foto

foto

sobota, 19 grudnia 2009

Wielu niezapomnianych spacerow po Paryzu w 2010 roku...


Spacerowalam dzisiaj po okolicach Halles w poszukiwaniu prezentow pod choinke i wstapilam do kosciola Sw. Eustachego...Zlobek jest tam bardzo skromny, konstrastuje ze strojnym gotykiem, witrazami i bogatym malarstwem ...ale wlasnie ten wybralam, aby dolaczyc do swiatecznych zyczen...Mam nadzieje, ze sie Wam podoba...


Jutro rano wyruszam na dziesiociodniowe wakacje, do Szwajcarii, w gory- a o dostepie do Internetu w miejscu w ktorym bede, mozna jedynie marzyc. Totez zycze wszystkim czytelnikom mojego bloga pieknych i pogodnych Swiat, szampanskiego Sylwestra i wielu niezapomnianych odkryc i podrozy (po Paryzu i nie tylko) w Nowym 2010 roku...

poniedziałek, 14 grudnia 2009

„Zycie paryskie” Offenbacha w wersji oszczednej i odkurzonej


Dla tych, ktorzy kochaja operetke i Paryz, Alain Sachs wyrezyserowal w teatrze Antoine’a « Zycie paryskie » Offenbacha, jedno z najbardziej znanych dziel tego kompozytora.
Libretto jest w sumie proste. Szwedzki baron de Gondremarck przybywa do Paryza, aby nasycic oczy widokiem pieknych pan i "zatopic sie" w atmosferze miasta. Ksiaze Raoul de Gardefeu wciela sie w jego przewodnika i ... przygody szwedzkiego goscia przenosza nas w feeryczny swiat kobiet, bali, muzyki - miasta widzianego oczami autorow slynnego libretta Henry de Meilhaca i Ludovica Halévy i muzyki skrojonej na ich potrzeby przez Jacquesa Offenbacha.

Owszem, przyznaje, wersja jest odchudzona. Na scenie nie ma piecdziesieciu aktorow, nie ma tez ogromnej orkiestry, rozmachu w strojach i dekoracjach, wszystko jest skromne, oszczedne, ale moze wlasnie dzieki temu operetka, ktorej libretto napisano ponad 150 lat temu nabiera lekkosci, jest bardziej wspolczesna-slowem- odswiezona.

Gdy wchodzi sie na widownie i spoglada w strone sceny, to pierwsza rzecza jaka rzuca sie w oczy to brak orkiestry. Ale gdy kilka minut pozniej, podnosi sie kurtyna a na scene wbiega mlodziez i stopniowo, zaczyna grac, wydaje nam sie ze rozgryzlismy zagadke. No dobrze... jest orkiestra, ale kiedy pojawia sie aktorzy? I minuta po minucie, ku naszemu zaskoczeniu dowiadujemy sie, ze mlodzi ludzie potrafia nie tylko grac na instrumentach ale takze spiewac, tanczyc i mowic tekst!


Alain Sachs powiedzial w wywiadzie, ze dzis malo kto decyduje sie na wystawienie tej operetki gdyz po prostu nikogo juz nie stac na taka inscenizacje. Gdy wpadl na pomysl realizacji tego utworu , nic nikomu nie mowiac, rozpoczal od szukania aktorow, ktorzy mogliby sie sprawdzic we wszystkich dziedzinach sztuki scenicznej. Na poczatku nie bardzo wierzyl, ze znajdzie, ale udalo sie. Gdy mial juz w notesie nazwiska trzynastu mlodych, wszechstronnie wyksztalconych wirtuozow sceny, wiedzial, ze moze rozpoczac proby....

Przerobka, jakiej dokonano na starym, zdziebko zwietrzalym tekscie graniczy z arcydzielem. Praktycznie przez dwie godziny wszyscy sa na scenie , bo jesli nie spiewaja to tancza, a jak nie tancza to graja na instrumentach. Jak Sachsowi udalo sie to wszystko razem skoordynowac pozostanie dla mnie wielka tajemnica.



I jeszcze jedno. Wstepuje sie do teatru Antoine’a jak do swiatyni. Scena znana jest na calym swiecie jako pierwsza, ktora wprowadzila do repertuaru takich autorow jak Ibsen, Turgieniew, Haumptman i Tolstoj. Byl rok 1877, gdy Antoine objal te scene i postanowil zrewolucjonizowac nie tylko repertuar, ale rowniez gre sceniczna. Byl to poczatek konca pojedynczych tyrad, poczatek gry zespolowej i tzw. „wczuwania sie” w role. I mial odwage wprowadzic literacki repertuar. W trzy lata zagral 59 autorow i czterdziestu dwoch mialo mniej niz 40 lat. Teatr Antoine’a to tez przyklad naturalizmu w teatrze. Pamietam jeszcze ze szkolnych podrecznikow w Polsce zdjecia sztuk miesa wieszanych na scenie. To bylo wlasnie w teatrze Antoine’a na bulwarze Strasbourg!






niedziela, 13 grudnia 2009

Kilka refleksji Krystiana Lupy o teatrze


„Dzis czlowiek nie ma ochoty nic zabierac do grobu...”

Szwajcarski Instytut Kultury w Paryzu zaprosil przed kilkoma dniami szkole teatralna z Lozanny i Krystiana Lupe na serie warszatow i konferencji. Skorzystalam wiec z okazji, zeby posluchac jego refleksji o teatrze a wydaly mi sie one na tyle ciekawe, ze postanowilam je zanotowac.

Kim jestem?

Pochodzi z Krakowa i mialo to ogromne znaczenie, bo Krakow byl i jest, w porownaniu z Warszawa, bardziej artystyczny. W Krakowie tworzyl Konrad Swinarski i w czasach, gdy on zdobywal pierwsze ostrogi, pracowal nad mitycznym „Wyzwoleniem”. Ale Swinarski nie sprzedawal gotowych recept. „Uczyc teatru? Nie, ja nie wiem jak ”-mawial. Tworcy, ktorzy uzurpuja sobie prawo do wiedzy absolutnej sa hochsztaplerami.

Uczenie teatru

Inne domeny sztuki sa latwiejsze do uczenia. Znana jest materia, latwiej jest uczyc grac na instrumencie muzycznym, malowac, komponowac. Instrument jest znany, konkretny. W wypadku teatru tym instrumentem jest aktor. Chodzi wiec o zbudowanie pewnej wiedzy praktycznej, jak uzywac tego instrumentu. Teatr jest jedyna domena, w ktorej materia i tworca sa jednym i tym samym.
Mial wrazenie, ze trzeba uczyc zupelnie inaczej tzw. warsztatu aktorskiego. A warsztatem aktorskim nazywalo sie kiedys umiejetnosc wykonania tzw. ruchu czystego. Profesorowie wyrzucali to, co nazywali „ruchem brudnym”.
Bardzo wazne jest, aby aktor umial mowic od siebie a nie tylko tekstem. Nie moze wyobrazic sobie sytuacji, ze aktor nie zna dalszego tekstu. Aktor jest instrumentem poznania czlowieka. Poznanie dzieje sie droga doswiadczenia, ktore zmienia nas w instrumenty poznania.
W szkole organizuje sie egzaminy semestralne, czesto nie konczy sie w ten sposob procesu tworczego, bo zblizaja sie egzaminy i wtedy trzeba cos przedstawic, chodzi o niezblaznienie sie. Uczen nie przezywa procesu rozwoju swojej postaci tylko spieszy sie do premiery. Nauczyciel i uczen robia cos powierzchownego. W praktyce aktor nie pozna nigdy swojego instrumentu a poznanie instrumentu to poznanie swojego czlowieczenstwa. Wiekszosc aktorow jest wlasnie takich niedorobionych. Pozniej proponuje im sie nauczanie w szkole. I powiela schemat. Jednak mysle, iz gdyby wszyscy byli tacy jak ja to byloby bardzo zle- Sa rezyserzy tzw. konstruktorzy i sa rowniez destruktorzy-ktos musi sie na to odwazyc. Destabilizacja jest rodzajem depresji ale konstruuje artyste.


Akt tworczy

Wszak tworca jest czlowiek i materia jest czlowiek – materia w ktorej tworzy tworca teatralny. Rezyser jest tez tworca tworzacym w czlowieku. Aktor jest tez tworca tworzacym w sobie. Jak mozna tworzyc w materii, ktorej nie poznalismy?
Wiedza psychologiczna poczynila kolosalne kroki w kierunku autorefleksji ale ta wiedza ciagle sie dezaktualizuje. Wydawalo sie, ze psychoanaliza zlapie byka za rogi, ale okazalo sie, ze popelnila sporo bledow.

Aktor

Bardzo wazne jest, aby aktor umial mowic od siebie a nie tylko tekstem. Nie moze wyobrazic sobie sytuacji, ze aktor nie zna nagle dalszego tekstu. Aktor jest instrumentem poznania czlowieka. Poznanie dzieje sie droga doswiadczenia, ktore zmienia nas w instrumenty poznania. Uczy otwartosci na systemy. Czy to system Stanislawskiego, czy system Grotowskiego. Kazdy artysta powinien samodzielnie bladzic. Stosowanie systemu bez poszukiwan to tak jakby branie pigulki ktora przepisano w recepcie. Ale przeciez nigdy efekt nie bedzie taki sam.
Boje sie znajomosci tekstu, ale wymagam znajomosci sprawy i pozniej wracam do tekstu drzwiami kuchennymi. Jesli rezyser mowi, mamy tekst, to musi myslec co mozemy z tym tekstem zrobic. W zyciu nie ma tego co mogloby byc, ale to co jest. A aktor, zanim zacznie odkrywac, okazuje sie, ze zna juz tekst na pamiec. Aktor mowiacy tekstem to aktor uwieziony. Taki aktor szuka co ma powiedziec, nie mysli o tym co ma powiedziec, ale piesci fraze, ktora ma mowic-sa to wirtuozi slowa w negatywnym tego sensie.
Jesli aktor mowi od siebie, wlaczaja sie w ten proces nieswiadome elementy aktora, nie on prowadzi swoje cialo, ale to ono go prowadzi. A on nie ma nic do zrobienia poza egzekucja tego co robi. Kurczowe wyduszanie z siebie postaci zawsze zmusza nas do myslenia o sobie.
Monolog wewnetrzny postaci-jest to pewna podroz. Pisze sie monolog z pewnego punktu widzenia, piszac prowokuje-ja- wampiryczne. Aktorzy, ktorzy zrobili taki monolog znajduja cialo swojej postaci. Gdy pisze monolog, nie mysle, ze gram moja postac, ale tworze ja po rozgrzaniu jakim jest pisanie monologu. To hodowanie postaci mieszczuch nazwie wariactwem, artysci nazwa przeksztalceniem sie "on" w "ja".

Nowa rzeczywistosc

Przez ostatnie 10 lat dokonala sie przemiana tego w co wierzymy w drugim czlowieku. Kilkanascie lat temu bylismy bardziej latwowierni , ludzie mowili to, co mysleli i w tym byla cala prawda.
Teraz, ludzie mowiacy przerazliwie klamia i rzeczywistosc nie jest w tym, co ludzie mowia. Dialog przeksztalcil sie w monolog, ludzie nie dyskutuja, a moze nie wierza w to, co sie mowi? Teatr oddala sie od opowiadania historii, literatura takze. Zamiast opowiadania historii, uzywa sie wielu monologow. Czlowiek traci zaufanie do dialogu natomiast ma sklonnosc do ekshibicjonizmu. Dzis czlowiek nie ma ochoty nic zabierac do grobu.

O nas

W dziecinstwie mamy przeczucie, ze jestesmy stworzeni do lepszego zycia. Doroslosc polega na zaakceptowaniu szarosci, normalnosci. Kazdy z nas ma wrazenie, ze nie zostal wykorzystany tak jakby tego chcial. Najwieksza nasza prawda sa nasze najwieksze pragnienia. Czy jestesmy tym na czym nas przylapano czy tez moze tym czego pragniemy, o czym marzymy...
Te kilka mysli zanotowalam na goraco i mam nadzieje, ze nie przekrecilam intencji autora. Mysle, bylo warto...

piątek, 11 grudnia 2009

Przesladowanie” Patrica Chéreau czyli film o Paryzu realnym






Nie wiem, czy to zmeczenie przedswiateczne czy tez zmeczenie tym niezwykle halasliwym i stresogennym miastem spowodowalo, ze zaczely mnie od kilku dni irytowac mniej ciekawe strony Paryza: brud w metrze, tlumy na ulicach, zebracy ktorzy nas nagabuja na kazdym kroku, bezdomni spiacy na kazdym rogu ulicy...i paryzanie, ze swoja agresja, egocentryzmem i obojetnoscia na innych. Dziwnie sie wiec poczulam, gdy okazalo sie, ze klimat nowego filmu Patrice Chereau, na ktory wybralam sie dzis do kina Balzac calkowicie odzwierciedla odczuwana przeze mnie atmosfere miasta.

Film rozpoczyna sie od sceny w metrze. Czterdziestoletnia kobieta, prawdopodobnie bezdomna, przepycha sie po wagonie i zaczepia wszystkich prosba o jedno euro. Kamera jej oczami przesuwa sie po twarzach pasazerow ale nikt na nia nie reaguje. Widac oczy wbite w sciane, odwrocona glowe...milczenie. I nagle zebrajaca kobieta zbliza sie do mlodej dziewczyny i uderza ja w twarz. Ta sie nawet nie zaslania...widac w jej oczach lzy...wysiada na najblizszej stacji. W slad za nia wyrusza mlody czlowiek, moze ze trzydziesci lat...nieogolony...
W porzadku?-pyta zaatakowana kobiete.Tak...odpowiada poszkodowana. Powiedz, ale dlaczego ciebie, powiedz, dlaczego wybrala ciebie? powtarza pytanie mlody czlowiek.

Daniel, bo tak ma na imie glowny bohater, nie ma ustabilizowanego zycia, ani zawodowego ani uczuciowego. Dorabia na zycie remontujac mieszkania, w miedzyczasie odnawia dla siebie loft a wieczorami spotyka sie z przyjaciolmi, w barach czyli po parysku. Jego najblizszy kumpel, ktoremu probuje pomoc to nieudacznik w depresji. Dziewczyna, o ktorej marzy nazywa sie Sonia, jest samodzielna finansowo, robi kariere i nie chce sie z nikim wiazac. Daniel w wolnym czasie i to jest najbardziej zadziwiajace, odwiedza regularnie pensjonariuszy domu starcow. Spolecznie. Dosc monotonny tryb zycia przerywa sasiad, ktory niczym intruz probuje sie wslizgnac w jego zycie, wlamuje sie i demoluje mieszkanie, podkrada mu zdjecia, podglada go w nocy. Ponoc kocha...ale tak do konca to nie bardzo wiemy jaka jest jego rola i sens dzialan.

Daniel chce, ale nie potrafi nawiazac trwalej relacji z Sonia. Wyglada na to, ze ma spore problemy z komunikacja...mlodzi chca, probuja...ale jest im bardzo trudno. Akcje filmu przeplataja sceny z paryskich ulic, wypadkow, agresji werbalnych i fizycznych, atmosfery barow i tanich mieszkan-loftow.

Film w sumie nie ma ani poczatku ani zakonczenia. Tak jakby wyrwano kilka kartek z kalendarza Daniela. Podobala mi sie najbardziej znakomicie uchwycona atmosfera miasta, daleka o blichtru i mieszczanskiej tandety a bliska realiom zycia.

I juz zupelnie na nawiasie, odkrylam dzieki temu filmowi studyjne kino „Balzac” ktore mimo iz znajduje sie tuz przy Polach Elizejskich a wiec w najbardziej komercyjym punkcie miasta, to zachowalo bardzo kameralna atmosfere klubu. Seanse sa zapowiadane a kino organizuje cala mase imprez dla swoich widzow. W najblisza niedziele-poranek z Zorrem a 13 stycznia bedzie swietowac nowy rok rosyjski...warto wiec tam z pewnoscia zajrzec, chocby dlatego, ze repertuar jest wyselekcjonowany i bilety nieco tansze niz w pozostalych paryskich kinach.

środa, 9 grudnia 2009

Irina Brook i jej Don Kiszot

Zbliza sie koniec roku i zastanawiam sie, ktore sposrod przedstawien teatralnych obejrzanych w tym roku w Paryzu moglabym bez watpienia uznac za najlepsze, ktore bylo mi najbardziej bliskie i pomoglo troszke lepiej zrozumiec ludzi, siebie i swiat. Zrobilam sobie taki krotki przeglad i nie mam watpliwosci, ze najlepszym rezyserem tego roku byla Irina Brook ze swoim „Somewhere la Mancha” wystawionym w teatrze Bouffe du Nord.

Zespol Iriny Brook tworzy szesciu aktorow z szesciu kregow kulturowych i jezykowych (m.in. fantastyczny Bartlomiej Soroczynski). Akcja zostala umieszczona w dzisiejszej Ameryce, wsrod bezdomnych, wloczegow rodem z powiesci Kerouaca „On the road”. Dlugi, wychudly, czarnoskory Don Kiszot redaguje odezwy, ktorymi zamierza walczyc z niesprawiedliwoscia spoleczna. Jego giermek, Sancho Pansa pcha przed soba wozek z supermarketu w ktorym przeklada z miejsca na miejsce caly ich dobytek. Sancho Pansa pobrzekuje na gitarze i marzy...marzy o wielkiej karierze, do ktorej przygotowuje sie probujac recytowac Szekspira. Jest mu trudno, jaka sie, zapomina... Po drodze napotykaja takich samych jak oni wloczegow, a to muzykow cyrkowych, a to artystow z music hallu. Wlasciwie na scenie nie ma dekoracji, poza kilkoma starymi, polamanymi krzeslami, owym wozkiem z supermarketu, jakimis szmatami... Dulcynea staje jakas przypadkowo napotkana dziewczyna a w pasowaniu na rycerza pomaga amerykanska flaga. Grupe Harleyowcow Don Kiszot bierze za rycerzy...

W skrocie...spektakl, to feeria gagow, dowcipow, dobrych plet a wszystko to na tle amerykanskiego folku i odglosu syren policyjnych znanych nam z amerykanskich filmow. Wyprawa naszych wloczegow konczy sie zle, tak jak najczesciej zle konczy sie ludzkie zycie. Zgarnieci przez policje dowiaduja sie, ze uszli zaledwie kilka kilometrow, ze z marzen nic nie wyszlo, ze wszystko juz jest przegrane...Umierajacego Don Kiszota wywozi na wozku z supermarketu jego najblizszy towarzysz, jak smiecia...jak odrzut naszej konsumpcyjnej cywilizacji.

Jest to najbardziej humanistyczny, aktualny, nosny spektakl jaki widzialam od lat. Nie bylo to moje pierwsze przedstawienie wyrezyserowane przez Irine Brook. Chodze na jej spektakle od lat i jest to wtedy prawdziwe teatralne swieto. Jest najlepsza i nie wiem, czy nie przerosla juz nawet slawnego ojca. Na poczytku przyszlego roku ma byc w Paryzu z Burza Szekspira. Polecam!


poniedziałek, 7 grudnia 2009

Czy Klata podobal sie Francuzom?






Juz sam fakt zaproszenia polskiego przedstawienia na prestizowy Festiwal Jesienny do Paryza jest sporym wyroznieniem. Co do tej kwestii nikt nie ma watpliwosci. Pozostaje pytanie, czy spektakl Jana Klaty „Sprawa Dantona spodobal sie Francuzom?
Nie bez znaczenia jest fakt, ze wystawienia „Sprawy Dantona„ nie zaplanowano w zadnym prestizowym teatrze w centrum miasta, jak to mialo miejsce w wypadku „Apollonii” Warlikowskiego. Nie byl to tez, jak przypuszczam, przypadek. „Sprawe Dantona” w rezyserii Jana Klaty, zagrano w Créteil, na odleglych „przedmiesciach” Paryza. Mysle, ze wybor tego miejsca mialo spore znaczenie w lekturze przedstawienia. Przedmiescia francuskie zamieszkuja bowiem wyrzucane poza granice miasta, gorzej wyksztalcone, biedne, kolorowe grupy ludnosci. Na przedmiesciach zyje sie zle, ale to nie znaczy, ze ich mieszkancy na takie zycie sie godza. Co kilka lat, ostatnio w 2005 roku buntuja sie i wtedy przedmiescia plona... Francuzi boja sie przedmiesc, nazywaja je „bomba z opoznionym zaplonem” ale problem pozostaje nierozwiazany, dojrzewa...



Gdy wiec zobaczylam na scenie przestrzen zagracona dziesiatkami tekturowych domkow- ruder, rozpadajacych sie barakow, skojarzylam je z atmosfera owych przedmiesc, z ich brudnymi blokami, z ich bieda i brakiem nadzieji na przyszlosc. U Klaty, rewolucja rodzi sie wsrod kartonowych barakow i tam wlasnie odbywaja sie, slowne potyczki kliki Dantona i Robespierra, cynicznego racjonalizmu i rewolucyjnego nawiedzenia. Idea jest genialna i bardzo czytelna we Francji.



Nie wiem, czy Francuzom podobal sie tekst Przybyszewskiej. Nie wiem tez, czy mogli ten tekst docenic, gdyz czytali tlumaczenie na podwieszonych pod sufitem ekranach. Niestety tlumaczenie, chocby bylo najlepsze, zabija nierzadko dowcip i ironie, zwlaszcza gdy nie jest dobrze zsynchronizowane. A odnioslam wrazenie, ze nie bylo. Ponadto dekoncentruje... Tekst Przybyszewskiej byl jednak tylko pretekstem wtornym do samej inscenizacji. Tak czy inaczej, Francuzi znaja znakomicie swoja historie i wszystkich bohaterow dramatu pamietaja ze szkolnej lawy. Wystarczylo tylko rozpoznac postaci. I tu wielki uklon w strone rezysera, ktory w genialny sposob odmalowal swoimi aktorami charaktery i osobowosci bohaterow dramatu Przybyszewskiej.



Czy Klata uwiodl francuska publicznosc? Mysle, ze tak. Uwiodl wspaniala wyobraznia inscenizacyjna, finezja gry aktorow, dynamika spektaklu i szalonymi, dowcipnymi rekwizytami. Na „Sprawie Dantona” sie nie nudzimy, nie ma tez szans na drzemke, z ktorej w kazdej chwili moze nas wyrwac psychodeliczny TREX swoimi „Dziecmi rewolucji” , Tracy Chapman „Talking about the revolution”, „Etiuda Rewolucyjna” Chopina czy tez Marsylianka. Muzyka jest znakomita, wyczuwalne sa wplywy Tadeusza Kantora, ktory krasil dosc gesto swoje przedstawienia mocnymi emocjonalnie kawalkami.
Znakomite i czytelne sa tez pily elektryczne ktorymi aktorzy zapowiadaja terror, choc we Francji kojarza sie one takze z aparatami Karchera, ktore chcial uzyc swego czasu Sarkozy aby, jak to powiedzial „oczyscic” przedmiescia.



W calym Paryzu reklamuje sie od kilku tygodni wodke „Sobieski” ktora ma byc, jak twierdza slogany, prawdziwie polska. Nasz szczescie, dzieki takim artystom jak Warlikowski, Lupa czy Klata, polski teatr staje sie obok wodki i ogorkow znakomitym polskim towarem eksportowym.
A jesli wierzyc organizatorom odbywajacego sie wlasnie festiwalu „Boska Komedia” w Krakowie, pelniacego cos w rodzaju targu polskiego teatru, eksportowych przedstawien nie brakuje. To dobry znak, ze o nasze miejsce w Europie, nasz image, walczymy kultura.

piątek, 4 grudnia 2009

Kwaszona kapusta w Paryzu!


Wiem, ze nie wypada pisac o rzeczach tak prozaicznych jak kapusta...ale jest, mam, zdobylam i strasznie sie ciesze a wiec pisze!
Znajomi zaprosili sie przed kilkoma dniami na niedzielny obiad i zamowili bigos. Czemu nie- odpowiedzialam, po czym ogarnela mnie panika. A gdzie ja w Paryzu znajde kwaszona kapuste? Usiadlam goraczkowo przed komuterem i zaczelam wpisywac kolejno do Googla... kapusta w Paryzu, kwaszona kapusta...kapusta...Nie bylo nic! Natknelam sie tylko na jeden jedyny wpis pod jakims czatem w ktorym sugerowano szukanie tejze kapusty w ...sklepach koszernych. Ha...ale gdzie sa te sklepy koszerne? I dzis po poludniu, w najblizszym sasiedztwie, udalo mi sie zakupic, widoczne na zdjeciu sloiki z przepyszna, znakomicie zakwaszona polska kapusta. Podaje wiec adres-przed swietami moze sie przydac. Sklep nazywa sie K. Market i znajduje sie na 39, rue Rennequin, 75017 paris, stacja metra Pereire.


Mysle, ze jest tam rowniez wiele innych polskich smakowitosci, takich jak kabanosy, ogorki i tym podobne rarytasy, ale nie zdarzylam nawet tych wszystkich dobr porzadnie obejrzec...zaczynal sie wlasnie szabat i sklep zamykano. W soboty sklep tez zamkniety ale za to otwarty w niedziele...A oto moja zdobycz "Made in Poland"!


Zamiast wioski olimpijskiej... Clichy-Batignolles



Na tym terenie mialo byc zbudowane paryskie miasteczko olimpijskie na igrzyska w 2012 roku. Paryz przegral jednak z Londynem i z pierwotnego projektu wioski olimpijskiej Clichy-Batignolles powstal zupelnie nowy pomysl na zagospodarowanie terenu liczacego 50 ha powierzchni.
Nowy projekt przewiduje budowe 3.5 tys. mieszkan, z czego polowe socjalnych, przedszkola, szkoly, instytucji uslugowych i wielkiego wielofunkcyjnego parku.



Calosc ma miec charakter calkowicie "zielony" czyli zero emisji dwutlenku wegla, zero wykorzystania energii nieodnawialnych i intensywna produkcja energii przy pomocy baterii fotowoltaicznych. Stad eolieny w pejzazu i baterie na energie sloneczna na budynkach.

>

Stary budynek wyposazony w baterie fotowoltaiczne


W tej czesci Paryza krzyzuja sie napowazniejsze, w zachodniej czesci Paryza, wezly kolejowe. Tuz obok znajduje sie jeden z najstarszych paryskich dworcow, St. Lazaire. Przyszli mieszkancy nowego osiedla bede mieli niedaleko do stacji metra Porte Clichy a nawet widok na wieze Eiffla. Spacerowalam dzis rano po okolicy i oto kilka zlapanych na goraco obrazow.

Oto niezabudowany jeszcze teren z widokiem na wieze Eiffla w oddali
Wodna roslinnosc w jesiennym ubraniu

wtorek, 1 grudnia 2009

Portrety dzieci w paryskiej Oranżerii



Zeby wprowadzic nas w nastroj Swiat, muzeum Oranzerii na placu Zgody przygotowalo rodzinom pod choinke przepiekna wystawe „Dziecko jako model” czyli dosc kompletna retrospektywe malarstwa z dziecmi w temacie. Mamy wiec portrety dzieci wlasnych i dzieci znajomych- Renoire’a, Cezanna, Gaugina, Picassa, Matisse’a...i wielu innych. Sama wystawa jest jednak nie tylko przegladem tendencji i nurtow w malarstwie, choc i od tej strony jest interesujaca, ale sporo mowi rowniez o samych artystach.

Temat wydawaloby sie wdzieczny, a jednak dzieci zaczely interesowac malarzy stosunkowo niedawno. Wlasciwie do konca XIX wieku, jedynym tematem „dzieciecym” byla Maria dziewica z malym Jezuskiem na reku. No i male, pulchne aniolki. Malowal rowniez swoje dzieci Rembrandt, ale dopiero XIX wiek przyniosl autentyczne uznanie dziecka jako osoby i szerokimi drzwiami wprowadzil ten temat do malarstwa.

Mysle, ze znakomitym portrecista scen rodzinnych i macierzynstwa byla Berthe Morisot. Na wystawie w Pomaranczarni mozna zobaczyc jej bardzo cieple portrety corki Julii. Portrety maluje rowniez swoim dzieciom Pierre Auguste Renoir na przyklad Claude’a zwanego Coco. Zostal on zrobiony podczas zabawy chlopca metalowymi zolnierzykami, i jest to jedyny znak, ze portretowanym dzieckiem jest chlopiec a nie dzieczynka. Coco ma wlosy zwiazane wstazka i nosi czerwona sukienke.




Tak naprawde to dopiero dzis stalismy sie az tak rygorystyczni w ubieraniu dzieci. Na wystawie w Pomaranczarni pokazano portret slynnego antropologa, Clauda Levy-Strauss w czerwonej sukience w paski. No, ale kiedys widocznie nie przywiazywano do takich drobiazgow zbyt wielkiej wagi.



Wystawie towarzysza wywiady z osobami, ktorych rodzice parali sie malarstwem i ktorych portrety wybrano na te ekspozycje. Oj nie mieli oni latwego zycia ...czesto musieli spedzac dlugie godziny w niewygodnych pozach.
Sa portrety malowane z nadzwyczajna miloscia, cieplem i fascynacja dziecmi i inne, gdzie wazniejsza staje sie strona formalna, a dziecko jedynie pretekstem, tematem ubocznym, jak u Cezanne’a i Gaugine’a. Sa tez portrety dzieci niesformnych, dzikich czyli takich jakimi widza je rodzice. I piekne motto Bettelheima w jednej z sal wystawowych. „Wychowanie nie jest zawodem, jest sztuka”.