foto

foto

środa, 21 września 2011

Polska ambasada i "złota księga" kolaborantów

Kolejka ciągnęła się od placu Inwalidów do samej bramy słynnego paryskiego hotelu Monaco, czyli do obecnej siedziby polskiej ambasady, otwartej wyjątkowo tego dnia dla zwiedzających z okazji Europejskich Dni Dziedzictwa .
-Jak Pani sądzi, ile czasu będziemy czekać?-pyta mnie francuskojęzyczny sąsiad z wąsami. Wychodzę na moment z kolejki.
-Niedługo, najwyżej 10-15 minut-odpowiadam.
Może z wdzięczności za dobrą wiadomość, a może dla zabicia nudy, kolejkowy sąsiad zaczyna opowiadać.
-Czy wie Pani, że w tym pałacu, w okresie wojny Niemcy zorganizowali Instytut kultury niemieckiej, że właśnie tu, w hotelu Monaco toczyło się życie artystyczne Trzeciej Rzeszy, odbywały się bankiety i przyjęcia, tu spotykali się kolaborujący z Niemcami francuscy intelektualiści.
Ambasada niemiecka znajdowała się zaledwie kilka kroków stąd, na sąsiedniej ulicy. To ułatwiało organizację. Dyrektorem Instytutu był Karl Epting, przyjaciel Celine’a i bliski Otto Abetza, ambasadora Trzeciej Rzeszy we Francji.

Latem 1944 roku, gdy Niemcy uciekali z Paryża, Eptingowi udało się wywieźć archiwum Instytutu, ale pozostawił w hotelu Monaco „złotą księgę”, do której  wpisywali się pisarze, artyści i wszyscy ci, którzy w okresie wojny odwiedzali niemiecki Instytut mieszczący się murach niegdysiejszej polskiej ambasady. Widziało tę księgę wiele osób, między innymi Michel Van Zele, który nakręcił film o francuskich kolaborantachi któremu pokazywał ją polski attaché kulturalny.

Przed kilkoma miesiącami Hotel de Ville zainaugurował wystawę o życiu literackim Paryża podczas okupacji. Udostępniono na niej archiwa życia literackiego, dokumenty, listy, wycinki prasowe ale również fotografie koktajli organizowanych przez Niemców w Paryżu. Komisarzem tej wystawy była pani Claire Paulhan. Gdy zwróciła się –o czym wspomina jedna z gazet paryskich-do ambasady polskiej z prośbą o udostepnienie jej tego dokumentu-oświadczono jej, że dokument zaginął, wsiąkł, przepadł…Nie wiadomo, czy został wywieziony do Warszawy, oddany Niemcom czy też po prostu ktoś tę pamiątkową księgę ukradł…

Spacerujemy po pokojach ambasady z moim przypadkowo napotkanym nieznajomym, rozmawiamy o królu Auguście Mocnym, który spogląda na nas z jednej ze ścian, podziwiamy portrety Sobieskiego i Marii Leszczyńskiej, ale historia niemieckiego Instytutu Kultury działającego w murach hotelu Monaco w okresie wojny i zagubiona księga francuskich kolaborantów nie daje mi spokoju…

sobota, 17 września 2011

Paryski loft

O paryskich mieszkaniach napisano tomy. Sama jestem właścicielką opasłego, ilustrowanego dzieła o tym, jak słynni aktorzy, architekci i designerzy urządzają swoje wnętrza. Rzadziej mamy okazję je obejrzeć na własne oczy. 
Ale wtedy ich właściciele oszałamiają nas wyobraźnią i talentem dekoracyjnym.
Wczorajszy wieczór  zakończył się w magicznym lofcie w okolicach Bastylii. Nigdy nie widziałam takiej feerii kolorów, form, detali. Oto kilka zdjęć, które  tylko w niewielkim stopniu odzwierciedlają niezwykłą atmosferę tego  wnętrza…Może ktoś znajdzie dla siebie choćby maleńkie źródło inspiracji?



Otwarta przestrzeń z podwieszonymi do sufitu kolorowymi lampionami.



Część salonowa, w kolorze amarantowo-czerwonym




Pośrodku loftu, drewniany pawilonik a w nim kuchnia z antresolą przeznaczoną na biuro



Wnętrze kuchni



Kąciki tematyczne, niezwykłe!











piątek, 16 września 2011

Chińczycy w parku Monceau


Nie wiem, czy kogoś interesuje chińska rzeźba,  mnie nie.  Ale od kilku dni codziennie rano biegam w tłumie szalonych joggerów alejkami parku Monceau, i chcąc nie chcąc, wpatruję się w wystawione tam kreacje chińskich artystów. Bieganie, zwłaszcza w takim tempie jak ja, pozostawia sporo czasu na rozmyślania, toteż zaczęłam im się dzisiaj uważniej przyglądać, i analizować. Zacznę od końca, czyli od kamiennego globu, który niby ogromna czaszka,  zmaltretowana przez nas planeta, przyłapuje nasz wzrok na samym końcu alejki…Straszny to maszkaron, z tymi przyklejonymi ze wszystkich stron wieżowcami, smutny, podziurawiony. A może to imperialistyczne marzenia chińskiego artysty? Nasza będzie cała ziemia, niczym w socrealistycznym malarstwie radzieckim lat 50-tych?


Drugą w kolejności rzeźbą są metalowe, zimne, błyszczące w słońcu „kwiaty”-jak mówi tytuł. Do kwiatów mało podobne, raczej do smukłych skrzydeł helikoptera, albo zamienionych przez króla Midasa w złoto roślin. Już samo nazwanie tych metalicznych, lodowanych, niekolorowych przedmiotów wywołuje w nas bunt. Czy to są naprawdę kwiaty? Czy tez chińska fascynacja metalem?





Jak wiadomo, sztukę ogląda się zawsze z perspektywy własnych doświadczeń, lektur i każda interpretacja staje się bardzo subiektywna, nie do końca prawdziwa . Trzecia w kolejności jest rzeźba  „Zdobycie księżyca “a dokonują zdobywania, ustawione niczym w cyrku, atletyczne kurczaki. Kojarzą mi się one bardziej z kurza grypą niż z jakimkolwiek rodzajem sztuki. A może to chińskie naigrywanie się z amerykańskich aspiracji do zdobywania  przestrzeni kosmicznej ? W każdym bądź razie dowcipne.



Dwie ostatnie rzeźby są do siebie podobne. Pierwsza, wykonana z drewna nosi tytuł „Macierzyństwo”, które przejawia się przede wszystkim w postaci dwóch potężnych wypukłości. Podświadomość? Nigdy nie zrealizowane marzenie? Brak matki-karmicielki? W każdym bądź razie to pomysły bardzo zmysłowe.



Taka jest też ostatnia rzeźba. Może to rzeźba kobiety, którą autor kocha? 





Dostrzegłam w tych kliku rzeźbach sporo emocji, może nieuświadomionych, a może po prostu wszystko przeczytałam na opak? Ale jak tu zrozumieć Chińczyków!

wtorek, 13 września 2011

Piękno, moralność i zmysły w Anglii Oscara Wilde’a


Jeśli chcecie sprawdzić erudycję Anglika, to zapytajcie go, czy wie, co mają ze sobą wspólnego  grecki skrzydlaty bóg, Anteros, z łukiem w dłoni panujący od wieku niepodzielnie nad londyńskim Picadilly Circus i burzący moralno-religijne tabu pisarz irlandzki Oscar Wilde. Goły amorek, autorstwa Gilberta Alberta, zainstalowany  na cokole pomnika Shaftesbury pod koniec XIX wieku w strzegącej moralności wiktoriańskiej Anglii, wywołał niemały skandal. Podobnie jak książki i osoba Oscara Wilde’a. Zarówno Oscar Wilde jak i autor Anterosa należeli do ruchu artystycznego  „Aesthetic Mouvement”, którego dokonania stały się tematem wystawy „Piękno, moralność i zmysły w Anglii Oscara Wilde’a", otwartej wczoraj w paryskim muzeum Orsay.

Ponoć smutne i brzydkie były londyńskie ulice i domy w poł. XIX wieku. Równie nieciekawa była w tym okresie sztuka. I nagle, z tego materialistycznego i brzydkiego świata wyłoniła się kakofonia stylów i teorii, która ogarnęła świat artystyczny. A ponieważ krytycy kochają etykietki, toteż nazwano ten nowy ruch „Aesthetic Mouvement", bo jego uczestnikom chodziło w gruncie rzeczy o to samoo piękno: wnętrza, stroju,  odczuwania, o otaczanie się pięknymi przedmiotami,  o wystrój mieszkania, które powinno być nie tyle funkcjonalne, co artystowskie, designerskie, oryginalne, lekkie, wyrafinowane. Artyści poczuli obrzydzenie do funkcjonalności sztuki, innymi słowy, postanowili tworzyć  „sztukę dla sztuki” a szukając inspiracji sięgnęli do źródeł- do klasycznej sztuki greckiej. Na kilkudziesięciu obrazach zgromadzonych na wystawie kobiety ubrane są w zwiewne, luźno układające się, sięgające do ziemi suknie. Ponoć artyści malując je, brali za pierwowzory greckie rzeźby.

Thomas Armstrong "Le Champs de foin"

„Tak naprawdę, wszystko co w naszym życiu jest nowoczesne- zawdzięczamy Grekom. Wszystko, co anachroniczne-średniowieczu”-twierdzili „nowi Esteci”. Na członków tego ruchu wpływ wywarło przywiezienie do Muzeum Brytyjskiego fryzów z greckiego Partenonu oraz złota z Troi. Inspiracje Grecją widoczne są także nie tylko w sposobie układania sukien, ale również w projektowaniu mebli, rzeźbie, biżuterii, materiałach, tapetach, ceramice.  Sztuka miała spełniać tylko jedną rolę, pokazywać piękno, nie opowiadać historii czy głosić moralności,  miała być przyjemnością dla oka i wywoływać wrażenia zmysłowe.  Stąd obecność instrumentów muzycznych, kwiatów, pawich piór.

Frederic Leighton, Pavonia

W środowisku romantycznej bohemy zapanował kult piękności. Ruch ten miał również swoich przeciwników, którzy zarzucali im brak zaangażowania moralnego, religijnego a nawet uczuć ludzkich. Należący w późniejszym okresie swojego życia do kręgu „Estetów” prerafaelita Rossetti maluje obrazy pełne kobiet i kolorów, często o tematyce związanej z piekłem. Arthur Silver projektuje tapety biorąc za wzór pawie pióra. Ekscentryczni i eleganccy, malarz Whistler i architekt Godwin współpracują razem inspirując się antyczną Grecją i japońskimi drukami.


James Mc Neill Whistler Symphonie en blanc

Inspiracja Japonią była u angielskich estetów bardzo wyraźna, wywołana otwarciem się handlowym Japonii w 1854 roku a w konsekwencji napływem sztuki oraz towarów japońskich na kontynent. Są one bardzo dokładnie studiowane przez artystów, zwłaszcza, że pierwsza wystawa sztuki japońskiej, która ma miejsce w Londynie w 1862 roku jest okazją do zrobienia pierwszych zakupów przez brytyjskie muzea.

Członkami tego ruchu byli tacy artyści jak Dante Gabriel Rosetti, Edward Burne-Jones, Wiliam Morris, James McNeill Whistler, Oscar Wilde i Aubrey Beardsley. Ci dwa ostatni zdobyli chyba największą popularność. 

Oscar Wilde był ikoną nowego ruchu, jej teoretykiem. Skazany na więzienie za homoseksualizm, zdyskredytował w oczach opinii publicznej Aesthetic Mouvement na długie lata. „Sztuka jest najbardziej intensywnym wyrazem indywidualizmu”-mawiali angielscy esteci.

Nie mam pojęcia, jakie były wpływy tego ruchu na naszych modernistów czy secesjonistów, ale zarówno w malarstwie jak i samej koncepcji sztuki można się chyba doszukać wielu podobieństw. W każdym bądź razie  odkryłam, że to nie genialny Przybyszewski wylansował teorię "sztuki dla sztuki", ale że byli przed nim inni...

Wystawie towarzyszy cała seria konferencji, spotkań i projekcji filmowych związanych z wiktoriańską Anglią m.in. festiwal filmowy "The way we were”, przez cały grudzień będą wyświetlane filmy takie jak Portret Doriana Graya, Pygmalion, Wachlarz lady Windermere czy tez obrazy  powstałe na podstawie powieści Dickensa. Pełny program znajdziecie tu

piątek, 9 września 2011

Zagadka

Przed stadnymi zachwytami pisarzy nad Paryżem, jeden się obronił. Przed kilkoma dniami trafiłam na jego zapiski. Kto to taki? A może ktoś się pokusi o rozwiązanie zagadki?

„Wystarczyło trochę tych przechodniów, zobaczonych gdym siedział w kawiarni(…), akcent i zapach francuszczyzny, ruch, gest, wyraz, strój…już wybuchają we mnie antypatie, z dawna żywione. Czy już staję się wrogiem Paryża? Czy będę wrogiem Paryża? Znalem nie od dzisiaj ukryte źródła mojej paryżofobii, wiedziałem, że to miasto zahacza o moją najczulszą stronę, o wiek, o problem wieku i, rzecz pewna, jeśli miałem z Paryżem na pieńku to oto, że był miastem „po czterdziestce”. Och mówiąc „po czterdziestce” nie myślę o starożytności tych murów tysiącletnich-chcę powiedzieć tylko, że jest to miasto dla ludzi sięgających piątego krzyżyka. Plaże są miejscem młodości. W Paryżu czuje się w powietrzu czterdziestkę, nawet pięćdziesiątkę, te dwie cyfry wypełniają bulwary, place, skwery.”

…”w każdym zetknięciu z ulicą paryską szukałem brzydoty…i znajdowałem. Oto doszukiwanie się szpetoty było rodzajem aktu miłosnego wobec Porzuconej(…). Wyjawiałem defekty cielesne z tłumu o, patrz, wątła pierś, anemia szyi, zgarbienie, pokręcenie tego tułowia, tragedia tych kończyn…i przyglądanie się ciałom sprawiło, że już spojrzeń nie miałem dla pałaców, kościołów, placów, perspektywy, łuków, mostów, kopuł…(…) Tłum paryski nie jest wcale gorszy od tłumu innych miast, brzydota paryska umieszczona jest głębiej niż, tkwi w samym ich podejściu do brzydoty, to miasto inteligentne jest miastem szpetoty świadomej. Na Avenue de l’Opera, na rue Rivoli…och, jak siebie znali, za dużo luster, za dużo fryzjerów, krawców, modystek, kosmetyków, och, jak wychylali puchar brzydoty w każdej chwili au do ostatniej kropli! Widziałem udręczenie więdnących dam, gorycz wycieńczonych młodzieńców- poetów, pracowitą stylizację panów z bródką, rezygnację opasłą brzuchaczy, próby najdziwniejsze wysublimowania się w estetykę za pomocą kapeluszy, nawet parasoli, walka zażarta z brzydotą odbywała się na każdym kroku i na każdym kroku znaczyła klęskę.
Widziałem niesmak permanentny na twarzach Messieurs-Dames. Jakby wąchali coś nieprzyjemnego i Paryż zalatywał mi negliżem, tą godzina dnia, o której robimy poranną toaletę, godziną kremów, pudrów, wody kolońskiej, szlafroków i piżam….”

niedziela, 4 września 2011

Wędrówki po Francji-w ogrodach Port Royal


Oto propozycja ciekawego wypadu za miasto. Trzydzieści kilometrów od Paryża,  w miejscowości Port Royal-des Champs, w bliskim sąsiedztwie Wersalu, mieszczą się ruiny starego opactwa, w którym w połowie XVII wieku narodził się dysydencki ruch religijny zwany jansenizmem. Ruch ten, z poczatku dość niewinny, zdobył się z czasem na konfrontację z papieżem i absolutystyczną władzą Ludwika XIV. Był to pierwszy we Francji konflikt między intelektualistami a panującym establishmentem władzy i kościoła. Wielu historyków uważa, że tam właśnie, w Port Royal, rozpoczęło się francuskie Oświecenie.


I dlatego własnie warto się tam wybrać, mimo, że ze słynnego opactwa Port Royal zachowały się dziś jedynie ruiny, kościół oraz przepiękna, znakomicie utrzymana ferma, która była swego czasu spichlerzem dla mieszkających w klasztorze sióstr i braci Cystersów. To jednak nie czas, ale król- Słonce w rozkazie wydanym w 1713 roku kazał zrównać z ziemią Port Royal, i rozkaz władcy został  pieczołowicie wykonany.

Cóż takiego się stało, że zburzono potężny osrodek religijny założony w 1204 roku przez Cystersów? Czym naraziły się Ludwikowi XIV pobożne siostry, o których mówiono wówczas, że „są czyste jak anioły a pyszne jak demony”? Jak doszło do zburzenia Port Royal?
Historycy okres panowania króla Słonce dzielą na dwie kontrastujące ze sobą epoki. Pierwsza, to czas oparty na kompromisie i tolerancji wobec  Hugenotów, wolnomyślicieli i artystów (to wówczas powstają najlepsze bajki La Fontaine’a i drapieżne dramaty Moliera) i na ten okres przypadają najlepsze lata Port Royal, i druga, nietolerancyjna, podczas której król pozostaje pod wpływem jezuitów i swojej nowo poślubionej , manipulującej nim dewotki, pani de Maintenon. W tym drugim okresie król odwołuje edykt nantejski, co oznacza ponowne prześladowanie hugenotów i innych inaczej myślących, nawet  w łonie samego kościoła katolickiego. W pierwszym okresie panowania-molierowy „Świętoszek” mógł być grany, i to z wielkim powodzeniem, w drugim-został przez króla zakazany. W pierwszym okresie, janseniści, mogli funkcjonować, nauczać i rozwijać się, w drugiej-zostali skazani na banicje.

O co chodziło jansenistom?  Różnice nie są ogromne. O tyle, o ile poglądy jezuitów opierają się na koncepcji Ignacego Loyoli, że człowiek, w obliczu wyborów, jest zawsze wolny, o tyle janseniści twierdzili, ze człowiek z gruntu rzeczy ma tendencje do czynienia zła, ale jeśli będzie się bardzo starał, modlił i żył w pokorze, to dostąpi „łaski” pańskiej, która mu pomoże w wybraniu dobra. Ideologiem jansenistów stał się biskup Kornel Otton Jansen. W teorii chodziło więc o zdobycie łaski a tak naprawdę, chyba o skromniejsze, oparte na pracy, modlitwie i ascezie życie. 

Problem polegał na tym, że ruch i myślenie jansenistów stało się we Francji bardzo popularne i zaczęło stanowić zagrożenie dla mających spory wpływ na króla jezuitów, którzy obawiali się, że pomysły reformatorskie w łonie kościoła staną się zagrożeniem nie tylko dla nich samych, ale również dla władzy królewskiej i zamienią się z czasem w opozycję polityczną wobec monarchy. Teorie jansenistów propagowali uczniowie mieszczącej się w Port Royal szkoły a byli wśród nich nimi najwięksi intelektualiści epoki, Blaise Pascal i Jean Racine.


Jeśli ktoś czytał „Myśli” Pascala, czy też widział „Fedrę”  Jean Baptiste Racine’a, to z pewnością nazwa Port Royal i jansenizm obiły mu się o uszy. Port Royal, to była właśnie przez kilka dziesięcioleci siedziba jansenistów, ruchu, który zrodził się pod wpływem moralnej odnowy kościoła po soborze trydenckim i w odpowiedzi na szerzące się reformistyczne hasła Lutra i Kalvina.

Wojna zwolenników Jansena z papieżem i episkopatem francuskim trwała ponad 50 lat. Skończyła się klęską jansenistów. W 1713 roku zamknięto klasztor w Port Royal, zburzono przyklasztorny kościół i zrównano z ziemią cmentarz. Siostry rozesłano po innych klasztorach. Żeby ratować doczesne szczątki Racine’a i Pascala- trzeba je było nocą wynieść z grobów.



Przepiękna rzeźba-"Klucze do wiedzy"  z w muzeum Port Royal

W położonej na wzgórzu fermie odtwarza się dziś najstarsze gatunki grusz, brzoskwiń i moreli, kultywuje tradycyjne winnice. Założycielem tego eksperymentalnego sadu był rodzony brat reformatorki opactwa Port Royal, siostry Angeliki Arnauld,  Robert Arnauld d’Andilly. W 1646 roku osiadł on na fermie i poza studiowaniem starych tekstów, zajmował się swoją wielką pasją, czyli hodowlą drzew owocowych. Pasję tę przelał na papier publikując w 1646 roku pod pseudonimem Legendre książkę zatytułowaną „Sposób hodowania drzew owocowych”.














Pośrodku fermy znajduje się budynek  szkoły prowadzonej przez jansenistów. Obecnie znajduje się w niej muzeum. Okna klas wychodziły właśnie na ów sławetny ogród kwiatowy i sad. Zachowała się również mieszcząca się pośrodku podwórza „studnia Pascala” który wymyślił przyrząd pozwalający na łatwiejsze czerpanie z niej wody. 



A oto tabliczka, którą można odleźć w ogrodzie Port Royal a jest na niej napisane, co następuje...



„Próżność jest tak wpisana  w duszę człowieka, że nawet żołnierz, prostak, kucharz i tragarz chełpią się i pragną, aby ich podziwiano, i chcą tego też filozofowie, i ci, którzy piszą przeciwko nim chcą być sławni za to, że dobrze napisali a ci, którzy ich czytają, chcą być z kolei chwaleni za to, że ich czytają i ja, który pisze te słowa, mam być może też takie pragnienie, i może ci, którzy to czytacie…”.  „Myśli”  Blaise Pascal

A oto kilka myśli wychowanka Port Royal, Blaise’a Pascala pochodzących z jego „Myśli” ilustrowanych fotografiami kwiatów z ogrodu jansenistów:

Człowiek jest pełen potrzeb, ceni tylko tych, którzy mogą je zaspokoić wszystkie



 Człowiek nie jest ani aniołem, ani bydlęciem, nieszczęście w tym, iż kto chce być aniołem, bywa bydlęciem



Człowiek nie pokazuje swej wielkości przez to, iż pozostaje na jednym krańcu, ale przez to, że dotyka dwóch naraz i wypełnia przestrzeń między nimi





Im bystrzejszy umysł, tym więcej widzi między ludźmi odrębności; prostacy nie dostrzegają różnic między ludźmi




Nie jest w naturze człowieka iść ciągle naprzód, ma on swoje przypływy i odpływy






Nie ma dla człowieka nic równie nieznośnego, jak zażywać pełnego spoczynku, bez namiętności, bez spraw, rozrywek, zatrudnienia. Czuje wówczas swoją nicość, opuszczenie, niewystarczalność, zależność, niemoc, próżnię. Bezzwłocznie wyłoni się z głębi jego duszy nuda, melancholia, smutek, troska, żal, rozpacz