foto

foto

niedziela, 13 grudnia 2015

Picasso.mania w Grand Palais

Nie ma chyba artysty, którego imię byłoby po wojnie bardziej znane, który stałby się ikoną, synonimem geniuszu w sztuce współczesnej, inspiracją dla wielu tak znanych artystów jak na przykład Warhol,  Erro, Jeff Koons czy Basquiat. Przykłady twórców zafascynowanych hiszpańskim mistrzem można mnożyć.  Toteż nic dziwnego, że paryski Grand Palais nazwał wystawę konfrontującą prace starego mistrza i jego apologetów picassomanią- analizując wpływ jaki prace autora Guerniki wywarły na artystów  Chin i Afryki, Stanów Zjednoczonych i Europy. Zgromadzono 412 dzieł z czego 100 samego mistrza i 312 dzieł 78 innych artystów.

Pierwszy okres pracy Picassa wiąże się z narodzinami kubizmu i potrwa mniej więcej do końca pierwszej wojny światowej. Pablo Picasso i George Braque inicjują w sztuce to, czego nikt jeszcze wcześniej przed nimi nie robił: nie malują rzeczywistości tak jak ją widzą, ale tworzą ją we własnej wyobraźni nadając jej formy wolumetryczne Paula Cezanne’a a później inspirując się najnowszymi dokonaniami w dziedzinie fizyki i matematyki – wprowadzając analizę wieloogniskową przedmiotów i ludzi, budując obraz z sześcianów.  Picasso przybył do Paryża w okresie burzy technologicznej, na jego oczach budowała się pierwsza linia metra, na Światowej Wystawie w Paryżu  w 1900 roku on sam zadebiutował. Swiat się zmieniał na jego oczach i sztuka musiała za tymi zmianami nadążyć.

Erro, W hołdzie Picassowi
Picasso nie był sam. Należał do paczki takich samych jak on artystycznych rewolucjonistów. Otaczał się całą bandą poetów i malarzy, z którymi niejednokrotnie dzielił mieszkanie a czasem nawet łóżko i garnek, ale którzy go niesamowicie inspirowali. Najbliższy był mu Max Jacob, ważną rolę odegrała również przyjaźń z Polakiem z pochodzenia, Guillaumem Appolinaire’m czyli Wilhelmem Kostrowickim. Banda Picassa, a do której należał Juan Gris, Modigliani, Derain , Vlaminck i wielu innych uważała, że jak pisał Appolinaire „nie powinno się imitować natury, ale pokazać ją według własnego punktu widzenia. Sztuce muszą towarzyszyć nie emocje, ale refleksja.” I dalej „ nie możemy w sztuce przenosić wszędzie ze sobą trupa naszego ojca, porzućmy go w towarzystwie innych martwych. Poznany w 1904 roku Apollinaire zostanie przyjacielem Picassa do końca życia a poeta nigdy nie ukrywa autentycznej fascynacji malarzem. Pisał o nim „ „Godny podziwu język, któremu żadna literatura nie jest w stanie dorównać, gdyż nasze słowa nie są pisane z wyprzedzeniem, niestety.”

Faith Ringold, Pracownia Picassa

Piszę to na marginesie wystawy. Ostatnio sporo czasu spędziłam na czytaniu poezji i biografii Apollinaire’a i są one moim zdaniem kluczem do zrozumienia obrazów Picassa z pierwszego okresu-niebieskiego i odwrotnie-nic lepiej nie pomoże nam w zrozumieniu poezji Apolinnaire'a czy Jarry'ego jak intelektualna przeprawa przez kubistyczne prace Picassa.

Niki de Saint Phale: dla Pabla
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że obrazy Picassa, które sprzedaje się dziś za grube miliony –jeden z ostatnich-„Kobiety Algierii” poszedł ostatnio za ponad 179 mld dolarów a artysta jest nadal dla swoich spadkobierców kurą znoszącą złote jaja- swoje kubistyczne początki rozpoczynał w totalnej biedzie. Pamiętam taki opis jednego z marszandów- Kahnweilera, który go odwiedził w Bateau Lavoir: „papierowe tapety zwisały kawałkami ze ścian, kurz osiadał na rysunkach, płótna były zwinięte pod pomarszczonym dywanem. Koło piecyka leżała góra stwardniałej lawy z popiołu-coś strasznego. To tam mieszkał z bardzo piękną kobietą Fernandą i ogromnym psem, który nazywał się Frick, Picasso. Był tam też ogromnych rozmiarów obraz, który nazywany jest odtąd „Panny z Awinionu”. 

Zeng Fanzhi Picasso

Tymczasem powstałe właśnie w takich warunkach „Panny z Awinionu” dziś są chyba jednym z najbardziej znanych i inspirujących obrazów  współczesnego malarstwa podobnie jak i wiele innych prac z początku kubizmu z tekstem dopisanym szablonem,  czy kolaży, którymi Picasso inicjuje malarstwo konceptualne oraz praktykę łączenia technik artystycznych.

David Hockney inspirujący się Piccasem
Ale wracając do wystawy. Kim są artyści na których Picasso wywarł największe wrażenie? Jest wśród nich na przykład David Hockney, który jeszcze jako student Royal College of Arts de Londres zobaczył jego retrospektywną wystawę w Tate Gallery. W latach 80. to właśnie on „odczytał” kubizm na nowo. Dzieła Picassa „ grają” również w wielu filmach: zafascynowany mistrzem był Jean-Luc Godard i Orson Welles. Moją uwagę zwrócił  film dokumentarny zrobiony przez Kusturicę o rodzicach zmuszonych do powiedzenia dziecku o jego żydowskim pochodzeniu a zatytułowany „Guernica”.

Pablo Picasso Gitara

Spośród artystów współczesnych szczególnie wypowiada się o nim Jeff Koons, Sigmar Polke i Richard Prince. Fascynował przez cały okres powojenny wielu innych -mniej lub bardziej znanych- wywiady z kilkunastoma artystami na temat Picassa otwierają paryską retrospektywę.

Wystawa poświęca również wiele miejsca Picassowi jako gwieździe. W latach 70-tych osiedla się on na modnym w tym okresie Lazurowym Wybrzeżu i fascynuje burzliwym życiem prywatnym, doskonałą formą fizyczną-artysta daje się fotografować w swoich wnętrzach z gołym torsem, najczęściej w swoich niezwykle eleganckich posiadłościach z wielkimi basenami i bujną roślinnością. Jest członkiem partii komunistycznej i ruchu na rzecz pokoju-staje się jedną z ważnych postaci powojennego życia intelektualnego: przyjaźni się z Jean Cocteau i Jacques Prévertem. Powstaje o nim kilka filmów-Sekrety Picassa, biografie i reportaże.

Sporo miejsca poświęca się też wpływom, jakie miał ostatni okres pracy twórczej Picassa, nadzwyczaj źle przyjęty przez krytyków, ale niezwykle inspirujący dla artystów lat 80. i noszący nazwę „Bad Painting”. W 1981 roku Royal Academy of Art organizuje wystawę „Nowy duch w malarstwie” i w centrum wystawy stawia pięć obrazów z ostatnich lat hiszpańskiego mistrza. Kilka lat później, już w Nowym Jorku- kilku znakomitych artystów nie ukrywa, że to właśnie one były dla nich ważne-są to Basquiat, Haring, Warhol, Johns, artyści pop i street artu. Bad painters, nowi dzicy, trans-awangardziści rozpoznają się także w malarstwie Picassa.

Basquiat dla Picassa
Mimo upływu lat, jego aura nie blaknie. Nadal budzi kontrowersje, prowokuje do myślenia, inspiruje artystów, trwają spory o jego dziedzictwo. Picasso chyba nigdy nam się nie znudzi!

Wystawa Picasso.mania w Grand Palais potrwa do 29 lutego 2016 




środa, 25 listopada 2015

Lulu wyprowadzi Ci psa


Na Placu St. Paul., w samym sercu Marais, stoi od kwietnia kolorowy kiosk o otwartych okiennicach, pełen kwiatów i książek, o pogodnej  nazwie „Lulu na mojej ulicy - dozorca dzielnicy”- przyciągając wzrok zaintrygowanych przechodniów. Można tam poprosić o pomoc w wyprowadzaniu psa, naprawienie popsutej lampy, sprzątaniu, podlewaniu kwiatków w okresie wakacji czy złożeniu przywiezionych z IKEI mebli.  Pomysłodawcą tego oryginalnego miejsca na mapie Paryża jest młody dynamiczny przedsiębiorca, Charles-Edouard Vincent, który na wiosnę wylansował nowy koncept służący mieszkańcom a jednocześnie budujący pomiędzy nimi więzi społeczne.

Wyszedł on z założenia, że coraz częściej mieszkamy sami, z dala od rodziny a nierzadko brakuje nam dyspozycyjnych przyjaciół czy po prostu kogoś, komu możemy zaufać i zostawić klucz, kto wyprowadzi psa albo przypilnuje wieczorem dzieci czy odbierze ubrania z  pralni.  W Paryżu wiele domów posiada dozorcę, który jest często taką osobą wyręczającą w wielu sprawach, ale po pierwsze, jest to  coraz częściej instytucja zarezerwowana wyłącznie dla bogatych a po drugie, dość trudno wysłać nam dozorcę po croissanty rano a tym również „Lulu” może się zająć. Koncept polega więc na stworzeniu sieci osób, które z taką pomocą mogą nam przyjść, gdy nie mamy pod ręką ani przyjaciela, ani rodziny.

Instytucja kiosku „dozorcy” ma również na celu znalezienia zatrudnienia dla osób, szukających pracy. Kiosk w Marais ma na swojej liście ok. 20 „Lulu”, czyli kompetentnych i chętnych do pracy osób mieszkających w pobliżu. Wszystkie te osoby posiadają statut  mikro przedsiębiorcy i są to studenci, młodzi emeryci, albo osoby pozostające od dawna na bezrobociu.

Nowa instytucja wyrosła chyba nie przypadkiem w Paryżu, gdzie żyje się przede wszystkim we własnej dzielnicy, będącej czymś w rodzaju małego miasteczka, w którym ludzie spotykają się na co dzień robiąc zakupy na targu, odwiedzając szewca czy sklepy z serami i winem. Tym razem mieszkańców połączą również drobne usługi wykonywane przez sąsiada z klatki lub ulicy. Czy nie jest oczywiste, że będzie to sprzyjało nawiązywaniu więzi społecznych? Kiosk w Marais to miejsce przyjazne, otwarte dla wszystkich mieszkańców. W okienku budki dyżur sprawuje przesympatyczna młoda dziewczyna, która zna sposoby jak rozwiązać wszystkie problemy. Ceny za usługi nie są wysokie, od 5 euro do 30 przy pracach wymagających większych kompetencji. Tylko patrzeć jak nowe „Lulu” wyrosną w innych dzielnicach paryskich. A może coś takiego przyjęłoby się u nas?









środa, 18 listopada 2015

Fluctuat nec mergitur

Ile dni potrzeba, żeby otrząsnąć się z koszmaru? Odkleić oczy od radia i telewizora? Nie reagować podskokiem na hałas? Przestać śledzić na Internecie, jak postępuje policyjne śledztwo, wycierać oczy chusteczką patrząc na zdjęcia młodych, zabitych przez terrorystów ludzi? Zza okien słychać co jakiś czas odgłosy pędzących karetek albo wozów policyjnych. Dziś w środku nocy obudziła nas informacja o ataku na siedzibę terrorystów w Saint-Denis, pościg za tym, który był „mózgiem” zamachów trwa.

Paryż przeżywa jedną z najtrudniejszych chwil w swojej historii. Zginęli zupełnie przypadkowi, niewinni ludzie. Gdy patrzyłam wczoraj na zdjęcia ich młodych twarzy, to nie mogłam się oprzeć skojarzeniu z warszawskimi powstańcami-taka sama bezsensowna śmierć. Wiem, to była inna wojna i ofiary w Paryżu tej śmierci nie wybierały. Francja od kilku dni płacze, ale nie jest na szczęście sama, solidaryzuje się z nią cały świat przesyłając słowa pociechy, miłości i współczucia rodzinom. Francja w żałobie, flagi spuszczone do połowy masztu.

Wracam pamięcią do piątkowego wieczoru,  planowałam wyprawę na wieczór poezji do Montreuil, ale miałam bilety na sobotni wieczór do teatru la Colline, na Gobrowicza oraz gości, więc zostałam w domu. Moimi pensjonariuszami byli młodzi ludzie,  którzy w czwartek przyjechali na długi weekend, aby nacieszyć oczy magicznym Paryżem, zrealizować marzenie życia. W piątek mieli być w Luwrze a wieczorem w teatrze Odeon. Po 21. otrzymałam pierwszą informację o zamachu w Paryżu. Włączyłam telewizor, z minuty na minutę sytuacja stawała się coraz bardziej groźna, odnotowywano kolejne zamachy. Gdy usłyszałam, że terroryści weszli do wypełnionego ludźmi Bataclanu, przeraziłam się. To modny klub rockowy, bardzo chętnie uczęszczany przez młodych ludzi. Nie spałam, jak chyba większość paryżan, do rana. Bilans tragedii okazał się niewyobrażalny. Nawet trudno znaleźć słowa, żeby opisać to, co się wydarzyło. Szok, emocje, rozpacz.

Moi goście nie wybrali się do teatru Odeon, tak jak przewidywaliśmy, ale znaleźli się 50 metrów od wydarzeń. Na szczęście przygarnęła ich para Francuzów i zatrzymała na noc. Nikomu nie wolno było wychodzić z domu w piątkowy wieczór, niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane. Wrócili w sobotę rano, zszokowani tym co się stało. Na miasto wyszliśmy dopiero w sobotę wieczorem, pojechaliśmy na plac Republiki, gdzie od soboty gromadzą się ludzie składając kwiaty i paląc świece, w takich chwilach lepiej być razem. Ale podczas czterogodzinnego wieczornego spaceru miasto było puste, prawie nikogo w metrze, ludzie pochowali się pod domach, nie ryzykując dalszych wypraw. 

Życie zaczyna powolutku wracać dopiero od poniedziałku. Ostrożnie otwierają się pierwsze muzea, teatry, kina...Na tarasach kawiarń pojawiają się klienci, restauracje zaczynają się powoli wypełniać. Ale to, co mnie może najbardziej wzrusza i daje nadzieję, to niezwykła solidarność, jedność mieszkańców Paryża. Nie ma oskarżeń pod adresem muzułmanów ani w radiu, ani w telewizji, prasie czy na ulicy. Gdy usiedliśmy na moment w kawiarni, młody mężczyzna powiedział do kelnera „Wiesz, ja jestem muzułmaninem, ale dziś płakałem razem z wami”. Jak ognia ludzie wystrzegają się łączenia terroryzmu z islamem. Przed Bataclanem przedwczoraj spotkali się przedstawiciele wszystkich religii: muzułmanie, żydzi, buddyści, katolicy i odmawiali wspólnie modlitwy.

Nigdy nie widziałam Francji tak zjednoczonej, dumnej, zwartej w przekonaniu, że uderzono w jej największe wartości: w młodość, w wolność, w radość, w życie. W miejscach w których zginęli ludzie, paryżanie składają kwiaty, ale wśród kwiatów widziałam również wieżę Eiffla i butelkę czerwonego wina. „Wy macie pistolety a my mamy szampana”-ktoś napisał na położonej na trotuarze kartce. Na  placu Republiki ktoś inny namalował kredą: "Tam, gdzie jest nienawiść, wkładam miłość" a dalej widać cytat z Victora Hugo „Pierwsza prawda jest następująca: nie zabijaj i to słowo jest absolutem, dotyczy zarówno prawa jak i jednostki”.

Podziwiam od kilku dni dojrzałość i mądrość społeczeństwa francuskiego. Ale także sprawnych, mądrych i kompetentnych dziennikarzy, którzy potrafią doskonale informować a jednocześnie uspakajać społeczeństwo, lekarzy, którzy od kilku dni dokonują cudów, do których nie byli przygotowani, policję-oddziały specjalne, które mają do czynienia z samobójcami wysadzającymi się po to, aby zabić jak największą ilość osób oraz społeczeństwo francuskie, które potrafi tak godnie uczcić pamięć swoich ofiar. Ma się wrażenie, że każda osoba, która zginęła była ważnym, bardzo ważnym ogniwem w społecznym łańcuchu i ten łańcuch przerwano i krwawi. Zginęli ludzie kilkunastu narodowości, muzycy, studenci, dziennikarze, profesorzy wyższych uczelni, ludzie pracujący w wydawnictwach.

Okaleczony Paryż leczy rany, ale jestem przekonana, że miasto podniesie się, że odbuduje, wyjdzie z tych strasznych doświadczeń wzmocnione, jeszcze bardziej zintegrowane i świadome wartości jakie niesie sobą życie w miłości i bez wzajemnej nienawiści. Paryż będzie jeszcze piękniejszy, bardziej szlachetny, mądry i pełen miłości!

Dwa dni temu natrafiłam na list napisany przez męża jednej z ofiar piątkowego terroru. Przetłumaczyłam ten list na polski, bo wydaje mi się, że powinna się z nim zapoznać jak największa liczba osób. Jego autorem jest Antoine Leiris i nosi on tytuł „Nie będziecie mieli mojej nienawiści”
„W piątkowy wieczór zabraliście życie osobie wyjątkowej, miłości mojego życia, matce mojego syna, ale nie będziecie mieli mojej nienawiści. Nie wiem kim jesteście, i nie chcę wiedzieć, jesteście martwymi duszami. Jeśli ten Bóg dla którego ślepo zabijacie stworzył nas na swój obraz, każda kula w ciele mojej żony będzie raną w jego sercu.
Nie dam wam prezentu w postaci mojej nienawiści. Pewnie tego chcieliście, ale odpowiedzieć na nienawiść gniewem będzie oznaczała ten sam rodzaj nieświadomości, która uczyniła z was tych, którymi jesteście. Chcecie, abym się bał, abym spoglądał na moich współobywateli podejrzanym wzrokiem, że poświęcę moją wolność dla bezpieczeństwa. Przegraliście. Ten sam gracz gra nadal.
Widziałem ją tego ranka. Nareszcie, po dniach i nocach oczekiwania. Była tak samo piękna jak gdy wychodziła w piątkowy wieczór, tak samo piękna gdy się w niej do szaleństwa zakochałem ponad 12 lat temu. Oczywiście jestem zdruzgotany rozpaczą, przyznaję wam to małe zwycięstwo, ale będzie ono trwało krótko. Wiem, że będzie nam ona towarzyszyła każdego dnia oraz, że odnajdziemy się w tym raju wolnych dusz do którego wy nie macie dostępu.
Jest nas dwóch, mój syn i ja, ale jesteśmy silniejsi niż wszystkie armie świata. Skądinąd nie mam, nie mogę wam poświęcić więcej czasu, muszę pójść do Melvila, który obudzi się po popołudniowej drzemce. Ma prawie 17 miesięcy, zje swój podwieczorek jak każdego dnia a następnie pójdziemy się bawić jak co dzień i całe życie tego małego chłopca w szczęściu i wolności- będzie dla was policzkiem. Gdyż jego nienawiści też nie będziecie mieli.”
W różnych punktach Paryża artyści street artu zabrali się do pracy, na czarnym tle piszą
Fluctuat nec mergitur-Mimo zawieruch, nie zatonął. To o Paryżu.