foto

foto

czwartek, 29 października 2009

Tiffany w Paryzu

Wahalam sie, czy warto rzeczywiscie wybrac sie na wystawe Tiffany’ego w Palacu Luksemburskim. Jego lampy nie kojarzyly mi sie najlepiej, zbanalizowane sprzedaza w prawie kazdym sklepie z pamiatkami, troche kiczowate i bardzo opatrzone. Nie bardzo tez wierzylam, ze znajac po trosze to co wczesniej w stylu Art Nouveau stworzyli tacy tworcy jak Gallé, Gaudi czy Beardsley zdola mnie zachwycic Tiffany. W koncu wybralam sie i szczerze mowiac-nie zaluje. A to z nastepujacych wzgledow.
Art Nouveau czy tez Secesja, jak nazwano te tendencje w Polsce, jest nam szczegolnie bliska. Mamy w pamieci malarstwo i witraze Wyspianskiego, Mehoffera, Slewinskiego; malarstwa uzywajacego plynnych linii, wzorowanego na roslinach, elementach organicznych, inspirowanego sztuka japonska. Secesje, charakteryzujaca sie falistymi liniami mebli, asymetria, bogata ornamentyka w architekturze, lagodnoscia form w rzezbie kojarzy nam sie jako przejaw artystycznej swobody plynacej z prawie wolnego miasta Krakow.

Ale najwazniejszym pytaniem, ktore sobie postawilam byly zwiazki Tiffany’ego ze sztuka francuska tego okresu. Na ile inspirowal sie tym, co zobaczyl w Europie a na ile byl samodzielnym, kreatywnym tworca?
Byl synem znanego w Nowym Yorku dekoratora wnetrz, Charles Lewisa Tiffany’ego a wiec rosl w atmosferze zainteresowania sztuka. Juz jako 18-letni chlopiec odbyl podroz po Europie a w trzy lata pozniej zapisal sie na kurs malarstwa u Charlesa Léona Brialy w Paryzu. Nastepnie duzo podrozowal, miedzy innymi do Afryki i zaczal sie interesowac sztuka witrazu.W 1879 roku otworzyl pierwsza fabryke szkla, ale w tym samym czasie zaczal rowniez wystawiac wlasne obrazy i przyjmowac zamowienia na witraze. W 1881 roku, a wiec w okresie, w ktorym Art Nouveau zaczyna raczkowac, ma juz patenty na produkcje dekoracji ze szkla. Nastepne lata przynosza dziesiatki prestizowych zamowien, miedzy innymi na dekoracje salonow w Bialym Domu. Tiffany staje sie modny, wszyscy chca miec robiona przez niego dekoracje domow.

Ale przelomowym momentem wydaje sie pobyt w Paryzu w 1889 roku podczas ktorego zwiedza wystawe Swiatowa i fabryke szkla Gallé w Nancy. Piec lat pozniej paryski handlarz sztuka, Siegfired Bing tworzy galerie Art Nouveu w Paryzu, odwiedza firme Tiffanego w Nowym Jorku i staje sie jego jedynym przedstawicielem na Europe.
W 1895 roku Tiffany wystawia w Paryzu 11 witrazy wyprodukowanych na podstawie projektow malarzy francuskich, m.in Toulouse-Lautreca i Bonnarda oraz okolo dwudziestu sztuk prac w szkle.
Z czasem, prace Tiffany’ego sa prezentowane w calej Europie a w 1900 roku na Wystawie Swiatowej w Paryzu. Jest juz nie tylko slawny, ale po smierci ojca, nieslychanie bogaty.
Wystawe w Muzeum Luksemburskim, warto zobaczyc ze wzgledu na niezwykle piekno i kolorystyke zgromadzonych eksponatow i dosc unikalny charakter ekspozycji. Pozwoli nam zrozumiec, ze Tiffany jest jedna z wariacji secesji, bardzo roznej a jednoczesnie bliskiej tej, ktora znamy z Krakowa.

wtorek, 27 października 2009

Rzezby na placu St. Sulpice



Wracajac w niedzielne popoludnie z wystawy Tiffaniego w Ogrodzie Luksemburskim , przechodzilismy kolo kosciola St. Sulpice w 6-tej dzielnicy. Znajomi, ktorzy byli po raz pierwszy w Paryzu, weszli do kosciola a my z synem zatrzymalismy sie pod tzw. fontanna biskupow, jak ja nazywam, gdyz z czterech stron swiata zerkaja na nas przedstawiciele kleru w biskupich czy tez kardynalskich komzach. I nagle dostrzeglam, ze niewielki placyk przed kosciolem, na ktorym nie tak dawno kilku naszych poetow recytowalo wiersze i spiewano poezje Ewy Demarczyk, gosci kilka rzezb, przepieknie komponujacych sie z klimatem miejsca. No i zaczelismy sie z synem bawic w zgadywanki, jaki jest ich temat i o czym opowiadaja. Najwieksza zabawe mielismy z ostatnio ogladana: drzewo...ptak...gniazdo a pod drzewem...pies, nie, nie pies...lis no tak La Fontaine i bajka o kruku i lisie. Przepiekny byl tez wznoszacy sie lotu Ikar , rzezba przedstawiajaca zmysly w formie meksykanskiego totemu i nieregularny, chaotyczny, nieuporzadkowany Don Kichot. Bylam zauroczona lekkoscia rzezb i literackimi inspiracjami. Ktos kiedys napisal, ze kultura jest salonem, w ktorym dyskutuje sie o roznych rzeczach. Rzezba nalezy ostatnio do dziedzin sztuki coraz lepiej komunikujacych z odbiorca.
Wystawa ta rozpoczela sie w polowie pazdziernika i potrwa do 22 listopada czyli do weekendu, podczas ktorego artysci tej dzielnicy Paryza otworza wrota swoich pracowni dla odwiedzajacych.


niedziela, 25 października 2009

Drakula sztuki flamandzkiej czyli kolekcja barona Brukenthala w Paryzu

Z czym kojarzy nam sie Transsylwania? Szczerze?Najczesciej jedynie z wampirem Drakula i jego fanstasmagorycznym zamkiem w Bran. Tymczasem Transsylwania to jeden z najciekawszych historycznie obszarow Europy a dzieki wystawie malarstwa flamandzkiego w muzeum Jaquemart-André dowiedzialam sie, ze jest to rowniez region bogaty w zbiory sztuki.
„Bruegel, Memling, Van Eyck”- kolekcja barona von Brukenthala. Taka nazwe nosi wystawa, na ktora zbiory zostaly przywiezione z miasta Sibiu, polozonego w poludniowej czesci Rumunii. Ale skad w jakims nieznanym, rumunskim miasteczku znalazla sie jedna z najwiekszych w Europie kolekcji mistrzow flamandzkich?
Otoz zawdzieczamy ja Samuelowi von Brukenthal, ktory jako zarzadca Transsylwanii przy dworze imperatorowej Marii Teresy zgromadzil kolekcje liczaca blisko 800 obrazow mistrzow flamandzkich i holenderskich , 250 wloskich , ryciny, rzezby i potezna, przebogata biblioteke. Jego palac w Sibiu mial byc dla Transsylwanii tym czym byl Wersal dla Ludwika XIV.
Historia pojawienia sie przesiedlencow w Transsylwanii zasluguje moim zdaniem na uwage. W X wieku, krol Geza postanowil zasiedlic te gorzyste regiony wcisniete w lancuch Karpat i ochronic miejscowa ludnosc przed hordami Hunow, Turkow, Mongolow , Magyarow i zaproponowal, aby ziemie zostaly skolonizowane przez cudzoziemcow. Nic z tego w pierwszym etapie nie wyszlo, ale jego nastepca, Geza II, aby zachecic chlopow, rzemieslnikow i drobna arystokracje do osiedlenia sie, wydal dla nich pozwolenie na noszenie broni oraz nieplacenie podatkow. W ten sposob ponad 500 rodzin, czyli ok. 3 tys. ludzi wyjechalo do Transsylwanii. Byli oni przede wszystkim z Flandrii, Walonii, Luxemburga i z Niemiec. Utworzyli wspolnote kulturowa, ktora pod koniec XVI wieku kwalifikowano jako „Saksonow”. Zbudowali znakomicie uzbrojone miasta i w 1540 roku przeszli na protestantyzm.
Wlasnie sposrod owych „Saksonow”wywodzi sie baron von Brukenthal, autor kolekcji z Sibiu. Splot przyjaznych mu wypadkow spowodowal, ze zdobyl przyjazn imperatorowej ktora mianowala go gubernatorem Transsylwanii.
Warto wiedziec, ze owczesne imperium austriackie slynelo ze znakomitych kolekcji. Obrazow na rynku sztuki bylo duzo. Podczas Reformy znacjonalizowano wiele dobr koscielnych i sporo malarstwa, ktore znajdowalo sie w rekach kleru trafialo do kolekcjonerow prywatnych.
Kolekcja barona von Brukenthala zaczyna istniec w latach 60-tych XVIII wieku. Baron skupuje przede wszystkim obrazy lowow, martwych natur, scen rodzajowych. Niektore perelki podarowala mu sama impreratorowa. Z czasem, z powodu braku legalnych spadkobiercow i w zgodzie z jego testamentem, kolekcja trafia na wlasnosc panstwa i w 1817 roku w Sibiu zostaje otwarte muzeum.
W 2007 roku Sibiu zostalo ogloszone stolica kultury ,ale „Saksonow” juz w tym miescie nie ma. W okresie wojny wcielano ich sila do Wermahtu, po wojnie musieli za to odpokutowac i wysylano ich na Syberie. Mimo to byli po wojnie najliczniejsza mniejszoscia narodowa w Europie, obliczana na ok. 100 tys. osob. W Transsylwanii obowiazywaly trzy jezyki oficjalnie, niemiecki, wegierski i rumunski. W latach 90-tych 95 proc. „Saksonow” wyjachalo do Niemiec. Pozostala kolekcja barona von Brukenthala ktorej czesc mozna do stycznia obejrzec w Paryzu.
Szczegoly pod adresem:
http://www.culturespaces-minisite.com/brukenthal/

niedziela, 18 października 2009

Dni Grotowskiego w Paryzu


Paryz celebruje w tych dniach postac Jerzego Grotowskiego, jednego z najwiekszych reformatorow teatru dwudziestego wieku. Wczoraj i dzisiaj odbywala sie sesja i projekcje filmow w Centrum Pompidou (i byly na niej tlumy!), jutro spotkanie w teatrze Petera Brooka-Bouffe du Nord (juz nie ma miejsc) i wreszcie we wtorek i srode beda sie wypowiadac na jego temat teoretycy teatru na Sorbonie i w College de France. Rok 2009 UNESCO oglosilo rokiem Grotowskiego, w tym roku mija 10 rocznica jego smierci.
Grotowski dosyc wczesnie zdobyl uznanie Francji i calej Europy Zachodniej. Po raz pierwszy zostal zaproszony przez Jacka Langa na festiwal do Nancy w 1964 roku a trzy lata pozniej, paryscy teatromani mogli go obejrzec w Teatrze Narodow. Zachwyt, oklaski, slawa...
A u nas? Tak do konca to trudno pojac skad on sie wzial ze swoimi pomyslami w samym apogeum siermieznego komunizmu, ze swoja koncepcja teatru ubogiego. Podczas gdy powojenna Polska marzyla o malej stabilizacji, o pierwszej lodowce i telewizorze, o konsumpcji, on zaczal wyrzucac z teatru dekoracje, kostiumy, zlikwidowal scene i skupil sie na pracy aktora...Rodzil sie powoli teatr ubogi... U nas niezrozumialy, mistyczny, trudny do zaszufladkownia. Mielismy inne problemy.
Tymczasem na Zachodzie wrzalo. Ameryka buntowala sie przeciwko burzujom, konsumpcji, wojnie, organizowano polityczne wiece i demonstracje. Rodzila sie cywilizacja dzieci kwiatow, „Living Theatre” zaproszone na festiwal do Avignonu organizowalo happeningi grajac nago i szokujac francuskich filistrow...Aktorzy Grotowskiego ktorzy grali ledwo przykryci skromnymi kawalkami plocien pasowali do estetyki i atmosfery buntu przeciwko spoleczenstwu burzuazyjnemu jaka nawiedzila Zachod od lat 60-tych.
W Polsce nigdy nie doceniono Grotowskiego. Mysle, ze nie bardzo wiedziano co z nim zrobic. Nie pasowal do socrealistycznych kanonow, ale nie produkowal tez antykomunistycznych spektakli a wiec nie szkodzil. Nie bylo wiec potrzeby zamykac jego teatru, ktory stawal sie coraz bardziej popularny na Zachodzie. Do wroclawskiego „Laboratorium” zjezdzali sie fani z calego swiata, Grotowskiego zapraszano na konferencje . W najbardziej goracym okresie Solidarnosci i stanu wojennego pracowal nad „Teatrem Zrodel”, szukajac w innych kulturach technik rytualnych.
Gdy w 1981, po stanie wojennym, Grotowski zdecydowal sie pozostac na Zachodzie, nikt tego nawet nie odnotowal. Nikt juz nawet o nim nie pamietal. Jego nazwisko krazylo wsrod kilku neofitow, ale nie uczono nawet o jego teatrze na wydzialach teatrologii w Polsce.
W 2001 roku wyjechalam do Toskanii na Wielkanoc. Najblizsze miasteczko nazywalo sie Pontedera. Pontedera... Pontedera....zaczelam sobie przypominac. Piccolo Teatro di Pontedera…Przeciez to tu tworzyl przez ostatnie lata i zmarl Grotowski. Tego samego wieczora wybralam sie do miejscowego teatru. Pierwsza scena. Ubrany w krotkie spodenki aktor zaczyna w miejscu biec, coraz szybciej, coraz szybciej...Nasuwaja mi sie w pamieci obrazy Ryszarda Cieslaka. I nagle, na ogromnym ekranie widac jak na dloni pejzaz Toskanii z lotu ptaka...Moze to bylo wlasnie marzenie Grotowskiego, aby aktor potrafil zamienic sie w ptaka?

środa, 14 października 2009

Boy-Zelenski i Paryz




Podazajac sladami genialnego znawcy i tlumacza literatury francuskiej, Tadeusza Boya-Zelenskiego, przejrzalam znajdujacy sie w mojej biblioteczce tom ”Reflektorem w mrok” kupiony bardzo dawno temu. Kiedys w szkole sluzyl mi jako przewodnik po Wyspianskim, jego „Weselu” i "Zielonym baloniku". Ale nie przypuszczalam nigdy, ze znajde tam perelki o Paryzu.


Tom ten otwiera opowiesc o tym, jak to znamienity krakowski lekarz wybiera sie pewnego dnia do Paryza dla poglebienia studiow i calkowicie daje sie zauroczyc temu miastu, Francji i kulturze francuskiej to tego stopnia, ze w nastepnych latach tlumaczy prawie cala literature francuska.


Pozwole sobie, bo sa to strofy niezwykle, zacytowac opowiesc o owym zauroczeniu Boya Paryzem, przed ktorym nikt, kto choc raz odwiedzil to miasto, nie potrafi sie uchronic. I choc bylo to na poczatku wieku, wrazenie jakie robi na nas Paryz dzis, pozostaje takie samo...


„Otoz zdarzylo sie, iz niedlugo po tym doktoracie medycyny wybralem sie do Paryza dla uzupelnienia studiow lekarskich. Raz i drugi zaszedlem do tamtejszych klinik, ale natychmiast poczulem, iz znalazlszy sie w Paryzu, tym jedynym miejscu na swiecie , byloby szalenstwem opukiwac pluca i obmacywac watroby absolutnie takie same jak te, ktorych pod dostatkiem zostawilem w ojczyznie, Cisnalem tedy szpitale i labolatoria i zaczalem sie walesac po Paryzu.


Atmosfera tego miasta to cos, czego nie da sie z niczym porownac. Nie dlatego, ze jest wielkie; sa inne wielkie miasta na swiecie; nie dla jego goraczkowego ruchu i latwych rozrywek. Ale jest w tym miescie jakis tajemniczy fluid, jakis magnetyzm duchowy, ktory krazy w murach, ulicy, tlumie i powietrzu Paryza. Moze to fluid wytworzony przez wieki cale historii, mysli i wdzieku zycia? Dzialanie to jest tak mocne, tak odurzajace, iz wielu wrazliwych ludzi nie wytrzymuje wrecz nerwowo tego pierwszego zetkniecia z Paryzem; chcieliby wszystko wchlonac, poznac, przezyc; nie mogac wszystkiemu nadazyc popadaja w prostracje. Dostalem i ja takiego ataku neurastenii paryskiej, ktora pomnazaly jeszcze wyrzuty sumienia, ze tak zaniedbuje powazne studia, dla ktorych przyjechalem.


Zdenerwowany, prawie chory, zamknalem sie w moim hoteliku, cale dni lezalem w lozku, bo byla ostra zima, a pieca tam nie bylo, jak wszedzie w dzielnicy studenckiej, tylko lichy kominek, i chcac sie tak czyms ogluszyc, oglupic, zaczalem-czytac ksiazki. Wpadl mi w reke jakis tom Balzaka, pochlonalem kolejno kilkadziesiat tomow tego pisarza, cala prawie Komedie Ludzka. Ta lektura Balzaka, przy akompaniamencie odglosow Paryza dolatujacych z ulicy, dala mi pare tygodni spedzonych jakby w fantastycznym swiecie. Wieczorem, kiedy trzeba bylo wyjsc z domu, aby cos zjesc wreszcie, szedlem na miasto, blakajac sie po ulicach, zyjac w dalszym ciagu z bohaterami Komedii ludzkiej. W ten sposob Balzak uczyl mnie rozumiec Paryz, Paryz uczyl mnie poznawac Balzaka.


Jest w Paryzu jedno cudowne urzadzenie, mianowicie wybrzeze Sekwany, ktorego parapet na przestrzeni paru kilometrow zajmuja kramy z ksiazkami. Idac wolno, zatrzymujac sie przy kazdym, biorac w reke ten i ow tom, czytajac tu i owdzie po pare kartek, mozna spedzic kilka rozkosznych godzin, zanim dojdzie sie od jednego konca do drugiego. Wiecej powiem: od samego ogladania tylu ksiazek, od samego wdychania ich myslacej stechlizny czlowiek staje sie inteligentniejszy, rozszerza swoj horyzont. Wobec stanu dziesiejszych nauk metapsychicznych nie widze zadnych przeszkod do przypuszczenia, ze esencja ksiazki moze wnikac do mozgu bez czytania, za pomoca samego ogladania i zapachu. Istnieje nawet bardzo piekna teoria okultystyczna w tej mierze...jeszcze dotad w szkolach nie przyjeta, co moze zreszta i lepiej.

Te spacery staly sie moim nalogiem. Tam, majac przed oczyma najcudniejszy w swiecie kamienny pejzaz starego Paryz, od Notre Dame az do Luwru, przy tych kramikach, z ktorych dosc czesto unosilem jakis tom do domu, przechodzilem na swiezym powietrzu kurs literatury francuskiej. Byl to zreszta jedyny, jaki przeszedlem.

Tak z kazdym dniem wchodzilem coraz bardziej pod czar tej mysli francuskiej, z ktora czulem w sobie powinowactwo od dziecka, ale od ktorej wraz z calym owczesnym mlodym pokoleniem odbieglem dosc daleko. Ale zwlaszcza jeden czynnik, najbardziej uroczy i ulotny ze wszystkich dopelnil tego zblizenia. Byla nim piosenka francuska, piosenka paryska. Zakochalem sie w niej od pierwszej chwili, tloczylem w kazdej gromadce otaczajacej ulicznego spiewaka, zabladzilem wreszcie tam, gdzie osobliwie uprawia sie te piosenke, do tzw. Kabaretow.

Nie lubie tej nazwy, daje ona powod do nieporozumien. O tak zwanym kabarecie paryskim pokutowaly u nas najdziksze legendy. Wyobrazano sobie miejsce nocnych orgii, gdzie szampan leje sie bez przerwy, a polnagie bachantki spiewaja i tancza sprosnosci. W istocie jes to mala, najskromniej urzadzona salka, gdzie przestawienie zaczyna sie o dziewiatej a konczy regularnie, jak wszystkie widowiska w Paryzu, o trzy kwadranse na dwunasta.....(...)
Walesalem sie po miescie mamroczac falszywie piosenki, martwiac sie, ze zaniedbuje moj fach, i klopocac sie, co ze mnie bedzie”.


Tadeusz Zelenski wrocil do Polski. Opublikowal kilka medycznych prac naukowych, ale coraz mniej czul sie lekarzem. Zwiazal sie na wiele lat z „Zielonym balonikiem” ale tesknil, tesknil do Paryza. Brakowalo mu, jak pisze, "owego cudnego usmiechu Francji, jej zartobliwej, a glebokiej madrosci, jej milosnego powiewu”. Postanowil wiec stworzyc „sztuczna” Francje w swoim gabinecie i zaczal tlumaczyc. Balzaka, Moliera, Rabelaise...Gdy konczyl druk tlumaczenia autora Gargantui wybuchla wojna i wcielono go do wojska austriackiego, ale to nie bitwy go pasjonowaly, ale gawedy Montaigna i strony Kartezjusza.
Przekonal tez drukarzy, ze zawierucha nie przeszkadza w drukowaniu ksiazek i w roku 1915 zalozyl podstawy Biblioteki Boya. Wydawal tom po tomie, wlasnym kosztem, ulubione przeklady. Doszedl do osiemdziesieciu. Nie wiem, czy jest ktos, kto zrobil wiecej dla przyswojenia nam literatury francuskiej. A wszystko rozpoczelo sie od owej magii Paryza...



sobota, 10 października 2009

Bekart Augusta II, piec gdanski i baba…


W zamku w Chambord stoja dwa ogromne, XVIII-wieczne, przepiekne polskie piece ceramiczne z Gdanska. "Zamawial je z pewnoscia krol Stanislaw Leszczynski"-pomyslalam sobie przechodzac obok. Ale tabliczka umieszczona pod jednym z nich informuje, ze to nie Leszczynski ale niejaki Maurice de Saxe czyli Maurycy Saski. Maurycy Saski? Kim byl czlowiek, ktory do zamkow francuskich sprowadzal polskie piece? I sprawa piecow zaczela mnie coraz bardziej intrygowac...

Leszczynski osiadl w Chambord po slubie swojej corki Marii z Ludwikiem XV. Krol przeznaczyl go dla swojego tescia, a ze nie byl w sumie zbyt hojny, nie dal Leszczynskiemu pieniedzy na umeblowanie 440-pokojowego, ogromnego zamku. Chambord pozostal wiec praktycznie pusty, korzystano zaledwie z kilku komnat ale sam Leszczynski za nim specjalnie nie przepadal ze wzgledu na fosy wodne wokol zamku, siedlisko zoltej febry...

W 1745 roku za zaslugi w dowodzeniu armia francuska pod Fontenoy, Maurycy dostaje od krola zamek i zgode na remont i umeblowanie go z budzetu panstwa. Jest marszalkiem Francji, genialnym strategiem kochajacym jedzenie, kobiety i polowania. I jest bardzo bogaty. Ale dlaczego zamawial piece z Gdanska?

Maurycy Saski byl bardzo blisko zwiazany z Polska. Byl uwielbianym przez ojca, nieslubnym synem Augusta II Mocnego, krola Polski i bratem Augusta III. August II Mocny mial ok.300 nieslubnych potomkow ale uznal legalnie tylko Maurycego. Niewatpliwie przyczynila sie do tego dosc obrotna mamusia, ktora przez dlugie lata drazyla kochankowi dziure w brzuchu o uznanie syna.

Kochaly sie w nim najbardziej wplywowe kobiety w Europie. Anna Iwanowna, ksiezniczka Kurlandii oddala mu wladze i ksiestwo po pierwszej spedzonej razem nocy. Jego kochanka byla najwieksza tragiczka w historii teatru francuskiego, Adrienne Lecouvreur. Sprzedawala swoja bizuterie, aby Maurycy mogl sobie kupic kolejny batalion wojska...Uwielbiala go Madame de Pompadour, zapraszala do siebie, bardzo rozwiazla w stylu zycia, caryca Elzbieta I. Ale w Chambord Maurycy osiada sam i buduje z pomoca architekta Savandoniego ogromny teatr. Przedstawienia teatralne byly przez cale zycie jego wielka pasja choc smiem twierdzic, ze pasjonowaly go bardziej aktorki niz sama sztuka dramatyczna. Ponadto buduje stajnie, gdzie trzyma ok. 500 koni, psiarnie dla pieciu sfor psow (na kazdy dzien tygodnia ) i zamawia do ogrzania palacu ogromne piece...

I jeszcze jedno male polonicum. Po sprowadzeniu sie do Chambord, jego kucharz znajduje w spisach kulinarnych Leszczynskiego ciasto polewane rumem. Wkrotce przepis trafia do Wersalu i na dwory calej Europy znane jako „baba au rhum” we Francji albo „rhumbaba” w Anglii. Ponoc Maurycy wylewal na ciasto cala butelke rumu...Z ksiazki kucharskiej Leszczynskiego przeszedl rowniez do historii „karp à la Chambord” nadziewany truflami i boczkiem.

George Sand, towarzyszka zycia Fryderyka Chopina twierdzila, ze byl jej pradziadkiem i w Nohant wieszala wielki portret jego matki, ksiezniczki de Koenigsmark. Faktem jest, ze prababka Pani Sand, Marie Rinteau, byla faktycznie jego kochanka, ale on sam nigdy dziecka nie uznal. Mial powazne watpliwosci co do ojcostwa... Po smierci Maurycego, Ludwik XV zlitowal sie nad biednym bekartem, dano mu na imie Aurora i zatrzymano na dworze. A wiec o tyle o ile faktycznie babka George Sand byla Aurora, Maurycy nie byl niestety jej przodkiem.


Share/Bookmark

poniedziałek, 5 października 2009

Sztuka, ktora uruchamia wyobraznie czyli c.d. "bialej nocy"


Ciagle jestem pod wrazeniem kreacji artystycznych paryskiej „bialej nocy”. I nie wiem, albo to ja przespalam fenomenalna dynamike w rozwoju sztuk wizualnych, albo Paryz jest pod tym wzgledem wyjatkiem. Na moje usprawiedliwienie moge jedynie dodac, ze w Genewie artystyczne eksperymentowanie ograniczalo sie do ozdobienia kolorowymi swiatelkami kilku drzewek na Boze Narodzenie.... Nigdy natomiast nie spotkalam sie z wydarzeniem na taka skale i o takiej roznorodnosci przedstawianych kreacji, jakie mozna bylo zobaczyc w sobotnia noc w Paryzu.
Instalacje glosowe, swietlne, nagrania wideo z wykorzystaniem pojektorow i nowoczesnej techniki - slowem byla to gigantyczna prezentacja sztuki wspolczesnej ale o niezwykle przystepnym, zabawowym obliczu w niebalnalnych przestrzeniach takich jak koscioly, meczet, parki i zbiorniki wodne.
Sztuka w otwartej przestrzeni, pozerajaca przestrzen, wchlaniajaca ja i absorbujaca widzow, sztuka, ktorej juz chyba nikt nie probuje rozszyfrowywac bo wystarczy, ze zachwyca, przenosi w inny swiat-bajki, poezji, magii...Widzialam rozpostarte w parku Butte-Chaumont czerwone parasolki ktore byly troszke z Mary Poppins a troszke z Piotrusia pana i magiczne swietliki, roznokolorowo blyskajace na jeziorku i neony, pelne pogodnych ale jednoczesnie ironiczno-sarkastycznych przeslan.
Nie probowalam rozumiec. Mysle, ze wraz z rozwojem wzornictwa, designu czy reklamy, w kazdej dziedzinie zycia poczynajac od edycji stron internetowych do etykietek na proszku do prania jak chyba nigdy musimy byc kreatywni a nowoczesna sztuka inspiruje, otwiera klapki, uruchamia wyobraznie.

sobota, 3 października 2009

Biala noc... na zielonej trawie

Kreatywnosc ludzka nie ma granic! Do takiego wniosku doszlam ogladajac mecz rozgrywany dzis wieczorem podczas paryskiej "Bialej nocy". Kostorykanska artystka Priscilla Monge zaprojektowala boisko pilkarskie z wystajacymi, niewielkimi pagorkami. Wyglada to komicznie, prowokujaco i grac wedlug ustalonych regul sie nie daje. W kazdym badz razie eksperyment sie udal, dzieci bawily sie znakomicie.


Salon slubny - takze dla partnerow homo




Za kilka dni otwiera sie salon slubny, ktory reklamuje sie tym, ze proponuje pelna obsluge, mode i gadzety nie tylko zwiazkom odmiennej plci, ale rowniez tzw. "pacsowcom" czyli osobom tej samej plci zamierzajacym wejsc w zwiazek partnerski. Zerknelam do Wikipedii jak tam legislacja u nas...i odkrylam ze znajdujemy sie na samym dole listy krajow europejskich-u nas konstytucja definiuje malzenstwo jako zwiazek kobiety i mezczyzny! Cytuje:


"Polska jest krajem bez prawnych regulacji formalnych związków partnerskich. W 2004 roku senator Maria Szyszkowska przedstawiła polski projekt ustawy o zarejestrowanych związkach partnerskich[1], zatwierdzony przez Senat, nie został poddany głosowaniu w Sejmie IV. kadencji z powodu nie wprowadzenia go przez ówczesnego Marszałka SejmuWłodzimierza Cimoszewicza w porządek obrad, co spowodowało, że projekt przepadł. W marcu tego samego roku Zieloni 2004 przedstawili w swoim manifeście na wybory do Parlamentu Europejskiego propozycję uchwalenia w Polsce przepisów dotyczących rejestrowanych związków partnerskich dla par heteroseksualnych i homoseksualnych[2][3]. W styczniu 2008 roku na zapytanie o kwestie regulacji prawnych związków partnerskich rzecznik rządu Donalda Tuska Agnieszka Liszka odpowiedziała: Rada Ministrów nie zajmowała się i nie będzie zajmować się tą sprawą[4]."