„Wiecie czym się rożni wojażer od
włóczęgi?"-pyta w swojej ostatniej książce prezentowanej przed kilkoma dniami w Polskiej
Księgarni w Paryżu jej autor, Mariusz Wilk - „ano tym, że drogi wojażera zawsze
wiodą do jakiegoś celu, wszystko jedno, czy chodzi o odkrycie źródeł Amazonki,
„pojedynek z Syberią”, zebranie danych o plemieniu Hutu, czy tajski seks.
Natomiast dla włóczęgi sama Droga jest celem. Dlatego wojażer prędzej czy
później powraca ze swoich wojaży, a włóczęga wytrwale podąża dalej…I jeśli
nawet zatrzymuje się gdzieś na chwilę, oczarowany krasotą ustronia (chwile
oczarowań mogą być rozciągliwe), to wcale nie oznacza, że zaprzestał się
włóczyć. Włóczęga bowiem jest stanem ducha, a nie czynnością-profesją lub
hobby-jak wojażowanie. Wybitnym wojażerem XX stulecia był Ryszard Kapuściński.
Wzorem współczesnego włóczęgi jest dla mnie Kenneth White”…
I od spotkania z tym duchowym ojcem włóczykijów-Kennethem White’m, we
francuskim Saint Malo na festiwalu „Etonnants Voyageurs” (dziwni podróżnicy), Mariusz
Wilk rozpoczyna swoją najnowszą opowieść „Lotem gęsi”-kolejną, już czwartą opowieść o Północy, o domu w Karelii, o jeziorze Oniego, wyprawie z przyjaciółmi na Labrador,
powieściach Paustowskiego, Pietropawłowsku, o gościach odwiedzających go w opuszczonej przez świat i ludzi
wiosce, do której nie dochodzi ani poczta, ani asfaltowa droga. I gdzie czas
płynie inaczej, wolno. Ale przede wszystkich o córce Martuszy, która przyszła na świat w tej odległej Północy przed trzema laty...
Jeśli ktoś nie czytał jeszcze książek Mariusza
Wilka to serdecznie polecam. Autor „Wilczego notesu” jest człowiekiem o
niezwykłej biografii. Ktoś z obecnych na sali podczas spotkania w z autorem zasugerował, że on też jest „chuliganem wolności”- czyniąc aluzję do Andrzeja Bobkowskiego.
Kilka słów o nim. Opozycjonista, działacz w
czasach Solidarności, Wrocławianin, więzień polityczny, dziennikarz z
kilkunastoletnim stażem, korespondent wojenny…i tu jakby ta tradycyjna droga
kariery się urywa. Podczas reportażu w Abchazji staje się świadkiem scen
okrucieństwa, wobec których czuje się bezradny, jest tylko dziennikarzem. Rozstaje się z uprawianym zawodem i osiada na Wyspach Sołowieckich. Po pięciu latach odnajduje go
tam Jerzy Giedroyć i namawia, aby został korespondentem „Kultury”. „To Jerzy
Giedroyć zrobił ze mnie pisarza."-mówi. "Akredytacja na Wyspach Sołowieckich była dla
niego rodzajem rewanżu”-wspomina podczas spotkania autor „ Lotem gęsi”. Współpracę
z Mariuszem Wilkiem nawiązuje również Wera Michalska, właścicielka wydawnictwa
Noir sur Blanc i decyduje się na wydanie jego powieści, jest mu wierna do
dziś, została nawet matką chrzestną trzyletniej Martuszy. Już osiemnaście lat trwa wielka włóczęga Mariusza Wilka po Północy, wyspach Sołowieckich, Karelii, tropami Rena i tajemniczego ludu Saamów. Z tej włóczęgi narodziły się cztery książki, ta ostatnia „Lotem gęsi” została zadedykowana córce pisarza, Martuszy-ma jej kiedyś w przyszłości, gdy go zabraknie, pomóc w zachowaniu pamięci o ojcu.
Tak więc najnowsza powieść Mariusza Wilka z „Północy”,
zadedykowana jest córce, a rozpoczyna
się opowieścią o niezwykłym spotkaniu z Kennethem Whitem, twórcą pojęcia
„intelektualnego nomadyzmu” . Jego sztandarowa powieść, „Niebieska Droga” została
Mariuszowi Wilkowi podarowana przez nieznajomego czytelnika i pochłonęła go
całkowicie. Do tego stopnia, że po latach jego śladami wyruszył z przyjaciółmi na Labrador. Kenneth White wyruszył na Labrador, bo miał już dosyć
„Jehowiańskiej okupacji świata”, bo chciał „wydobyć się spod Pisma Swiętego i
zamętu jakie ono stworzyło”. Na Labradorze szukał plemion, bo miał powyżej uszu „narodów i państw”…Wilk
idzie wraz z dwoma przyjaciółmi jego śladami, ale jak pisze, „ Nasza wyprawa
potwierdziła zasadę, że włóczyć się trzeba samopas, a grupowo uprawia się
turystykę”. „Niestety-pisze gdzie indziej-czasy nie sprzyjają włóczęgom(…)ja
lubię się włóczyć. Wszystko jedno, w przestrzeni czy w czasie, po mieście czy
po tundrze, od człowieka do książki lub na odwrót. Stąd moje stopy to istny
meander. Bo następny zakręt otwiera nowe horyzonty, przygodne spotkanie- nowy
krąg znajomych, przypadkowa książka-tuzin nowych lektur.(…)Włóczęga uczy
cierpliwości”.
„Lotem gęsi” to książka napisana bez
pośpiechu. Rozważania o czasie znajdziemy we wszystkich jego książkach. "Czas to mój konik"-mówi autor-zamierza mu poświęcić swoją kolejną powieść. "Znakiem czasu jest pośpiech i łatwizna. To one sprawiają, że
prościej wystukać hasło na klawiaturze i zadowolić się pulpą informacyjną,
która na ekranie się wyświetli, aniżeli samemu grzebać w katalogach, zamawiać
stosy foliałów i wyłuskując z petitu przypisów coś, co być może się przyda,
męczyć oczy, wdychać kurz”-pisze w "Lotem gęsi".
Tytuł książki nawiązuje do nowej sytuacji pisarza. Jest to książka o nowym domu, o
szczęściu narodzenia i obserwowania rozwoju córki Martuszy: „Chciałbym, aby Martuszka była jak ptak, by w każdej
chwili mogła ulecieć! Na moich skrzydłach, które dla niej rosną” i kończy
powieść tymi słowami „(…) podczas naszych codziennych spacerów do morza mijamy z
Martuszą dwa stawy, na których pływają dwa łabędzie, oddzielnie. Za każdym
razem, kiedy je widzę, zastanawiam się, czy dlatego nie latają, że podcięto im
skrzydła, czy też na tyle oswoiły się z turystami, że wolą jeść z ich ręki niż
samemu się żywić?” Ze względu na zdrowie córki, te najcięższe zimowe miesiące pisarz musi spędzać na Południu. Drugą zimę przebywał na Krymie, a w ubiegłym i w tym roku, w Kotlinie Kłodzkiej, blisko swego rodzinnego Wrocławia. Lotem gęsi.