foto

foto

sobota, 12 kwietnia 2014

Łzy na Moście Miłości


Aby dotrzeć dziś do bukinistów po lewej stronie Sekwany, musieliśmy się przedrzeć przez Pont des Arts, który dosłownie ugina się pod ciężarem kłódek przyczepianych przez zakochanych i fotografujących się na nim turystów. Mniej więcej pośrodku mostu, stała grupka chłopców ubranych na czarno, w białych rękawiczkach i srebrnych maskach na twarzy. Sprawiali wrażenie, jakby na coś oczekiwali. Odziany« po cywilnemu » i bez maski, ale należący do grupy młody człowiek poprosił, abyśmy się na kilka minut zatrzymali, za chwilę rozpocznie się « show ». 

O jaki « show » chodziło, nie mieliśmy zielonego pojęcia,  wszystko wyglądało na jakieś prywatne, amatorskie wydarzenie, ale ponieważ nie spieszyliśmy się zbytnio, stanęliśmy przy barierce. Chłopcy w maskach i organizator zerkali nerwowo w stronę Luwru, mijały minuty,  napięcie stopniowo rosło, aż wreszcie ktoś z "zamaskowanych" chłopców krzyknął « są, idą… ». Najwyraźniej należało się spodziewać wyjątkowego gościa… Na moście stał i siedział w kole już spory tłumek. I nagle chłopcy stanęli w tanecznej pozie, odezwała się muzyka i zaczęło się…

Zerknęłam w prawo i kątem oka dojrzałam zbliżające się trzy młode dziewczyny. Może Chinki, a może Japonki-nie wiem,  na pewno Azjatki. Zatrzymały się zaskoczone, ale chyba rozpoznawały tancerzy. Chłopcy stopniowo, w trakcie tańca, zaczęli zdejmować maski i nagle jeden z nich wysunął się do przodu, przed tańczącą grupę i ku zaskoczeniu wszystkich uklęknął przed jedną z młodych dziewcząt wyjmując z kartonowego pudełeczka pierścionek. Dziewczyna, wzruszona i zaskoczona rozpłakała się. Chłopiec założył jej pierścionek na palec, przytulił  mocno do siebie…

Wybuchły brawa i okrzyki. Jacyś ludzie zaczęli podchodzić do młodej pary, składali życzenia…Zorientowaliśmy się, że niechcący wzięliśmy udział w baardzo prywatnym wydarzeniu...

Wszystko to trwało nie dłużej niż może 5-10 minut. Z oddali przyglądała się całej scenie policja. Odniosłam wrażenie, że takie « happeningi » prywatne są z reguły zakazane, ale tym razem, policjanci przymknęli oko…


Czy ktoś jeszcze wątpi, że Paryż to miasto miłości ? A swoją drogą, czego jak czego, ale wyobraźni i kreatywności młodemu rycerzowi w zdobywaniu serca swojej Dulcynei nie zabrakło!













Nowy premier, piękna skrzypaczka i długi

Nowy premier Francji z żoną
Nie mieszkam na planecie Mars, ale w kraju, w którym bez przerwy sporo się dzieje: wstrząsy polityczne i afery finansowe przeplatają skandale obyczajowe i towarzyskie. Żyje nimi cała Francja. Można nawet czasem odnieść wrażenie, że Francuzi interesują się nimi bardziej, niż reformowaniem swojej mocno schorowanej gospodarki... Nie ucichła sprawa romansu prezydenta z młodziutką aktorką Julie Gayet,  pozbywania się z Pałacu Elizejskiego byłej pierwszej damy Valerie Trierweiler, gdy z wypiekami na policzkach wsłuchiwano się w  prywatne rozmowy byłej pary prezydenckiej Nicolasa Sarkoziego i Carli Bruni, nagrane z polecenia sędziów i stanowiące materiał dowodowy w śledztwie przeciwko byłemu szefowi państwa o nielegalne finansowanie kampanii prezydenckiej. Sprawa w toku... O tym, że we Francji trzeba uważać na to co się mówi nawet w rozmowie prywatnej, przekonała się ostatnio pani minister handlu, Nicole Bricq, która wychodząc z pałacu Elizejskiego poskarżyła się, iż kolacja wydana przez prezydenta była „obrzydliwa, jak zawsze”, co zostało skrupulatnie nagrane i rozpowszechnione. Przez ponad tydzień był to temat numer 1 w konwersacjach towarzyskich i prasie, a sama pani minister słono za te słowa zapłaciła- nie została powołana do uformowanego przed kilkoma dniami nowego rządu…Kuchnia dla Francuzów to przecież sprawa honoru!

Od kilku dni  Francja ma nowego premiera. Prezentuje się świetnie, jest dużo młodszy od swojego poprzednika Jean Marca Ayrault, przystojny, elegancki, pełen wigoru. Świetnie wychodzi na zdjęciach, w kolorowych magazynach imponuje elegancją garniturów i według sondaży, 20 proc. Francuzek chciałoby spędzić z nim noc... Z pochodzenia, po ojcu, artyście- malarzu, jest Hiszpanem, zaś po matce –włoskojęzycznym Szwajcarem, wychowanym jednakże w Katalonii.  Ważnym atutem w wizerunku nowego premiera jest jego piękna żona, Anne Gravoin, skrzypaczka i artystka, którą były minister Spraw Wewnętrznych poślubił przed trzema laty. Z Nathalie, poprzednią żoną,  Valls ma czworo dzieci (podobnie jak prezydent Francois Hollande z Segolene Royal) ale szczęście, takie prawdziwe, znalazł dopiero w ramionach tej smukłej, przystojnej blondynki, która nagle znalazła się na pierwszych stronach wszystkich kolorowych magazynów.  


To, co mnie jednak najbardziej zbulwersowało, to komentarz  tygodnika, że „z Nathalie nie zawsze było mu wesoło” (mogę sobie tylko wyobrazić jak wesoła musi być kobieta-żona polityka- wychowująca prawie samotnie czworo dzieci), a "Manuel Valls odnalazł wreszcie dzięki tej drugiej to, czego mu przez  dwadzieścia lat w poprzednim związku bardzo brakowało- artystycznej atmosfery w domu". I dalej, co już jest szczytem nieelegancji, Paris Match pisze, że "piękna skrzypaczka lepiej będzie reprezentowała Francję, niż żona byłego premiera, zwyczajna nauczycielka niemieckiego", mowa o pani Eyrault. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że była żona premiera Vallsa też jest nauczycielką... Ponoć jest to cytat z wypowiedzi aktualnej pani premierowej, o której mówi się również, że mimo zewnętrznego sznytu, brakuje jej jednak autentycznej elegancji. To zdanie oburzyło jednak nie tylko mnie, czytałam pod tym tekstem komentarze osób urażonych takim stwierdzeniem. A do tego, jeśli wierzyć plotkom krążącym po Paryżu ( a w których zawsze jest trochę prawdy) nowa pani premierowa nie ma najłatwiejszego charakteru, a nawet ponoć jeszcze gorszy od Valerie Trierwailer, byłej partnerki prezydenta Hollande’a. 
Inna sytuacja męsko-damska intryguje Francuzów od tygodnia. Do nowo powołanego rządu weszła jako "pierwsza dama" była żona prezydenta Francois Hollande'a Segolene Royal. Prasa sfotografowała ją, jak opuszczała Pałac Elizejski wracając ze spotkania...ze swoimi dziećmi, które ma z prezydentem i które mają prawo z nim mieszkać. Czy to oznacza powrót do poprzedniego związku? Sytuacja jest mocno niejednoznaczna...


Ale to nie afery miłosne powinny spędzać sen z powiek francuskim politykom.  Mimo niedostrzegalnego gołym okiem  kryzysu (w operze, teatrach, sklepach i restauracjach tłumy!) i znakomitej beztroskiej formy francuskich elit, sytuacja w gospodarce jest katastrofalna.

Francja ma dług w wysokości 125 mld euro i udaje jej się spłacać odsetki tylko dzięki bardzo niskiemu oprocentowaniu- 2,7 proc.. Gdyby oprocentowanie nagle wzrosło, a  może tak się stać, i było wyższe, na przykład takie jak w 1993 roku czyli 8.7 proc. to Francja musiałaby spłacać rocznie nie 51 mld euro, jak w roku ubiegłym, ale… 120 mld. Czy podzieliłaby losy Grecji albo zbankrutowała, bo dług dochodzi do rekordowego poziomu 93,5 proc. PKB, a deficyt  w skali rocznej  4.3 proc.? Kryteria z Maastrichtu nigdy tu chyba nie były i  nie są do dziś respektowane.

Na pocieszenie, w Petit Palais trwa od kilku dni wielka wystawa Paryż 1900, wystawa o epoce, gdy Francja dominowała nad światem pod każdym względem: rozwoju cywilizacyjnego, artystycznego, technicznego. To tak na otarcie łez…