foto

foto

czwartek, 25 września 2014

Barbarzyńca w ogrodzie Bagatelle

Pewnie nie raz zastanawialiście się na czym polega francuskie wyrafinowanie, w czym się ono najjaskrawiej przejawia i gdzie należałoby go szukać. Odpowiedzi znalazłoby się multum: od przyjemności podniebienia poprzez lubieżności alkowy, dobre maniery czy elegancję języka... Ale także, w sztuce kultywowania ogrodów.  Ilekroć je odwiedzam, otwieram szeroko oczy podziwiając maestrię z jaką dokonuje się wyboru kwiatów na klomby, jak dba o każdy, choćby najdrobniejszy szczegół i kompozycję całości.

Jednym z takich ogrodów jest Bagatelle, położony na skraju Lasku Bulońskiego i należący do jednych z najpiękniejszych zakamarków Paryża. Jeśli szukacie jesiennych klimatów, to polecam wam właśnie ten. Można się tam nawąchać  róż, nacieszyć oczy widokiem kolorowych pawi, poczytać w ciszy albo porozmawiać z kocimi mamami, które dokarmiają pochowane po krzakach kudłate czworonogi. Czy wiecie, że ten park, to ukryty pensjonat dla kotów? Wyjeżdżający na wakacje Paryżanie często je tam podrzucają i...odbierają  po, wiedząc, że ich czworonogi będą miały dobrą opiekę. Bagatelle to również idealne miejsce dla romantycznych wycieczek. Jeśli chcecie zakosztować „sam na sam” to radzę wybrać się tam w tygodniu, pod koniec dnia. Dziesiątki domków, skrytek, ażurowych schodków, wodospadów, pokrytych, na cześć Moneta, liliami wodnymi, sadzawek. I  kwiaty: skomponowane w kolorach sezonu, egzotyczne, pachnące.

O historii parku Bagatela już pisałam, ale dawno temu, więc do niej powrócę, bo jest ciekawa. Skąd się wzięła nazwa „Bagatelle”? Francuskie słowo „bagatelle” i polskie „bagatela” znaczą właściwie to samo. A więc kto pożyczył od kogo? Sprawdziłam i okazało się, że Francuzi od Włochów a my od Francuzów, a słowo to znaczy m.in. ogrodowy pałacyk lub pawilon modny w XVIII wieku.

Bagatelą nazwała swój ogrodowy domek w zamku Bellevue markiza de Pompadour, a Park Bagatela w lasku Bulońskim powstał jako wynik szalonego zakładu pomiędzy przystojniakiem i libertynem hrabią d’Artois, bratem Ludwika XVI i przyszłym królem Francji oraz jego słynną szwagierką, czyli ostatnią przedrewolucyjną królową Francji,  Marią Antoniną. Hrabia zakupił ową domenę  w 1775 roku  za niewielkie pieniądze i w bardzo złym stanie, ale bardzo się tym przed nią chełpił. Żona Ludwika XVI zażartowała, że gdy za 64 dni go odwiedzi,  to ma nadzieję, że domena zostanie już odnowiona na godne przyjęcie królowej i zagrała mu na ambicji, zakładając się o 100 tys. Ludwików, że 14-hektarowy park nie będzie do jej wizyty gotowy. Zakład przegrała. W dwa miesiące później rezydencja księcia Artois była gotowa. Zatrudnił do pracy 900 ludzi i wydał 3-4 mln ówczesnych Ludwików, co nie było mało, ale pałac stanął, pięknie umeblowany, a z jego okien roztaczał się widok na bajeczny park w bardzo modnym wówczas chińsko-angielskim stylu. I taki do dziś pozostał-elegancki, romantyczny, wyrafinowany, bajecznie piękny.  Do dziś zachowały się wybudowane wówczas budynki, a przynajmniej połowa z nich i między innymi cudowny, romantyczny i w stylu angielskim domek ogrodnika, przed którego oknami rosną nadal  warzywa: kapusta, buraczki, dynie i inne XVIII-wieczne odmiany warzyw i owoców np. podobne do jabłek, ale nadające się tylko na konfitury coing.

Od 1835 roku ogród Bagatelle znalazł się pod wpływami angielskim, nabył ją lord Seymour i pozostawał pod nimi do roku 1905, kiedy został zakupiony przez miasto Paryż. Od tego czasu, ogród się niewiele zmienił, no może poza widokiem, gdyż tuż za płotem wyrosła paryska City, La Defense i jej szklane, strzeliste fasady widać z różanego ogrodu. Co jakiś czas, nad ogrodem krążą stada kolorowych gęsi. Już jesień...



wtorek, 23 września 2014

Tunel aerodynamiczny Gustawa Eiffela

Gdy pada nazwisko Gustaw Eiffel, niemal natychmiast przychodzi nam na myśl budowniczy słynnej paryskiej Wieży, nieprawdaż? Tymczasem dzieło tego genialnego inżyniera to nie tylko Żelazna Dama, ale również wiele innych obiektów takich jak mosty, wiadukty, czy dworce. Ponoć sam Eiffel nigdy nie przypuszczał, że akurat wieża Eiffla do tego stopnia przyćmi inne jego budowle. I wiedział, że spośród wszystkich trudności, jakie spotykają projektanta jest jedna, z którą musi się zmagać w szczególności - jest nią wiatr.

Tak więc pod koniec życia,  w wieku 79 lat,  aby lepiej zmierzyć i dokładniej przestudiować jego wpływ, każe zbudować w 1909 roku pierwszy tunel aerodynamiczny na Polach Marsowych, tuż obok wieży. Ale władze  miasta stają się jej właścicielami i tunel ma zostać zburzony , uznany za nieestetyczny w 1911 roku. Jednak Eiffel nie daje za wygraną i w 1912 roku buduje drugi, w wiosce Auteuil, która dziś jest częścią Paryża, 16 dzielnicy.

Ważący 7 ton wentylator
Tunel jest drewniany, pokryty białym płótnem. Można w nim przeprowadzać symulację wiatru osiągającego prędkość 100 km/godz., od 0,5 m/sek do 30 m/sek.  I Eiffel przeprowadza w nim próby aerodynamiczne na skrzydłach, śmigłach oraz na makietach samolotów. Wiele z tych elementów, które poddawał badaniom zachowało się do dziś.

Po śmierci Eiffla w 1923 roku tunel aerodynamiczny przejął departament techniczny francuskiej sekcji aeronautycznej. I chociaż wielu developerów ostrzyło sobie na teren zęby, miasto, aby ochronić go przed ich zapędami, zdecydowało się na wpisanie tunelu Eiffla w 1980 roku na listę zabytków i dziś należy on do Centrum Naukowego i Technicznego budynków, służąc przede wszystkim do testowania makiet budynków i samochodów, gdyż testy aeronautyczne wymagają tuneli o wiele większej sile wiatru.

Tunel aerodynamiczny w Auteuil zachował się takim, jakim pozostawił go Eiffel. Skorzystałam w sobotę z okazji obejrzenia go podczas dni Dziedzictwa i robi on naprawdę wrażenie. Może najbardziej niezwykłe jest to, że jest on nadal czynny i wykorzystywany do badań naukowych.

Przekrój techniczny tunelu aerodynamicznego Eiffela

Po tunelu oprowadzał nas jej szef, padały pytania, czy przy dzisiejszym rozwoju informatyki istnienie takich tuneli i sprawdzanie w realnych warunkach wpływu wiatru na obiekt ma jeszcze jakikolwiek sens. „Oczywiście-że tak!”-odpowiedział nasz przewodnik. Dane, które wpisuje się do komputera nie mogą pochodzić z głowy, potrzebne są do obliczeń, które będzie można kontynuować już numerycznie. Mieliśmy też okazję na własnej skórze wypróbować siły wiatru i wrażenie jest niesamowite. 

Zachowane elementy badane przez Eiffela

Laboratorium w Auteuil jest nadal czynne, nadal wykonuje się w nim badania. I może to jest najbardziej niezwykłe, że mimo niezwykłego rozwoju nauki, laboratorium wymyślone ponad sto lat temu przez genialnego Francuza nadal służy nauce.  Zainteresowanych odsyłam na jego stronę, gdzie po francusku i angielsku można uzyskać więcej informacji technicznych o tym niezwykłym miejscu.


 I jeszcze kilka zdjęć z pracowni:

Ujście wydmuchiwanego powietrza

Model wykorzystywany do pomiarów

stacja obsługi tunelu

Oryginalne oprzyrządowanie z czasów Eiffela

makieta wykonana do pomiarów

opis doświadczeń dotyczących oporu powietrza





piątek, 19 września 2014

Claude Monet, « Impresja, wschód słońca » i astrofizycy


C. Monet Impresja, wschód słońca
Dochodziła piąta rano, gdy na balkonie pokoju hotelu Amirauté w Hawrze Claude Monet rozstawiał sztalugi. Przed jego oczami rozciągał się zamglony obraz portu, po lewej stronie- dymiące kominy, pośrodku widać było otwartą śluzę Transatlantycką, a po prawej -gąszcz portowych dźwigów. W głębi, zza horyzontu, wyłaniało się coraz bardziej okrągłe jak pomarańcza słońce.  O godzinie 5.37, gdy wznosiło się ono już dobrze na niebie, Monet nakreślił pędzlem pomarańczowe koło i dodał kilka kresek-odbicie w wodzie pierwszych promieni. Budził się dzień 13 listopada 1872 roku, który przejdzie do historii sztuki jako data powstania sztandarowego obrazu jednego z najznamienitszych nurtów w sztuce- impresjonizmu- „Impresja, wschód słońca”. Fikcja literacka? Ależ skąd! Wiedza poparta bardzo szczegółowymi badaniami naukowymi!

W 140 rocznicę narodzin impresjonizmu, co miało miejsce w dwa lata później, w 1874 roku podczas wystawy w pracowni fotograficznej Nadara na bulwarze Kapucynów, i gdzie po raz pierwszy prezentowano wspomniany obraz Moneta, paryskie muzeum Marmottan, w którego zbiorach się ono znajduje, postanowiło zająć się tym pokazowym dziełem głębiej i rozwikłać kilka związanych z jego historią zagadek. Przede wszystkim, co reprezentuje i pod jakimi wpływami powstał? Czy został namalowany o wschodzie-jak twierdzą niektórzy, czy też raczej o zachodzie słońca? Kiedy został namalowany i co się z nim stało po wystawie w 1874 roku?  Jak trafił do kolekcji Marmottana w 1940 roku?

No tak, ale jak na te wszystkie pytania odpowiedzieć? Przecież na samym obrazie, Monet podał jedynie rok 1872. Muzeum Marmottan podeszło do sprawy bardzo konkretnie i zatrudniło astrofizyka, Dona Olsona z Uniwersytetu w Dallas specjalizującego się w tego rodzaju badaniach. Wykorzystał on dane meteorologiczne z epoki, kalendarze odpływów i przypływów morza i po konsultacji z historykami sztuki, inżynierami oraz dokumentami, data 13 listopada 1972 roku okazała się najbardziej prawdopodobna, to na nią przynajmniej wskazują wszystkie badania ikonograficzne i naukowe. Z pewnością był to ranek, mniej więcej 30 minut po wschodzie słońca, o czym świadczy widoczna na obrazie otwarta śluza.

Co się wydarzyło w życiu Moneta wcześniej? Kto miał na niego wpływ i co stało się zanim autor „Impresji” rozłożył sztalugi na balkonie hotelu w Hawrze?

Claude Monet jest autorem słynnego zdania, że „artysta rodzi się w samotności”, niemniej jednak w jego życiu fundamentalne znaczenie miały spotkania z ludźmi, którzy stali się z czasem jego mistrzami. Gdy kilkunastoletni Monet nudzi się w licealnej szkolnej ławce to rysuje karykatury-kolegów, nauczycieli. Któregoś dnia pokazuje je właścicielowi sklepu papierniczego. Ten postanawia zorganizować mu małą wystawę i zaprasza na nią słynnego już wówczas w Hawrze Eugeniusza Boudina. Ten bierze Moneta pod swoje skrzydła i odtąd chłopiec zaczyna pracować u jego boku.  „To jemu zawdzięczam to, że zostałem malarzem”-powie Claude Monet po latach. Boudin jest wówczas znany przede wszystkim z malowania postaci na plażach Normandii, ale to nie portrety ludzi go interesują, ale nieba, krwawo-pomarańczowe albo pierzaste, albo z kolei niebieskie i skudłaczone jak baranki. Kocha światło, plener, grzbiety fal. Camille Claudel nazywa go gdzieś nawet „królem nieba”. Studiuje chmury, maluje wariacje meteorologiczne, we wszystkich postaciach i w sposób radykalnie nowy i zaraża swoją pasją młodszego o 15 lat Moneta.
Eugene Boudin Scena na plaży

Drugim mistrzem autora „Impresji” staje się holenderski, osiedlony w Normandii malarz, Johan Barthold Jonkind i to jemu, jak wspominał po latach Monet zawdzięczał on ostateczną edukację oka”. Jonkind maluje miękkie światło. Jego znakomity „Zachód słońca na kanale w Holandii” zainspirował Moneta. Jeździ z nimi malować do Deauville, do Trouville, spacerują razem szerokimi plażami Normandii.

Ale nie tylko Ci dwaj malarze mieli wpływ na styl Moneta. W 1870 roku wybucha wojna prusko-francuska i wraz z rodziną wyjeżdża on do Londynu a tam, ogromne wrażenie robi na nim malarstwo Williama Turnera- podziwia używaną przez niego paletę barw i światło. Sam też maluje londyńskie doki przykryte mgłą o wschodzie i zachodzie słońca, ale na tych londyńskich obrazach widać już uprzemysłowienie brytyjskiej stolicy-smog, dym, mgły okrywające miasto. Gdy wojna ustaje, Monet, przez Amsterdam wraca do Francji, do Hawru. 13 listopada skoro świt zasiada na balkonie hotelu i zaczyna malować. Ciąg dalszy znamy...

 
Johan Barthold Jonkind, Pejzaż holenderski
 „Impresja, wschód słońca”, bo taki tytuł nadał mu Claude Monet, została wystawiona dwa lata później wraz z wieloma innymi pracami 30 artystów w galerii fotograficznej Nadara, na bulwarze Kapucynów i nie wzbudziła zbyt wielkiego entuzjazmu wśród zwiedzających.  Krytyków sztuki zaintrygował natomiast tytuł i obraz Moneta.  Jedni pisali „malowany ręką dziecka, które po raz pierwszy wzięło do ręki pędzel” inni, przecierając sobie okulary, bo zdawało im się, że zaszły mgłą, uznali obrazy za gryzmoły malowane bez ładu i składu farbą na zabrudzonym płótnie. Ale termin „impresja”-tytuł pracy Moneta- jest wałkowana na wszystkie strony. Jules Castagnary pisze , że „gdybyśmy chcieli określić te płótna jednym słowem, to należałoby stworzyć nowy termin „impresjonizm”. Louis Leroy stanie się tym, który jako pierwszy tego terminu użyje.

Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, jakie dzieło nabywa Ernest Hoschedé, handlarz koronkami i  i tiulami, który  po wystawie w 1874 roku stał się pierwszym właścicielem „Impresji, wschodu słońca” wydając na nią aż 800 franków. W kilka lat później musi się ze swoją kolekcją rozstać, bo żyjąc ponad stan, stoi na granicy bankructwa. « Impresja » trafia na aukcję w Drouot i zostaje sprzedana jedynie za 210 franków do kolekcji Georgesa de Bellio, który obiecuje autorowi dzieła, że nigdy się z nią nie rozstanie. I słowa dotrzymuje. Obraz dziedziczy jego córka Victorine, która obdarowuje muzeum swoją kolekcją, na wystawie pokazane są dokumenty w których dokonuje donacji.  Wybucha wojna, aby uchronić obraz przed bombardowaniami Victorine oddaje „Impresję” na przechowanie do zamku Chambord a w 1940 roku zostaje przekazana Muzeum Marmottana, można ją tam oglądać do dziś.
 Polecam wyprawę do jednego z najpiękniejszych i najbardziej dyskretnie usytuowanych paryskich muzeów. Wystawa wokół „Impresji, wschodu słońca Moneta” potrwa do 18 stycznia 2015 roku.

piątek, 12 września 2014

Czas na flanowanie!


Zbigniew Herbert beztroskie włóczenie się po mieście nazywał flanowaniem. Nie wiem, czy termin ten, utworzony od francuskiego czasownika "flâner", wszedł na stałe do naszego języka, ale bardzo celnie określa, chyba najprzyjemniejszy sposób poznawania miasta: « bez planu a według perspektyw ». Paryż jest wspaniałym miejscem do flanowania. Czy będziemy spacerować po Wielkich Bulwarach, po Marais czy nad brzegiem Sekwany, nie raz poczujemy wzruszenie, zachwyt lub zdumienie i zawsze będzie to cudowny czas nasycania zmysłów barwami miasta.

Flanować po Paryżu można właściwie wszędzie, ale jest kilka takich miejsc i ulic, które nadają się do tego szczególnie. Na przykład ulica St. Germain de Près, legenda lat 50-tych, która zachowała cały swój niegdysiejszy wdzięk. To tam ubierają się nadal paryskie elegantki, jej okolice zamieszkuje wielu słynnych aktorów i innych celebrytów (ciągle ostatnio kogoś tam spotykam!). Albo rue des Abbeses na Montmartrze-tam osiedliła się kolorowa, artystyczna  bohema, pełno też tam  kolorowych butików i klimatycznych kawiarni.  Oczywiście, w sezonie turystycznym jest trochę ciasno, ale już od września można się rozsiąść na tarasie którejś z licznych restauracyjek z widokiem (Le Zèbre à Montmartre-moja ulubiona!) i dać się uwieść tętniącej życiem ulicy...
Hipsterską młodzież spotkamy w Marais. To tam skupiły się modne i niekoniecznie drogie butki. Warte polecenie są ulice Les Francs Bourgeois czy rue de Rosiers. Pełna życia jest słynąca z wykwintnej gastronomii i przeznaczona tylko dla ruchu pieszych ulica Montorgueil w I i II dzielnicy. 

Muzyczne życie ulicy paryskiej toczy się na moście Sw. Ludwika, łączącym wyspę o tej samej nazwie z drugą –la Cité. Innym takim miejscem, prawdopodobnie dobrze wam znanym, jest przestrzeń przed Centrum Pompidou-to chyba takie epicentrum paryskiego street life'u. Uliczni artyści upodobali też sobie ostatnio jeszcze jedno miejsce-schody Opery. W dzień, pod zamkniętą  Operą, siedzą zazwyczaj tłumy ludzi wsłuchując się w granie ulicznych muzykantów.

Warto też "poflanować"w sobotni czy niedzielny poranek po paryskich targach, a jest ich niemało! Od najbardziej egzotycznego na Barbès-Rochechuart (w XVIII dzielnicy) do jednego z najstarszych i najbardziej popularnych-Aligre (XII). Albo zajrzeć w niedzielny poranek do eleganckich dzielnic. Polecam ulicę Cler (VII),  gdzie paryscy mieszczanie zaopatrują się w urokliwych sklepikach w sery, wina, kawę i bagietki.

W niedzielne popołudnia spaceruje się po parkach i ogrodach (Luksemburski, Tuleryjskie) albo  wzdłuż Sekwany, zaglądając do bukinistów w poszukiwaniu perełek wydawniczych. Polecam rozłożonych po prawej stronie- od mostu Marie w stronę Ratusza, po lewej-od Instytutu Świata Arabskiego w stronę Notre Dame.

Na wieczorne flanowanie najlepiej wybrać się na Wielkie Bulwary rozpoczynając od Opery : te najbardziej uczęszczane to Boulevard  Madelaine,  Capucines i  Italiens. Na bulwarach zachowało się wiele sklepów pamiętających czasy Belle Epoque, takich jak-Fauchon i Hediard- tak nazywają się słynne delikatesy. Na bulwarach mieści się również najsłynniejsza bodajże sala koncertowa –paryska Olimpia oraz niezliczona ilość teatrów i kin rozlokowanych w starych kamienicach z drugiej poł. XIX wieku.
Późną, wieczorową porą, zwłaszcza gdy dopisuje pogoda, warto zajrzeć nad kanał św. Marcina.  Okupuje go młodzież, do późnej nocy przesiadując zwłaszcza w weekendy nad wodą, w której odbijają się nastrojowo gęste światła pobliskich barów i restauracji.


Kiedy Zbigniew Herbert poznawał miasto, a było to w latach 60-tych, nieznane były jeszcze  miejskie rowery.  Dziś, być może przesiadłby się na taki pojazd, aby popedałować na drugi koniec miasta? A może lepiej poznaje się je krokiem niespiesznego przechodnia -flanując?

piątek, 5 września 2014

Nie dla Mistrali na Trocadero


 Manifestacja na Trocadero udała się. Nie byliśmy liczni, ale na tle wieży Eiffla powiewały flagi Ukrainy, Polski, Litwy i Europy a było ich niemało. Na transparentach napisy: „Putin morderca, nie sprzedawać broni agresorowi”, „Nie dla sprzedaży Mistrali Putinowi”. Ktoś zrobił makietę statku i zbryzgał ją czerwoną farbą, kilka młodych dziewczyn owinęło się ukraińskimi flagami. Na samym początku spotkania, chwilą ciszy uczciliśmy pamięć poległych ukraińskich żołnierzy a później skandowaliśmy, „Hollande stop Putin”. Prowadzący manifestację podał też smutną wiadomość, że Rosjanie zaatakowali Marioupol. Od kilku dni mieszkańcy wypełniali worki ziemią i budowali okopy-przygotowywali miasto do obrony. Przed kilkoma dniami utworzyli łańcuch ludzi, aby pokazać, że są gotowi za każdą cenę bronić swego miasta. Współczucie i solidarność ogarnia mnie na myśl o nich. Dziś separatyści i Rosjanie, przy użyciu ciężkiego sprzętu, strzelają do mieszkańców Marioupola. Chwała Ukrainie!

W niedzielę ciąg dalszy, w Saint Nazaire, gdzie budowane są Mistrale. Ma się tam odbyć kolejna demonstracja. Konieczna, bo we Francji podniosły się protesty na wieść, że prezydent Hollande zawiesił dostarczenie Rosji okrętów desantowych. Przeciwne tej decyzji są dwie skrajne partie francuskie-Front Narodowy Mariny Le Pen oraz „Parti de gauche” Jean-Luc Melenchona. Padają w obu obozach słowa-zdrada, straty gospodarcze, uległość wobec Stanów Zjednoczonych, utrata wiarygodności Francji jako partnera gospodarczego, wasalizacja ...Czego to politycy nie wymyślą...Melenchon reprezentuje i broni robotników z St Nazaire- to oni stanowią jego elektorat. Le Pen popiera tradycyjnie dyktatorów, na których można zarobić.

Ale wszystkie te argumenty jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Szczytem jest natomiast to, co usłyszałam dzisiaj w radiu. Philippe de Villiers, który swego czasu przestrzegał Francję przed napływem polskich hydraulików do Francji będzie budował na Krymie park atrakcji na wzór francuskiego Puy de Fou, tyle, że będzie to park dotyczący historii Rosji. Otóż pan de Villiers wygłasza peany pod adresem Putina. Mówi, że ten zachowuje się „jak prawdziwy szef państwa, szukając odnowienia wartości politycznych, kulturalnych i moralnych wielkiej Rosji. Jest człowiekiem, który wyrwał Rosję z epoki komunizmu i oddaje mu jej wielkość. Putin jest bez wątpienia największym obecnie szefem państwa”-mówił w radiu francuskim dzisiaj rano. I zastanawiam się-zwariował czy też pieniądze przesłoniły mu wzrok, słuch i rozum? Tak, tak... we Francji też są politycy-wariaci, nie tylko w Polsce.

Przed manifestacją zajrzałam do mieszczącego się też przy Trocadero Muzeum Architektury. Sporo dobrych rzeczy usłyszałam o wystawie „Architektura w uniformie”-czyli o tym, jak II wojna światowa zrewolucjonizowała myślenie architektów.  Warunki wojenne, zwiększone zapotrzebowanie na surowce, konieczność ich ekonomicznego wykorzystania całkowicie zmieniły projektowanie. Zaczęto budować tak, aby oszczędzać surowce naturalne i wykorzystać je do produkcji broni, samolotów czy statków. Wojna przyspieszyła proces wprowadzania innowacji technologicznych, uwzględniano racjonalne wykorzystanie energii. Sporo budowało się wówczas fabryk broni, ale również mieszkań dla pracujących w nich robotników. Musiały to być budynki lekkie w konstrukcji, łatwe w rozbiorze, mobilne.  
Architekci spełniali w okresie wojny wiele ról: tworzyli listy obiektów wymagających nadzwyczajnej ochrony przed zniszczeniami, ale byli również wykorzystywani przez Niemców na terenach podbitych. Tradycyjnie już szukałam jakiegoś polonicum i znalazłam. To Szymon Syrkus, jeden z najwybitniejszych polskich architektów przedwojennych o poglądach lewicowych podczas wojny znalazł się w obozie w Auschwitz gdzie Niemcy wykorzystali jego wiedzę do projektowania szklarni w obozie. Wystawa potrwa jeszcze tylko do 8 września, ale w najbliższą niedzielę wstęp jest wolny, a więc warto może skorzystać.


A wracając do Rosji i Ukrainy w Paryżu, to dziennik Le Monde obchodzi okrągłą rocznicę powstania i w związku z tym organizuje pasjonujący festiwal „Świat jutra” (20-21 wrzesień) na który zaprosił liczących się na świecie i we Francji naukowców, polityków, dziennikarzy, ludzi kultury. M.in. do Paryża przybędzie i wygłosi konferencję najsłynniejszy więzień Putina, Michaił Chodorkowski. Spotkanie poprowadzi dziennikarz le Monde Piotr Smolar. Wstęp jest płatny a miejsce, gdyby ktoś był zainteresowany, można zarezerwować tu. Tam również znajduje się pełny program festiwalu. Ja już zarezerwowałam, a więc możecie się spodziewać sprawozdania. Szkoda tylko, że festiwal pokrywa się z dniami Dziedzictwa Narodowego, bardzo ciekawymi we Francji. No cóż, znowu trzeba wybierać.


środa, 3 września 2014

I po wakacjach...


Podwieczorek z mamą
 Wczoraj był we Francji pierwszy dzień szkoły. I już chyba wiem, czego mi w Paryżu przez cały sierpień brakowało, dlaczego miasto było takie opustoszałe, bez energii, zamarłe. Od wczoraj dzieci wróciły, słychać je wszędzie, w sklepach z przyborami szkolnymi, na ulicach, w piekarniach. W sąsiednim tea-roomie, gdzie zatrzymałam się na popołudniową kawę, siedziała obok mnie mama z synkiem- otworzyła teczkę i przeglądała pierwszą korespondencję jaką jej dziecko dostało w tym roku. Chłopczyk objadał się tartą z owocami. Podwieczorek  popularnie nazywany quatre-heure-czwarta godzina- to tu rzecz święta. To czas słodkości, nagroda za pracę w szkole. Powrót ze szkoły pierwszego dnia odbywa się najczęściej pod okiem rodziców, na ten dzień wiele osób bierze dzień wolny. Dalej maluchy radzą sobie już same. Dzieci we Francji rozpoczynają szkołę w wieku trzech lat i moim zdaniem nie wymyślono nic lepszego, są wtedy chłonne i chętne do nauki.

Rodzinny powrót do domu
Gdy oglądam francuską telewizję, to mam czasem wrażenie, że oglądam telewizyjną propagandę. Są tematy, które się porusza i takie o których się milczy. Informacja jest bardzo sprytnie skonstruowana. Są priorytety w polityce zagranicznej i dziennikarze je egzekwują. Na przykład, informacji o mianowaniu naszego premiera szefem Rady Europejskiej nie podano w oficjalnej telewizji publicznej France 2 –Francuzi mogli się dowiedzieć o tej informacji na marginesie konferencji prasowej prezydenta Hollande’a, który po raz kolejny wyraził „zaniepokojenie” sytuacją na Ukrainie  a dziennikarz dodał przy okazji, że polski premier, w Brukseli...Nie drażnić niedźwiedzia-to polityka francuska. Kim jest niedźwiedź-doskonale wiecie. Skądinąd o Ukrainie informuje się skąpo i rzadko, tak rzadko jak tylko można. Wyjątkiem jest "Le Monde".To nie jest nasz konflikt, ani nasza wojna-przeczytałam dziś wyznanie jakiegoś francuskiego polityka. Francuzi zaangażowali się w dostarczanie Irakijczykom broni i pomocy humanitarnej w walce z państwem Islamskim. Z pomocą, wojskową i humanitarną, byli gotowi w 24 godziny- i nic na to nie poradzimy. Europa Wschodnia nie obchodzi Francji. Jak powiedział mi przed kilkoma dniami pewien znajomy dyplomata francuski-wy chcielibyście, aby między Polską a Francją było jak za Napoleona, ale to się już nie wróci, waszym sprzymierzeńcem w Europie są Niemcy, czy wam się to podoba czy też nie.

Od rana francuskie media mają o czym nadawać. Była pierwsza dama, Valerie Trierweiler wydała książkę, w której opisuje swój romans z obecnym prezydentem,  jak również warunki w jakich została przez niego wyrzucona z Pałacu Elizejskiego, gdy prezydent rozpoczął romans z młodziutką aktorką Julie Gayet. Co prawda z inklinacji do erosa Francja jest znana i nikogo takie sprawy nie dziwią, ale afera jest, a książkę każdy chętnie zakupi i przeczyta, a ponieważ wydawnictwo wydrukowało 200 tys. egzemplarzy to znaczy, że liczy na sukces.  Takie polityczno-erotyczne kawałki znakomicie się sprzedają i pani Trierwailer ma szanse w ten sposób wynagrodzić sobie straty moralne. Jeśli zarobi tylko 2 euro na egzemplarzu, to do jej kieszeni trafi 400 tys. euro., całkiem okrągła sumka. Dziś pierwsze fragmenty publikuje Paris Match, w którym pani Trierweiler pracuje jako dziennikarka pisząc recenzje z książek. Czy napisze też o swojej? Wypadałoby, biorąc pod uwagę hałas a może nawet skandal jaki wywoła. Pewnie jeszcze do tej książki wrócę. Ale jak mawiał mój serdeczny francuski przyjaciel, problemu nie ma, gdy się śpi z kobietą, problem się zaczyna, gdy się przestaje...

Chińskie przysmaki w zabytkowych wnętrzach
Spacerowałam wczoraj po tzw. Górnym Marais, czyli w 3-ciej dzielnicy. Pełno tam starych domów z 16-17 wieku, troszkę podreperowanych, ale widać na nich ząb czasu. Takie ulice jak Voita, Montmorency, Gravilliers, au Maire kryją w swoich podwórkach małe restauracyjki, modne butiki, ale sporo jest też tam chińskich sklepów, na przykład z torebkami. W górnym Marais mieszka kolonia Chińczyków i w jednym z najstarszych domów Paryża, mieści się dziś chińska restauracja i chiński fryzjer. Może dlatego, że jakość tych domów nie jest najlepsza, nierzadko są to niewyremontowane, zapuszczone rudery. Zabawne były jednak wracające do domu małe chińskie dzieci trajlujące po francusku, w języku swojej nowej ojczyzny.

Jutro na Trocadero o godz. 19. manifestacja przeciwko sprzedaży Mistrali przez Francję Rosji. Pójdę na nią. Ciekawe, kto jeszcze przyjdzie i czy będziemy liczni. Francja czuje się chyba przyparta do muru, ale nie wiem, czy mało zdecydowany i nienawidzący konfliktów prezydent zdobędzie się na krok niedostarczenia Rosji wysokiej klasy sprzętu wojskowego. Ale nie to jest głównym problemem Francji, ale dziura budżetowa i praktycznie zerowy wzrost. Ostatni numer tygodnika „Le Point” dał na okładkę tytuł „Kto może uratować Francję”?

A może Putin?