Co tu się oszukiwać, nie jesteśmy narodem filozofów, nic nie wnieśliśmy do europejskiego dziedzictwa w dziedzinie architektury niewiele do malarstwa, jeszcze mniej do literatury. Nie sprawdziliśmy się ani jako bankierzy ani jako naukowcy, nie za bardzo daliśmy się poznać jako artyści. To wszystko wyłazi niczym palce z dziurawych butów, gdy spojrzymy na promocję naszej kultury w Paryżu, która kręci się wokół kilku nazwisk i promuje w sposób mniej lub bardziej udany wiecznie tego samego Chopina (cały ubiegły rok), albo Marie Curie-Skłodowską czy też Czesława Miłosza (cały ten rok), którzy i tak dla wielu Francuzów są postaciami bardziej znad Sekwany niż znad Wisły… I pewnie coś w tym jest, jako że ci pierwsi przeze mnie wymienieni, dopiero w Paryżu znaleźli klimat i warunki do rozwoju, a wielu Francuzów uważa ich po prostu za swoich ziomków.
Nieco lepiej było kiedyś z filmem, ale naprawdę baardzo dawno temu. Na zapowiadany na grudzień przez Instytut Kultury Polskiej Festiwal filmowy zaproszono trójkę reżyserów, Wajdę, Polańskiego i Skolimowskiego ze wszystkimi ich nieśmiertelnymi produkcjami. I nie umniejszając ich ogromnych zasług dla rozsławiania Polski za granicą, zupełnie na marginesie, obliczyłam średnią wieku naszych trzech najwybitniejszych, zaproszonych na festiwal filmowców i wyszło mi… 78,6 lat! Ale może nie jestem za mocna z matematyki...Na szczęście, wyświetlonych zostanie jednak... kilka filmów z ostatnich lat! Nasz honor uratują m.in "Galerianki"!
Tę refleksję zrodziła wizyta w miasteczku „zbuntowanych”, które w Paryżu rozłożyło swoje namioty w dzielnicy biznesu i banków, czyli w „La Defense” a zachęcili mnie do niej Francuzi, napotkani w alternatywnej galerii sztuki, znajdującej się w samym centrum Paryża, „Rivoli 59” na ulicy o tej samej nazwie, do której przed kilkoma dniami zawitał Major Fydrych i jego Pomarańczowa Alternatywa. Nie wiem, czyj był to pomysł, ale pokazanie tego zjawiska właśnie teraz, w chwili, gdy cała młoda Europa burzy się na panujący establishment-sposobu w jaki nasi wrocławianie- skutecznie, pacyficznie i z humorem- radzili sobie z władzą, wydaje mi się pomysłem znakomitym!(Brawa dla osoby, który popierała ten projekt w Instytucie Kultury!)
Czym jest Pomarańczowa alternatywa, nikomu chyba wyjaśniać nie trzeba. Utworzony po wprowadzeniu stanu wojennego ruch protestu społecznego, którego twórcą i ideologiem jest do dziś Waldemar Fydrych (zwany popularnie „Majorem”) czerpała z wielu ruchów artystycznych takich jak dadaizm, surrealizm czy sytuacjonizm organizując całą serię happeningów, malując na ścianach domów graffiti w formie krasnali na śladach po farbie, którą komuniści zamalowywali antykomunistyczne napisy. Ten niewinny, śmieszny krasnal, w pomarańczowej czapeczce i z kwiatkiem w ręku stał się przez długie lata symbolem oporu wobec opresji reżimu. Ponoć, jak twierdzi Michał Ogórek, pomarańczowy krasnal musiał się narodzić, gdyż był on tak absurdalny, jak absurdalne było nasze życie w drugiej połowie lat osiemdziesiątych.
Na ul. Rivoli jest więc wyjątkowa, unikalna okazja spotkania i poznania mitycznego twórcy Pomarańczowej Alternatywy a ponadto obejrzenia całej masy filmów, zdjęć i dokumentów. Na przykład jednego z happeningów noszącego tytuł „rząd struga wariata” gdzie przez czterdzieści dobrych minut grupa ludzi struga wiklinowe kijki…z kolei podczas innego happeningu, młodzież maszeruje przez miasto w koszulkach z napisami „koniec u Upałami” a podkreślone przeze mnie u, w wypadku pojawienia się policji, zasłaniał młodzieniec koszulką z kwiatkiem…
Pomarańczowa Alternatywa to feeria pomysłów, błyskotliwych, pacyficznych ale pokazujących jak można być niepokornym bez stosowania przemocy. Może być to wspaniały wzór dla „zbuntowanych” z dzielnicy la Defense. Czy będzie?