foto

foto

niedziela, 28 listopada 2010

" Wszystko co kocham " i "Beats of freedom" w Paryzu


Wczorajszy, sobotni wieczor spedzilam w uroczym, studyjnym kinie na St. Germain de Près o rownie sympatycznej nazwie Reflet Médicis na wieczorze poswieconym polskiemu rockowi, w ramach festiwalu kina polskiego w 30-sta rocznice powstania Solidarnosci.
Wieczor rozpoczal dokument pod angielska nazwa „Beats of Freedom”--zew wolnosci”. A skoro juz jestem przy tytule, to pozostanie dla mnie zagadka dlaczego, zazwyczaj przewrazliwieni na punkcie swojego jezyka Francuzi go nie przetlumaczyli, czyzby ojczyzna Robespierre’a przestraszyla sie slowa „liberté”? 
Sam film jest natomiast pieknym przypomnieniem czasow, w ktorych wszyscy jak szaleni spiewalismy „Chcemy byc soba” a naszymi idolami byli liderzy „Tiltu”, „Kultu”, „LadyPunk” i „Maanamu” i wielu, wielu innych zespolow rockowych. Problem polega jednak na tym, ze mlodzi (jak przypuszczam) autorzy filmu byli bardziej zafascynowani epoka ulicznych bijatyk z zomo  niz sama muzyka. Ogladamy wiec niekonczaca sie liczbe dokumentalnych obrazow czolgow, oblewanych woda i odstraszanych gazem demonstrantow natomiast brakuje chocby jednej, jedynej w calosci piosenki z tamtej rockowej epoki. Sa jakies urywki, zlepki, fragmenty, ale wiecej jest opowiesci i wspomnien snutych przez dziennikarzy niz przez samych artystow.Jest nawet przemowienie Jaruzelskiego a w calosci wysluchujemy jedynie piosenke Czeslawa Niemena "Dziwny jest ten swiat"-co przenosi nas naprawde w czasy prehistoryczne.
Scenariusz filmu opiera sie na rozmowach angielskiego krytyka muzycznego polskiego pochodzenia, Chrisa Salewicza z bohaterami rockowego boomu. Ale albo mlodzi autorzy (Wojciech Slota i Leszek Gnoinski) pokochali bitwy ludnosci z policja  bardziej niz muzyke albo jak to czesto u mlodych bywa, wrzucili wszystko to jednego worka, albo brytyjski krytyk zasugerowal im zrobienie filmu zrozumialego dla cudzioziemskiej widowni. Z tego grochu z kapusta wyszla jednak nuda a jedyna atrakcja okazal sie przesympatyczny lider zespolu TILT Tomasz Lipinski, ktory pojawil sie w Paryzu i ze stoickim spokojem odpowiadal na pytania widowni. Odpowiadajac na jedno z nich, wspomnial o ogromnym znaczeniu festiwalu w  Jarocinie dla owczesnej malomiasteczkowej i wiejskiej mlodziezy, ktorej te kilka dni, czy tygodni spedzone na festiwalu dawaly  ogromny zastrzyk wolnosci i wiary, ze mozna wyrwac sie z ogolnego marazmu.

Janek, bohater drugiego filmu „Wszystko, co kocham” nigdy do Jarocina nie pojedzie. Jedynym publicznym koncertem zespolu, ktory stworzyl z kolegami  bedzie wystep na festiwalu w Koszalinie oraz na szkolnej imprezie. Ten drugi wystep doprowadzi do wylania jego ojca, oficera Zeglugi morskiej z pracy a mlody muzyk bedzie musial wraz z rodzina opuscic Gdansk.
Jacek Borcuch zrobil piekny film o wolnosci. I choc to slowo chyba nigdy w filmie nie pada, jest wszechobecne w zyciu bohaterow. Janek kocha dziewczyne, ale jej ojciec-solidarnosciowiec nie akceptuje chlopaka, ktorego ojciec nosi mundur. Jest rewidowany, zabiera go pewnego dnia policja. Grupa rockowo-punkowa, do ktorej nalezy Janek, wbrew zakazowi gra na koncercie szkolnym niecenzuralne politycznie piosenki.  Ojciec Janka zostaje za to wylany z pracy. Andrzej Chyra w roli ojca stworzyl przepiekna postac wyrozumialego, tolerancyjnego pater familias, ktory w kazdej sytuacji staje murem po stronie syna, przekazujac mu system wartosci oparty na zaufaniu, prawdzie i wiernosci sobie.
Wracajac przymusowo spacerkiem z kina, gdyz moj autobus juz nie jezdzil, mialam sporo czasu na rozmyslania i doszlam do wniosku, ze naszym najlepszym towarem eksportowym, poza wyborowa, zubrowka i ogorkami jest po prostu Wolnosc. Mamy w tej dziedzinie  nie tylko niezla tradycje ale i savoir faire sprzed ostatnich trzydziestu lat.Nie jestesmy gorsi w walce o wolnosc od Szwajcarow i ich savoir faire w dziedzinie robienia zegarkow. My wolnosc-oni zegarki. Francuzi wina i sery a my ...
Moze nalezaloby o wpisanie walki o wolnosc jako polskiego towaru na liste AOC - Appelation d’Origine Controlé na takiej samej zasadzie na jakiej Francuzi wpisali szampana? Co o tym sadzicie?

wtorek, 23 listopada 2010

3 x FOTO

Od kilku tygodni o wystawie Paris Photo 2010 mowilo sie we wszystkich mediach. Nawet Goraca, ktora swietnie, choc niestety rzadko informuje o imprezach kulturalnych zlapala za pioro. 

Pierwsze podejscie zrobilam w piatek, ale dziki tlum osob czekajacych w ogonku do kasy w Carrousel du Louvre mnie wystraszyl. Postanowilam przelozyc wizyte do nastepnego ranka, po zakupieniu biletu na Internecie (18 euro!). Mimo dosc wczesnej pory tlum byl juz ogromny, trzeba bylo sie bardzo powoli przesuwac alejkami, wzdluz ktorych wyrastaly stoiska galerii fotograficznych z calego swiata. Mnozyly sie obrazy scen z zycia codziennego, nagosci, samotnych sylwetek,  krajobrazow. Na jednych wzrok zatrzymywal sie na dluzej, po innych przebiegal pozostawiajac nas w calkowitej obojetnosci. Jesli ktos nastawil sie na przezycia artystyczne, to byl moim zdaniem rozczarowany. Paris Photo sa targami profesjonalistow, znanych na swiecie galerii, ktore w Paryzu wymieniaja doswiadczenia, porownuja prace , sprzedaja. Jesli ktos szuka okreslonego albumu, znanego mu wczesniej nazwiska, to ma szanse nawet na zdobycie autografu. Inaczej gubimy sie szukajac artystycznych perelek w natloku zdjec, wizji swiata, ogladanych w warunkach zgielku i tlumu. Mysle, ze atmosfere panujaca na tym fotograficznym targu najlepiej ilustruje praca chinskiego artysty...



Chcialabym jednak polecic jedna galerie, ktora zwrocila moja szczegolna uwage.  Nie wiem, czy nie jest to filia nowojorskiej galerii Leica, bo taka sama nosi nazwe, ale przywiozla do Paryza prace kilku czeskich fotografikow. Jeden z nich, Jiri Turek wydal mi sie najciekawszy. Jego wizje miast, zamazane, ale rozpoznawalne, w odcieniach szarosci sprzedawane byly w Paryzu za 1500 euro. To ponoc nieduzo, jak na dobre ujecie...i na to nazwisko...

foto: Jiri Turek


Czy udalo sie uchwycic jakies tendencje? Mysle, ze sporo jest poszukiwan na bazie fotografii archiwalnych, robionych nawet w polowie XIX wieku (galeria Bernard Quiritch z Londynu). Zrodel inspiracji szuka sie rowniez w latach tuz przedwojennych, 20-stych i 30-stych obecnych w pracach galerii„Taik” z Helsinek.  Sporo jest tez zdjec nowoczenej architektury i innej skrajnej nowoczesnosci reprezentowanej przez galerie japonczykow „Galeria Taro nasy” .  Polnoc Europy, to oczywiscie wielka obecnosc natury-galeria „Anhava”z Helsinek ale nie brak tez meskiej czy damskiej nagosci-(n.p.galeria „Anne Barrault”). Osobno wspomne o wyraznie zauwazalnej tendencji fotografowania miejsc opuszczonych, fabryk, ale takze wielkich zabytkow od wewnatrz, z tworzeniem perspektywy tak jakby byl to obraz, a powieszony w salonie powiekszal przestrzen w nieskonczonosc...

Yancey Richardson Gallery z Nowego Jorku

Gosci zaproszonymi tegorocznej edycji Paris Photo byly kraje Europy Wschodniej i mysle, ze maja one naprawde wiele do zaproponowania, przede wszystkim zupelnie inne spojrzenie  i oryginalna, bardzo piekna obrobke zdjec. Obok praskiej galerii „Leica” znakomicie sie rowniez prezentowala „Vintage Gallery” z Pragi.
A oto moje ulubione zdjecie paris Photo 2010:


Prywatna Audiencja Karren Knor wystawiona przez galerie "Les filles du Calvaire"


Bellevilloise- PHOTO OFF

W miejscu kultury alternatywnej, mieszczacej sie w 19 dzielnicy- „Bellevilloise” zorganizowano  w tych samych dniach PHOTO OFF -spotkanie galerii reprezentujacych mlodych i jeszcze mniej znanych, ale wiele obiecujacych artystow. Przede wszystkim miejsce jest tak urokliwe, ze juz same wnetrza nastrajaja nas troszke lepiej do ogladania wystawy niz w Carrosel du Louvre. Nie ukrywam, wyszlam oczarowana. Przepieknymi pracami Margherity Crocco prezentowanymi przez galerie Basia Embiricos, nostalgia zdjec Jose Marii Mellado z brukselskiej galerii „Crown Gallery” czy niezwyklymi pracami Patricka Tourneboef z paryskiej galerii „Emotion”.
I znow zwracam uwage na jedna jedyna galeria, White Space gallery z Londynu, ktora przywiozla do Paryza prace artystow rosyjskich oraz z krajow sasiadujacych. I tu wielkim odkryciem byly prace Litwina - Rimaldasa Viksratisa. Moze dlatego, ze opowiada o swiecie czasow, ktore powoli zaczynaja nalezec do przeszlosci? Moze dlatego, ze spedza czas z bohaterami swoich prac, obserwuje i zatrzymuje na obrazach ich codziennosc, dzieli z nimi biede i radosc. Moze stad jego spojrzenie jest „od wewnatrz”, pelne ciepla i wspolczucia? Fotografuje ich zycie seksualne, ich alkohol, ich dzieci, ich zwierzeta...Ponoc mieszka gdzies na wsi pod Kownem, ale jego swiat, daleki od naszych konsumpcyjnych cywilizacji jest przepelniony humanizmem i cudownym surrealizmem. 






Rimaldas Viksraitis "End of the road"

Zawod: Reporter

Do „Petit Palais” zajrzalam przechodzac obok przypadkiem. „Reporterzy bez granic” proponowali wystawe „Pierre i Alexandra Boulat”. Postanowialm zajrzec na chwilke i zostalam przez prawie dwie godziny zatrzymujac sie przy kazdym zdjeciu. Zaczne od Alexandry. Zawod: reporter wojenny. Zdjecia z Iraku, Afganistanu, Kosowa i zbombardowanego Sarajewa. Wojna i umarli, wojna i zywi. Rok 1992-samotny staruszek przykryty kocem siedzi na krzeselku i patrzy na palace sie wokol niego domy-Sarajewo, Bosnia- Herzegowina. Rok 1998 –oboz uchodzcow w gorach Kosowa-dwie starsze kobiety oplakuja zmarla. Rok 1999-pogrzeb 25 mezczyzn z Kosowa zamordowanych przez Serbow, ustawione wszeregu trumny. Rok 1990-dwie sliczne dziewczyny witaja zolnierzy OTAN-u w Kosowie.Rok 2001, Afganistan- pogrzeb dziesiecioletniego chlopca- niczym zlozenie do grobu...Obraz tak mocny i piekny, ze nie potrafie odejsc. Wiele obrazow kobiet w czadorach. Kim jest Alexandra Boulat?  W biografii jest napisane , ze przez dziesiec lat studiowala malarstwo. Byc moze stad jej zdjecia sa jak obrazy tyle ze malowane wizjerem aparatu fotograficznego.
Ile widzialam wystaw fotograficznych w zyciu , nie wiem.  Mam wrazenie, ze ogladam taka wystawe po raz pierwszy.


Przygotowanie do pogrzebu osmioletniego dziecka w obozie w Hérat w Afganistanie
foto: Alexandra Boulat


Modlitwa o pokoj, foto: Alexandra Boulat

Wreszcie Pierre, ojciec, to z kolei cala powojenna historia . Portrety mlodziutkiej Juliette Greco i Simone Beauvoir. Przygladam sie zapadnietym policzkom Edith Piaf i kleczacym w katedrze w Rennes generalowi Charles de Gaulle i prezydentowi Adenaerowi. Hotele paryskie fotografowane tuz po wojnie, rodzinne spotkania, uchwycone z niezwyklym talentem spojrzenia gosci na kolacji u Artura Rubinsteina i zestresowany Yves Saint Laurent przed swoim pierwszym pokazem mody.

Ojciec i corka. Gdy wracam do domu dowiaduje sie, ze oboje nie zyja. Pierre w 1998 roku, Alexandra zmarla tragicznie w wieku 45 lat w 2007.


Wystawa jest otwarta jeszcze do 27 lutego 2011. Zobaczyc koniecznie!

czwartek, 18 listopada 2010

Jesienne spacerowanie

Uff… projekt zlozony i jesli dopisze nam szczescie, to na jesieni przyszlego roku, w samy sercu Paryza, w teatrze Lucernaire, slychac bedzie polski jezyk, bajki Ficowskiego i Lesmiana. Teraz pozostaje juz tylko zaciskac mocno kciuki i czekac...
Wspomniany teatr, a wlasciwie caly koncern artystyczny miesci sie tuz przy Ogrodzie Luksemburskim. Zastanawiam sie przez kilka sekund co robic, wrocic do pracy, czy tez popedzic w strone bedacego w zasiegu reki...tuz...tuz ogrodu. Nie, w moim wypadku niestety rzadko zwycieza rozsadek... wiec przekraczam potezna brame ogrodzenia i zapuszczam sie w uginajace sie pod stopami, zawilgocone alejki, szuram butami po przykrytym brazowymi liscmi troatuarze....Park otula bardzo delikatna i rozmywajaca sie mgla, a moze to tylko ziemia paruje? Moze przykryte chmurami niebo nie daje sloncu jej osuszyc? Kolo poludnia,  w taki zwyczajny, listopadowy dzien snuje sie tu najwiecej mlodziezy. Zadzieram do gory glowe i widze na masywnym budynku napis „Lycée Montaigne”- stad  tyle mlodych twarzy...

Przy samym wejsciu trafiam na ogrodzone poletko zapelnione ulami. Pasieka?
Szukam tabliczki, jakiejsc informacji-pszczoly tu? w parku? Po chwili juz wiem, ze choduje sie je tu od 1856 roku, i poza krotka przerwa spowodowana pracami Hausmanna byly tu zawsze, dwadziescia kolonii...duzo. Do dzis miod sprzedaje sie podczas otwarcia jesiennej wystawy. W tym roku wiec przegapilam-moze wiec w przyszlym? Chce podejsc blizej,  ale zerkam na polozona na drewnianym trawniku tabliczke. 



„Nie chodzic po trawniku, niebezpieczenstwo pszczol”. Pszczoly w trawie? Zblizam sie powoli, ale nic nie slychac. Czy pszczoly zima zasypiaja? Musze tu przyjsc na wiosne, moze uslysze ich rowne, miarowe  brzeczenie...

W porownaniu z pogodnymi, slonecznymi dniami , kiedy kazda alejka i lawka roila sie od spacerowiczow Ogrod dzis wydaje mi sie pusty. Nie dociera nawet odglos klaksonujacych samochodow. Jakis dziadek przywoluje do siebie wnuczeta, ale poza nim calkowita cisza, chlod, wilgoc. Chyba nawet Baudelairowi zrobilo sie zimno w rece-jedna schowal pod plaszcz. 

Wyciagam z torebki fioletowe rekawiczki, moze  tym kolorem jeszcze bardziej wpasuje  sie  w klimat jesieni?

W calym ogrodzie Luksemburskim kroluja chryzantemy, na skwerach, w wielkich donicach, wokol klombow: biale, fioletowe, pomaranczowe...we wszystkich kolorach.






 Z daleka widac wieze Eiffla, ktora dzis tez cala w kolorowych, jesiennych kwiatach.



I nagle, na nadbrzezu parku jakies rajskie drzewo, pokryte kolorowymi owocami niczym drzewo poznania.. Co to takiego? Pomarancze, mandarynki...podchodze blizej, to jakas nieznana mi odmiana kaki, a wygladaja tak jakby ktos o nich zapomnial, nie mial dla nich czasu...wisza na pustych, bezlistnych badylach...


Nie ma zakochanych, przytulajacych sie do siebie jak niegdys,  na kazdej  lawce, par, nie mowi sie dzis o milosci, o nadzieji, nie przynosi zareczynowych pierscionkow. Lawki sa puste. Niektore z nich nie chca byc samotne-ustawiaja sie wiec tak, aby w nocy mogly ze soba rozmawiac, szeptem, zeby nie budzic odpoczywajacych po uciazliwym dniu mieszkancow miasta. 


Czas wracac. Z gory spoglada na mnie grecki aktor uczacy sie tekstu. Powracam myslami do Lucernaire, do naszego projektu i do Lesmiana, ktorego czytam od kilku dni do poduszki. Mieszkal tez,  tak jak ja, dwa lata w Paryzu, kochal filozofie Bergsona, pasjonowal go Baudelaire. Czy tez przychodzil na spacery do Ogrodu Luksemburskiego? Czy ktos cos wie o jego paryskich peregrynacjach?



wtorek, 16 listopada 2010

UNESCO i francuskie bifsteki



Nieswiadomie, ale czego to nie robimy w nieswiadomosci, skonsumowalam kilka dni temu cos, co zostalo dzis wpisane przez UNESCO do Swiatowego dziedzictwa kultury. Nie, nie byl to ani kawalek zamku w Chambord, ani Wersalu ani rzymskie Koloseum, ale...  danie kuchni francuskiej w brasserie Lipp na St. Germain de Près. Wiem to dopiero od dzis, gdy rano przeczytalam, ze UNESCO podjelo decyzje o wpisaniu tradycyjnej kuchni francuskiej do „niematerialnego dziedzictwa kulturalnego” ludzkosci. szczerze mowiac to nawet sie ucieszylam, bo pozbede sie juz wyrzutow sumienia,  gdy zamiast biegac z wywieszonym jezykiem miedzy kolejnymi wystawami, pojde sobie po prostu na dobry krwisty antrykot.


Nie sadze, ze wpisowi UNESCO  towarzyszy jakas konkretna lista dan. Akurat dzisiejsza „Liberation” zilustrowala informacje specjalnoscia „Cassoulet” czyli gotowana fasola z kawalkami kielbasek i miesa, ale mysle, ze mogla rownie dobrze zamiescic conajmniej sto innych smakowitych specjalow. A swoja droga, to jestem ciekawa, co mieli na uwadze czlonkowie szacownej komisji UNESCO, krwiste bifsteki, szparagi a moze slimaki czy tez niesmiertelne ostrygi? A moze szampan? Ponoc jednak-wedlug UNESCO-  nie dania, ale tradycje i rytualy towarzyszace kuchennym obyczajom Francuzow mieli na wzgledzie. Ale czy rytualy bylyby mozliwe bez dobrej kuchni?

Moje pierwsze doswiadczenia z kuchnia francuska byly niezapomniane. Wiele lat temu. mieszkajac w Londynie i pracujac calymi dniami, po prostu przymieralam glodem, nie majac ani czasu ani sily na gotowanie. Zlitowal sie wowczas nade mna pewien sympatyczny Francuz, ktory poza tlumaczeniem mi Brela na angielski, bo francuskim nie wladalam wowczas w zab, przygotowywal mi wieczorem rozmaite dania kuchni francuskiej. Gotowal wszystko na winie, czyli wolowine na winach burgundzkich, a kurczaka na bialych, z roznych regionow Francji. A do sosow dolewal smietany. Bylo to moje pierwsze spotkanie z kuchnia francuska i przyznam-niezapomniane! Przyjechalam prosto z Polski, gdzie karmiono mnie wowczas w barze mlecznym na Barbakanie pomidorowa z ryzem i nalesnikami z serem. Czasem, od swieta i od niedzieli schabowym z ziemniakami. Francuska kuchnia podawana mi przez mojego londynskiego Francuza byla przyslowiowym rajem w gebie.
Pozniej mieszkajac w Bernie bylismy zapraszani przez sekretarza ambasady francuskiej na obiady-i to bylo juz szalenstwo kulinarne. Nadziewane anchois ryby, concoyote (rodzaj miekkiego sera, ktora nabiera sie wielka lycha, wielokolorowe purée z selerow, dyni i marchewek, wreszcie wina i sery z Burgundii: epoisses, Fixin...Slowem byly to biesiady zgodne z rytualem i etykieta...

UNESCO wpisalo  na liste wiec nie tyle kuchnie, ale wlasnie takie „rytualy i prezentacje”, wiec napisze troszeczke o nich. W swiatyniach paryskiej gastronomii takich jak Lipp , Coupole czy Fouquet nikt nie spieszy sie do swego stolika sam. Zajmuje sie nim zazwyczaj tuz przy wejsciu maitre d’hotel, ktory w swoim kajecie odnajduje rezerwacje, notuje nazwiska. W tak dystyngowanych miejscach, podanie nazwiska nie jest bez znaczenia a notatki poczynione przez mistrza ceremonii dotycza najczesciej stalych bywalcow czy elity polityczno-biznesowo-dziennikarskiej Paryza bo przechodza do historii miejsca. Pozniej nastepuje rytual rozdawania menu, ktore nie musi byc szczegolnie urozmaicone, natomiast znajda sie w nim wszystkie dania, ktore mialo  na mysli jury z UNESCO czyli tradycyjna kuchnia francuska: na przystawki- pory w sosie winegrette, jaja w zelatynie, tluste watrobki a na danie glowne- golonka, krwiste bifsteki czy tez kapusta z miesnymi dodatkami.

Ja delektowalam sie ostatnio w Lippie przystawka z awokado z krewetkami  a na danie glowne  ryba zwana u nas plaszczka czyli raie w sosie z bialego wina  z kaparami, ktora jest z cala pewnoscia wielka specjalnoscia kuchni francuskiej. Tradycyjny obiad francuski koncza sery, o ktorych rozpisywac sie mozna dlugo...Najczesciej uklada sie tzw. talerz serowy na ktorym musza byc reprezentowne wszystkie gatunki i rodzaje a wiec sery twarde (np. Comté, gruyère)  kozie, plesniowe (np. Roquefort) , miekkie  np.camembert oraz rozpuszczajace sie np. concoyote. Oczywiscie kompozycja talerza  moze byc bardzo urozmaicona, do wyboru mamy okolo 400 gatunkow sera!.


 Piszac o rytualach, nie moge nie wspomniec o stroju kelnerow, ktorzy w typowych "brasserie" maja dosc niesamowite dlugie, siegajace prawie do samej ziemi biale fartuchy, czarne muszki i nieskazitelnie biale koszule...i poruszaja sie z niezwykla elegancja, zawsze z metalowa taca na dloni...

Dalsze obrzedy i rytualy dotycza zamawianych win, ich „przystawania” do konsumowanych dan, degustacji i prezentacji. Z reguly podaje sie inne wina na aperitif, ale najczesciej we Francji szampana, inne do przystawek, dan glownych, serow i deserow. Srednio, piec rodzajow win! Na pozegnanie, i tu zdradzam tajemnice etykiety francuskiej, jesli chcemy, zeby goscie juz nas pozostawili w spokoju, podajemy szampana...W przestrzeganiu etykiety pomagaja nam znajdujace sie kazdym podreczniku kuchni francuskiej zestawy dan i ich winnych odpowiednikow.Nie jest to specjalnie trudne, natomiast wymaga naprawde dobrego doradcy...


Innym, specyficznym dla kuchni francuskiej rytualem jest podawany do kazdego dania chleb czyli pocieta w kawalki bagietka. Osobnym tematem jest  karta deserow z takimi specjalami kuchni francuskiej jak tarta Tatin...profiterole czy Baba au rhum....( ale sobie robie przyjemnosc piszac o tych wszystkich lakociach). Dzisiaj jednak moge...no bo UNESCO...Nalezaloby jeszcze wspomniec o sztuccach, innych do kazdego dania, o kieliszkach...o wystroju stolu, o obrusach oraz o obyczajach czyli dobrych manierach przy stole...caly ten rytual zostal wlasnie wpisany na liste UNESCO.

Jedzenie  celebruje sie tez na codzien. W Paryzu okolo godziny 13-stej pustoszeja biura i zycie przenosi sie do tysiecy znakomitych kafejek i restauracyjek. Francuzi jedza swiety dla nich obiad, popijajac oczywiscie lampka bialego lub czerwonego wina. Sposob odzywiania sie, gotowania, znajomosc kuchni jest wyznacznikiem poziomu kultury. Jest takim samym uczestniczeniem w kulturze jak czytanie ksiazek czy chodzenie na wystawy.


Uzbrojeni w taka wiedze mozemy bez skrupulow, ani wyrzutow sumienia zamiast do Luwru wybrac sie do Lippa, albo do Coupole,  a co tam...  No i najlepiej w dobrym towarzystwie, gdyz jak pisza w uzasadnieniu czlonkowie Jury UNESCO, francuska kuchnia „jest to tradycyjna praktyka spoleczna, ktora celebruje sie najwazniejsze wydarzenia w zyciu grupy czy tez osob indywidualnych”. Bon appetit!

środa, 10 listopada 2010

Agata Tuszynska o Wierze Gran


Nie wiem, czy Agata Tuszynska spodziewala sie, ze wywola  biografia Wiery Gran az taka burze. Zanim otworzylam pierwsza strone jej ksiazki, juz mialam za soba lekture prasy francuskiej o wydawnictwie i dziennikarzach, ktorzy bez skrupulow szkaluja imie Wladyslawa Szpilmana, bohatera filmu „Pianista”.  Po wojnie odniosl on swoimi piosenkami ogromny sukces jako kompozytor, ale dopiero Polanski uczynil z niego bohatera, czlowieka bez skazy. Wierze Gran nie bylo dane dostapic takiej beatyfikacji, choc byla wielka gwiazda, miala piekny niski glos, egzotyczna urode. Ale to nie ona, ale Szpilman przeszedl do historii. Co sie na to zlozylo? Co spowodowalo, ze o Wierze Gran starano sie zapomniec?

 Przez kilka powojennych lat trwal jej proces o wspolprace z gestapo. Ale nie znaleziono zadnych dowodow, sprawe umorzono. Ale przyklejono jej late, i tej laty, kolaborantki, nie mogla sie pozbyc przez cale zycie, byla trucizna, ktora ludzka zawisc dodawala do kazdego jej wystepu-w Paryzu, Tel-Avivie, Nowym Jorku, Caracas. Wozila ze soba uniewinniajace ja papiery, pokazywala je komu sie dalo, a mimo to zawsze znalazl sie ktos, kto potrafil powiedziec- to Wiera Gran-kolaborantka. Nie jest latwo udowodnic niewinnosc.
Szpilman i Wiera Gran przezyli getto, razem pracowali w tej samej kawiarni na Lesznie, w centrum zydowskiego Brodwayu,  przez pietnascie najtrudniejszych miesiecy. Ja wydobyl stamtad polski maz, ukryl na podwarszawskiej wsi, w Babicach. Szpilman blakal sie po aryjskiej stronie Warszawy skazany na pomoc „Zegoty”.  Gdy  po wojnie  Wiera Gran zjawila sie w siedzibie polskiego radia u Szpilmana, nie zostala przez niego przyjeta z otwartymi ramionami „To ty zyjesz? Nie, do zadnej pracy Cie nie przyjme, slyszalem, ze w czasie wojny bylas kolaborantka...”. Dlaczego to powiedzial?

Wiera Gran przed wojna byla znana w calej Warszawie piesniarka, wystepowala z takimi gwiazdami jak Eugeniusz Bodo czy Ludwik Sempolinski. Gdy w 1941 roku zbudowano getto, dolaczyla do swoich najblizszych za murem. Polski Zwiazek Artystow Scen Polskich nie tolerowal wystepow artystow na deskach sceniczynch Warszawy, uwazajac to za kolaboracje. Inne zasady obowiazywaly w getcie, gdzie wystepy  tolerowano, jesli nie przekraczaly one oczywiscie granic przyzwoitosci, czyli ogladala je publicznosc zydowska a nie niemiecka czy tez wspolpracujaca z Niemcami. Jesli aktorki nie utrzymywaly zadnych kontaktow z gestapo, nie spiewaly na prywatnych wieczorach u Niemcow. Wiera Gran z tego co mowila sama i co zostalo powiedziane w procesie nigdy nie przekroczyla tej granicy przyzwoitosci. Dlaczego wiec stala sie po wojnie ofiara oskarzen? Czy juz samo przezycie getta stalo sie czyms niemoralnym?

Agata Tuszynska napisala ksiazke wielce rzetelna i wierzcie mi, oparta na znakomicie prowadzonej, bardzo dlugiej kwerendzie. Nic nie wymyslila, niczego nie dodala. Jest to po prostu opis jej wieloletnich wizyt u ciezko chorej Wiery Gran w Paryzu pod sam koniec jej zycia, ale takze wywiady ze swiadkami tamtych czasow i szczegolowe badania w Instytutach naukowych, aby dowiedziec sie prawdy o swojej bohaterce, prawdy o tamtych czasach. Niewinna czy kolaborantka? Skad nienawisc miedzy nia i Szpilmanem? Wiedziala za duzo? On wiedzial cos o czym nie chcial mowic? Z jej ust padaja slowa oskarzajace Szpilmana. Ponoc widziala ktoregos dnia rece pianisty, rece,  ktore doskonale znala wpychajace Zydow do niemieckich ciezarowek. Klamala czy mowila prawde? Mscila sie na Szpilmanie, za to, ze odmowil jej pracy, za oskarzenie, ktore zniszczylo jej zycie, za brak slawy po wojnie?

Przez ostatnie trzydziesci lat mieszkala w Paryzu, pod numerem 61 Chardon Lagache w „16”-stce.Pochowana zostala na cmentarzu Pantin...Nie wiedzialam, ze az tyle jej piosenek mozna posluchac na You Tube wiec zalaczam tylko jedna, po francusku o Warszawie







czwartek, 4 listopada 2010

„Male chusteczki”- farniente à la française

Guillaume Canet to bez watpienia cudowne dziecko kina francuskiego. Oniesmielajaco przystojny, o pieknym, cieplym spojrzeniu,  role pierwszego amanta  zaproponowano mu tuz po ukonczeniu szkoly teatralnej Florent w Paryzu. Pozniej krecil seriale telewizyjne, filmy dlugometrazowe, gral w teatrach...w najlepszym towarzystwie. W 2000 roku, gdy mial zaledwie 27 lat przyznano mu jedna z najbardziej prestizowych nagrod aktorskich we Francji - Jean Gabina. Sukces gonil sukces- najwiekszym okazal sie nakrecony przez niego dlugometrazowy „Nie mow nikomu”-dostal za ten film sporo nagrod.


Zdjecie z planu filmowego "Malych chusteczek"

Ale „Les Petits Mouchoirs czyli „Male chusteczki”, jego trzeci dlugi metraz do ktorego napisal takze scenariusz, to film slaby. Akcja toczy sie w Cap –Ferret, ekskluzywnej, snobistycznej miejscowosci letniskoweji nad Atlantykiem. Grupa przyjaciol mniej wiecej w wieku Caneta (okazuje sie , ze to rowniez grupa jego przyjaciol w zyciu prywatnym) spotyka sie co roku na wakacjach zapraszana przez bogatego wlasciciela restauracji, Maksa. (François Cluset). Ale na kilka dni przed rozpoczeciem urlopu, jeden z kumpli, Ludo, ma powazny wypadek na skuterze. Trafia na intensywna terapie do szpitala. Przyjaciele zastanawiaja sie, choc krotko, czy nie powinni moze zrezygnowac z wakacji i czuwac przy chorym przyjacielu... I to w zasadzie calosc scenariusza. Moze jeszcze warto wspomniec, ze jeden czlonkow bandy, Vincent, osteopata, wyjawia Maksowi, ze czuje do niego pociag seksualny.

Towarzystwo opuszcza wiec Paryz i od tego momentu ogladamy niekonczace sie sceny plazowania, seanse nart wodnych, kolacji przy rozowym winie i ostrygach. Ktoregos wieczoru,  jeden z bandy przynosi dwie doniczki z zasadzonymi w nich roslinkami, do jednej mowi, ze ja kocha a drugiej nienawidzi. Ma to byc taki eksperyment, bo ponoc ta pierwsza urosnie, ale druga na pewno zgnije. Ktos bierze te historie na powaznie, i odtad dwie doniczki, niczym maskotki, przekazywane sa z rak do rok...Zabawa trwa  do chwili, gdy wesole towarzystow dowiaduje sie, ze ich przyjaciel Ludo, ten ktory pozostal w Paryzu na intensywnej terapii, samotnie umiera. Banda spotyka sie na cmentarzu, leja lzy i towarzystwo znow jest razem.
Historia jest wiec  grubymi nicmi szyta. Perypetie milosne bohaterow nie wzbudzaja w nas ani zlosci, ani wspolczucia. Gra aktorow w sumie nienajgorsza, biorac pod uwage, ze sporo tam autentycznych gwiazd, takich jak moja ulubiona aktorka francuska Marion Cotillard (Oscar za „Môme w 2008 roku), aktualna partnerka Caneta i François Cluset znakomity w roli Maksa, zwlaszcza podczas polowania na halasujace w nocy kuny.
Mimo to film francuskim krytykom i publicznosci sie podoba choc sprawia wrazenie, ze zostal wymyslony aby banda przyjaciol mogla spedzic (kosztem naiwnej widowni)  znakomite, beztroskie wakacje.
A moze swoj sukces film zawdziecza  facebookowi? Caly proces powstawania i krecenia filmu, wywiady z aktorami mozna bylo obserwowac na goraco.  Film sledzilo wiec 70 tys. osob! Oto adres: http://fr-fr.facebook.com/lespetitsmouchoirs?ref=ts

Ja filmu nie polecam


poniedziałek, 1 listopada 2010

O rzadach oligarchii w kraju krola Nicolasa Pierwszego



Nie jest to nowa powiesc Dona Browna, ale znajduje sie od kilku tygodni na listach bestsellerow we Francji. „Prezydent bogatych-badania na temat oligarchii we Francji Nicolasa Sarkoziego” nosi tytul  ksiazka, napisana przez  naukowcow Francuskiej Akademii Nauk,  Michela i Monike Pinçon. Nie jest to praca naukowa, ale rezultat  badan naukowcow, ktorzy postanowili zrozumiec jak funkcjonuje system  nie szukajac  odpowiedzi  w brudnych, biednych i opuszczonych przedmiesciach Paryza, ale badajac tych, ktorzy Francja rzadza-elite, czy tez raczej oligarchie polityczna, ekonomiczna i medialna. Do jakich doszli wnioskow? Otoz  Francja rzadzi waska grupa ludzi broniaca za wszelka cene wlasnych interesow, nie wychodzaca poza wlasne srodowisko  a ich rzecznikiem stal sie w 2007 roku prezydent Nicolas Sarkozy. Naukowcy analizuja wszystko to, co wydarzylo sie od slynnej nocy w restauracji Fouqueta, 6 maja, gdy nowo wybrany szef panstwa swietowal wraz za zaprzyjazniona grupa przemyslowcow, politykow, aktorow i dziennikarzy zwyciestwo. Kilka dni wczesniej mowil, ze bedzie prezydentem tych, ktorzy wstaja wczesnie, ale juz w dniu wyborow otoczyl sie tylko tymi, ktorzy klada sie spac pozno... Nastepnego dnia wyruszyl na wakacje na ekskluzywnym jachcie jednego z najbogatszych ludzi we Francji, przemyslowca Balloré...

Ale nikt nie mialby mu tego w koncu za zle, gdyby w przeciagu kilku zaledwie miesiecy nie okazalo sie, ze wszelkie poczynania ustawodawcze, wszelkie decyzje nowego prezydenta zmierzaja ewidentnie w kierunku faworyzowania  klasy posiadajacej, nie tylko wpedzajac  Francje w jeszcze gorszy deficyt finansowy, ale do tego nie rozwiazujac zadnego  z istotnych problemow tego kraju.

Jednym z pierwszych decyzji nowego prezydenta bylo obnizenie maksymalnej stopy podatkowej z 60 do 50 proc. „Bo czy mozna wymagac od Francuza, zeby przeznaczal na podatki wiecej niz 50 proc. swoich dochodow?”-argumentowal prezydent. Problem polega na tym, ze aby znalezc  sie na tak wysokim pulapie podatkowym, to trzeba miec naprawde milionowe dochody...a wiec kto skorzystal z obnizki?  Nastepnie wprodzono szereg ustaw dotyczacych dziedziczenia( zadnych podatkow jesli wlinni prostej!) a takze donacji. Przed dojsciem Sarkoziego do wladzy, rodzice mogli przekazac dzieciom 50 tys euro raz na szesc lat bez placenia podatkow, obecnie jest to juz 150 tys. a liczac, ze mozna je otrzymac od ojca i matki...dochodzimy do sumy 300 tys,. euro...Czy skorzystaja na tym ubozsi mieszkancy przedmiesc?

Francuska oligarchie mozna porownac do klebka welny. Zwiazki miedzy swiatem polityki, gospodarki czy tez mediow sa tak silne i bliskie, ze tworza oni cos w rodzaju sieci, wewnatrz ktorej sie poruszaja, wspieraja, rekomenduja, nie wychodzac  poza nia wlasciwie nigdy. Klasa dominujaca strzeze swych przywilejow, dobr, pozostaje we wlasnym srodowisku i nie dopuszcza nikogo z zewnatrz. Szkoly publiczne dostepne dla wszystkich? Rowny poziom nauczania? Tak, problem we Francji polega jednak na tym , ze aby dostac sie do dobrej szkoly, trzeba posiadac dobry  adres a adres kosztuje. Nikt, kto nie nalezy do klasy dominujacej, nie wynajmie mieszkania w 1-szej, 6-stej czy 7-mej dzielnicy czyli w okolicy najlepszych liceow. Bo czy ktos, kto z trudem zarabia tysiac euro miesiecznie tzw. SMIC moze zaplacic na wynajem mieszkania w dobrej dzielnicy  4-5 tysiecy? Do szkol tych uczeszczaja spadkobiercy wielkich fortun, arystokraci i dzieci wlascicieli pieknych kamienic z dziada pardziada... Zla szkola oznacza natomiast utrate jakichkolwiek szans na dostanie sie do elitarnej ENA- szkoly administracji panstwowej, na politechnike czy tez do najlepszych dwoch uczelni ekonomicznych, zarezerwowanych dla elity.

Ta zamknieta klasa dominujaca rzadzaca Francji  to nie tylko elita finansowa czy polityczna, to rowniez swiat kolekcjonerow i handlarzy sztuka, szefow kanalow publicznych i prywatnych telewizji, aktorow, to wreszcie adresy, kody maniery, czy tez po prostu akcent z pieknych dzielnic...
Ktos powie, toz to typowe dla mieszczanstwa na calym swiecie! Problem jednak polega na tym, ze we Francji w rekach oligarchii znalazly sie nie tylko zasoby finansowe, ale takze wladza polityczna. To nie kompetencje decyduja o takim czy innym stanowisku, ale znajomosci, pochodzenie, wplywy...Mieszaja sie stanowiska w firmach prywatnych i panstwowych. Autorzy podaja dziesiatki takich przykladow.

Oczywiscie nie mozna byc na tyle naiwnym, zeby wierzyc, ze system ten powstal dopiero za Sarkoziego. Istnial zawsze, ale od trzech lat, prezydent kilkoma malo dyskretnymi posunieciami doprowadzil do sytuacji, w ktorej subtelnie skrywane menewrami decyzje ujrzaly swiatlo dzienne. Sarkozy nie ma oporow w rozdawaniu Legii Honorowej przyjaciolom oraz osobom, ktore go wspieraja. Nie ma tez oporow przed promowaniem przyjaciol i czlonkow rodziny
Glosna byla sprawa syna Sarkoziego, Jeana, 23 lata, ktory nie ukonczyl jeszcze prawa ( powtarza ponoc raz trzeci pierwszy rok i nic nie wskazuje na to, ze te studia ukonczy) a ojciec za wszelka cene chcial go zatrudnic jako prezesa rady zarzadzajacej najwieksza w Europie dzielnica biznesu- la Défense. Skandal byl tak ogromny, ze prezydent musial z nepotyzmu zrezygnowac.

Ostatni skandal dotyczy ministra z czasow, gdy zajmowal sie budzetem i byl jednoczesnie skarbnikiem UMP rzadzacej partii...podczas gdy jego zona zajmowala sie doradzaniem w inwestowaniu pieniedzmi wlascicielce L’Oréalu, Liliane Betencurt. Sarkozy nie rzadzi panstwem, ktore ma w konstytucji  î na kazdym budynku panstwowym napisane „Rownosc, wolnosc , braterstwo” ale rzadzi niczym Ludwik XIV - Slonce „Francja to ja”-powtarzal krol i identyfikacja prezydenta z panstwem francuskim jest podobna.


Sarkozy obejmujac wladze stwarzal pozory demokracji. Do rzadu zaprosil przedstawiwcielke ludnosci pochodzacej z krajow maghrebu, Rachide Dati, mianujac ja ministrem Sprawiedliwosci, ale dosc szybko sie jej pozbyl. Do dzis jest w rzadzie, ale zdegradowana z podsekretarza stanu w MSZ do ministerstwa sportu ciemnoskora. lubiana Rama Yade. Jeszcze na dlugo?

Przykladem moze byc znany nam z podrecznikow historii i literatury hotel Lambert, siedziba Czartoryskich przez blisko 100 lat, jeden z najpiekniejszych zabytkow XVII wieku w Paryzu polozony na wyspie Sw. Ludwika. Otoz zostal on niedawno sprzedany bratu zaprzyjaznionego z Sarkozym emira Kataru, ktory postanowil  calkowicie go przebudowac, dostosowujac do swoich potrzeb co oznaczaloby calkowite zniszczenie zabytkowego budynku. Stowarzyszenie ochrony zabytkow zlozylo protest i sprawa trwala przez co najmniej 2 lata. Ostatecznie zostalo podpisane porozumienie, ale jak Hotel Lambert bedzie wygladal po przebudowie....tego jeszcze nie wiemy. 


Na zdjeciu rozpoczety remont Hotelu Lambert

Kryzys finansowy  2008 roku nie byl we Francji odczuwalny. Dlaczego? Poniewaz rzad wstrzyknal w system finansowy 120 mld euro. W ten sposob, poprzez prezenty podatkowe dla najbogatszych, niereformowanie systemu podatkowego, podczas prezydentury Sarkoziego dlug publiczny wzrosl z 64 proc. PIB (pod koniec 2007 roku) do ponad 84 proc. pod koniec 2010. Sytuacja jest dramatyczna, gdyz nie ma pieniedzy na szkoly, na sluzbe zdrowia, na wspieranie slabszych ekonomicznie. Rzad szuka pieniedzy za wszelka cene, likwidujac na przyklad etaty nauczycieli podczas gdy klasy sa juz i tak przepelnione, forsuje za wszelka cene reforme emerytur, co pozwoli zaoszczedzic na wyplatach, ale spowoduje jeszcze wieksze bezrobocie wsrod mlodziezy. Spoleczenstwo probuje protestowac. Reforma wywolala potezne strajki, stanely rafinerie ropy, kolej ,  fabryki.
Ale autorzy ksiazki nie sa optymistami. Jesli w 2012 roku nie zostanie wybrany ponownie Sarkozy, oligarchia francuska znajdzie sobie, czemu nie na lewicy, innego kandydata, ktory bedzie strzegl ich interesow. Na przyklad Dominika Strauss-Kahna, obecnego dyrektora MFW, socjaliste, pochodzacego z dzielnicy milionerow, gdzie Sarkozy byl burmistrzem, z Neuilly...
A ja sie glowie od kilku dni, nie bedac ekonomista, jakie sa granice dlugu publicznego i czy mozliwe jest bankructwo panstwa. I wreszcie, czy zagraza ono Francji.  Moze ktos zna odpowiedz?