontowane i przewozone, zmienialy wlascicieli, aby ostatecznie osiasc w miejscu dla nich przeznaczonym.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Francja i jej tajemnice: piramida Luwru-prezent dla Anne Pingeot

Dla niewtajemniczonych, monumentalna, przezroczysta piramida stojaca na dziedzincu Luwru jest tylko jednym z wielkich projektow zrealizowanych podczas prezydentury Mitteranda.Ale jest juz dzis tajemnica poliszynela, ze na projekt i realizacje „Wielkiego Luwru” miala ogromny wplyw kochanka prezydenta, Anne Pingeot. Mial z nia nawet corke, Mazarine, ale przez blisko 20 lat fakt ten byl najbardziej strzezona tajemnica panstwowa we Francji.
Swiat dowiedzial sie o istnieniu Mazarine dopiero pod sam koniec jego zycia, w roku 1995. Wtedy to fotoreporter Paris Matcha zlamal niepisana umowe i zrobil zdjecia Mitteranda podrozujacego ze swoja corka do Egiptu. O zyciu prywatnym, o jego drugim domu z Anna Pingeot nie wolno bylo dotad ani pisac ani mowic, choc zwiazek ten trwal co najmniej od 1975 roku.
Lewicowi dziennikarze, kochajacy Mitteranda trzymali sie umowy i nigdy, zadna informacja o jego zyciu prywatnym nie przesiaknela do prasy.
Dopiero na pogrzebie, w styczniu 1996 roku, swiat ujrzal dwie rodziny prezydenta razem, zjednoczone nad Jego grobem w Jarnac. Bylo to ich pierwsze spotkanie, Danielle Mitterand, matka dwoch jego synow, Gilberta i Jana Krzysztofa stala obok Anne Pingeot i Mazarine...
A piramida w Luwrze? Dzis juz wiadomo, ze osoba, ktora sprawowala duchowy i merytoryczny nadzor nad pracami byla kochanka Mitteranda.Posiadala wielkie kompetencje, za ktore podziwial ja Mitterand a pracowala jako glowny konserwator innego pieknego muzeum paryskiego, Muzeum d’Orsay.
Francuzi twierdza, ze taka sytuacja moze byc tolerowana jedynie we Francji. Mitterand dopisal sie jedynie do wielowiekowej francuskiej tradycji. Prawie kazdy krol francuski mial kochanki. Chocby Ludwik XV, na ktorego dworze nie krolowala zona, Maria Leszczynska, ale ... Pani de Pompadour...

niedziela, 9 sierpnia 2009

Helena Rubinstein i palac na wyspie St. Ludwika


Tylko te drzwi pozostaly z jednego z najpiekniejszych palacow wyspy sw. Ludwika. Zbudowany przez krolewskiego architekta Le Vau w 1640 roku dla Ludwika Hesselin, organizatora rozrywek krolewskich, palac ten slynal z przepieknej fasady i balkonow, rownie okazalych wnetrz i dekoracji od strony podworza.
W 1934 roku, palac kupuje Helena Rubistein i otrzymuje zgode od konserwatora zabytkow na calkowite zburzenie XVII-wiecznego palacu i zbudowanie na jego miejscu nowego obiektu, o nowoczesnej architekturze. Dzis podziwiac mozemy ze starego palacu jedynie drzwi...

sobota, 8 sierpnia 2009

A jednak emir Kataru przebuduje Hotel Lambert...


Hotel Lambert, ktory przez blisko sto lat stanowil siedzibe polskiego rzadu na emigracji, zostanie juz niedlugo przebudowany na rezydencje brata emira Kataru. Nie bylo i nie bedzie zadnej tabliczki upamietniajacej historie polskiej emigracji w Paryzu. Szokujace, prawda? Ale jak do tego doszlo?
Do 1975 roku hotel Lambert nalezal do rodziny Czartoryskich, ktora sprzedala go bankierowi, Guy de Rotschildowi. Ten z kolei, pozbyl sie Palacu w 2007 roku za 86 mln euro. Nowym wlascicielem hotelu Lambert zostal brat emira i postanowil calkowicie przebudowac XVII-wieczny palac a wiec wyciac drzewa, podwyzszyc mur otaczajacy budowle i przede wszystkim wyremontowac zabytkowe wnetrza budujac system wewnetrznych wind, klimatyzacje we wszystkich pomieszczeniach, dziesiec lazienek, podziemne garaze...Slowem, zniszczyc calkowicie klimat i dekoracje Hotelu. Az dziw bierze, ze tego rodzaju transformacje zostaly zaakceptowane przez konserwatora zabytkow, a pozniej przez pania Albanel, ministra Kultury. Jest jednak tajemnica poliszynela, ze emir Kataru i glowa panstwa francuskiego od lat pozostaja w scislej zazylosci...
Zbuntowalo sie jedynie miasto Paryz i wytoczylo proces wladzon francuskim. Proces wygralo i zmiany, przynajmniej z zewnatrz, nie beda tak widocznie jak chcieli tego Katarowie.
Dosc, ze Hotel Lambert juz nigdy nie bedzie polski, choc zarowno w 1975 jak i w 2007 roku panstwo polskie mialo prawo pierwokupu...

czwartek, 6 sierpnia 2009

Zbieranie skorupiakow na obiad



Wakacje. Przejscie przez Gois. Wyspa Noirmoutier w sierpniu.

Mialo byc w tym roku autentycznie i oryginalnie. A zainspirowala mnie wizyta przyjaciol z Warszawy, ktorzy blagali przez okres pobytu w Paryzu przede wszystkim o "Owoce morza". Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, ich coreczki, po prostu zajadaly sie wszelkiego rodzaju "robakami" przyniesionymi z pobliskiego targu. A wiec wakacje mialy byc przedluzeniem tego morskiego lakomstwa.

Najpierw odkrylismy porte Bonhomme. Miejsce dokad kazdego wieczora dostarczano niesamowite ilosci ostryg i malz. Nic dziwnego, cala wyspa pokryta jest polami na ktorych sie je uprawia. Jedlismy je w ogromnych ilosciach a poniewaz maz sie denerwowal a wiec przejelam role otwieracza ostryg. Przyznam, nie jest to latwe zajecie.W jeden wieczor potrafilam otworzyc 24 i to tych duzych, najwiekszych, "jedynek"!

Ale nie wypada spedzac wakacji w Normoutier i nie wybrac sie na przejscie przez tzw. Gois. Coz to takiego? Otoz Noirmoutier jest wyspa, ktora poddawana jest silnym wplywom ksiezyca dosc, ze sa na niej i do tego porzadne przyplywy i odplywy. Dopoki nie wybudowano mostu, czyli do 1971 roku, jedynym polaczeniem z wyspa bylo przejscie przez droge dostepna jedynie 2 razy na dobe po dwie godziny. Przez pozostala czesc dnia i nocy, droga ta byla zalana 2,5 metrowym poziomem wody.

Dzis ta droga jest przede wszystkim wielka atrakacja turystyczna a takze, ogromna atrakcja gastronomiczna dla Francuzow. Dwie godziny przed najnizszym poziomem morza i dwie godziny po, tlumy slimakojadow wraz z calymi rodzinami, koszykami, grabkami rozmaitej wielkosci wyruszaja na szukanie wszelkiego rodzaju skorupiakow. Nie bede wymieniac tych wszystkich stworzen, ktore zbieraja, dosc, ze zainteresowanie jest tym tzw. "lowieniem pieszo" tak ogromne, ze wladze musialy wprowadzic ograniczenia. Nie wiecej niz dwa, trzy kilo kazdego rodzaju.

O jakie skorupiaki chodzi, nie bede pisac, bo musialabym szukac w polskim wydaniu encyklopedii zwierzat skorupkowych...a polapac sie w tym wszystkim nie latwo.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Paryska Opera, ksiaze Walewski i miod...


Gdy wyjezdzalam do Paryza, jedna z moich przyjaciolek westchnela: "Ach, gdybym tak mogla, choc jeden raz w zyciu, odwiedzic Opere Garnier"... Po przyjezdzie do Paryza, przejezdzalismy ktorejs nocy taksowka obok bajecznie oswietlonego budynku o imponujacej architekturze. To byla wlasnie Opera Garnier! Budynek tej Opery stal sie zrodlem inspiracji dla Lloyda Webera do napisania slynnego musicalu "Upior w operze".

Istnienie podziemnego jeziora okazalo sie jedynie mitem ale prawda jest, ze gdy 35-letni architekt Charles Garnier, rozpoczal budowe tego obiektu, natknal sie na spore ilosci wody gruntowej. Musial ja nawet przez kilka miesiecy wypompowywac i do dzis, w podziemiach Opery, zgromadzona jest w wielkim zbiorniku woda, ktora paryscy strazacy wykorzystuja do hodowli karpii i wegorzy...

O architekturze tego obiektu mozna sie rozpisywac godzinami, tak jest wspaniala! Ale warte uwagi sa przede wszystkim piekne marmurowe schody, widoczne z dziesiatek balkonow rozpoztartych wokol. Byl to bowiem okres, gdy do Opery chodzilo sie 3-5 razy w tygodniu i przede wszystkim po to, zeby sie pokazac. Z nowa kochanka, z zona w nowej, modnej sukience albo corka na wydanie. Stad tez najwazniejsza role spelnialo foyer oraz ogromne, przestrzenne loze. Za zaslonka takiej gralo sie w karty, skladalo wizyty, flirtowalo. Slowem, wazne bylo nie tyle to, co dzialo sie na scenie, ale za jej kulisami.
Pierwsze trzy rzedy zarezerwowane byly tylko dla mezczyzn. Czy domyslacie sie dlaczego? Otoz nie miescily sie w nich krynoliny pan! A panom z kolei bylo to tez niesamowicie na reke. Mogli ogladac zgrabne nozki tancerek i wybierac, z ktora to spedza wieczor. Pamietajmy, ze pod koniec XIX wieku utrzymanie kochanki i do tego tancerki bylo czyms w rodzaju spolecznej koniecznosci.
Czyli czasy niewiele sie roznily od tego, co dzieje sie w dzisiejszej Warszawie...

Jest tez male polonikum zwiazane z Opera Garnier. Z ramienia rzadu francuskiego opieke nad budowa sprawowal syn Napoleona I i Pani Walewskiej (ur. w 1910 roku czyli w okresie trwania Ksiestwa Warszawskiego!) Alexander Colonna Walewski, zajmujacy wowczas fotel ministra odpowiedzialnego za Sztuki Piekne. On rowniez zasiadal w Jury, ktore oddalo projekt budowy Opery w rece nieznanego, mlodego architekta Charlesa Garnier.

I jeszcze jedna ciekawostka. Na dachu tego przepieknego budynku hoduje sie...pszczoly. Stoja tam dwa ule a poniewaz wladze Paryza nie spryskuja klombow miejskich zadna chemia, totez miod ten jest wysokiej jakosci a sprzedaje sie go w najbardziej eleganckich delikatesach paryskich u Fauchona w malutkich sloiczkach za...bagatelka...480 euro za kilogram.
Opera paryska bedzie miala od wrzesnia nowego dyrektora. Belga Gerarda Mortier, ktory uwielbial prowokacje i skandale (i dzieki niemu Krzysztof Warlikowski mogl wyrezyserowac dwa przestawienia) zastapi bardzo dyskretny milosnik baletu, Nicolas Joël. W ten sposob, w budynku Opery Bastille beda sie odbywaly w nowym sezonie glownie przedstawienia teatru operowego natomiast Opera Garnier goscic bedzie balet.

sobota, 1 sierpnia 2009

Pchli targ na paryskiej ulicy i jak to bylo mozliwe


Ulica na ktorej przyjdzie mi spedzic nastepne kilkanascie miesiecy w Paryzu jest ruchliwa. Na szczescie, tylko okna salonu wychodza na ulice, a kuchni i sypialni, na podworze. Niedlugo po mojej przeprowadzce, w sklepach i na kazdej prawie bramie pojawila sie wywieszka, ze w najblizszy weekend odbedzie sie na ulicy pchli targ. Pchli targ, na dosc ruchliwej ulicy i przy dosc waskim chodniku!? Jak my sie bedziemy przez te trzy dni poruszac? -Zobaczy pani, pocieszaly mnie sprzedawczynie w pobliskim sklepiku.

W dwa-trzy dni przed pchlim targiem, wywieszono tablice z prosba o niezajmowanie miejsc parkingowych. Wieczorem zaczely stawac pierwsze namioty a w dzien pchlego targu, od szostej rano, cala ulica byla juz zastawiona straganami, elegancko urzadzonymi i wyposazonymi w meble, ksiazki, porcelane i stare koronki. Wielka to byla radosc dla oka. Ruch samochodowy odbywal sie normalnie, na trotuarach nie bylo nawet zbyt duzego tloku. A wiec bylo to mozliwe... Skusilam sie na kilka ksiazek i stol do salonu... A oto widok z mojego okna na pchli targ.