Wszyscy, chyba nawet w Polsce, znają jego głos, wysmukłą sylwetkę, harmonijne rysy, a może nawet potrafią zanucić kilka nut jego „Jesiennych liści”. Ktoś może nawet widział jakiś film w którym grał, na przykład z Marylin Monroe, albo słyszał o jego flircie z Edith Piaf. Mało kto chyba jednak pamięta, że jeden z najwybitniejszych piosenkarzy i aktorów francuskich był wielkim przyjacielem Polski, we wstrzemięźliwej wobec nas, zazwyczaj, Francji.
Przed kilkoma dniami buszując po antykwariatach Montmatru natknęłam się na książkę hiszpańskiego pisarza Jorge’a Sempruna zatytułowaną „Yves Montand –la vie continue”. Semprun był przez dwadzieścia lat przyjacielem Montanda, pomyślałam więc sobie, że lektura biografii fascynującego piosenkarza autorstwa pisarza i przyjaciela, będzie intelektualną ucztą. Nie zawiodłam się. Tym bardziej, że jeden z rozdziałów, ku mojego ogromnemu zaskoczeniu, nosił tytuł „Vive la Pologne, messieurs!” . I o tym rozdziale w biografii Montanda chciałabym napisać.
Mamy środę-wspomina Semprun-16 grudnia 1981 roku. W porannej audycji francuskiego radia Europe 1, znany dziennikarz francuski (pierwszy mąż Anne Sinclair-) Ivan Levai gości dwie osoby, Michela Faucault, z Akademii Francuskiej (bardzo bliskiego przyjaciela profesora Geremka) oraz Yvesa Montanda, piosenkarza i aktora. To nie jest ich pierwszy wspólny występ. We wrześniu 1975 roku byli razem członkami delegacji francuskiej, która miała stanąć w obronie pięciu antyfaszystów skazanych na śmierć w Hiszpanii przez generała Franco, czytając podczas konferencji prasowej teksty Sartre’a, Aragona, czy Françoisa Jacoba. Konferencja prasowa została przerwana przez policję, delegacja wydalona a pięciu antyfaszystów rozstrzelanych. Ale tego ranka, tematem rozmowy miała być sytuacja w Polsce.
Trzy dni wcześniej generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Semprun dokładnie opisuje sytuację zdelegalizowanych związków zawodowych, represje, odcięcie od informacji i świata. O wydarzeniach z 13 grudnia Montand dowiedział się późno. Z reguły, przyzwyczajony od dziecka do dyscypliny, wstawał wcześnie, ale tym razem nie. Bowiem od dwóch miesięcy, a dokładnie od 13 października, dzień za dniem, do późnego wieczora śpiewał, tańczył, bawił i wzruszał ludzi występami w paryskiej Olimpii. Jego spektakl trwał blisko dwie godziny, Montand nie dawał chwili wytchnienia grając przed wypełnioną po brzegi, wzruszoną, zachwyconą salą.
Ale w niedzielę, 13 grudnia Montand ma tylko jeden występ, popołudniowy. Dyscyplina pracy music-hallu różni się od dyscypliny pracy w studiu kinowym. Wstał więc późno, zjadł śniadanie i włączył telefon. Gdy dotarła do niego wiadomość, „ ci, którzy go znali mogą sobie tylko wyobrazić w jaką mógł wpaść wściekłość i oburzenie”-pisze Semprun. Ale również w rozpacz. Trzeba bowiem pamiętać, że mimo komunistycznych korzeni włoskich (jego ojciec był zagorzałym komunistą) Montand już od lat wiedział, że „realny socjalizm” jest niereformowalny, choć co prawda „nabrał ludzkiej twarzy” po wydarzeniach praskich, ale, że ze strony partii komunistycznych należy zawsze spodziewać się najgorszego.
Mimo to, niespodziewane zwycięstwo robotników w Gdańsku obudziło nadzieję. A jeśli udałoby się dokonać zmian? A gdyby tak Rosjanie zostali zmuszeni, z powodu koniunktury międzynarodowej niekorzystnej dla nich, oraz woli wyrażonej przez miliony Polaków zaakceptować pewien rodzaj pluralizmu, nawet w niewielkim wymiarze, który nie podważałby fundamentalnej równowagi sił w Europie?
Pucz Jaruzelskiego uśmiercał jednak wszystkie nadzieje, wszystkie spekulacje pomrukujących w duszy marzycieli. I potwierdzał wszystko to, co już wiedzieliśmy, czyli, że nie ma już czego się stamtąd spodziewać poza stosowaniem przemocy, więzieniami albo śmiercią-pisze Semprun.
Ale tego wieczoru trzeba było wejść na scenę w Olympii. Miał śpiewać o różach z Pikardii i urokach roweru, o starym portierze i zabawach w lunaparku. Ale takie było prawo spektaklu, którego nie wolno nigdy przerywać. Trzeba grać, udawać, dać z siebie wszystko co najlepsze, uwieść, oczarować, przekonać.
Semprun wspomina, jak kilka dni wcześniej, spędził noc na rozmowach z Karolem Modzelewskim, który był przejazdem w Paryżu. Autor wspomnień o Montandzie opowiadał o swojej walce z reżimem Franco, autor nazwy „Solidarność” o walce z reżimem komunistycznym.
Ale mamy środę, 16 grudnia, godzinę 8.41 rano i program otwiera Yves Montand czytając petycję podpisaną przez wielu artystów i intelektualistów francuskich po wprowadzeniu stanu wojennego. Montand czyta powoli, dokładnie artykulując każde słowo. Tego apelu słuchają miliony.
„ Nie wolno, aby rząd francuski kazał nam wierzyć, że wprowadzenie dyktatury wojskowej w Polsce to sprawa wewnętrzna, która ma ułatwić Polakom podjęcie decyzji, co do własnej przyszłości. Jest to twierdzenie niemoralne i kłamliwe: Polska dopiero co się obudziła w stanie wojennym, tysiące osób jest internowanych, związki zawodowe zakazane, czołgi na ulicach i kara śmierci grozi tym, którzy nie podporządkują się reżimowi. To nie jest sytuacja, której chciało polskie społeczeństwo. Partia komunistyczna, kontrolowana przez wojsko zawsze była instrumentem podporządkowanym Związkowi Radzieckiemu. Czy twierdząc, wbrew jakiejkolwiek prawdzie i jakiejkolwiek moralności, że sytuacja w Polsce dotyczy jedynie samych Polaków, politycy należący do partii socjalistycznej nie udzielają większego wsparcia ich wewnętrznym przymierzom niż pomocy, której przyznanie jest konieczne każdemu narodowi znajdującemu się w niebezpieczeństwie?”
A więc dobre stosunki z francuską Partią Komunistyczną okazywały się być, dla socjalistycznych przywódców ( u władzy był wówczas PS), ważniejsze niż zmiażdżenie ruchu robotniczego butami wojskowych?
Po przeczytaniu tego tekstu, Montand wymienił nazwiska osób, które się pod tym apelem podpisały. Semprun był wśród nich.
Jak pisze, reakcje polityków francuskich na stan wojenny w Polsce były „mollement prudentes ou a l’envers prudement molles” co przetłumaczyłabym jako "niemrawo ostrożne czy też ostrożnie niemrawe". Powtarzano, że jest to sprawa wewnętrzna Polski, że jest zrozumiałe, że nie poczynimy w tej sprawie nic”-deklarował Claude Cheysson, minister spraw wewnętrznych. Rząd francuski odmawia jakiejkolwiek ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski”oświadczył premier Pierre Mouroy. A Lionel Jospin. pierwszy sekretarz PS dodał jedynie, że „Nie są nam obojętne ich kłopoty, niemniej jednak to Polacy sami powinni rozwiązywać własne problemy”. Słowem-socjalistyczny rząd francuski umywał ręce, nie chcąc się narażać radzieckim komunistom.
Opinia François Mitteranda, wyrażona we wrześniu 1980 była jednak odmienna. Mówił wówczas, że polska klasa robotnicza wykazała się bystrością, odwagą i nawet optymizmem, zachowując zdrowy rozsądek, to znaczy unikając w sposób bezpośredni konfrontacji w rodzaju tych z jakimi mieliśmy do czynienia w Pradze czy też Budapeszcie” oraz, że „rząd francuski powinien życzyć sobie, aby bez względu na okoliczności, wobec dyktatury, systematycznie, bez względu na miejsce, podkreślać podstawowe zasady, zasady, które obowiązują wszystkie społeczeństwa ludzkie i które nazywają się sprawiedliwością, wolnością, prawem narodu do decydowania o sobie, prawem ludzi, prawami człowieka po prostu”.
Tyle Mitterand, ale jeszcze, gdy nie był prezydentem, tymczasem tuż po 13 grudnia zamilkł…
Wracając do owego poranka radiowego 16 grudnia. Michel Foucault, gdy odczytany został apel przez Montanda, powiedział, że „to jest nie do przyjęcia, żeby członek rządu nam powiedział, że sprawa polska to wewnętrzna sprawa tego kraju. Kim jest socjalista, kim jest Europejczyk który zaakceptowałby dziś, aby powiedziano, że Komuna Paryska była jedynie wewnętrzną sprawą Francji? Już chyba od wieku wiemy, że robotnik, który trafia do więzienia za strajk, że zakazane związki zawodowe, że wojsko okupujące miasto, to nigdy nie jest sprawa wewnętrzna...”
Głos zabiera Montand: „To o wiele więcej niż wewnętrzna sprawa Polski, to Europejczycy, którzy buntują się przeciwko porozumieniom w Jałcie. Dotyczy do nas wszystkich, dziś…Wrzucić do więzienia przedstawicieli związków zawodowych w Polsce, to wrzucić dziś nas wszystkich do więzienia…I ludzie muszą to zrozumieć”-powiedział Yves Montand. Pada jeszcze wiele innych ważnych słów z ust zaproszonych.
Na koniec programu Ivan Levai pyta, dlaczego na zakończenie każdego koncertu w Olympii pojawia się plakat z napisem „Solidarność”. „Gdy każe pan publiczności bić brawa „Solidarności” przy opadającej kurtynie to co to znaczy? Jest to demonstracja przeciwko komu? pyta Levai?
A Montand odpowiada: „Nie wiem, wczoraj wieczorem przybywając do teatru pomyślałem sobie : to niemożliwe, będę na scenie, będę śpiewał, będę próbował, aby ludzie zgromadzeni w tej sali zapomnieli o swoich kłopotach, taka jest moja rola i to jest normalne i to jest przyjemność- radość, ale równocześnie nie będę umiał zapomnieć o Wałęsie, że zima polska będzie trudna do wytrzymania. I nie można być na to wszystko niewrażliwym…”
I jeszcze jedno-dodaje Montand-przed kilkoma dniami byłem na Montparnassie, na marszu wspierającym polskich robotników, Francuzi śpiewali Międzynarodówkę. Międzynarodówkę? Przecież polscy robotnicy nie śpiewali międzynarodówki, ale pieśni…”-zwrócił uwagę Montand.
Reperkusje jego wystąpienia z Michelem Foucault były bogate w konsekwencje. Były źródłem polemiki w szeregach partii socjalistycznej we Francji, ale co najważniejsze, wywołały zmianę reakcji rządu na to, co działo się w Polsce. 16 grudnia 1981 roku, François Mitterand, po wysłuchaniu porannego programu radiowego, na posiedzeniu Rady Ministrów złożył oświadczenie w którym wyraził solidarność z walczącymi w Polsce robotnikami. A afisze z napisem „Solidarność” pokazywano jeszcze długo po koncertach Yves Montande’a w Olympii. I o tej kartce z archiwów polsko-francuskich chciałam przypomnieć…Przed kilkoma dniami byłam w Olympii, szukałam zdjęcia Montanda, wśród wielu, wielu innych gwiazd, ale nie znalazłam…
Yves Montand na koncercie w paryskiej Olympii:
Yves Montand na koncercie w paryskiej Olympii: