foto

foto

sobota, 31 maja 2014

Martial Raysse w Centrum Pompidou



Nagle, ubiegłego lata 1963
Trafiłam na tę wystawę zupełnie przypadkowo, tego artysty wcześniej nie znałam. Nie było też na nią kolejki, bo do Centrum Pompidou tłumy ściągają ostatnio na stare fotografie Cartier- Bressona, a na pozostałe ekspozycje jest o wiele mniej chętnych. Tymczasem retrospektywa mało znanego w  Polsce, ale najlepiej sprzedającego się obecnie żyjącego artysty francuskiego Martiala Raysse’a, może spodobać się nawet osobom, które o sztuce nie mają wielkiego pojęcia, a na współczesną reagują alergicznie. Prace Martiala bawią, prowokują, pełno w nich aluzji do znanych nam przedmiotów i dzieł sztuki, przyjemnie się ją ogląda.

Przy wejściu wita nas neonowa impresja na temat Ameryki z okresu w którym Martial tam przebywał i przyjaznił się z artystami pop artu. Później cała seria przezabawnych “rzeźb” wykonanych z przedmiotów codziennego użytku. To właśnie ten bardzo ciekawy i oryginalny język francuskiego artysty oparty na przywłaszczaniu i komponowaniu na nowo przedmiotów z życia codziennego zdobył mu najwięcej sympatyków i pozwolił zyskać miano jednego z najbardziej kreatywnych i uzdolnionych artystów francuskich swojego pokolenia.
America, America 1964

W sztuce Martiala pełno jest barw, przedmiotów rodem z supermarketu, zapożyczonych z codziennego życia społeczeństwa konsumpcyjnego. “Prisunic (rodzaj francuskiego supermarketu w latach 60-tych) stał się nowym muzeum sztuki nowoczesnej” pisał  Martial zafascynowany inwazją w nasze życie nowych, plastikowych przedmiotów gospodarstwa domowego. Brał też na warsztat popularne obrazy, sceny, przetwarzał archetypy kobiece popularyzowane przez reklamę ale również, i te podobały mi się najbardziej, tradycyjne malarstwo starych mistrzów. Korzystał w praktyce artystycznej z pędzla, neonu, kolażu, filmu. Rozpoczyna wówczas cykl prac o “zmiennej geometrii” opartych na fragmentaryzacji twarzy kobiecej, co staje się jego ulubionym motywem na wiele lat. Dzieli je na fragmenty, tnie, komponuje na nowo.

U szczytu kariery w latach 60-tych wyjeżdża do Stanów, gdzie tworzy przez kilka w kręgu artystów pop artu, ale zafascynowany rewolucją w maju 68 roku we Francji wraca, aby osiąść na prowincji. W tym okresie powstaje seria Coco Mato, odejście od dominujących trendów w sztuce,  twórczość i życie we wspólnocie hippisowskiej. Jego sztuka w tym okresie przypomina rytuały magiczne i praktyki prymitywne, tworzy wówczas prace niezwykle proste, z podstawowych i prostych materiałów.  

Po 68 roku wiele miejsca  zajmują sceny bukoliczne, rzeźba połączona z malarstwem, obrazy z życia miasta. Ostatnio, artysta skupia się na obrazach wielkich formatów, nad którymi praca zabiera mu często miesiące, a nawet lata pracy. Są one owocem lektur filozoficznych, refleksji na światem, człowiekiem i historią o jasnych, żywych kolorach obrazujących “teatr świata” komiczny i tragiczny zarazem.  


Drzewo, 1960


Martial Raysse, Retrospektywa 14 mai-22 wrzesień 2014,  Centrum Pompidou

Suzanna, Suzanna, 1964

Życie jest tak skomplikowane, 1966

Martial Raysse, Poisson d'avril, 2007

Martial Raysse, Re mon cher maitre, 2007

piątek, 30 maja 2014

Na wyspie impresjonistów


Korzystając z wolnego od pracy dnia, wybraliśmy się dziś do miejsca oddalonego zaledwie o dwadzieścia kilometrów od Paryża, owianego mitem i legendą przez malarzy impresjonistów, do Chatou. To tam powstał jeden z najpiękniejszych obrazów Renoira “Śniadanie wioślarzy” i wiele  innych dzieł mistrza. Tam także, na tej niewielkiej wysepce na Sekwanie, która dziś nosi nazwę wyspy impresjonistów spotykali się niegdyś Sisley i Caillbotte, Monet i Morisot, Manet i Pisarro, Degas i Derain...i pisarze, z tych najbardziej znanych-Maupassant i Apollinaire. To było ich schronienie, azyl,  artystyczna oaza.

Historia tego miejsca jest taka, że w pierwszej połowie XIX wieku nadsekwańskie wioski od Argenteuil do Bougival ogarnęła gorączka produkowania i wypożyczania drewnianych łódek. W 1837 roku rusza pierwsza linia kolejowa we Francji, z dworca St. Lazaire do Pecq-wioski ukrytej u stóp tarasów St. Germain en Laye. Dla Paryżan żyjących w mrocznych, pozbawionych światła i czystego powietrza mieszkaniach jest to szansa aby wyrwać się z miasta, toteż w niedzielne poranki wyruszają pociągiem do podparyskich miejscowości, w poszukiwaniu słońca i zieleni.

W 1857 roku Alphonse Fournaise, który pochodził z rodziny cieśli i żeglarzy, kupuje w Chatou, od kuzyna, ukryty na wyspie w porcie wodnym dom. Ma nosa do interesów, rozkręca produkcję i najem łódek, firma cieszy się dużym powodzeniem i w trzy lata później, postanawia przekształcić dom  w hotel oraz restaurację. Organizuje imprezy na wodzie, żona prowadzi kuchnię, zaś  córka pomaga gościom i staje się z czasem ulubioną modelką malarzy a niektórych nawet kochanką...

Renoir spędza w roku 1880 w Chatou sześć miesięcy. Jest to, jak twierdzi, najpiękniejsza z podparyskich miejscowości. Maluje tam również wiele innych obrazów, między innymi portret właściciela hotelu, Alphonsa Fournaise’a oraz wiele portretów Alphonsiny.


Alphonsine Fournaise
Alphonse Fournaise

Na przełomie wieków kończy się moda na łódki, a zaczyna na rowery. W 1905 roku umiera Alphonse, a rok później jego córka zamyka restaurację. Coś się kończy. Gdy w 1912 roku Apollinaire przybywa do Chatou zastaje już tylko pustą przystań. Pisze wówczas:

“ Na brzegu wyspy nie widać już obijających się o siebie łódek
I teraz
Nie ma  już ani malarzy ani Maupassanta
Którzy spacerują
Z odkrytymi ramionami na łódkach z kobietami o obfitych biustach
Ciesząc się jak dzieci
Małe łódeczki, tak bardzo jest mi was brak
Na brzegu wyspy


Spacerowałam dziś po wyspie, która nosi teraz nazwę wyspy impresjonistów, wyobrażając sobie jak mogło wyglądać życie tej nadsekwańskiej przystani ponad 130 lat temu. Pozostał odremontowany niedawno dom, w którym obecnie mieści się muzeum oraz restauracja ze słynnym tarasem i balkonem. Po Sekwanie pływały łódki, widziałam też, ale może to było tylko złudzenie, żeglarza w słynnym słomianym kapelusiku. Słońce wychodziło zza chmur. Szukałam odblasków światła w wodzie. Ale nie znalazłam. Pewnie to była wina złej pogody.


Balkon na którym pozowano Renoirowi

Wejście do restauracji


Bryła domu Alphonsa Fournaise'a
Most w Chatou, tło wielu obrazów Renoir'a

Słynne, słomiane kapelusze wioślarzy

poniedziałek, 12 maja 2014

Głaskanie atrybutów męskości na cmentarzu Père Lachaise

Cmentarz Père Lachaise  ,powiada nam swoją romne groby, . karza. zeźbiarz postanowił, jak twierdzą źródła, kowo grób Victora Noir'a rdzo skromne groby, ereto miasto w mieście. Kopalnia wiedzy o historii,  sztuce i ludziach. Cudownie  spaceruje się tam w piękny słoneczny dzień, ale nawet gdy słota, to warto tam zajrzeć, aby odkryć może troszkę inną,  bardziej nostalgiczną twarz nekropolii Paryża. Każdy grób opowiada nam swoją historię. Historię życia jego mieszkańca. Są więc groby bardzo bogate, potężne marmurowe rezydencje, wyrafinowane cudowne artystyczne cudeńka i groby bardzo skromne, przykryte tanim  kamieniem, ale w których spoczywają genialni artyści. Nie wiem, czy widzieliście na przykład wyjątkowo skromny grób Modiglianiego, który zdecydowanie kontrastuje z cenami jakie osiągają na aukcjach jego obrazy albo Edith Piaf czy Brassens'a. Intryguje mnie również interakcja zwiedzających z nieżyjącymi idolami, pamięć oraz kult, jakim otaczane są niektóre groby.  

Jednym z takich najczęściej odwiedzanych, jest grób francuskiego dziennikarza Yvana Salmona, znanego jako Victor Noir, który znajduje się na samym końcu cmentarza, w kwaterze 92. Wyróżniał się opozycyjnymi wobec rządów Napoleona III przekonaniami. W styczniu 1870 roku, został zastrzelony w pojedynku przez kuzyna władcy Francji, Pierre’a Bonaparte. W jego pogrzebie wzięło udział 100 tys. osób. Wybitny rzeźbiarz republikański Jules Dalou, w 1891 roku postanowił wyrzeźbić postać dziennikarza w kilka minut po śmierci, w brązie.  Jest to rzeźba niezwykle dokładnie odtwarzająca sylwetkę dziennikarza. Do tego stopnia, że można dojrzeć w piersiach dziurę po strzale oraz wszystkie atrybuty męskości słynnego republikanina. Początkowo grób Victora Noir’a wzbudzał emocje ze względów politycznych, z czasem, przeistoczył się w kult o konotacji erotycznej. Jak głosi bowiem legenda, gdy potrze się przyrodzenie Victora Noir'a,  odzyskać można płodność lub męskość. Ciekawe, czy komuś to się spełniło. Dość, że do grobu pielgrzymują tłumy, nie tylko młodych par.



niedziela, 11 maja 2014

Thomas Hirschhorn, geniusz czy mistyfikator?



To dziwne miejsce. Może gdybym była dyrektorem paryskiego pałacu Tokyo, to ostrzegłabym  gości, otwartej przed kilkoma dniami wystawy szwajcarskiego artysty Thomasa Hirschhorna, przed tym, co zobaczą: setki zużytych opon samochodowych ( 15 tys. sztuk!) ułożonych w stosy, ściany i kolumny i rozgradzających przestrzeń (2 tys. metrów),  stare krzesła, fotele i kanapy- pokryte dokładnie brązowym scotchem oraz, rozrzucone grube płyty białego styropianu, nad którym pastwią się zwiedzający, rzeźbiąc w nim przy pomocy pił i pilników rozmaite formy. W dwóch miejscach, pali się chroniony metalowymi blachami ogień. Tej oryginalnej dekoracji pikantności dodają rozwieszone wszędzie plakaty i banderole z fragmentami cytatów wielkich francuskich filozofów, ale żeby było ciekawiej, są one urwane w połowie, a więc często pozbawione jakiegokolwiek sensu. Wszystko to razem sprawia wrażenie wielkiego squatu młodzieży alternatywnej.

Palais de Tokyo przyzwyczaił mnie już do wielu zaskakujących ekstrawagancji w sztuce, sporo też w życiu widziałam, jednak muszę się przyznać, że tym razem berneńskiemu artyście udało się mnie zaskoczyć. Kim jest Thomas Hirschhorn -zastanawiam się wędrując z zapachem zużytej gumy w nozdrzach-geniuszem czy mistyfikatorem?

Thomas Hirschhorn pochodzi z Berna, ze Szwajcarii niemieckojęzycznej i autorem niejednego skandalu. Przed dziesięcioma laty zrobił wystawę o demokracji szwajcarskiej w Instytucie Kultury Szwajcarskiej w Paryżu.  Okazała się ona takim skandalem, że rząd zdecydował się obciąć subwencje Instytutowi- oburzony i zgorszony, , że wydaje pieniądze obywateli na takie szkaradziejstwa. Co nie znaczy, że przestano go zapraszać. Skandal jest zawsze miło widziany w sztuce. W ubiegłym roku szokował na nowojorskim Bronxie, ale chyba nie spotkał się ze zbyt dużym entuzjazmem-wystawę zjechał krytyk sztuki New York Times’a i to nie byle kto!

Tym razem został zaproszony do paryskiego Palais de Tokyo: mekki awangardy i prowokacji. Po pierwsze, zaraz po wejściu uderza w nasze nozdrza silny zapach opon. Początkowo nie wiemy o co chodzi. Posuwamy się śladem opon, jest ich coraz więcej....Wystawa nosi nazwą  “Wieczny płomień” i faktycznie, w dwóch miejscach rozpalone są ogniska, które będą się palić do końca trwania wystawy czyli przez ok. 52 dni. Po tej przestrzeni  kręcą się młodzi ludzie, rodziny z małymi dziećmi. W jednym z kątów aktorzy czytają fragmenty tekstów filozoficznych. W sobotnie popołudnie słuchają zaledwie dwie osoby, z których jedna śpi. Ktoś inny przyczepia fragmenty schotcha do sufitu. Obok znajduje się biblioteka dzieł filozoficznych. Przypadkiem wypatrzyłam na półce Czesława Miłosza i jego „Zniewolony umysł”. Kolejna sala wypełniona jest komputerami i drukarkami, można usiąść przy dowolnym z nich, coś napisać, wydrukować jakiś obraz i powiesić, gdzie się chce. Centralnym placem jest bar, gdzie sprzedają piwo za dwa euro. Ma być tanio, tak chciał artysta. W jeszcze innym pomieszczeniu dziarsko pracują młodzi ludzie rzeźbiący styropian. Dzieci tarzają się w białym pyle. Jest też tam sala telewizyjna. Za darmo można wybrać spośród tysiąca filmów, zakopać się w fotelu i oglądać. Codziennie wydawana jest również gazeta wystawowa, produkowana na miejscu.

Oddam głos artyście, który przy okazji tej wystawy udzielił wywiadu szwajcarskiemu tygodnikowi „L’Hebdo” . Artysta chciał złożyć hołd miastu, które go przed 30 laty przyjęło (Paryż), jego filozofom, pisarzom i poetom, wszystkim tym, którzy wzięli udział w jego rozwoju intelektualnym. Intencje? Stworzyć miejsce otwarte, aktywne, sprzyjające spotkaniom, dialogowi, i czemu nie-konfrontacji? Ogień? Chodzi o ogień myśli, sztuki, poezji, konceptów, projektów...

Trochę się domyślam, skąd ten projekt powstał w głowie szwajcarskiego artysty. Tak się składa, że mieszkałam siedem lat w Bernie, gdzie tak naprawdę nie daje się mieszkać: obowiązuje tam  rygor, porządek i policyjna dyscyplina. Jest tam jednak do dziś miejsce znajdujące się zupełnie poza prawem, gdzie można wysłuchać koncertu, kupić każdy rodzaj narkotyków, spotkać anarchistów i ludzi lewicy. To słynna Reithalle, berneński squat i w Bernie jest to faktycznie najbardziej twórcze, kreatywne i alternatywne miejsce na mapie miasta. Mam wrażenie, że Thomas Hirschhorn chciał klimat tego berneńskiego miejsca odtworzyć w Paryżu. Wszystko trzeba stworzyć samemu, nie ma nic na czym można zawiesić oko. Jesteśmy tylko my, ludzie i cała przestrzeń została zorganizowana tak, abyśmy opuścili nasz kokon i wyszli na spotkanie drugiego. Czy tę ideę udało mu się przekazać? Nie wiem...A zresztą co się będę rozpisywać, zobaczcie sami...

Redakcja gazety wydawanej podczas trwania wystawy



Czytanie "Obcego" Alberta Camus

Audytorium

Biblliteczka filozoficzna ze "Zniewolonym umysłem" Miłosza

Każdy moment kultury...

sala komputerowa

Bar


Nic wielkiego nie powstaje bez

Rzeźbienie w styropianie

Tata wyrzeźbił dla mnie

warsztaty styropianowe




Sala telewizyjna

Każdy jest totalnym rozczarowaniem

Po prostu powiedz nie wartościom rodziny