Bardzo elegancka, niezwykle skromna, potrafi
oczarować. Od dwudziestu lat pracuje jako dziennikarka, sama
wychowuje trzech nastoletnich synów i ma
za sobą dwa rozwody. Od kilku lat żyje w wolnym związku z obecnym prezydentem
Francji, François Hollandem. Dodam może tylko, że na polityce zna się tak jak
Monika Olejnik, no i co tu dużo ukrywać, jest przepiękną, spełnioną,
szczęśliwą, 47-letnią kobietą. Nie kryję, że serce mi się w duszy ściska, że
nie jest ona w związku… na przykład… z naszym prezydentem, bo co tu dużo
mówić-pierwsza dama to wizytówka kraju. A nasza wizytówka…mimo ogromnej
sympatii do naszej pani prezydentowej, gdy zaczynam o niej myśleć, to
przyspieszam rytm mojego fitnesowego rowerka.
Valerie Trierweiler pochodzi z biednej rodziny, było ich w domu
sześcioro, ojciec inwalida, matka-robotnica. Ale ambitna młoda dziewczyna
dostaje się na Sorbonę, kończy prestiżowe nauki polityczne –myślę, że musiała
się mocno przedzierać przez busz lepiej urodzonych, żeby ukończyć ten może
najbardziej na Sorbonie renomowany kierunek studiów i otrzymać pracę jako
dziennikarz polityczny w „Paris Matchu”.
Nie ukrywam-zaimponowała mi, bo udowodniła, że można samotnie wychowywać trójkę dzieci i kontynuować pracę jako dziennikarz. Chapeau bas!
Jako kobieta, która nie ma dziś
zamiaru, nawet jako żona prezydenta piątej potęgi gospodarczej na świecie,
rezygnować z własnej pracy zawodowej. „Mam na utrzymaniu trzech synów-mówi i
nie widzę powodu dla którego mieliby być oni utrzymywani przez państwo ani
przez François” (obecnego prezydenta) Nie chce się też przeprowadzić do pałacu
Elizejskiego-o czym marzy chyba niejedna kobieta. Nowy prezydent chciałby
pozostać w zajmowanym z nią jak dotąd mieszkaniu.
Sama robi zakupy, a pomiędzy wiecami
wyborczymi samodzielnie, jak twierdzi, wypełniała pralkę i gotowała synom
jedzenie. O tyle, o ile moment, gdy zdecydowali się być razem (ona była mężatką
a on w związku z Segolene Royal) zaklasyfikować można jako miłość od pierwszego
wejrzenia, o tyle prawdą jest, że w okresie, w którym się poznali Holland nie
był najbardziej popularną osobą we Francji, więcej, mało kto się nim w ogóle
interesował, a w 2007 roku, Partia
Socjalistyczna zaproponowała jego żonę jako kandydatkę w wyborach
prezydenckich, które zresztą przegrała. Od tego czasu „François” schudł dziesięć
kilo i na dobrą sprawę, chyba dla wszystkich jest to oczywiste, że to właśnie
ona stoi za jego nowymi sukcesami.
Ponoć na mityngach wyborczych spotykane
kobiety błagały ją, aby nie porzucała pracy, to jest to dla nich ważne, dla
wizerunku francuskich kobiet. Ale chyba nawet nie miała takiego zamiaru.
Jedynym problemem stał się protokół. Jako kto ma występować na licznych międzynarodowych konferencjach i szczytach? Żona, przyjaciółka, konkubina-jaki nadać jej tytuł. Ponoć ona sama nie podjęła jeszcze decyzji. I czy będzie mogła, nie rezygnując z pracy zawodowej w nich uczestniczyć. Ponoć
tylko Anglicy nie mają z tym problemu, gdyż termin „spouse” obejmuje wszystkie
towarzyszące nam osoby, hetero lub homo, bez znaczenia. Ponoć jedynym miejscem,
do którego nie będzie się mogła udać jest Watykan, gdyż jako nieślubna
„przyjaciółka” prezydenta Francji byłaby tam bardzo źle widziana.
Francuzi chyba polubią swoją nową pierwsza
damę, za niebywałą skromność, za elegancję, niezależność…a ponieważ mam chyba dla niej dużo sympatii, to postanowiłam poświęcić tej
nietuzinkowej-moim zdaniem- kobiecie, tych kilka zdań.