foto

foto

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Pogodnych Świąt i wspaniałego Nowego Roku!

Wszystkim moim wiernym czytelnikom życzę szczęśliwych, zdrowych i pogodnych Świąt a w nadchodzącym  2014 roku, wielu nowych wrażeń i pasjonujących spotkań z Paryżem!





niedziela, 15 grudnia 2013

Paryż w dwunastu odsłonach

Grudzień to czas refleksji o minionym roku.  A gdyby tak pokusić się o opisanie go fotografiami?  Tymi, które robiłam przez cały rok? Niektóre bardziej udane, inne mniej. Po jednym na każdy miesiąc. Wybrałam je starannie, ale, jak mawia mój mistrz fotografii, nigdy nikomu wasze zdjęcia nie będą podobały się bardziej niż wam samym. I pewnie ma rację! 



W styczniu - Opera w śnieżnej szacie


W lutym - pierwsze pączki w Ogrodach Tuleryjskich



W marcu - wielki deszcz!


W kwietniu, na cmentarzu Montparnasse rozkwitły pierwsze japońskie wiśnie


W maju nad basenem w Ogrodach Tuleryjskich


  Czerwcowy wieczór na placu Zgody 


Lipiec w ogrodach Wersalu 



Sierpień -przed fontanną Grand Palais


Wrzesień nad brzegiem Sekwany


Październik na polu Marsowym


Listopad na wyspie Sw. Ludwika


I wreszcie grudzień - w Lasku Bulońskim

czwartek, 12 grudnia 2013

Jeszcze kilka zdań o festiwalu Kinopolska


Kino Balzac mieści się przy Polach Elizejskich
No i wyszło tak jak zwykle. Relacja ze wspaniałego festiwalu kina polskiego w Paryżu urwała się, gdyż musiałam wyjechać.  A czego nie odnotuje się, nie zapisze natychmiast-co potwierdzi każdy bloger-zostanie niemal błykawicznie zagłuszone przez mnóstwo innych wrażeń i brak czasu na pisanie. Mimo więc, że to trochę musztarda po obiedzie, choćby w kilku zdaniach spróbuję podsumować tegoroczną edycję, bo była ona wyjątkowo udana. Większość filmów, które znalazły się w programie, zostało wybranych przez samego Romana Polańskiego i były to naprawdę perełki. 

Obejrzałam tym razem, chyba pierwszy raz w życiu, „Pokolenie”- pierwszy film w reżyserii Wajdy, i  „Ulicę Graniczną” Aleksandra Forda, na której spłakałam się jak bóbr-film genialny, pokazujący życie mieszkańców jednej z warszawskich ulic w okresie poprzedzającym wojnę, a kończący się w chwili wybuchu powstania w getcie. Są w nim pokazani wszyscy: Polacy pomagający Żydom, Polacy donosiciele i Żydzi w obliczu zagłady. Film powstał w 1948 roku i ogląda się go trochę jak dokument, ale jest niezwykle ważny wobec dzisiejszej debaty o Jedwabnym, o Grossie, o współwinie Polaków, o o filmach zrealizowanych dzisiaj, takich jak „Pokłosie” czy „Ida”. 

„Idę” Pawlikowskiego obejrzałam, ale jestem wobec tego filmu bardzo sceptyczna. Oczywiście pięknie został pokazany klimat lat 60-tych, piękna jest muzyka, zdjęcia. Ale jako pasjonat fotografii jestem wyjątkowo uczulona na drugi plan. W tym filmie, tym drugim planem jest historia obu kobiet. Albo się robi rzeczywiście film o dwóch kobietach, z których jedna wchodzi w życie a druga je podsumowuje, albo o Polakach podrzynających Żydom gardła i zarąbujących ich siekierą. Trochę za dużo tu analogii i inspiracji filmem Pokłosie- który tak na marginesie, uważam za film znakomity i uczciwy. Ciotka też nie musiała być od razu tą najokrutniejszą z podłych. Ale była. Ten drugi plan, scenariuszowy, zanadto głuszył piękno obrazu i bergmanowską ciszę spotkania bohaterek.

Obejrzałam doskonale wszystkim znaną komedię "Yuma", która bardzo mi się podobała, ze względu na dowcip, ironię, śmiech z naszej zapyziałej, prowincjonalnej rzeczywistości. Znakomity Jakub Gierszoł i cudowna burdel-mama Kasia Figura. Ten film wnosi trochę ciepła i śmiechu do, z reguły, ponurych obrazów naszego polskiego kina.

Na podsumowanie, poza konkursem pokazano ostatni film Małgorzaty Szumowskiej-„W imię”-jak wszystkie jej filmy- karierowiczowski, płaski, bezrozumny. Bo przecież trzeba nie mieć zbyt wiele oleju w głowie albo być bardzo cynicznym, żeby nie czuć, że w sytuacji, gdy w Polsce, po raz pierwszy, ujawniane są przypadki pedofilii wśród księży, gdy coraz głośniej mówi się o krzywdach wyrządzonych przez nich na dzieciach, brać ich stronę i robić film o ich głębokiej samotności i potrzebie czułości. Zwłaszcza, że hierarchia kościelna  stoi murem za swoimi kryminalistami, tłumacząc, że jest to wina dzieci, bo one "potrzebują przecież czułości”. Wiem, ksiądz Adam nie jest pedofilem, ale przecież pracuje z młodzieżą. Niewiarygodny jest Chyra (którego nie tak dawno widziałam na deskach teatralnych w Paryżu jako brutalnego Polaka w "Tramwaju") a jeszcze mniej wiarygodny, subtelny Kościukiewicz, który miał zagrać prostaka. "W imię", to film po prostu źle zrobiony, nudny i głupi. Szumowska stawia absurdalne tezy, które potrafi znakomicie sprzedać, bo jej film został już zakupiony przez kilkanaście krajów na świecie-temat wszak chodliwy, chętnych do oglądania filmu o życiu seksualnym księży "ze scenami"  znajdzie się wielu. Choć żal, że podobnym wzięciem nie cieszy się  na przykład „Papusza”, która jeszcze nie znalazła dystrybutorów we Francji, a która jest przecież pięknym głosem w europejskiej debacie o losie Cyganów. Trzymajmy za nią kciuki!

I jeszcze jedno dobre słowo o Instytucie, który w tym roku naprawdę stanął na wysokości zadania i na przykład na najważniejsze ostatnie pokazy wynegocjował u pana Schpoliańsky'ego (dyrektora kina Balzac)  największą salę. Gdy przed ostatnim seansem pan Schpoljańsky zapytał, czy są na sali Polacy, podniósł się las rąk. Piękne zadanie, jednoczenia emigracji i upowszechniania kultury zostało przez Instytut wykonane.

Do przyszłego roku!