foto

foto

wtorek, 22 lutego 2011

Piękna Belleville


 Male polonicum z Belleville?

To zdaje się, Goraca zawsze mnie przekonywala na swoim blogu, że jest to najpiekniejsza dzielnica w Paryżu. Więc, gdy dziś wysiadlam na stacji Metra Belleville, aby odnaleźć schowaną w którejś z bocznych uliczek galerie Since, myślalam wlaśnie o niej. Bylam w jej Belleville. Nie mialam przy sobie mapy, wiec zajrzalam na stojący przy samej stacji metra słup z rozrysowanymi na nim ulicami. Widoczność byla żadna. Chyba tego rodzaju instalacje zrobione są dla olbrzymow, ja dzielnie zadzieralam glowę ze wszystkich sił, ale nie udalo mi sie odnaleźć ulicy St. Maur 211 z moją galerią.


Zaczęlam wspinac sie po ulicy Belleville, prowadzi ona w gorę...Wzdluż ulicy prawie same chińskie sklepiki, z plastikowymi gadżetami, gdzieś w oknie wiszą lakowane kaczki, pełno malych restauracyjek z przycupniętymi doń niewielkiego wzrostu chińczykami. W chińskich butikach ubranka, jak dla lalek, nawet te XL.




Z tej atmosfery paryskiego Szanghaju wyłaniaja sie jedynie na murach i ścianach obrazy Street Artu. Malowane sprayem albo przy pomocy szablonu, a może pędzlem? Postaci jak z baśni, barwne, dynamiczne, oryginalne. Rzeczywiscie pięknie tu w Belleville. Docieram do galerii, ale jest zamknieta na trzy spusty, chociaż to godziny otwarcia. W pobliskim barze-restauracji serwują swietną z wyglądu pizze. Robi ją Tunezyjczyk, obok mnie siada młoda poł Egipcjanka-poł Algierka, dość okragła, w czerwonym sweterku. Uśmiecha sie, życzy smacznego i zaczynamy rozmowe. Czuje, że to, co wydarzyło sie w przeciągu ostatnich kilku dni w krajach arabskich ją ośmielilo. Ja chyba tez spoglądam na nią inaczej. Dziś wszyscy w Paryżu mówia tylko o tym, co dzieje sie w krajach arabskich. "Zapraszam na wakacje do Tunezji"-mówi  mój arabski pizzaiolo. Moja galeria jest w dalszym ciagu zamknieta. Kolorowymi uliczkami wracam do metra Belleville. 
Bylam dziś w pięknym Paryzu.



poniedziałek, 21 lutego 2011

Eric Izraelewicz i "Chińska arogancja"


Jeden z najbardziej cenionych francuskich dziennikarzy, wybrany ostatnio prawie jednomyślnie na nowego szefa  dziennika „Le Monde”, Eric Izraelewicz, napisał  eseistyczna książke, ktora stała sie ostatnio bestesellerem we Francji. Jest to esej -ostrzeżenie. Ostrzeżenie przed krajem, który wlaściwie już teraz dominuje nad światem i który, nie tylko przejąl już nasze technologie, nasz savoir-faire, niewyobrażalnie sie wzbogacił na sprzedaży nam swoich towarow, ale który zaczyna sie zachowywać wobec nas  w sposób coraz bardziej arogancki. Na naszych oczach wyrosło imperium, które zagraża całej naszej Zachodniej cywilizacji. ”Chińska arogancja”-taki tytul nosi ksiazka Izraelewicza. A oto kilka jej tez.

W przeciągu ostatnich 30 lat poziom zycia 1.3 mld Chińczykow wzrósl dziesięciokrotnie (podczas gdy w Europie z roku na rok sie obniża!), w przeciągu ostatnich pięciu lat PKB Chin podwoił sie i wymiana handlowa tego kraju reprezentuje obecnie 10 proc. wymiany handlowej na swiecie. Kiedyś obawialiśmy sie ich tandetnych bawełnianych koszulek, plastikowych zabawek i taniej elektroniki, dziś Chiny prześcigaja nas w budowie szybkich koleji, elektrycznych samochodów, ekologicznych wiatrakow. Jak pisze Eric Izraelewicz, XIX wiek byl dla Chin okresem poniżenia, XX wiek- restauracji, a XXI wiek to bedzie okres dominacji.

Ta dominacja odbywa sie na naszych oczach. Chińczycy juz nas nie cenią, dla nich Europa i Stany Zjednoczone to biedny, dekadencki Zachod, ktory nie ma im już nic do zaoferowania, od ktorego Chiny nie zamierzaja otrzymywac żadnych lekcji, bo same wiedza lepiej. Posuwaja sie nawet, w wielu sytuacjach, do zachowan niewyobrażalnie dla nas aroganckich. Przykladów autor ksiazki podaje mnóstwo. Oto jeden z nich przytoczony za Thomasem Friedmanem. Otóż Chińczycy rozpoczęli organizowac coś na wzór szwajcarskiego Davos w miejscowosci Tjanjin i tam podczas jednej z ostatnich konferencji pokazywali na okrągło nastepujacy filmik. Czterech chlopcow stoi na starcie mety, Amerykanin, Hindus, Brazylijczyk i Chińczyk. Amerykanin uprzedza, że nie maja co sie starac, bo on wyścig  wygra, jest najlepszy. Ruszaja i w polowie biegu Amerykanin pada, nie ma siły biec dalej. Co sie stało?-pyta Hindus, na co Brazylijczyk mu odpowiada „Jest za gruby i za slaby, zjadł za dużo hamburgerow...Wyscig wygrywa oczywiscie Chinczyk!”. Mozna tylko sobie wyobrazic miny Amerykanów zaproszonych na szczyt.  Swiat na arogancje chinską jednak nie odpowiada, tak jakby sie bał, tak jakby milczal, zeby nie stracić możliwosci korzystania z ich niskich zarobkow, ich ogromnego rynku konsumentow, wreszcie z chińskiego kapitalu. Nikt publicznie sie nie skarży...

To prawda, ze przez ostatnie trzydziesci lat, Chiny rozkladaly czerwony dywan przez zagranicznymi inwestorami, aby przyciagnac ich do siebie i mowiły: bedziecie mieli dostep do rynku, jesli oddacie nam wasze technologie (slynne win-win)a  Chinczycy prosili Zachod, aby pokazal im, jak sie „to robi”.
Jak wygląda sytuacja dzisiaj? Chinczycy juz nie chcą i nie prosza, aby im cokolwiek pokazywac. Wiecej, pojawila sie rosnaca niechąc wobec firm zagranicznych. Obecnie polityka chińska opiera sie na faworyzowaniu innowacji i projektow rodzimych. Firmy zagraniczne sa teoretycznie jeszcze, pewnie przez jakis czas, mile widziane ale musza za to zaplacić cieżki haracz, czyli po prostu zaapceptowac, że ich technologie stana sie „miejscowe”, nawet za cene utraty kontroli nad produktem. Wiele firm na to przystaje, zdajac sobie sprawe, ze jest to jedyny sposob na wejście na rynek. Przyklady autor mnoży: Toyota ze swoja hybryda, Alstrom i jego nowe techologie budowy szybkich pociagow, Vestas i Eolieny, ktore mialy byc produkowane w Stanach, ale sa w Chinach, bo taniej!

Zdaniem specjalistow cytowanych przez Izraelewicza, jest to rabunek technologiczny nigdy wczesniej nie znany w historii.

Jako przyklad chinskiej arogancji Izraelewicz podaje przypadek z naszej działki.  Budowę autostrady Lodz-Warszawa, na ktorą Polska otrzymala pieniądze z Unii Europejskiej, ale ktorej budowę powierzyla firmie...chińskiej. Czyżby ani w Polsce, ani w calej Europie nie bylo dobrej firmy budowlanej?
Caly swiat kalkuluje tak, aby bylo jak najtaniej, nie jesteśmy wyjątkiem W Indiach czy Brazyli jesli państwo ma do wyboru droższego Siemensa czy francuskiego SNCF, ostatecznie decyduje sie na tańszych, choć oczywiście nie tak bardzo perfekcyjnych Chinczykow. Jak sie okazuje, my też.

Ale zdaniem Izraelewiecza Chińczycy stali się aroganccy także dlatego, że zaczęli sie bać. Co sie stanie, jeśli nagle ich wzrost gospodarczy zacznie sie zmniejszac? Starzeje sie ludność, zmniejsza liczba osób zdolnych do pracy a ponadto, wszystko zaczyna sie kończyc-energia, ziemia nadajaca sie do produkcji żywnosci, powietrze i woda i wreszcie rynki zagraniczne, ktore sa juz przepełnione produkcja chinską i nie moga albo nie chca wiecej kupowac. Ponadto dochodza do tego problemy jeszcze innej natury. Wzmożona uprzemyslowienie doprowadzilo do zjadania ziemi uprawnej przez rozwijajace sie miasta i powierzchnie przemyslowe. Chińczykom nie starcza juz do jedzenia ryz, chca jeść lepiej i wiecej, tymczasem z wyżywieniem tak ogromnej liczby ludnosci może byc krucho. W zwiazku z tym zaczynaja kupowac ziemie na Madagaskarze, albo w Mauretanii, aby po prostu wyżywic wlasną ludność...

W Chinach zaczyna brakowac wody, elektrycznosci, dochodzi do potwornego zanieczyszczenia powietrza. Meteorolodzy w wyniku badań doszli do wniosku, ze katastrofy naturalne w Chinach mają miejsce duzo czesciej niz gdziekolwiek indziej, w 2010 roku bylo ich dwa razy wiecej...Zdaniem naukowcow, ¾ wody chinskiej nie tylko nie nadaje sie do picia, ale nierzadko, nawet do potrzeb przemyslowych.
Chiny odsuwaja sie od Europy i szukaja zaspokojenia swoich potrzeb gdzie indziej. Dezertują stare kontynenty, Europe i Stany i koncentruja sie na nowych. Ich pierwszym dostarczycielem ropy jest obecnie Arabia Saudyjska, sa pierwszym partnerem handlowym Nigerii, Wenezueli, Argentyny, i pierwszym inwestorem w Brazylii. Chinczycy inwestuja w infrastrukture- drogi, porty, koleje a jesli jakis kraj nie ma gotówki, to pożyczają...ile sie chce.Rezerwy walutowe uczynily z niech bankiera swiata, który kupuje, pożycza komu chce, na warunkach jakie mu pasują.

A co na to sami Chińczycy? „Chiny nie eksportuja ani rewolucji, ani glodu, ani biedy. My chcemy tylko nie sprawiać wam kłopotu, czego chcecie wiecej?”powiedział niedawno jeden z jej przywodców.
Są zdania, ze Chiny przestana sie rozwijac, jesli pozostana państwem totalitarnym, ale zdaniem Izraelewicza, władze chińskie śpia spokojnie, dla nich na rozwój gospodarczy ma wpływ jedynie rozszerzenie wolnosci gospodarczej.

Ksiazka wyszla w wydawnictwie Grasset i jest niejako drugim tomem wydanej  w 2005 roku ksiazki tego samego autora „Kiedy Chiny zmieniaja swiat”.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Michal Batory i zmysly

Dałabym sobie glowe uciać, że w środowisku grafików uważany jest za mistrza. Ja odkryłam go przed dwoma dniami przypadkowo, z patriotycznego obowiazku decydując sie na obejrzenie wystawy zorganizowanej w Muzeum Sztuk Dekoracyjnych. Towarzyszyło jej spotkanie z grafikiem w podziemiach muzeum.

Zaskoczenie. Zamiast wystawowej hali z zawieszonymi na scianach plakatami, wchodzi sie do odtworzonej pracowni artysty. Przynajmniej takie starano sie zrobić wrazenie. Do scian pomieszczenia przyklejono wielkich rozmiarow zdjęcia przepełnionych, bibliotecznych półek, stołów zastawionych kredkami, na scianach wiszą dziesiatki rekwizytów. W kilka sekund przenosimy sie w świat Michala Batorego, krążymy wśród gablot wypelnionych dziwnymi przedmiotami. wydaje nam się, że zeszly z plakatow, aby na naszych oczach ożyc- zasuszone kwiaty, metalowa torebka, podkowa, instrumenty muzyczne... Najwieksze wrażenie robi na mnie stara, zniszczona walizka wypelniona zwiniętymi w kulki stronami gazet.Na zniszczonych kulkach twarze ludzi. Tak powstal plakat do przedstawienia „Vel d’Hiv”, o transporcie francuskich Zydow do Auschwitz. Nastepna sala to juz wielkich rozmiarow prace Michala Batorego,  plakaty/recenzje do teatralnych przedstawień, zawieszone w wielkiej przestrzeni, nabieraja nowej siły, dotykaja  glebi naszych emocji.

Michal Batory jest niezwykłym grafikiem. Codzienne przedmioty, takie jak bagietka, kwiat czy pióro przeksztalcaja sie w jego rekach w zyjace, przemawiajace do nas obrazy, nabieraja nowych znaczen. Batory, niczym mistrz Gepetto potrafi tchnac w nie zycie.

Na spotkaniu z Michalem Batorym, w dwoch szczelnie wypelnionym salach, poznajemy czlowieka niezwykle cieplego i skromnego. Jest z nim obecny wydawca ksiazek ilustrowanych przez Michala. Opowiada o niezwyklej wspołpracy z artysta, ktory nie poddaje sie żadnym modom, żadnym wplywom. Nie kopiuje tego co robia inni, ale proponuje swój własny styl, swoj własny swiat. Surrealizm? "W swiecie z ktorego pochodze wszystko bylo surrealistyczne, sklepy byly puste, a nikt nie chodził glodny, szlo sie po chleb a wracalo z octem, bo był tego dnia do kupienia tylko ocet...Michal Batory wyjechal z Polski w 1987 roku,  mieszka i pracuje w Paryzu.

Zastanawialam sie, na czym polega jego innosc i doszlam do wniosku, ze w swiecie coraz bardziej cybernetycznym, wirtualnym, w ktorym aktorow zastepuja awatary, gdzie wszystko mozna wykreowac na photoshopie, Michal Batory pozostaje wierny rzemieslniczemu wykorzystywaniu w swoich pracach realnych, prawdziwych przedmiotow. Jego bagietka czy frytki mają smak, kwiaty zapach a instrumenty muzyczne wydaja z siebie dźwieki. Usta są zmyslowe a krzesła palą się naprawdę, czuc zapach spalenizny i dym. Jego świat, to świat odbierany wszystkimi zmyslami, to świat rzeczywisty i poetycki, absurdalny i konkretny, realny i wyobrazony.

Tym, ktorzy chcieliby przyjrzec sie pracom grafika, polecam wystawe w Muzeum Sztuk Dekoracyjnych, ktora potrwa do 30 kwietnia 2011 roku. Wiecej informacji na ten temat przeczytacie tu a oto strona, na ktorej Michal Batory wyjasnia swoje plakaty. Niestety, po francusku.

sobota, 12 lutego 2011

Ali-Baba, Monet i ulica Montorgueil


Polozona w okolicach slynnych Halles, slynie z dziesiatkow a moze nawet setek bajecznych butikow z  najbardziej wyrafinowanymi produktami kuchni francuskiej: tlustych watrobek, slimakow, wykwintnych serow i win. Pamietam, ze w ubieglym roku spacerowalismy ta ulica tuz przed samymi Swietami. Mielismy je spedzic na nartach i perspektywa wakacji  byla dosc zachecajaca. Ale dochodzac do samego konca ulicy zaczelismy sie powaznie zastanawiac, czy naprawde chcemy opuszczac  ten gastronomiczny raj...

Ale mialo byc o ulicy Montorgueil. Tak wiec oprocz raju dla lakomczuchow, ulica ta zaslynela ze slynnego obrazu Moneta. Mozna go zobaczyc w Muzeum Orsay. Namalowal on ulice Montorgeuil w dniu zamkniecia wystawy swiatowej 30 czerwca 1878 roku, miasto  przypominalo dzisiejsza ulice w Kairze, tlum szalal z radosci...Ale nie pisalabym o obrazie Moneta gdyby nie ciastkarnia Stohrera,  najwazniejsza dla nas instytucja  na ulicy Montorgueil 


Stohrer, jak glosi legenda, byl ulubionym kucharzem-cukiernikiem krola Stanislawa Leszczynskiego. Wiec, gdy w 1725 roku odbyl sie slub polskiej ksiezniczki z krolem Francji Ludwikiem XV ziec , krol Stanislaw przywiozl ze soba swojego kucharza do Paryza, Wersalu a tak naprawde do zamku Chambord, gdzie zamieszkal po slubie corki krolewski ziec. Nicolas Stohrer uczyl sie zawodu w Wissemburgu, gdzie rodzina Leszczynskich mieszkala przed przeprowadzka do Wersalu. Ponoc, jak glosi legenda, krol Stanislaw czytal wlasnie bajki z tysiaca i jednej nocy i nazwal nowa specjalnosc swojego kucharza Ali-Baba(bylo to nasze ciastko paczowe). Stohrer nasaczal je malaga, do ciasta dodawal  rodzynek, bitej smietany i szafranu (krol Stanislaw byl potwornym lasuchem a sklonnosc do slodyczy odziedziczyla po nim jego corka Maria). Piec lat pozniej Stohrer zalozyl pod numerem 51 slynna juz dzis ciastkarnie.
Piekarnia Stohrera slynna jest dzis na calym swiecie i nazywana jest "Ciastkarnia krolow" o czym zaswiadcza korona jaka zdobione sa wypieki a  wyjatkowy charakter tego miejsca potwierdzila krolowa Anglii Elzbieta II, ktora po przyjezdzie do Paryza odwiedzila wlasnie tego cukiernika. A oto, co mozna tam znalezc.Baba w rumie, z kremem Chantilly i Alibaba...


.

piątek, 11 lutego 2011

Hotel Lambert w remoncie (2)

Troche po reportersku przekazuje relacje z pola bitwy. Trwa juz pelna para remont Hotelu Lambert na wyspie sw. Ludwika, o ktorym juz pisalam tu, przez ponad poltora wieku siedziba i wlasnosc rodziny Czartoryskich, dzis rodziny emira Kataru. Wszystkie okna zasloniete, wlasciwie caly obiekt ukryty za poteznymi plotnami i ogrodzony wysokim drewnianym plotem. Slychac jedynie z ulicy odglosy wiertarek i mlotkow...na scianie muru okalajacego Hotel dostrzeglam pekniecia na XVII-wiecznym murze...Zly znak?








środa, 9 lutego 2011

W czarnej kominiarce...



Wisi na fasadzie kosciola St. Merry. Nie wiem kto go tam powiesil i dlaczego. Manekin w czarnej kominiarce?

Wokol Beaubourga i o ulubionym sklepiku Mary Poppins





Kazde  miasto ukrywa swoje najwieksze tajemnice gleboko przed turystami. Aby je zglebic,wystarczy  wejsc  do podziemi czyli  zejsc z glownego szlaku i pobladzic wsrod malych, zacisznych  uliczek. Paryz to tylko z pozoru halasliwa metropolia, jesli wejdzie sie w mala, rownolegla do ruchu uliczke i  przedrze przez ogromne drzwi, pilnowane przez czujnego dozorce- cerbera,  mozna odkryc swiat niezwykly.  I wtedy wydaje nam sie, ze nie jestesmy juz w huczacej metropolii, ale w najspokojniejszym zakatku na ziemi.


Jesli zdarzy Wam sie znalezc sie w okolicach Beaubourg, proponuje wiec zejsc z glownego szlaku i skrecic w jedna z bocznych uliczek. Na przyklad w uliczke Lombard. znajduje sie ona tuz za fontanna Jeana Tinguely, szalonego Szwajcara, ktory z metalowego zlomu wyczarowywal kolorowy, niezwykly swiat., Tuz za kosciolem St. Merry nazywanym przez Paryzan "malym Notre Dame" tak piekny jest gotyk w ktorym zostal zbudowany. Ulice Lombard znam dobrze,  znajduja sie na niej trzy znakomite, wyprobowane przeze mnie restauracje, ktore moge smialo polecic czyli „Benoit” (wyrafinowane bistro francuskie), bistro d'Auvergne (jadlam tam w ubiegla niedziele) i „Le diable de Lombard”(kuchnia prawie amerykanska, bardzo modne obecnie bruncze)). Znajduje sie tam tez uroczy, romantyczny, przyklejony do gotyckiego XV-wiecznego kosciola St. Merry hotelik, ktorego pokoje sasiaduja z mieszkaniami proboszcza a wnetrza dekoruja pieknie odrestaurowane renesansowe belki. Niezwykle romantyczny hotelik jest ponoc najczesciej zajmowany przez gosci anglojezycznych. 



Z ulicy Lombard mozemy sie przedostac, przez Boulevard Sebastopol, na urocza uliczke Quincampoix. Nie zapominajmy jednak, ze znajdujemy sie ciagle w popularnej dzielnicy „Les Halles”, dokad  jeszcze do lat 70-tych z calej Francji przyjezdzalo tysiace kupcow i sprzedawcow i ta uliczka sluzyla im, jak by tu powiedziec, to milego spedzania czasu w damskim towarzystwie wieczorami. Jeszcze do niedawna, do lat 70-tych, uliczka Quincampoix byla po prostu miejscem pracy prostytutek, ktore zajmowaly okoliczne hoteliki. Dzis na tej ulicy pelno jest galerii sztuki, egzotycznych butikow.



Idac caly czas ulica Quincampoix,  dojdziemy latwo do rogu  ulicy Chapon i St. Martin. Trzeba wowczas poszukac niebieskich drzwi i wejsc do wnetrza podworka. To najstarszy paryski pasaz, niekryty, za to pelen zieleni i ciszy. Mowi sie, ze stamtad wyjezdzaly pierwsze dylizanse, juz na poczatku XVII wieku zwane wowczas fiakrami.

Gwiazda tego pasazu jest jedyny we Francji  a moze nawet na swiecie sklepik w ktorym reperuje sie...parasolki czyli slynny juz na calym swiecie PEP's. Ponoc Mary Poppins i Catherine Deneuve reperuja tam swoje „ombrelle”. W kazdym badz razie, jesli macie jakies swoje stare, zepsute parasole, ktorym nalezy przywrocic zycie, polecam rece mistrza, Thierry Mileta. Pozwolil mi nawet zrobic zdjecie swojej graciarni-obiecalam, ze jego slawa dosiegnie w ten sposob odleglej Polski...Peps znajduje sie w Pasazu „Krolewskiej kotwicy” i jest zamykany na trzy letnie miesiace. Zgadnijcie dlaczego!




Pasaz Krolewskiej kotwicy to juz dwa kroki do dzielnicy chinskiej, gdzie zatrzesienie plastikowych torebek, i calego chinskiego chlamu. Nie warto na te sklepiki zwracac wiekszej uwagi, natomiast fajnie jest zajrzec do podworek, gdzie pozostaly jeszcze, przerobione najczesciej na eleganckie lofty stare warsztaty rzemieslnicze. W tym loftach mieszcza sie czasem pracownie jubilerow, ale najczesciej po prostu oryginalne galerie sztuki. Ale o nich opowiem przy innej okazji.


I jeszcze jedno. Sa to okolice niedotkniete reka Haussmana, a wiec nierzadko w podworzach ukrywaja sie prawdziwe skarby, renesansowe wiezyczki, drewniane, prawie niezniszczone belki czy tez pelne niezwyklego uroku nieczynne juz dzis fontanny. Albo kabarety czy sale balowe. Takie na przyklad jak „Tango”slynna paryska tanzbuda. W przyszla sobote ma sie tak odbyc bal dla gejow i lezbijek. Wstep 8 euro. Zapraszamy! 




Zagladajac w podworka, bladzac po pasazach odkryjemy jedna z najstarszych czesci Paryza. Trzeba sie spieszyc. Ale przede wszystkim zbaczac z turystycznych kolein na duzo ciekawsze „hors piste”.



niedziela, 6 lutego 2011

Paryskie galerie sztuki - Carré d’artistes


Podczas spaceru po Marais w czwartkowe popoludnie natknelam sie, zupelnie przypadkowo, na dosc niezwykla galerie sztuki. Prace nie byly wywieszone na scianach, ale rozlozone niczym plyty lub ksiazki na stojakach. Do kazdej pracy dolaczona byla cena, bardzo przystepna, od 59 do 298 euro i prawde mowiac, mozna bylo wybierac wsrod wielu stylow, technik i tematyk. I jeszcze jedna ciekawostka, wszystkie prace prezentowane w tej galerii malowane byly na rozmaitej wielkosci kwadratach. Fanaberia artystow czy chwyt marketingowy?

Praca Corine Pagny

Po kilku minutach rozmowy z prowadzacymi galerie, dowiedzialam sie, ze jest to nie jedna, ale cala siec  galerii dzialajacych w kilkunastu miejscowosciach we Francji  i za granica czyli w Paryzu, Bordeaux, Lille, Lyonie, Tuluzie, Barcelonie i Londynie pod nazwa „Carré d’artistes” czyli „Kwadrat Artystow”.  Zajmuja sie one sprzedaza dziel malarzy zyjacych, ktorzy dla potrzeb galerii proponuja prace namalowane „na plociennym kwadracie”, od malych form do sporych rozmiarow dziel. Zaden artysta nie jest wyrozniany, ceny za kazde dzielo w okreslonym formacie sa takie same . Ma to oczywiscie te zalete, ze nie traktujemy zakupu jako  inwestycji, ale dla przyjemnosci obcowania z dzielem sztuki. Oczywiscie, wszyscy prezentowani w „Carré d’artistes„ malarze sa  oceniani przez rynek, ale galerie z reguly powstrzymuje sie przed udzielaniem tego rodzaju informacji. Wiekszosc prac mozna zakupic rowniez na stronie internetowej galerii. Kazde dzielo jest oryginalne.Mozna rowniez zostac czlonkiem klubu, co daje nam mozliwosc uczestniczenia w spotkaniach z autorami prac.

 Genialny pomysl czy tez kolejna masowka, po "yellow cornerze" dla fotografiki, cos w rodzaju Mac Donalda czy Quicka dla ubogich? Sama koncepcja docierania do szerszej grupy odbiorcow sztuki jest warta rozpowszechnienia. Dowiedzialam sie, ze autorzy pomyslu szukaja chetnych do prowadzenia podobnych galerii w innych miastach Francji, ale takze za granica. 
A moze ktos w Polsce zalozy „Kwadrat artystow”?

 A wogole to co sadzicie o galerii  "Kwadratu artystow"?

Strone internetowa galerii znajdziecie tu.

Tym wpisem rozpoczynam przeglad ciekawych, oryginalnych galerii paryskich. Mysle, ze wielu z nas marzy o tym, zeby zostac kolekcjorem sztuki .  Nie kazdemu to sie jednak udaje, najczesciej gubimy sie gaszczu nazwisk, przerazajaja nas czesto astronomiczne ceny. Sprobuje stworzyc cos w rodzaju paryskiego przewodnika dla tych,  ktorzy kochaja sztuke,  nie sa milionerami i pragna zbudowac wlasna,  oryginalna  kolekcje malarstwa. Pobyt w Paryzu, nawet bardzo krotki, moze sie stac do tego znakomita okazja.

piątek, 4 lutego 2011

Przewodnik po zyciu erotycznym Claude'a Lanzmanna


Przegladajac przed kilkoma dniami dodatek literacki w « Le Figaro » natknelam sie na recenzje nowo wydanej ksiazki: ” Namietnosc pomiedzy mloda kobieta i siedemdziesieciolatkiem. Duzo seksu i odrobina romantyzmu, powiesc z grubym kluczem” . Zaintrygowal mnie ten „gruby klucz”. O kogo chodzi? Czytam dalej...”Pod „grubym kluczem, pod postacia André wydaje nam sie, ze rozpoznajemy  w sposob bardzo slabo ukryty Claude’a Lanzmanna”...i dalej” widzimy, ze autor „Shoahu” jest rowniez mezczyzna...
To, ze faktycznie, autor „Shoahu” jest rowniez mezczyzna mialam przekonac sie wkrotce czytajac „Ostatnia kobiete jego zycia” Christine Fizscher, bo o tej ksiazce byla mowa, ale najpierw kilka slow o Lanzmannie.

Mysle, ze wielu mlodym czytelnikom to nazwisko niewiele mowi, tymczasem jest to autor poteznego i znanego na calym swiecie dokumentu o katach i ofiarach Holocaustu, trwajacy 9 godzin i opierajacy sie na wywiadach ze swiadkami zbrodni. Mialam okazje ogladac ten film w warszawskim kinie Muranow w 1985 roku. Lanzmann zrobil tym filmem potezna kariere miedzynarodowa, jednak moim zdaniem, ale takze zdaniem bardzo wielu ludzi, byl to film antypolski. Nie bylo tam nic albo malo-o ile pamietam,  o Polakach ukrywajacych Zydow natomiast byli Polacy pokazywani jako ciemni, antysemiccy chlopi. Skadinad jeden z nich, motorniczy lokomotywy, zostal wybrany na okladke filmu w DVD. Debata na temat antysemickiego charakteru tego dziela chyba jeszcze sie nie zakonczyla. Lanzmann  przez cale swoje zycie ma obsesje na punkcie udowadniania, ze Polacy sa antysemitami, gdyz ostatnio, podczas trwania debaty wokol ksiazki Yannicka Haenela o Janie Karskim wyciagnal nawet z archiwow dla ARTE wywiad z Polakiem  tylko po to, aby udowodnic, ze Karskiemu nie chodzilo o sprawe zydowska, ale przede wszystkim polska. Jest to swiadectwo sporego tupetu Francuza, ktory wie doskonale jaki byl stosunek do Zydow podczas wojny w jego ojczyznie. Pisalam o tym wielokrotnie na blogu m.in przy okazji filmu „Lapanka”.

Ale powrocmy do ksiazki pani Fizscher. Ktos powie-no dobrze, ale czy na pewno chodzi w niej wlasnie o Lanzmanna? Otoz, z roztargnienia zapomnialam nazwiska autorki i tytulu wchodzac do jednej z paryskich ksiegarni a wiec zapytalam wprost. „Czy jest  moze ostatnio wydana ksiazka o zyciu erotycznym Lanzmanna?”-zapytalam. „Oczywiscie- ksiegarz odpowiedzial bez zmruzenia oka” ” Kupilam, z ciekawosci, bo moze cos znajde na temat jego filmu czy tez Polski. Niestety  bardzo sie rozczarowalam.

O czym jest ksiazka? Otoz mloda, bardzo atrakcyjna blondynka Alma spotyka na pogrzebie Simone de Beauvoir i Jean-Paul Sartre’a siedemdziesiecioletniego mezczyzne, André. Wymieniaja wizytowki, telefony. Podczas juz pierwszego spotkania podstarzaly uwodziciel prosi ja o zrobienie mu...zaczyna sie romans, oparty przede wszystkim na spolkowaniu, we wszystkich mozliwych sytuacjach, pozycjach i miejscach. W podrozy na Kube i do Chin, w samolocie, w luksusowych hotelach i w miejskich toaletach. I nie jest to jakis tam romantyczny, subtelny seks, ale brutalny, wyrafinowany, fizyczny. Opisany w szczegolach. 74-czero latek jawi sie jako seksualny ogier ( po francusku mowi sie raczej „krolik”, goracy krolik...chaud lapin!)
 Sceny sa  opisywane z detalami, szkoda tylko, ze bez talentu. Ponadto, ale zdradzanie to ponoc  sport narodowy Francuzow, André ma rowniez zone i kilkuletnia coreczke z ktora spedza czesto wakacje. Ale w podroze zabiera Alme. Alma ma rowniez meza i do tego Polaka-architekta, ktory ja jednak nudzi, gdyz bez przerwy jezdzi do Gdanska, aby opiekowac sie ciezko chora matka. Alma kocha sie nie tylko z André. ale ma takze  mlodego, 27-letniego kochanka z Magrebu i od czasu do czasu uprawia milosc z kobietami.
Nie bede tlumaczyc bardzo perwersyjnych dialogow. Ciekawskich odsylam do lektury. Wydawalo mi sie jednak, ze z jezykiem,  Brantôme’a, Casanowy,  Hollebecqu’a czy tez Catherine Millet radze sobie dobrze, zaswiadczam wam jednak, ze  mialam okazje poznac sporo nowych wyrazen, czesto dosc niewybrednych.

Czy jest cos o Polsce? Owszem. Gdy bohater odwiedza nasza ojczyzne, Alma do niego telefonuje i pyta  gdzie jest. „ W strasznej dziurze, to sa naprawde straszne dziury i jedzenie jest tu ohydne”
-„Czy jesz kapuste”-pyta Alma
_”Tak, tu smierdzi wszedzie kapusta. I ta dziura Bytom”-odpowiada André

Napisana prostym, malo wyszukanym jezykiem, prawdopodobnie nigdy nie zostanie przetlumaczona na jezyk polski. Ale wspomnialam o niej, choc moze nie bylo warto. 

wtorek, 1 lutego 2011

Emirat Kataru wykupuje paryskie palace

Ogromnie jestem ciekawa, jak zakoncza sie trwajace od kilku tygodni spory wokol paryskiego Palacu Marynarki polozonego na placu Concorde,  w jednym z najbardziej turystycznych i owianych historia punkcie Paryza. Tuz przed jego oknami stala podczas rewolucji szalejaca gilotyna a z okien tego budynku, ogladano scene scinania glowy Ludwikowi XVI. W roku 2014 zajmujacy Palac marynarze wyprowadzaja sie do nowoczesniejszego  budynku. Trzeba wiec cos zrobic ze starym palacem. Ale co? Sprzedac calkowicie nie mozna i na szczescie, ale mozna wynajac "na wieczne czasy". Ale komu? I z jakim przeznaczeniem? I za ile? Panstwo, czyli Sarkozy i jego ministrowie,  tlumaczy sie, ze jest biedne, nie stac je na renowacje i trzeba ten obiekt wynajac na conajmniej 80 lat.



Palac Marynarki na placu Zgody

 Poczatkowo w prasie wspominano, ze byc moze znajda sie fundusze i remont sfinansuje Emirat Kataru, ale perspektywa przejecia Palacu przez inwestorow prywatnych i do tego zagranicznych, bardzo nie spodobala sie Francuzom. Najpowazniejszym kandydatem przejecia Palacu jest Fundacja finansowana przez Katar, ktora zamierza przeksztalcic zabytkowy obiekt w rodzaj luksusowego hotelu z basenem,  restauracjami i galeriami sztuki, czyli po prostu pozbawic wnetrza XVIII-wiecznego wystroju i klimatu. Z takim przeznaczeniem nie zgadza sie grupa historykow, architektow i  dziennikarzy, do ktorej dolaczyl  ostatnio nawet byly prezydent Giscard d’Estaing.  Uwazaja oni, ze  sprzedawanie czy tez przekazywanie dobytku narodowego pod pretekstem trudnej sytuacji finansowej panstwa jest niemoralne. Obiekty zabytkowe nie naleza do zmieniajacej sie ekipy politycznej, ale do narodu francuskiego i do jego historii a kilkaset milionow ktore wplyna do kasy panstwa, nie beda mialy absolutnie zadnego wplywu na gigantyczny deficyt budzetowy- kilku setek miliarodow euro! I maja racje. Problem lezy jednak gdzie indziej.

„Bradage” jak nazywaja to zjawisko najczesciej Francuzi czyli wyprzedaz majatku narodowego rozpoczal w 2007 roku rzad Sarkoziego.  Eric Woerth, pierwszy minister  budzetu,  ktory zaslynal jako podejrzany o nielegalne finansowanie kampanii prezydenckiej z funduszy otrzymanych od Liliane Betancourt, wystawil wowczas na sprzedaz kilkanascie  obiektow o znaczacej wartosci architektonicznej i historycznej. Katar skorzystal wowczas z okazji i zakupil  kilka bardzo pieknych zabytkowych obiektow w centrum miasta, takich jak siedziba Miedzynarodowego Centrum Konferencyjnego przy Avenue Kleber 19 w szesnastce,  czy palac de Coislin, otrzymujac zielone swiatlo od wladz francuskich. Innym przykladem przychylnosci rzadu dla  Kataru byla zgoda wydana przez glownego konserwatora zabytkow i minister Albanel na sprzedaz i   rekonstrukcje Hotelu Lambert.  Gdyby nie trzyletnia walka Stowarzyszenia ochrony zabytkow, obiekt zostalby zmasakrowany zarowno wewnatrz jak i na zewnatrz.

Remont (przyslonietego bialym plotnem) Hotelu Lambert

Katar moze jednak liczyc na wiernosc i przywileje Francji. Ma to swoje uzasadnienie. Po pierwsze,  armia Kataru w 80 proc. wyposazona jest w sprzet francuski  m.in w samoloty mirage i rafale.  Nie jestem specjalista od zbrojenia, zainteresowanych odsylam do artykulu, ktory ukazal sie tu w Liberation. Ponadto , powszechnie wiadomo, ze Katarczycy sa zafascynowani Francja, regularnie zapraszaja do siebie francuskich politykow i ludzi kultury. Intymnym przyjacielem emira Kataru  jest byly premier Philippe de Villepin. Nie tak dawno, mozna bylo przeczytac o wizycie w Katarze dyrektora Wersalu,  Jean Jacquesa Aillagona, ktory zaprosil studentow Kataru do Wersalu uczyc ich technik konserwacji zabytkow.

Ambasada Kataru w Paryzu wydaje regularne przyjecia, na ktore zapraszani sa liczacy sie politycy i artysci, odznaczani medalem „Doha stolica kulturalna Kataru” a udekorowanym wreczane sa czeki (!!!) w wysokosci 10 tys. euro. W 2010 roku, takie „nagrody” otrzymalo 66 osobisotosci francuskich  Katar jest wspolwlascielem luksusowych paryskich hoteli, Majestic i Royal Monceau, hotelu  Evreux na placu Vendôme, ktory nalezy do emira Kataru. jest mecenasem wielu wystaw. Ostatnio- dzieki corce Emira mozna bylo obejrzec  wystawe Murakami w Wersalu  . Kolejny hotel nalezacy do Katarczykow w Palacu Peninsula, zostanie otwarty w 2012 roku,  planuja tez zakup klubu pilkarskiego stolicy Francji, PSG, przygotowujac sie do organizacji Mistrzostw Swiata w futbolu w 2022 roku.

W stolicy kataru-Doha- projektuja najlepsi francuscy architekci m.in Jean Nouvel –autor nowego  Muzeum Narodowego.

Jak na razie sprawa Palacu Marynarki utknela w martwym punkcie. Pod wplywem protestow, Sarkozy musial oglosic konkurs, ewentualni kandydaci mieli przedstawic swoje propozycje do konca stycznia. Jednak calkowicie sie zgadzam z opinia jednego z komentatorow, ktory napisal, ze i tak to Sarkozy podejmie ostateczna decyzje...

Wsciekli na Sarkoziego Francuzi proponuja sprzedac raczej Palac Elizejski , w koncu nie jest on az tak bardzo zwiazany z historia Francji, byl jedynie mieszkaniem  krolewskiej kurtyzany, pani Pompadour. Pesymisci z kolei sa zdania, ze jak Francja bedzie sie w takim tempie wyprzedawac, to niedlugo pojdzie pod mlotek nawet Wersal.