foto

foto

poniedziałek, 30 listopada 2009

Inny Paryz-zdjecia nie bedzie...

Jechalismy wczoraj metrem do salonu ksiazek dla mlodziezy w Montreuil. Trasa dluga, z jedna przesiadka. Na jednej ze stacji wsiada kobieta z kalekim mezczyzna. Pcha go przed soba, on wyglada na sparalizowanego. Zrywamy sie z synem ustepujac im miejsca w metrze.
-Nie Pani, my miejsca nie potrzebujemy i wyciaga przed siebie reke po pieniadze. Mezczyzna ma na szyi zawieszona kartke na ktorej jest napisane ze jest kaleka, ze nie ma srodkow do zycia...Przygladam sie troche blizej mezczyznie i widze, ze faktycznie musi sie sporo nameczyc, zeby mogl chodzic tak wykrzywiony. Kobieta popycha go przez wagon metra...czeka na datek...

Rano wyszlam po bagietke do sklepu. Po drodze, robiac moze z 50 metrow, minelam kilku zebrakow, znanych mi, zawsze tych samych. Pierwszy siedzi przed piekarnia. Gdy wychodzi sie ze sklepu mowi albo dzien dobry, albo zyczy udanego dnia. To "udanego dnia" z jego ust staje nam w gardle. Nastepna jest kobieta, ktora kleczy calymi dniami miedzy sklepem i piekarnia. Obok niej widac taki maly napis...jestem glodna...dajcie cokolwiek, czeki na jedzenie...cokolwiek...

Troche dalej „mieszka” na mojej ulicy od miesiecy para mlodych ludzi, maja moze po 17-18 lat. Siedza na chodniku, od switu do nocy, czasem cos czytaja, ale wiekszosc czasu spedzaja godzinami patrzac przed siebie. Obok nich leza dwa psy i stoi caddy z dobytkiem. Widzialam, ze wieczorami podjezdza samochod czerwonego krzyza i przywozi im gorace napoje. Nie wiem, czy uciekli z domu, czy tez ich wyrzucono. Dziewczyna jest bardzo ladna, chlopak mniej...moze nie spodobal sie rodzicom dziewczyny a oni za wszelka cene chca byc razem?

Kilka metrow dalej zawsze stoi jeszcze jedna kobieta. Sprzedaje male bukieciki kwiatow przed sklepem z zywnoscia. Bardzo rzadko ktos je od niej kupuje. Ale ona stoi ... prawie caly dzien...czasami mowi dzien dobry, czasami zyczy udanego dnia...nie jest napastliwa.

Osobnym tematem mogliby byc bezdomni. W dzielnicy w ktorej mieszkam znam juz ich ulubione miejsca, adresy. Polacy maja swoj materac pod FNAC-iem. Gdy kiedys wychodzilam z synem ze sklepu a uslyszal, ze mowie po polsku, dodal mi otuchy, mowiac „znajdzie Pani, znajdzie...”W pierwszej chwili przestraszylam sie, byl potwornie brudny i zarosniety ale z czasem zaczynam sie juz nawet do tych moich rodakow przyzwyczajac. Czesto przychodza do glownego lokatora materaca koledzy, pija razem piwo, smieja sie, jest im razniej. Moze nawet razniej niz tym, ktorzy pozostali sami w mieszkaniach no i sa w koncu w Paryzu!

Na zime bezdomni stawiaja sobie na kanalach wentylacyjnych male namiociki. Na Wagram ktos nawet zdobyl kanape, wlozyl kwiaty do wazonu i rozpostarl dywan wyrzucony z ktoregos z biur. Czysto, schludnie...jak w domu. Tyle, ze na ulicy...W tym tygodniu temperatury maja spasc ponizej zera. Ma padac snieg. Ale oni pozostana na ulicach...

Paryz to nie tylko luksusowe witryny i Pola Elizejskie. Paryz to rowniez setki i tysiace bezdomnych ktorzy przez caly dzien, na kazdym kroku zebrza, blagaja o kromke chleba, spia na ulicach, graja w metrze na instrumentach...

Trzeba byc bardzo twardym zeby nauczyc sie na te ludzka biede nie reagowac. Inaczej w Paryzu nie da sie zyc. Trzeba nauczyc sie patrzec przed siebie, nigdy w oczy. Ci biedacy szukaja spojrzenia. W metrze zajac sie czytaniem ksiazki, przegladaniem e-maili. Czymkolwiek, aby tylko nie podniesc do gory oczu. Usmiech jest zakazany. I nie wolno sie nigdy do nikogo obcego odzywac. Inaczej wezma nas za wariata. A to wszystko po to, aby nie zwariowac. Bo czy mozna im wszystkim pomoc ?

Ot takie to nasze paryskie zycie....Mysle, ze nie moglabym zostac reporterem. Nie potrafie zrobic bezdomnym zdjecia. Jakos wstyd.

czwartek, 26 listopada 2009

Yannick Haenel o Janie Karskim

Nie moglam wczoraj ominac spotkania, jakie paryska Sorbona zorganizowala z Yannikiem Haenelem, autorem ksiazki o Janie Karskim. Kim jest ten mlody francuski pisarz, ktory z tak ogromna pasja i talentem wydobyl z niepamieci postac polskiego Kuriera? Co go najbardziej zafascynowalo w postaci Karskiego? Jaka byla droga, ktora zaprowadzila go do poswiecenia mu kilku lat ze swojego zycia ?-zastanawialam sie.
O Janie Karskim nie wiedzialam zbyt wiele przed przeczytaniem ksiazki Haenela. I szczerze mowiac, juz od lat zadaje sobie pytanie, jak to mozliwe, ze uczac sie historii w szkole podstawowej, liceum i na studiach nikt nigdy nie rozmawial z nami na temat Holocaustu. Do roku 1989 temat ten po prostu nie istnial, rozmowy stanowily swoiste tabu.

Pamietam film Lanzmanna „Shoah”, wyswietlany w warszawskim kinie Muranow w 1985 roku. Trzy razy po trzy godziny. Wowczas, ale i dzis film ten byl odbierany za zdecydowanie antypolski. Widok polskiego chlopa, ktory na pytanie, czy widzial pociagi wiozace Zydow do Oswiecimia odpowiedzial, ze pokazywal im poderzniete gardlo, byl obrazem szokujacym. Czy faktycznie odpowiadal prawdzie, czy tez Lanzmann swiadomie wykorzystal ten obraz, aby wyrzucic z siebie to, co myslal o postawie Polakow? Tak czy inaczej, mysle, ze film Lanzmanna w duzym stopniu wplynal na opinie o Polakach-antysemitach we Francji. Ale oczywiscie o tej opinii nie mogl zadecydowac jedynie film.

Ksiazka francuskiego pisarza jest jedna z niewielu, jesli nie jedyna, ktora nie zajmuje sie ocena zachowan Polakow w obliczu Holocaustu. Ale wlasnie ta postawa spotkala sie z krytyka zaproszonego na wczorajszy wieczor profesora CNRS , z pochodzenia Polaka, Jean-Charles Szurka. Przedstawil on swoja wizje ksiazki Haenela, jak rowniez swoje widzenie wspolodpowiedzialnosi Polakow za Holocaust sugerujac nawet, nie do konca wprost, ze uratowalo sie jedynie 50-60 tys. Zydow z wojennej pozogi. „A pozostali? Dlaczego tak malo? Co stalo sie z 1.5 mln?”-pytal Szurek. Jego uwaga spotkala sie z natychmiastowym protestem profesor Celiny Francelle-Gervais a takze prowadzacego spotkanie profesora Wojciecha Falkowskiego. "Pragne podkreslic, zeby nie bylo w tej sprawie niedomowien, ze za smierc 1.5 mln Zydow nie sa odpowiedzialni Polacy” –probowal prostowac profesor Falkowski.

Szurek zaatakowal Haenela za brak obiektywizmu, za tworzenie obrazu Polski nieodpowiadajacemu rzeczywistosci, bo "byli nie tylko Polacy dobrzy, ale rowniez zli, ci ktorzy donosili, denuncjowali Zydow".
„ Mnie interesuje Polska Jana Karskiego. Moglbym nawet powiedziec, ze nie interesuje mnie Polska jako taka, nie jestem historykiem, nie bede sie wiec wdawal w spory historyczne. To, co mnie interesuje to czlowiek, Jan Karski i to jak sie zachowal w sytuacji ktora nie miala precedensu”-odpowiedzial Yannick Haenel.
Polska okresu wojny opisana przeze mnie -mowil Haenel - to Polska Karskiego. Kraj i ludzie najbardziej opuszczeni na swiece. Nie tylko Zydzi zostali w tej wojnie zapomniani, ale rowniez Polska, ktorej nikt nie przyszedl z pomoca.
Haenel mowil rowniez o duchowosci Karskiego, ktora spowodowala, ze pod koniec zycia nazywal sie „katolickim Zydem”. Czy Bog w jego zyciu istnial? Dzialania Karskiego-zdaniem Haenela- byly wywolane zarowno obecnoscia jak i nieobecnoscia Boga. Nie mogl tak do konca zniesc mysli, ze Bog, jesli istnieje, mogl pozwolic na Zaglade. „Nikt tak do konca nie wie, co dzialo sie w myslach Karskiego. „Ja kierowalem sie moja intuicja pisarza”.

Szurek zarzucil Hanaelowi, ze przedstawil wyidealizowany obraz Karskiego, ze w rzeczywistosci wcale taki nie byl, ze jest to prawie hagiografia, tymczasem tak naprawde niewiele o nim wiemy, majac do dyspozycji jedynie 40-sto minutowe nagranie z „Shoah” Lanzmanna. Nawet jego zona popelnila samobojstwo. Yannick Haenel bronil sie, mowiac, jest to jego wizja, wizja do ktorej jako pisarz ma prawo.

I dodal, ze nigdy nie spodziewal sie, ze jego ksiazka wywola tak ogromne emocje. Pomysl jej napisania powstal w Warszawie, gdzie zbieral informacje na temat cmentarza zydowskiego.Wowczas natrafil na slad Karskiego i postanowil cos dla niego zrobic. „A poniewaz jedyna rzecza, ktora potrafie, jest poslugiwanie sie piorem, wiec postanowilem napisac jego biografie”. Wiemy, ze ostatecznie z biografii nic nie wyszlo, ale powstal piekny esej literacki.

Szukajac informacji o Karskim natrafilam na zdjecie innego bohatera wczorajszego dnia, uwolnionego z wiezienia w Zurychu Romana Polanskiego z 2000 roku, gdy razem z Karskim otrzymuja godnosc honorowego obywatela miasta Lodzi. Polanski jest przykladem, ze jednak byli Polacy, ktorzy ratowali i pomagali. Skadinad, co bylo czesto wczoraj podkreslane, to wlasnie Polacy, w liczbie 6 tys. sa najliczniejsi wsrod tych, ktorym przyznano medal Yad Vashem.
Yannick Haenel ujal wszystkim niezwykla wrazliwoscia, przepieknym francuskim i mysle, ze nikt, kto byl obecny na sali nie ma watpliwosci, ze jego dalsza tworczosc trzeba bedzie uwaznie sledzic. A ja chcac mu podziekowac za piekna ksiazke o Janie Karskim zaprosilam go na polska kolacje. Usmiechnal sie i nie odmowil, choc nie bedzie to latwe. Autor ksiazki o Janie Karskim mieszka w Rzymie.

niedziela, 22 listopada 2009

Czy mozna bylo powstrzymac Shoah?

Dlugo przymierzalam sie do przeczytania tej ksiazki. Szczerze mowiac, nie bardzo wierzylam, ze francuski eseista moze cos nowego wniesc do naszej wiedzy o Janie Karskim. Kilka dni temu przyznano jej kolejna nagrode, tym razem, prestizowa „Interallié” i to mnie ostatecznie zmobilizowalo do lektury.

Ksiazka Yannicka Haenela sklada sie z trzech czesci. W pierwszej, autor wlasnymi slowami opowiada o obrazach zarejestrowanych przez Claude’a Lanzmanna w 1985 roku podczas krecenia wywiadu z Janem Karskim do filmu „Shoah”. Szczegolowo analizuje jego zachowanie, sposob mowienia, prace kamery. Druga czesc ksiazki, to relacja faktow zawartych w ksiazce wydanej zaraz po wojnie przez Jana Karskiego w Stanach Zjednoczonych zatytulowanej „Tajne panstwo”. Jest to jego historia. Historia walki o zaprzestanie zaglady Zydow. Trzecia czesc ksiazki, to fikcyjny monolog Karskiego, jego „zycie po zyciu” czyli piecdziesiat lat bezsennych nocy spedzonych na rozmyslaniach napisany przez Haenela na podstawie m.in jego biografii "Karski, How one Man Tried to stop the Holocaust" Wooda i Jandowskiego.
Przeznaczenie powierzylo Janowi Karskiemu jedna, jedyna misje: wstrzasnac opinia publiczna i politykami na tyle, zeby powstrzymac Holokaust. W 1942 roku zostaje wydelegowany przez AK jako emisariusz i naoczny swiadek zaglady do Anglii i Stanow Zjednoczonych. Aby wywiazac sie z zadania, zostaje przez dzialaczy zydowskich dwukrotnie wprowadzony do getta. Widzi sceny, ktore sa, jak mowi „rodzajem piekla” :zwloki martwych ludzi, umierajace z glodu dzieci, potworny brud i nedze. Drugim miejscem do ktorego udaje mu sie dostac, to oboz przejsciowy dla Zydow w Izbicy Lubelskiej. Haenel bardzo szczegolowo przytacza przerazajace opisy Karskiego.

Majac w pamieci obrazy eksterminacji ludnosci zydowskiej przez Niemcow, wyrusza w podroz do Anglii a pozniej do Stanow Zjednoczonych aby przestrzec, sklonic Aliantow do reakcji . Chce zapobiec calkotej zagladzie Zydow. Robi wszystko, co jest w jego mocy, ale osoby z ktorymi rozmawia albo mu nie wierza albo sa calkowicie obojetne na jego swiadectwa. Swoja akcje rozpoczyna w listopadzie 1942 roku. Od tego momentu swiat nie moze juz mowic, ze "nie wiedzial". Karski opowiada wszystkim, kogo spotka, o tym co zobaczyl w getcie warszawskim. Sa wsrod jego sluchaczy tacy ludzie jak Wells, Koestler. Wreszcie, o spotkanie prosi go nawet sam prezydent Roossvelt.

Yannick Haenel opowiada bardzo szczegolowo o spotkaniu Karskiego z Roosweltem. Prezydent sluchajac historii Karskiego ziewa, jest obojetny, bez reakcji. Karski konstatuje, Alianci wiedzieli o zagladzie Zydow, ale nie mieli zadnego interesu w ich ratowaniu, choc mieli ku tego srodki. Mogli postawic Niemcom warunki, ze jesli nie zaprzestana eksterminacji, to zostana przez Aliantow zbombardowane miasta niemieckie. Mogli bombardowac linie kolejowe ktore dowodzily wiezniow do Oswiecimia. Mogli...Ale nic takiego sie nie stalo. Ten plan nie byl czescia strategii wojskowej ani Stanow, ani Rosjan ani Anglii. Haenel w imieniu Karskiego oskarza Aliantow, ze pozostawili Zydow samych sobie, bez zadnej pomocy i obrony. „Alianci wygraja wojne, za rok, dwa, trzy-mowi Karskiemu jeden z jego przewodnikow po getcie warszawskim- ale co z tego, jesli Zydzi juz wtedy przestana istniec”-pisze w swojej ksiazce Haenel.

Yannick Haenel jest niezwykle zyczliwy dla Polakow. Nie oskarza lecz stara sie zrozumiec dlaczego wlasnie Polacy sa najczesciej oskarzani o antysemityzm, przeciez... gdzie indziej nie bylo lepiej niz w Polsce. Pisze:„...nie mozna byc Polakiem, bo Polak oznacza wstyd i mimo, ze Polacy nie byli odpowiedzialni za zaglade Zydow, bedzie sie ich traktowalo jako katow. Mimo, ze 3 mln polskich Zydow zostalo zgladzonych, istnieje jakis rodzaj nieufnosci wobec Polakow. Polska kojarzy sie z Zaglada tylko dlatego, ze w Polsce miala miejsce eksterminacja Zydow europejskich. Wybierajac to miejsce, jako miejsce Zaglady, nazisci wykonczyli Polske. I mimo, ze Polacy byli ofiarami nazizmu, ofiarami stalinizmu i udalo im sie przeciwstawic temu podwojnemu naciskowi, swiat bedzie zawsze widzial w Polaku kata a Polske, jako miejsce zbrodni”.
Dalej pisze Haenel, ze przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta. Oskarzajac Polske i Polakow, niejako zmywa sie krew ze swoich rak. Tuszuje cynizm i obojetnosc.

Ksiazka zostanie przetlumaczona i wydana na poczatku przyszlego roku w Wydawnictwie Literackim. Na pewno warto ja przeczytac, chocby po to, aby dowiedziec sie wielu nowych, nieznanych faktow z zycia Jana Karskiego, bezwzglednie jednej z najpiekniejszych postaci XX wieku. Autora imponuje nam wiedza i zrozumieniem spraw polskich.

W najblizsza srode, 25 listopada 2009 o godz.19.00 na paryskiej Sorbonie odbedzie sie spotkanie autorskie z Yannickiem Haenelem. Adres: 17, rue de la Sorbonne, 75005 Paris, Amphithéâtre Milne Edwards, Escalier B ou E, niveau F

środa, 18 listopada 2009

St. Germain de Près i francuskie koneksje Jana Kazimierza





St. Germain de Près to kawiarnie słynące ze spotkań paryskiej bohemy lat 50-tych „Café de Flore” czy „Les deux magots”, ale jest tez jeszcze jedno miejsce, ktore warto w tej okolicy odwiedzic. Na placu imienia Jean- Paul Sartre’a i Simone de Beauvoir, z prawej strony, wylania sie niewielki kosciolek parafii St. Germain. Warto wejsc do srodka tego kosciolka, aby po jego lewej stronie, odnaleźć bardzo piekny nagrobek polskiego króla  Jana Kazimierza. Tak naprawde w miejscu tym pochowane zostalo jedynie serce polskiego wladcy, cialo po jego smierci zostalo przewiezione do Polski. Skąd pomnik polskiego władcy w samym sercu Paryża?

Dzieje Jana Kazimierza, znanego nam wszystkim i pięknie opisanego w „Potopie” Sienkiewicza sa bardzo blisko zwiazane z Francja. Nie wiadomo, czy to prawda czy tez nie, ale Jan Kazimierz poznal swoja przyszla zone, Marie Gonzage juz w roku 1640, podczas podrozy do Francji. Projekty malzenskie przyszlej krolowej Polski byly bardzo skomplikowane. Za probe poslubienia brata krola, Ludwika XIV wsadzono ja do wiezienia, pozniej przetrzymywano w zakonie. Nic tez nie wyszlo z jej kolejnych zaslubin. O jej reke staral sie tez w 1634 roku nasz krol Wladyslaw IV, brat Jana Kazimierza, ale w koncu wybral za żonę skromną i oddaną mu Austriaczke, Renatę Cecylię. Wladyslaw IV nie nacieszyl sie zbyt dlugo mlodą zona. Po siedmiu latach malzenstwa, Renata Cecylia zmarla i wtedy polska szlachta, niechetna aliansom z Austriakami, postanowila go ożenić z francuska ksiezniczka Maria Gonzaga. Przyszla panna mloda byla juz zdziebko podstarzala, miala 35 lat, ale i pan mlody nienajmlodszy, gdyz liczyl 51 wiosen.

Zaslubiny per procura odbyly sie najpierw we Francji a nastepnie francuska ksiezniczka wyruszyla w droge do Polski ze swoim stu-osobowym dworem. Malzenstwo nie bylo udane, a Wladyslaw IV zmarl po dwoch latach. W wyniku wyborow, ale ponoc sama wdowa tez miala w tej sprawie cos do powiedzenia, krolem zostal w 1648 roku Jan Kazimierz. Mimo silnych protestow szlachty oraz oskarzenia go o kazirodztwo, zdecydowal sie poslubic 38-letnia francuske-slynela z urody, ale przede wszystkim z nieposkromionej energii i inteligencji. Ponoc trzymala krola Jana Kazimierza krotko, konsultowal sie z nia w kazdej sprawie „wodzila go jak maly etiopczyk slonia”-mowiono o krolu. Do historii przeszly awantury jakie mu urzadzala. Prawda jest natomiast, ze chetnie ja zdradzal. Historycy twierdza, ze slabego psychicznie krola uzaleznila od siebie, nie potrafil bez niej zyc. Trudno sie jednak temu wszystkiemu dziwic, krol slynal z nieuctwa, ponoc nigdy nie przeczytal nawet jednej ksiazki do konca, natomiast jego zona kochala artystow i poetow, prowadzila w Warszawie bardzo intensywne zycie intelektualne i towarzyskie, dzieki niej powstala pierwsza polska gazeta "Merkuriusz Polski", przyjaznila sie z Morsztynem...fascynowala wiec nie tylko uroda, ale przede wszystkim wiedza i inteligencja.
Ale wracajac do kaplicy w St. Germain. Po smierci zony Jan Kazimierz zalamal sie. Ponoc plakal i rozpaczal jak dziecko. Byc moze to wlasnie jej smierc przyczynila sie do jego abdykacji i opuszczenia Polski. Ludwik XIV z zamian za poparcie dla swojego francuskiego kandydata na tron Polski podarowal mu bogate opactwo St. Germain. Ale po wyjezdzie z Polski Jan Kazimierz nie osiadl w Paryzu, ale w opactwie swojej zony, w Nevers. Mowi sie nawet, ze chcial poslubic siostre swojej zmarlej malzonki, tez wdowe. Jesli wierzyc plotkom, swoja rozpacz po smierci zony leczyl w ramionach wielu Francuzek i w okolicy Nevers (Burgundia) wiele rodzin umieszcza w swoim drzewie genealogicznym jako przodka wlasnie Jana Kazimierza.
Zmarl w Nevers, ponoc na wiesc o upadku Kamienca Podolskiego, co potwiedza lacinski napis na jego nagrobku. Staraniem siostry zony, Anny Gonzagi serce jego zlozono we wspanialym mauzoleum wyrzezbionym w marmurze przez slynnego Gaspara Marcy w kosciele parafialnym St. Germain de Près.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, ze Maria Ludwika Gonzaga byla nielubiana w Polsce, gdyz, zdaniem polskiej szlachty, wywierala zbyt duzy wplyw na krola i mieszala sie do polityki. We Francji, kilkadziesiat lat pozniej, Marii Leszczynskiej zarzucano, ze nie wyrobila sobie odpowiedniej pozycji, ze nie miala zadnego wplywu na decyzje krola i w zwiazku z tym nie odegrala zadnej roli zyjac w cieniu Ludwika XV. I jak tu ludziom dogodzic...

poniedziałek, 16 listopada 2009

Polskie groby, polskie dusze, polski smutek...cmentarz w Montmorency

Wychowalam sie na romantyzmie. W dziecinstwie karmil mnie literatura romantyczna moj ojciec, czytajac mi „Pana Tadeusza” do poduszki, pozniej w liceum mialam zwariowana nauczycielke, ktora w drugiej klasie, przez caly rok tlukla z nami polski romantyzm. I robila to znakomicie. Ogolnie byla nawiedzona, wpadala podczas swoich wykladow w rodzaj ekstazy a trzecia czesc ” Dziadow” trzeba bylo znac na pamiec. I dzieki jej za to.

Mniej wiecej w tym samym czasie pojechalam do Krakowa, po raz pierwszy w zyciu. Mieszkalam na Wawelu. Wieczorem chodzilismy do teatru i wtedy po raz pierwszy zobaczylam „Wyzwolenie” Wyspianskiego w rezyserii Konrada Swinarskiego. Dla kogos nafaszerowanego polskim romantyzmem, rozrachunkowy Wyspianski okazal sie przelomem w zyciu.
Pisze o tym, gdyz w ubiegly weekend wybralam sie do miejsca, ktore nam Polakom trudno ominac, choc nie jest to miejsce radosne. Nazywane jest polskim Pantheonem a ja nazwalam bym je raczej polska sciana placzu, tyle w tym miejscu smutku, zalu, tesknoty. Mowie tu o cmentarzu w Montmorency, na ktorym spoczywaja dziesiatki polskich emigrantow-patriotow.
Przez wiele lat po powstaniu listopadowym, bylo to miejsce spotkan wygnancow, skad uciekali przed „paryskim brukiem”. W miejscowej kolegiacie pochowani zostali marzyciele walczacy o wolna Polske, Julian Ursyn Niemcewicz i Karol Otto Kniaziewicz. Na cmentarzu w Montmorency spoczywal Adam Mickiewicz dopoki w 1890 roku nie przewieziono go do katedry wawelskiej, ale w Montmorency pozostala cala jego rodzina.

Na cmentarzu w Montmorency ozyly moje lekcje polskiego i „Wyzwolenie” w teatrze Starym w Krakowie z Trela i Anna Polony. Polskie groby, polskie dusze, polski smutek...
Na szczescie dzisiejsza mlodziez specjalnie sie tym wszystkim juz nie przejmuje, nie wiem nawet czy jeszcze kogos z mlodego pokolenia interesuje cmentarz w Montmorency pod Paryzem.








niedziela, 15 listopada 2009

Inny Montmartre!






Kazda wyprawa na Monmartre z goscmi odwiedzajacymi Paryz kojarzyla mi sie z koszmarem! Metro 2 do stacji Anvers lub Blanche, przedzieranie sie przez tlum turystow i handlarzy pamiatkami, a pozniej watpliwa przyjemnosc wspinania sie na bezdechu do Sacre Coeur. Gorzej, gdy goscie zwiedzali Paryz po raz pierwszy, bo wtedy trzeba nie tylko pokazac cud architektury jakim jest bazylika ale jeszcze pojsc na plac Tertre aby tam szkolic swoja asertwnosc broniac sie przed szpalerem pseudo-malarzy. "Moze portrecik szanownej Pani"?, nie?

Ci ktorzy nie przeszli odpowiedniego treningu asertywnosci sa z gory przegrani i placa 30 euro za chalturke. Urokliwy Monmartre widywalam na zdjeciach...ale myslalam, ze zdjecia zrobiono wczesnie rano albo dawno temu...




W ten weekend artysci Montmartru otworzyli swoje pracownie. Chwala im za to, bo w programie telewizji M6 „Capital” wyemitowanym w ostatnia niedziele moglismy sie dowiedziec, ze najpiekniejsze widoki Paryza sa malowane nie przez artystow Montmartru, ale sprowadza sie je z Chin i sa malowane przez Chinczykow, ktorych stopa nigdy nie stanela na francuskiej ziemi. Handlarze daja im sie do reki pocztowke i po godzinie-dwoch maja juz za grosze piekny widok placu Pigalle!


Ale nie o oszustach miala byc mowa, ale o artystach. Jak wiadomo, wszystkim rzadzi przypadek. Pomylily mi sie dzis strony w Internecie i popedzilam nie w to miejsce, w ktorym mialam sie zjawic. I nagle znalazlam sie w najpiekniejszej okolicy Montmatru, takiej jakiej jeszcze nigdy nie widzialam.




Polecam wiec, korzystajac z moich dosc przykrych doswiadczen, aby wizyte Montmartru rozpoczynac nie od placu Pigalle, ale od placu Dalidy. A pozniej, po prostu pospacerowac po uliczkach miedzy bazylika Sacre Coeur i cmentarzem Montmartre: Norvins, Ravignac, Durantin, Lamarck...




Pracownie artystow maja na Montmartrze urok dosc osobliwy. Mieszcza sie na poddaszach, sa schowane w podworkach, wchodzi sie do nich po odrapanych schodach...


Moim odkryciem tego weekendu byly prace Dominique’a Bordenave, ktory tworzy przy pomocy metalowej, skladanej nitki. Powstaja prawdziwe perelki, a osobom zainteresowanym polecam jego strone: http://www.dominique-bordenave.com/default.htm








Oto przyklad jednej z jego prac.

piątek, 13 listopada 2009

Krzysztof Warlikowski w Paryzu


"Jest Pan diablem Panie Warlikowski" -zamierzalam powiedziec rezyserowi na spotkaniu w Akademii Sztuk Pieknych, ale nie starczylo mi odwagi...
”(A)pollonie” udalo mi sie, chyba cudem, obejrzec w srode wieczor. Nie spodziewalam sie, ze zabraknie biletow do sali, ktora moze pomiescic 1250 osob a tak sie stalo. Wiec na schodach przed teatrem polowalo na bilety, bo inaczej tego nie mozna nazwac, okolo trzydziestu osob, zaczepiajac przechodniow kartka z napisem „Je cherche une place”. Na doslownie kilka minut przed rozpoczeciem przedstawienia, panowie wydajacy sprzedane juz bilety zdecydowali sie udostepnic kilka miejsc z tzw. gorsza widocznoscia, czyli bez mozliwosci czytania francuskich napisow. Czytac francuskich napisow nie musialam, wiec miejsce kupilam, i okazalo sie bardzo dobre.

Ogladanie spektaklu Warlikowskiego nie nalezy do przyjemnosci, jest to raczej rodzaj przemocy dokonawany na wlasnym ciele i umysle. Przede wszystkim spektakl trwa 4.5 godz. Ale to nie o dlugosc chodzi ale o to, co sie oglada. A wiec jesli nie jest to gwalt na kobiecie, to jest to gwalt na dziecku, morderstwo na mezu albo samobojstwo i bazgranie wlasna krwia na szybie. Aktorzy wlasciwie do siebie nie mowia, raczej krzycza do widowni przy pomocy gesto rozstawionych mikrofonow. Jesli ktos lubi akty meskie, to mogl sie rowniez napatrzec do woli. Brzydota, zlo, przemoc, koszmar. Natomiast koszmar znakomicie oswietlony i scena przypomina mniej scene teatralna a bardziej telewizyjna gale programu rozrywkowego, pelna kamer i aparatury technicznej.

Warlikowski zbudowal swoj autorski, jak podkresla, spektakl korzystajac z literatury i mitologii antycznej. Tak wiec grecka heroina, Ifigenia, poswiecona przez ojca dla uratowania Troi u Warlikowskiego jest rozpuszczona nastolatka w sukience od pierwszej komunii, zgwalcona przez ojca dla jego kariery. Agammemnon, ktory wraca spod Troi nie jest mitologicznym bohaterem, ale hitlerowskim nazista, ktory stwierdza zimno i cynicznie, ze kazdy z nas, gdyby znalazl sie w jego sytuacji, robilby to samo, czyli zabijal.

Alkesta, ktora w mitologii oddaje swoje zycie za zycie meza, u Warlikowskiego jest osoba, pozbawiona milosci, chora psychicznie, ktora w konsekwencji popelnia samobojstwo. Tytulowa polska Apolonia, ktora przechowywala w czasie wojny Zydow, za co przyplacila zyciem, nie jest bohaterka, ale jakas dziwka puszczajaca sie z Niemcem, liczac na jego przychylnosc. Do tego Warlikowski dorabia jej „gebe” sugerujac, ze uratowala Ryfke tylko dlatego, ze ta miala aryjski „wyglad” sugerujac antysemityzm i falszujac tym samym historie Hanny Krall tylko po to, zeby nam udowodnic, ze Apolonia nie byla ani szlachetna, ani odwazna.
Sedzia Yad Vashem to klaun, ohydny, pyszny i zarozumialy a Zydzi, ktorzy ukrywaja sie pod podloga, w strachu przed Niemcami, dusza wlasne dziecko. Syn Ryfki, ktory odbiera w jej imieniu medal Yad Vashem tez jest morderca, bo strzela do Palestynczykow. Warlikowski nie oszczedza nikogo. Jego swiat jest pelen okrucienstwa i zla, bolu i nienawisci a dobro... tez staje sie relatywne, gdyz to zle intencje stoja za jego czynieniem.

Diabelskie to myslenie, taka relatywizja wartosci na ktorych zbudowalismy nasza cywilizacje, ale widac, jego wizja swiata sie podoba, widac znajduje posluch, bo cala prasa francuska pisze pod adresem Warlikowskiego peany. Faktem jest, ze dzieki niemu o Polsce sie mowi i to w bardzo dobrym kontekscie. I za to mu wielkie dzieki sie naleza.

Na wczorajszej konferencji prasowej pytano go o tytul spektaklu. Dlaczego pierwsze (A) jest w cudzyslowiu? Wydawac by sie moglo z tytulu, ze spektakl bedzie o Apolonii i Polonii czy Polsce. Ale w przedstawieniu nie ma zadnych polskich odwolan poza historia Polki ratujacej Zydow. Warlikowski tlumaczyl na konferencji, ze chodzilo o jego fascynacje Apollonem. Ale czy byl szczery? Czy przypadkiem owe (A) to nie jest greckie „a pozbawiajace” ktore tworzy przeczenie jak np. spoleczny-aspoleczny, moralny-amoralny. Czy przypadkiem owe (A) to nie jest aluzja do (A) Polonii ? Czy ten jego opis swiata nie odnosi sie nas samych?
Nie czujemy sie po spektaklu zbyt dobrze, ale jak to powiedzial jeden z teoretykow teatru, jesli jestes szczesliwy, to idz do karczmy, nie do teatru.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Nie pamietam chwili, w ktorej nie bylabym zakochana...



TF1 wyswietlilo wczoraj wieczorem film o zyciu Edith Piaf, "La Môme" Oliviera Dahana. Film genialny, pod kazdym wzgledem. Splakalam sie na nim jak bobr, co mi sie rzadko zdarza i po raz kolejny podziwialam geniusz aktorski Marlon Cotillard (dostala za te role w ubieglym roku Oskara). Gdy zobaczylam ja po raz pierwszy w roli Piaf, czulam, ze go dostanie...Nie wiem, czy inspirowal ja Stanislawski, czy Grotowski czy moze po trosze i jeden i drugi, ale rola ta, to „wcielenie sie” w skore Piaf bylo naprawde fenomenalne; glos, sposob chodzenia, przewracania oczami, sposob w jaki reagowala na ludzi i wreszcie rece, cudowne rece.
Sporo tez w tym filmie przepieknych, wzruszajacych scen...chocby ta, gdy na wiadomosc o smierci Marcela, Piaf rozpacza. Oszalala z bolu, wychodzi z mieszkania prosto na scene. Spiewa wowczas hymn do Boga, aby dal jej choc najkrotsza chwile z najdrozszym...
Ogladalam juz ten film przed dwoma laty w kinach, ale mieszkajac teraz w Paryzu i znajac to miasto troszke lepiej, cieszylam sie, ze rozpoznalam schody w parku Belleville i uliczki Monmartru...atmosfere paryskiego bistra...biedote XX dzielnicy.
Jest to tez jeden z piekniejszych filmow jaki widzialam o milosci. Milosci, ktora zajmowala najwazniejsze miejsce w jej zyciu, ktorej brakowalo jej w dziecinstwie i o ktorej potrafila najpiekniej spiewac. Siegnelam po kilka jej piosenek. Znalazlam nawet wideo z jednego z jej koncertow w paryskiej Olimpii. Wydaje mi sie ze najlepsze z dostepnych. Sa tez na nim dwa zrobione z nia krotkie wywiady.
-Co jest warunkiem powstania dobrej piosenki o milosci? -pyta dziennikarz
-Mysle, ze zarowno autor jak i kompozytor powinni byc zakochani, jesli nie sa zakochani, to nie napisza dobrej piosenki-odpowiada Piaf
-A czy Pani spiewa lepiej gdy jest pani zakochana?-pada kolejne pytanie
-Alez ja zawsze jestem zakochana. Nie pamietam chwili, w ktorej nie bylabym zakochana..





sobota, 7 listopada 2009

Palac Fouqueta w Vaux-le-Vicomte i Chodorkowski

Co ma cos ze soba wspolnego palac Fouqueta w Vaux-le-Vicomte i firma Iukos Chodorkowskiego? Pozornie nic a jednak, moze troche...




Jest polowa XVII wieku. Nadzwyczaj uzdolniony, mlody arystokrata, Nicolas Fouquet robi blyskotliwa kariere u boku Ludwika XIV. Zarzadza finansami panstwa, zaciaga pozycki w jego imieniu, a jednoczesnie jest mecenasem sztuki, przyjazni sie z Molierem i La Fontainem. Ma gust, slynie z wiedzy, elegancji i jest geniuszem finansowym-skad ogromna fortuna, ktora udaje mu sie zgromadzic.
17 sierpnia 1661 roku wydaje w swoim nowo zbudowanym palacu w Vaux –le -Vicomte gigantyczne przyjecie, podczas ktorego goscie zwiedzaja barokowy, bajeczny palac zbudowany przez Luis le Vau i ogrody zaprojektowane przez genialnego mistrza, André Le Nôtra. Uczta jest wspaniala, stoly uginaja sie pod nakryciami ze zlota a na zewnatrz wybuchaja fajerwerki, tryskaja wyrafinowane fontanny i rozpryskuja sie wodne kaskady. Przepych, bogactwo, luksus.





Zaproszony na przyjecie krol Ludwik XIV jest chory z zazdrosci. Nawet u niego nie jada sie na talerzach ze zlota, gdyz musial je stopic, aby sfinansowac kolejna wojne. Za czyje pieniadze powstal ten palac Fouqueta? Za moje? Skad sie bierze jego popularnosc?


Trzy tygodnie pozniej wtraca Fouqueta do wiezienia. Proces trwa trzy lata i nadintendent krola, bo taki tytul nosi Foucquet, oskarzony przez brutalnego Colberta o malwersacje, ostatecznie zostaje skazany przez sad na banicje. Ale krol boi sie Fouqeta, zmienia decyzje sadu i karze zamknac go wiezieniu. Po pietnastu latach lochow, Fouquet umiera.
Jego majatek przejmuje krol a Ci, ktorzy budowali palac w Vaux –le- Vicomte architekci, malarze, ogrodnicy zostaja zaproszeni przez Ludwika XIV do budowy palacu jeszcze piekniejszego i jeszcze wiekszego, na chwale krola Slonce-Wersalu.


Spacerujac po wnetrzach palacu w Vaux –Le-Vicomte, myslalam o innym zdolnym finansiscie, ciezko ukaranym za to, ze zaczal zagrazac carowi Putinowi, o Michaile Chodorkowskim zeslanym na Syberie. I ktorego czeka kolejny proces. Sporo zbieznosci w obu biografiach...
Palac w Vaux-le-Vicomte zachowal przepiekne, XVII-wieczne wnetrza, stad kreci sie w nim prawie wszystkie filmy rozgrywajace sie w tym okresie. Najbardziej znane to "Valmont" Formana,"Czlowiek w zelaznej masce" z Leonardem di Caprio, czy jeden z Bondow "Moonraker" i bardzo wiele innych.

Z Paryza do zamku jedzie sie ok. 50 minut autostrada A5 i warto tam zajrzec, aby obejrzec prototyp Wersalu.






Inwazja w Luwrze!

Luwr dzisiaj o godz. 10 rano! Inwazja jablkowych kosmitow...

piątek, 6 listopada 2009

Miejsce, w ktorym ludzie staja sie Bogami

Od razu sie przyznaje. Nie jestem ani archeologiem ani antropologiem. Pozytywna strona tego stanu rzeczy jest to, ze wystawe o cywilizacji Teotihuacan w Muzeum Quai Branly moglam ogladac nie skazona zadna wiedza na temat tego, co dzialo sie Ameryce Srodkowej przed najazdem kolonizatorow.


Muzeum na quai Branly, to duma poprzedniego prezydenta Francji, Jaquesa Chiraca. Zaprojektowane zostalo przez najmodniejszego ale i najzdolnieszego francuskiego architekta Jeana Nouvela. Potezna i surowa, pozbawiona dekoracji, betonowa struktura budynku otoczona dzikimi ogrodami robi imponujace wrazenie. Tematyka muzeum, to bliska sercu prezydenta Chiraca tematyka czyli cywilizacje pierwotne Afryki, Azji, Oceanii i obu Ameryk .



Poczatkowy rozwoj cywilizacji Teotihuacan, jak mozna bylo sie zorientowac ogladajac tablice synoptyczne rozwieszone przy wejsciu, zbiega sie mniej wiecej ze schylkiem cywilizacji Egiptu i Grecji i okresem rozkwitu starozytnego Rzymu. Swiatynie Slonca i Ksiezyca, znajdujace sie w centrum miasta budowano mniej wiecej w tym samym czasie co Koloseum czy Pompeje. Pompeje widzialam a wiec moglam mniej wiecej porownac europejski i przedkolumbijski styl budowania, rzezbienia czy malowania freskow.


Z codziennego zycia mieszkancow Teotihuacan ostalo sie niewiele pamiatek, ale paryska wystawa jest niezwykle bogata, chociazby z tego wzgledu, ze zebrano na niej dosc unikalne esponaty ktore czesciowo, nigdy wczesniej nie byly pokazywane.

Moja uwage przykula figurka garbatej kobiety. Wedlug wierzen mieszkancow tej wspolnoty, ludzie garbaci byli wyslannikami Boga slonca i przypisywano im sile nadprzyrodzona. Osoby z takimi wadami, ale rowniez karly i opoznieni umyslowo byli uwazani za wybrancow Bogow, byli z nim w kontakcie, byli jego wyslannikami.
Religia miala przeogromne znaczenie w cywilizacji Teotihuacan. Nie wieksze moze jednak niz w Pompejach. Zgromadzono dosc duza ilosc masek. Okazuje sie, ze choc po smierci wiekszosc mieszkancow byla palona to jednak niektorych chowano, przykrywajac im twarz maskami. Wlasnie one zachowaly sie do naszych czasow. Zeby i oczy masek robiono z muszelek

Natomiast do przedmiotow kultu nalezy zaliczyc rozmaitego rodzaju wazy i naczynia. Niezwykle piekne i ciekawie zdobione byly wazy do palenia perfum w ksztalcie teatrow. Nigdy wczesniej czegos takiego nie widzialam.
I jeszcze jedno. Cywilizacja Teotihuacan jest, jak caly swiat na tamtej polkuli, bardzo mloda. Mieszkacy miasta nie znali wiec zboz. Uprawiali natomiast kukurydze, fasole, dynie, chili i pomidory (To niesamowite, ze te same warzywa pozostaly podstawa kuchni meksykanskiej ) A ze zwierzat domowych znali jedynie indyka, psa i pszczole. Nie znali ani koni, ani bydla, ani owiec... ani kola i metalu.

Mowi sie czesto, ze kultura Teotihuacan miala ogromny wplyw na pozniejszy rozwoj calego przedkolumbijskiego Meksyku. Jej piramidy porownywane byly do piramid w Gizeh.
Jednak czegos w zachowanych eksponatach brakuje. Tym brakiem jest pismo. Pozwoliloby zrozumiec troche tajemnice „miejsca w
ktorym ludzie stawali sie Bogami” jak nazwali je po odkryciu Aztecy.

środa, 4 listopada 2009

Ani Bizancjum ani Istambul...

Jesli ktos chce wyrzucic przez okno jedenascie euro na krotki spacer w polciemnosciach i lekture kilku tekstow o historii Istambulu to polecam wystawe w Grand Palais zatytulowana „od Bizancjum do Istambulu”. Nie wiem, kto jest organizatorem tej wystawy, wiem jedynie, ze zmontowano ja z okazji roku Turcji we Francji. Cecha wyrozniajaca jest ogromna ilosc tekstow na porozwieszanych w korytarzach tablicach, ale nie po to sie chodzi na wystawe, zeby marnowac czas na czytanie! A do tego Istambul ma naprawde niesamowita historie i bylo co pokazywac...


Ogladajacy tlocza sie wiec w polciemnosciach probujac za wszelke cene dowiedziec sie czegos, o czym mogliby przeczytac w duzo lepszych warunkach siedzac w domowym fotelu.
Zgromadzone eksponaty sa raczej malo spektakularne i nawet te po 1453 roku czyli po zdobyciu Konstantynopola przez Ottomanow , w bardzo niewielkim stopniu opowiadaja o ogromnym bogactwie tego miasta i regionu. Nigdy nie zapomne opisu przygotowan do bitwy pod Wiedniem z 1683 roku i wielostronnicowego, przebogatego opisu wojsk ottmanskich (o ile sie nie myle, byl to Pan Wolodyjowski) . Ale o Wiedniu nie ma ani slowa i wogole nie ma nic o wojowniczej naturze i przeogromnym bogactwie owczesnych Ottomanow. Ladniejsze eksponaty z tego regionu swiata mozna zobaczyc w krakowskim muzeum Czartoryskich. Jedynym ciekawym elementem tej wystawy byla jej strona techniczna. Na przyklad, przy pomocy kilku projektorow wyswietlano w specjalnie skonstruowanej kopule wnetrza kosciolow Istambulu.


poniedziałek, 2 listopada 2009

Stephane Guillon-humorysta, przed ktorym drzy Sarkozy





Francuzi maja znakomitych humorystow. Valerie Lemercier, Anne Roumanoff, Florence Foresti, to tylko kilka przykladow tych najbardziej znanych. Jednym z najbardziej popularnych jest Stephane Guillon. Dzieki jego kronikom, ktorych slucha sie stojac miedzy 6 i 9 rano w korkach na podparyskiej objazdowce, France Inter zyskala tysiace sluchaczy.

Ja tez wpadlam w sidla Guillona i przez pierwsze trzy dni tygodnia zrywam sie o swicie, zeby juz z kawa i dobrze obudzona wysluchac o 7.55 na France Inter jego kroniki . Sa niebywale zjadliwe, zlosliwe i w zasadzie wiecej mozna sie z nich dowiedziec o zyciu politycznym we Francji niz z Le Monde'u a moze po prostu inaczej. Guillon nie przepusci zadnej okazji zeby wbic szpile, wysmiac malostkowosc a jego imitacji politykow (najlepsze - Sarkoziego!) slucha sie z rozkosza.

Politycy francuscy Guillona nie lubia, bardzo nie lubia. Ale w koncu Francja to nie Rosja i nikt nie bedzie do niego strzelal za krytyke rezimu. A w dodatku, ma za sluchaczy wszystkich tych, ktorzy za rzadami Sarkoziego nie przepadaja.

Ktos kiedys powiedzial, ze nasza wartosc jest proporcjonalna do formatu naszych wrogow. Jesli to prawda, to Stephan Guillon ma sie czym pochwalic. Na afiszu, ktory zobaczyc mozna na stacjach metra, zapowiadajacym jego nowy spektakl umiescil cytaty osob, ktore mowily o jego kronikach i tak:


Nicolas Sarkozy: "To jest obelzywe, wulgarne i zlosliwe"

Dominique Strauss Kahn (prezydent Miedzynarodowego Funduszu Walutowego)"Humor nie jest smieszny, gdy opiera sie przede wszystkim na zlosliwosci"

Eric Besson (Minister do spraw immigracji w rzadze Fillona/Sarkoziego) "Stefan Guillon marnuje swoj prawdziwy talent"


A jesli ktos ma ochote wysluchac jednej z jego najlepszych ostatnich kronik to zapraszam na strone:

http://sites.radiofrance.fr/franceinter/chro/lhumeurde/index.php?id=84223

Zabawilam sie w przetlumaczenie tez brawurowej kroniki. Mozna wiec ogladac po francusku i czytac tlumaczenie po polsku.


Nie bardzo rozumiem fali oburzenia, ktora wywolala nominacja Jana Sarkoziego na szefa EPAD.....nepotyzm...republika bananowa...we Francji i za granica. Przeciez od dawna nasz prezydent zachowuje sie jak monarcha. Jakies pietnascie dni temu zamknieto ulice aby umozliwic naszemu „Sir” Nicolas Sarkozy de Nagy Bocsa i towarzyszacej mu krolowej Carli Bruni-Tedeschi kupno mebli. Nie ma co sie denerwowac, kazdego dnia jestesmy coraz blizej monarchii dziedzicznej a juz niedlugo atmosfera bedzie przypominala dwor krola Slonce...

Dla Was, drodzy sluchacze, bez tytulow, sprobowalem wyobrazic sobie te atmosfere.

/Muzyka dworu krolewskiego/

Jestesmy w roku 2011. Ksiaze Jan czuje sie troszke scisniety w swojej rezydencji w Puteaux, na 160 ha, i chcialby poszerzyc swoja posiadlosc o departament Haut-de -Seine, najbogatszy we Francji. Krol Nicolas juz zdecydowal, ze ziemia bedzie nalezala do niego i na wiesc o wyborze nowego zarzadcy cala arystokracja Sarkoziego zostala zaproszona do palacu. To ma byc prezent pod choinke dla ksiecia Jana.

Ksiaze Jan wjezdza na swoim wierzchowcu. Jest to wspanialy skuter 125. Spieszy mu sie, wiec po drodze potraca kilka samochodow.

- „Prosze sie rozstapic, ktoz to odwaza sie wybrac te sama droge co ja...”. Mozecie zlozyc skarge i tak nie zostanie ona wzieta pod uwage. Moj ojciec jest krolem. I wszystkich was pozbawi tytulow”!

Tego ranka ksiaze wyglada na zmartwionego. Okropny Laurent Fabius znow nasmiemal sie z jego slabego wyksztalcenia. To prawda, ze powtarzac pierwszy rok prawa to wstyd, ale jakie to ma znaczenie.
Gdy biala grzywa ksiecia przesuwa sie wzdluz tlumu, wszyscy sie klaniaja.
Xavier Bertrand, wzruszony jak dziewica, pada na kolana.

-Wstancie -mowi Jan. Czy wszyscy sa juz gotowi na moj prezent Bozonarodzeniowy?
-Tak Panie, gdy weszliscie, tylko Jean François Coppet sie nie uklonil.
- Dziekuje, mozecie na mnie liczyc-doniose ojcu. Gdzie jest moj ojciec chrzestny, pan Hortefeux?
-W salonie, opowiada kawaly o Arabach. Arcyksiaze Philip de Villepin uwielbia takie dowcipy.
-Czy wiesz, ze wczoraj sam wypelnilem Sudoku?
-Brawo ksiaze, brawo, zaslugujesz na to, zeby byc premierem
-Przesadzasz Panie...
-Ale skad, syn geniusza politycznego sam jest geniuszem...
-Czyje to stopy wystaja spod bufetu?
-To Borloo, przyszedl wczesniej i wyprobowal juz wszystkie aperitify.
-A kim jest ten zdrajca o twarzy morszczuka?
-To Besson-wyglada na sprytnego. To te nocne czartery z Afganczykami tak go wyczerpuja.

W tym momencie pojawia sie minister kultury François Mitterand powracajacy z podrozy do Tajlandii
-Dobry wieczor ksiaze.

Towarzyszy mu mlody korrespondent tajlandzki. Sluzacy myslac ze to dziecko, daje mu do picia lemoniade. Minister kultury wtraca sie.

-Daj mu lampke wina, Kong ma 45 lat.

Przybywaja Balkany Isabelle i Patryk. Jan to ich ulubieniec, protegowany, duma.


-Gdy juz bedziesz mianowany i czegokolwiek ci zabraknie pieniedzy, nosiciela walizek, masazystki- to daj znac...

Kilka minut pozniej wchodzi krol Nicolas...


-Nie spuszczaj go z oka, to moj syn, ale on nie wymyslil pudru, niech gra w Sudoku i nie podejmuje zadnej decyzji-rozumiesz?

Znakomite, nieprawdaz?


niedziela, 1 listopada 2009

Paryskie Memento mori

Dzien wszystkich Swietych jest dniem trudnym dla emigranta. Brakuje rodzinnych grobow, nie ma komu zapalic znicza, przyniesc doniczki z chryzantemami. Wybralam sie wiec dzis na cmentarz Père Lachaise. Ktos powie-nic bardziej banalnego, owszem, ale tam przynajmniej groby kilku rodakow...
Dzien byly smutny, padalo i moze wlasnie dlatego, cmentarz wydawal mi sie pusty, jakis taki opuszczony i zaniedbany. Ktos gdzies postawil na grobie donice z kwiatami, jednak malo ktory pomnik byl tak naprawde ladnie udekorowany i zadbany.
Poczlapalam z patriotycznego obowiazku do grobu Chopina i tu niespodzianka. Klebilo sie od parasolek, rodakow i bialo-czerwonych kwiatow. Az trudno bylo sie przecisnac do grobu...Byly tez dwie mlode chinki, rodzina amerykanska-slowem - uroczyscie i miedzynarodowo.



Przy samym wejsciu na cmentarz dostrzeglam rowniez dwa rodzinne groby znanych mi skadinad rodzin: Walewskich i Ornano. Jesli ktos nie wie, to nigdy nie zgadnie, ze serce naszej pani Walewskiej nie znajduje sie bynajmniej w grobie Walewskich, ale...w grobowcu rodzinnym Ornano.
Wyjasnienie jest proste. Pani Walewska miala z Napoleonem syna Alexandra (ktorego oficjalnym ojcem byl Colonna-Walewski) i to jego potomkowie spoczywaja w grobie rodziny Walewskich.
Natomiast mezem slynnej kochanki Napoleona, po uniewaznieniu jej slubu z Walewskim, byl marszalek Francji Filip Antoni d’Ornano. Skadinand to wlasnie jego nazwisko widnieje obok nazwiska Kniaziewicza na jednej z kolumn Luku Triumfalnego. Tak wiec serce pani Walewskiej, drugie voto Ornano, spoczywa w grobowcu rodzinnym meza.

A oto dwa grobowce rodzinne Walewskich i Ornano.



























Zajrzalam tez na grob mojego idola mlodosci Jima Morrisona. Jego grob otaczala spora grupa mlodych fanow. Ponadto grob byl, z niewiadomych przyczyn pilnowany przez cmentarna straz. A swoja droga to niesamowite, jaka niesmiertelnosc zdobyl sobie Jim...jego grob byl pokryty kwiatami.

Palac w Chantilly-sladami genialnego ogrodnika André Le Nôtre'a






W ostatni dzien pazdziernika wybralam sie do Chantilly, miejscowosci polozonej 49 km na polnoc od Paryza i znanej przede wszystkim ze znakomitej, bitej (recznie!) smietany. O innych walorach tego miejsca dowiedzialam sie zaledwie kilka dni temu dzieki ostatniemu wydaniu genialnego programu francuskiej telewizji „Korzenie i skrzydla” (Polecam w co druga srode na France3!). Ujawnial on tym razem tajemnice restauracji palacu nalezacego przez wieki do dynastii Kondeuszy, fontann i systemu irygacji w ogrodach zalozonych w XVII wieku przez genialnego ogrodnika André Le Nôtre’a. Mialam do odebrania gosci z lotniska Charles de Gaulle, ktore znajduje sie zaledwie kilkanascie kilometrow od Chantilly, wiec postanowilam zobaczyc te wszystkie architektoniczne cudenka na wlasne oczy.

Palac w Chantilly, malowniczo polozony na wodzie, zrobil na mnie wieksze wrazenie niz Wersal czy Chambord. Uderza przede wszystkim ogromny spokoj panujacy wokol obiektu, nie ma mrowia autokarow i turystow a moze to po prostu sam palac, jego architektura i otoczenie, hektary zielonej przestrzeni i przepieknie zadbanych ogrodow z fontannami sprawiaja, ze odczuwamy jakis rodzaj spokoju, wyciszenia i harmonii.






Krolewski ogrodnik André Le Nôtre byl niewatpliwie geniuszem. Wszystkie fontanny, a jest ich niemalo, dzialaja wedlug sprytnie wymyslonego systemu dostarczania wody dzieki spadkowi z zainstalowanej nieco dalej wiezy. Architekci bronili sie za wszelka cene, aby zachowac XVII wieczny system hydrauliczny i nie montowac elektrycznych pomp. Warto wspomniec, ze Le Nôtre zaslynal projektujac ogrody w palacu Vaux-le-Vicomte. Jego wlasciciel Fouquet chcial zaimponowac krolowi Ludwikowi XIV. Krol sie wsciekl z zadrosci, Fouqueta wyslal na banicje a sam kazal sobie budowac Wersal. Oczywiscie Le Nôtre zostal projektantem ogrodow...w tymze Wersalu.



Natomiast we wnetrzach znakomicie utrzymanego palacu mozna obejrzec ogromna, druga pod wzgledem wielkosci po Luwrze imponujaca kolekcje obrazow z malarstwem europejskim i stara, piekna blibioteke zaopatrzona w ponad 13 tys. ksiazek, istny raj dla bibliofilow. Mysle, ze warto wybrac sie do Chantilly nie tylko na wspanialy krem serwowany w drewnianych XVII-wiecznych altankach, ale przede wszystkim dla urokliwego, zacisznego parku w stylu francuskim.





Dla koniarzy, rewelacja moga sie okazac zabytkowe stajnie, ktore ani rozmiarami ani architektura niczego nie musza pozazdrosci palacowi. Miesci sie tam „zyjace muzeum konia”, ale otwarte ono bedzie dopiero po renowacji, ktora potrwa do 2011 roku. Na razie mozna zobaczyc w „konskim teatrze” przedstawienia, stylowe parady - pokazy konskich figur i akrobacji.


Szukalam jakichs polskich akcentow w palacu w Chantilly. Nie, nie bylo latwo, ale znalazlam. W jednej z galerii obrazow mozna obejrzec portret Adb-El Kadera namalowany przez Stanislawa Chlebowskiego. Ten polski, XIX wieczny artysta z Podola byl przez 12 lat nadwornym malarzem tureckiego sultana Abdula-Azisa i stad orientalna tematyka w jego malarstwie. Mam wrazenie, ze nigdy nie zdobyl jakiejs wielkiej slawy. Czasami trafia nawet na aukcje. Ale jak znalazl sie w Chantilly, w towarzystwie Rafaela i Van Dycka? Zagadke pozostawiam historykom sztuki.