foto

foto

poniedziałek, 23 marca 2015

Od poezji do polityki: trzeci dzień paryskich Targów Książki


Wczorajszy, niedzielny poranek upłynął pod znakiem poezji. O Czesławie Miłoszu opowiadała Marie Bouvard, tłumaczka wielu jego esejów, o Wisławie Szymborskiej jej wieloletni sekretarz i prezydent fundacji Michał Rusinek, a o Różewiczu- tłumacz autora "Kartoteki" oraz wielu innych polskich pisarzy, m.in. Witkiewicza  i Mrożka- Alain van Crugten. Była to unikalna okazja usłyszenia wielu nowych anegdot z życia tych poetów, wspomnień ze spotkań i czynionych na gorąco, na naszych oczach analiz ich twórczości. Opowiadano na przykład, że gdy Miłosz w 1951 roku wybrał wolność i zdecydował się pozostać w Paryżu, nie miał na to właściwie żadnych środków. Wówczas genewska filozofka, Jean Hersch wpadła na pomysł, aby napisał książkę. I to, co Miłosz pisał rano, ona tłumaczyła po południu na francuski. Tak powstało „Zdobycie władzy” za które Miłosz dostał Genewie nagrodę 100 tys. franków-sumę jak na owe czasy pokaźną i która pozwoliła mu na sprowadzenie do Francji żony i dzieci.

Wspominano również spotkanie Szymborskiej z Miłoszem, na które przyszła noblistka przyszła  onieśmielona. Rozmowa się nie kleiła. On o polityce, ona o emocjach. „Czesławie, spójrz-mówiła Szymborska- jakie piękne drzewo- sosna...
-Sosna to nie jest drzewo-zgasił ją autor „Ziemi Ulro”- dąb to jest drzewo.
Michał Rusinek przypominał również historię, gdy kiedyś otrzymała list od strażaka, z Teksasu, który nigdy wcześniej nie czytał wierszy i napisał jej, że wyraziła w tomiku, który trafił mu przypadkowo do rąk wszystko to, co czuł, ale czego nie potrafiłby wyrazić sam. Była tym bardzo wzruszona. Bo podobało się jej, że poezja ma jakąś funkcję. Dowiedzieliśmy się również o jej niezwykłej popularności we Włoszech- jest tam ona wielkim autorytetem, prawie poetką narodową. Zdarzało się-opowiadał były sekretarz Szymborskiej, że gdy Berlusconi narozrabiał, to proszono ją o komentarz. Gdy zmarła-sprzedano 100 tys. tomików jej wierszy. Rzecz niezwykła jak na poezję!
Drugie spotkanie połączyło dwa pokolenia poetów-starsze reprezentował Ryszard Krynicki a młodsze-Tomasz Różycki. Przyznam się szczerze, wzruszyłam się niezmiernie słuchając wypowiedzi i poezji czytanej przez pana Krynickiego. To był głos kogoś o niezwykłej wrażliwości. Zachwycił mnie niezmiernie jeden z czytanych przez autora wierszy, a więc pozwolę go sobie zacytować:

Wiersz nosi tytuł „Ukradkiem”

Ukradkiem, dyskretnie
Podnoszę ze ścieżki
Swojego starszego brata,
Ślimaka
Żeby go nikt nie nadepnął.

Starszego pewnie o miliony lat.
Brata w niepewności istnienia.
Obaj jednako nie wiemy,
Po co zostaliśmy stworzeni
Obaj jednako zapisujemy nieme pytania
Każdy swoim najbardziej intymnym pismem:

potem strachu, nasieniem, śluzem.

Poeta mędrzec, poeta filozof Ryszard Krynicki stawia najważniejsze pytania. Nam wczoraj zacytował również Leibnitza „bo jeżeli Bóg istnieje to dlaczego istnieje zło a jeżeli Bóg nie istnieje, to skąd się bierze dobro?

Z nastrojowego, poetyckiego poranka weszliśmy w pogodne, pełne życia i humoru popołudnie. A to przede wszystkim za sprawą dwóch autorów-Marka Krajewskiego i Zygmunta Miłoszewskiego. Tego drugiego już nieźle znam, Krajewskiego odkryłam. Cóż to za osobowość: gaduła o silnym, nośnym głosie, dowcipniś, kochający opowiadanie historii niczym bohater Potockiego z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”, rozbawił zebranych i oczywiście zachęcił do czytania swoich powieści kryminalnych, których akcja toczy się w „Breslau” w latach dwudziestych.
Wspólnie przyznano, że to, co wyróżnia polskie kryminały, to pamięć historyczna. „Może dlatego, że linia życia została tyle razy potrzaskana-stwierdził Zygmunt Miłoszewski-że staramy się zrekonstruować naszą historię”. „Ja wierzę-powiedział, że aby być prawdziwym” Polakiem, to trzeba mieć świadomość całości. Wszystkie narody europejskie mają taką tendencję do pokazywania tylko tych dobrych stron, ale wówczas taka tożsamość narodowa zbudowana będzie na kłamstwie. Wszyscy mamy coś za uszami. W Polsce amnezja po wojnie dotyczyła kwestii polskiego antysemityzmu."-wyjaśniał twórca postaci prokuratora Szackiego.

Wcześniej, Marek Krajewski wspominał, jak to w szkole we Wrocławiu, po wojnie, nie wolno było wspominać o Niemcach, używać nazwy Breslau a tymczasem on, szperając po podwórzach odkrywał stare poniemieckie hełmy, wynajdywał ukryte niemieckie napisy „Obst und Gemuse”. I to go najbardziej fascynowało-to, co nie było widoczne na pierwszy rzut oka.
Jego bohater-zachwalał autor- jest niezwykły i bardzo podoba się kobietom-korzysta z usług prostytutek, ale jego życie małżeńskie jest bardzo udane, cytuje autorów starożytnych , ale potrafi być zimny i brutalny-jednym słowem, jest to postać pełna sprzeczności. Mało sympatyczna-przyznał autor, ale jeśli się o tej postaci dobrze myśli, to można  w nią przelać trochę ciepła-opowiadał w Paryżu swoim tubalnym głosem Marek Krajewski.

Ujawnił też kilka sekretów swojej techniki pisania: „Budzę się o 4.30 i półgodziny później zasiadam do pisania - wstaję od stołu o punkt 11-nawet gdybym miał przerwać w połowie zdania.” Chciałoby się zapytać, co interesującego porabia przez pozostałą część dnia...podejrzewam, że krąży po mieście, które, jak przyznaje, pełne jest sekretów i tajemnic. Tajemnic, które nam też kazał odkrywać, jeśli wybierzemy się w przyszłym roku do Wrocławia.
Obaj polscy autorzy kryminałów przyznali, że Polska, po krajach skandynawskich, staje się powoli „Kriminallandem” nie dlatego, że u nas kradną, ale dlatego, że powstaje tyle powieści kryminalnych. Dodano jeszcze dwa ciekawe nazwiska: Mariusz Czubaj i Marcin Wroński.

Ostatnie spotkanie, w jakim brałam wczoraj udział miało gości specjalnych, mówiono mniej o literaturze a więcej o polityce. W debacie brał udział Jurij Andruchowycz-znany pisarz ukraiński- nieśmiały i wyciszony i Adam Michnik, którego wszyscy doskonale znają. Dyskusja trwała ponad półtorej godziny,  spróbuje wypunktować kilka najważniejszych kwestii.

Pierwszy głos zabrał ukraiński pisarz, przyznając, że Ukraina znalazła się w sytuacji ekstremalnej, że od tego jak się ona rozwinie będzie zależało jej być albo nie być.  Na Ukrainie trwa wojna czego świadectwem jest na przykład to, że na salonie paryskim w tym roku nie ma stoiska ukraińskiego. Ale to może niemoralne-zastanawiał się pisarz-wydawać pieniądze na promowanie książki podczas gdy brakuje pieniędzy na czołgi, mundury czy karabiny... Jest to jakaś taka straszna niesprawiedliwość -mówił, bo przyczyną konfliktu, u samego zarania-była kultura-między nami, którzy chcą ją zachować a ambicjami sąsiedniego państwa aby utrzymać Ukrainę w strefie własnych wpływów. Majdan-mówił-rozpoczęli pisarze, dziennikarze, artyści. Nasz minister kultury Ukrainy powiedział nam, żeby nie zwracać się po środki na cele inne niż występy przed naszymi żołnierzami, bo jest wojna. Może istnieje taka konieczność, a może kultura powinna się rozwijać mimo wszystko? Nie wiem...

Myślenie o kulturze podporządkowanej jakimś celom politycznym to myślenie sowieckie-odpowiedział na to pytanie Andruchowycza Adam Michnik.  To przypomina mi epokę, gdy de Gaulle mówił,  że jedynym utworem jaki Francuzi powinni czytać jest Vercors-Silence de la mer, powieść o milczeniu Francji. Jestem zdania-mówił, że Jurij swoją postawą zrobił więcej dla wolności Ukrainy niż niejeden  żołnierz. Literatura musi być zaangażowana, ale największe dzieła naszej literatury powstały bez nakazu ministerstwa kultury. Najważniejsze jest myślenie, wolne i niezależne, bez kontroli rządu i aparatu władzy. Trzeba unikać popadania w pułapki postkomunizmu, bardzo niebezpieczne a jedną z takich pułapek jest sianie nienawiści. Ja jestem antysowieckim rusofilem. Rosja Putina i Rosja Puszkina to nie jest ten sam kraj-to dwa różne kraje...Drugim niebezpieczeństwem jest szowinizm etniczny, który jest elementem wszystkich ideologii totalitarnych.

Adam Michnik opowiedział na temat dzisiejszych Węgier, które popadły w antykomunizm o bolszewickiej twarzy solidaryzując się z Putinem i domagając się od Ukrainy autonomii dla mniejszości węgierskiej. „To był prezent dla Putina”-powiedział
Jak podkreślił, sytuacja Ukrainy nie jest łatwa, kraj nie ma tradycji własnej państwowości i do II poł XIX wieku Ukraina była albo Polska albo rosyjska.
Jestem dumny-dodał- że Polacy są tak zdecydowanie solidarni w obronie wolnej, niezależnej Ukrainy i marzę, aby kiedyś mogło dojść do dialogu wolnych, demokratycznych krajów :Rosji, Polski i Ukrainy, ale biesy, jak wiemy, nie śpią... Mimo jednak obecnej sytuacji, łączy nas kultura, jest ona bardzo dziś obecna.

Pod koniec spotkania, Jurij Andruchowycz zastanawiał się nad głosami, że gdyby w Donbasie było więcej kultury, więcej poetów, więcej ludzi przyjeżdżało z Kijowa na przedstawienia, to sytuacja może byłaby inna. Ale nie- odpowiedział- najpierw trzeba ludziom dać chleb, później muszą przyjść politycy, ustalibilzować sytuację a dopiero później jest czas dla kultury. Muzy milczą, gdy grzmią armaty...
Opuszczając wczorajszy salon i nadal pod wrażeniem słów, które padły podczas wczorajszego spotkania zaczęłam marzyć, że może już za dwa-trzy lata na Ukrainie nastanie pokój i Jurij Andruchowycz będzie nas gościć u siebie, na ukraińskim stoisku w Paryżu... Mam wrażenie, że wszyscy, którzy wysłuchali wczorajszej debaty mieli podobne myśli.


niedziela, 22 marca 2015

Wrocławski mikrokosmos w Paryżu


Gdy wychodziłam ok. godz. 19. z salonu, mój ulubiony autor Zygmunt Miłoszewski przechadzał się wśród stoisk z lampką białego wina.  Prawdopodobnie świętował swój ogromny dzisiejszy sukces: najbardziej prestiżowy dziennik francuski "Le Monde" poświęcił mu całą stronę. Gratuluję! Sukces w pełni zasłużony! Z kolei na polskim stoisku, bohaterem ostatniej konferencji był Thorgal i jego wspaniały twórca-Grzegorz Rosiński. Przed spotkaniem podpisywał swoje komiksy i zebrały się takie tłumy, że trzeba było co najmniej godzinę wystać w kolejce. Cierpliwszym się udało, mnie nie.

Po pełnym wrażeń i bardzo nasyconym wydarzeniami dniu zapomniałam, że minęła już godzina aperitifu, więc poczłapałam szybkim krokiem w stronę wyjścia. Dzisiejszy dzień należał niewątpliwie do Wrocławian. Przede wszystkim w Paryżu zjawił się prezydent Dudkiewicz ( francuski-Hollande był na naszym stoisku dziś rano !) Byłam go ogromnie ciekawa, bo nie ukrywam, że wobec Wrocławia, jako warszawianka odczuwam od czasu, gdy ujrzałam zbiory sztuki współczesnej, głębokie uczucie zazdrości. To jest dopiero prezydent, któremu udało się to wszystko zakupić i zgromadzić ! I nie rozczarowałam się –tryskał energią, humorem i dumą ze swego miasta. Jak z rękawa sypał dowcipami: elokwentny, błyskotliwy, doskonały komunikator.
Słynny prezydent Wrocławia dziś w Paryżu
Skąd sukcesy Wrocławia ? I dlaczego jesteśmy lepsi od Krakowa ? Proste ! W Krakowie, żeby czegoś dokonać, to trzeba mieć zastępy przodków na cmentarzu. U nas nie.  Dowcip ten tak bardzo przypadł do gustu siedzącemu obok profesorowi Daviesowi, że ten natychmiast wsparł słowa prezydenta naukową argumentacją. Przed wojną-mówił, we Wrocławiu były cmentarze żydowskie, polskie i niemieckie. Po wojnie zniszczono niemieckie-zostały polskie i dobrze zachowane żydowskie, no i doszły prawosławne. Oczywiście głównym tematem była najnowsza książka prof. Daviesa o Wrocławiu, Mikrokosmos. Wrocław, Praga i Berlin tworzą trójkąt trzech kultur i cywilizacji-powiedział profesor a prezydent Dudkiewicz dodał : przed wojną mawiano, że każdy szanujący się Berlińczyk powinien pochodzić z Wrocławia. A ja dziś mówię, że każdy szanujący się Berlińczyk powinien przyjechać do Wrocławia. I pewnie, skoro prezydent tak zachęca, to przyjadą!


Georges Banu, Ludwik Flaszen i Eric Veaux
Troszkę smutniejsza była natomiast konferencja innego słynnego Wrocławianina- Ludwika Flaszena. Zapytany, czy Grotowski go nigdy nie zawiódł, odpowiedział ze szczerością, że tak. I wyjaśnił, że stało się to wówczas, gdy wyjechał za granicę, że chyba miał kompleks Lorda Jima, bo opuścił tonący wówczas statek a wyjeżdżając pozostawił ich samym sobie. Cały prestiż, wizerunek, wszystko to, co wypracowali razem zabrał a przecież na sukcesy zapracował nie tylko on sam, ale cały zespół. Byłem dyrektorem teatru w agonii-powiedział. Grotowski, gdy wyjechał z Polski, najpierw do Paryża, to korzystał z Labolatorium niczym ze sztandaru pełnymi garściami a o nas zapomniał, zapomniał o naszym istnieniu. Podobnie ze schedą po Grotowskim. Przecież autorami byliśmy wszyscy my, a podpisywał się pod tekstami tylko on. To bardzo, bardzo smutne-powiedział, ale musiałem to z siebie wyrzucić zanim... Georges Banu, który słuchał Flaszena  w którym wyraźnie gaśnie życie dodał jedynie od siebie, że miasto Wrocław wiele  zawdzięcza Grotowskiemu-to dzięki niemu  stało się sławne na cały świat. To prawda.
Wojciech Tochman i Mariusz Szczygieł


Dzisiejszego dnia, były chwile pogodne i smutne, mądre analizy naukowców przeplatały się z dziennikarskimi uwagami. Nie czuło się upływającego czasu trwających często blisko dwie godziny debat.
Odkryciem był dla mnie dziś jeden z najzdolniejszych uczniów Ryszarda Kapuścińskiego-Wojciech Tochman, zakupiłam trzy jego książki i wzięłam udział w dwóch konferencjach: mówił o polskiej szkole reportażu literackiego, o  tym, jakie warunki powinien spełniać dobry reporter, o szacunku do ludzi, o swojej książce z Rwandy... Wyważony, oszczędny w słowach, skromny-robi niezwykłe wrażenie.

Wiele radości sprawiło mi również ostatnie spotkanie, na temat „nieobecnej” Europy, gdyż brał w nim udział profesor Beauvois, którego wspaniałą „Historię Polski” skończyłam przed kilkoma tygodniami. Nie jest to historia wobec Polski pobłażliwa, ale za to bardzo życzliwa, pisana niczym przez kochającą matkę, która karci, ale po to, aby nie popełniać tych samych błędów. Profesor jest jednym z najlepszych, moim zdaniem, specjalistów w Europie do spraw Polski i Ukrainy i w przeciwieństwie do wielu innych zaprzedanych Rosji naukowców francuskojęzycznych potrafi być bezstronny i obiektywny. Szkoda, że jego wypowiedzi były ograniczone czasem. Zdołał jednak powiedzieć, że Europa w Sprawie Ukrainy jest wielką nieobecną, że Zachód zdymisjonował a wygadywanie o nacjonalizmie ukraińskim jest chwytem propagandowym stosowanym w Rosji od Piotra Pierwszego. Brakuje nam pamięci-powiedział, dziś trzeba reagować, nie wolno pozwolić, aby to Putin nam dyktował, co mamy robić i brak reakcji z naszej strony jest czymś dramatycznym.
W debacie brał również udział ukraiński pisarz Jurij Andrukowycz, ale jego słowa nie brzmiały zbyt mocno. Miałam wrażenie, że ból mówienia jest zbyt wielki, że wolał oddać głos w sprawie Ukrainy
Prof. Daniel Beauvois i Jurij Andrukowycz
innym.

Z zakupów, to przyniosłam dziś do domu komiks „Western” Grzegorza Rosińskiego, podsunięty mi przez jego fanów, kolejną książkę prof. Daviesa „Serce Europy” oraz wykłady prof. Michela Foucault z lat 1980-81 dotyczące Historii seksualności w kontekście społecznym, kulturowym i religijnym. Zapowiada się pasjonująca lektura wielkiego filozofa!

I na koniec o miłym wrocławskim akcencie-otóż przywieziono korale-piękne czerwone korale  otrzymują goście polskiego stoiska ( i jabłka). Ja też już takie mam!


Dzień był więc dziś znów arcyciekawy. Co przyniesie jutro? Jak zawsze-czeka Was relacja wieczorem!

sobota, 21 marca 2015

Polska literatura podbija serca Paryżan!


Francuscy miłośnicy polskiej literatury czekali na ten dzień już od miesięcy. I nareszcie jest, stoi, jak malowane: polskie stoisko promujące dwa nasze miasta- Kraków i Wrocław na tegorocznym paryskim Salonie Książki. Zachwyca architekturą, estetyką, przyciąga wzrok pięknymi rysunkami krakowskich i wrocławskich kamieniczek. Możemy być  dumni ! Ale oczywiście, to nie tylko stoisko zwabiło dziś tłumy gości, czytelników i zwiedzających Salon, ale przede wszystkim nasi pisarze. A więc teraz kilka słów o nich!

Jednym z pierwszych  było spotkanie zorganizowane z autorką « Marzi »- Marzeną Sową. Uwiodła mnie barwną osobowością, ciekawą narracją i bardzo specyficznym poczuciem humoru.  Zadebiutowała przed kilkoma laty komiksami powstałymi we współpracy z partnerem i rysownikiem komiksowym Sylvainem Savoią, w których opowiada Francuzom swój świat dzieciństwa ze Stalowej Woli, czasy komunizmu i polskich obyczajów. 
Jej seria komiksów z bohaterką „Marzi” w tytule cieszy się od kilku lat sporym sukcesem we Francji. Urzekła mnie też swoim patriotyzmem, bezpośredniością i odwagą mówienia Francuzom o polskiej historii. Bo, jak wyznała, "nie jesteśmy już ubogim rodzeństwem Europy, mamy swoją historię- inną, ale równie ciekawą."-powiedziała wczoraj w Paryżu. „Zawsze chciałam być Francuzką-wyznała -dopiero tu, we Francji uświadomiłam sobie, że nigdy nią nie zostanę, bo Polska jest we mnie”. Piękne! I jeszcze jeden wspaniały cytat , tym razem jej autorem jest Sylvain cytowany przez Marzenę: „Polska jest wciśnięta pomiędzy Rosję i Niemcy, jak w sandwiczu. Ale czy nie jest najlepsze właśnie to, co pośrodku”?

Już nie na scenie „polskiej”, ale „autorów” spotkało się dwóch tytanów współczesnej literatury: Olga Tokarczuk i Eric-Emmanuel Schmitt. I słuchając ich można było odnieść wrażenie, że wiele ich łączy. Rozmowa dotyczyła wartości, chaosu dzisiejszego świata, wagi mitów dla zbiorowej świadomości, zbrodni islamistów ekstremistów, szczególnie bolesnych dla naszej pisarki. 
Czy literatura może nadawać sens porządkować moralny nieład, chaos? Czy może nas uczynić lepszymi?-padały pytania prowadzących.
Piszę-powiedział Eric Emmanule Schmitt- mimo, iż jestem świadomy, że książka nie zmieni mas,  może jednak wpłynie choćby na jedną, jedyną osobę i ją uratuje. Piszę przeciwko głupocie, także własnej- przemocy, nietolerancji. Wtórowała mu Olga Tokarczuk, mówiąc, iż czytanie może nas zmienić, uszlachetnić. Na zakończenie francuski pisarz zapytał,  czy publiczność zna bajkę Aphonse’a Daudet „Koza pana Seguin? - To taka bajka o kózce, która wybiera wolność, ucieka z zagrody, mimo iż wie, że po okolicy krąży zły wilk, oraz, że byń może ją zje. Ale potrzeba wolności jest silniejsza. „Wszyscy gdzieś tam na samym końcu przegramy życie-powiedział, ale trzeba walczyć, do końca, do świtu...”

Z kolei o Europie i szeroko pojętej Galicji i jej źródłach inspiracji literackich opowiadali trzej mistrzowie pióra:  najbardziej polski, jak się o nim mawia, ze wszystkich Brytyjczyków czyli  wybitny erudyta prof. Norman Davies, ukraiński pisarz Mitteleuropy Jurij Andrukowycz oraz nasz (albo może już czeski:) pisarz Mariusz Szczygieł. Najpierw wymieniono stolice europejskiej literatury, którymi są takie miasta jak Kluż, Triest, Sarajewo, Koszyce, Kraków, Wrocław, Praga Wiedeń i Budapeszt.

W pierwszej kolejności na pytania odpowiadał prof. Davies, zaproszony jako gość Wrocławia z
okazji wydania książki "Mikrokosmos". Opowiada w niej o trudnej i bogatej historii miasta Wrocławia, o jego korzeniach polskich i niemieckich oraz o nowym mieście, które utworzyło się po osiedleniu się w nim ludzi ze Wschodu. O swojej Galicji opowiadał też Jurij Andrukowycz,  ale zapytany, czym była dla niego podwójna edukacja -rosyjska i ukraińska- obciążeniem czy też zyskiem obruszył  się i podkreślił, że w Moskwie przebywał krótko, raptem dwa lata na studiach. A do tego, nie był zbyt dobrze akceptowany przez swoich rosyjskich kolegów-bo był z „zapadnoj” Ukrainy, a to nie jest już rosyjski świat.
Natomiast powiedział bardzo ciekawą rzecz dotyczącą tożsamości narodowej Ukraińców, którzy dziś garną się do Europy. Lwów i inne miasta „zachodnie” są miejscami, które chętnie odwiedzają ci ze wschodniej części państwa-to tam szukają oni teraz swoich korzeni. Tym świadectwem przynależności Ukrainy do świata zachodniego są portrety Franciszka Józefa-chociaż nie ma sensu tych czasów mitologizować-żartował. Mówi cudownie po polsku, z lekkim akcentem na „ł”-ależ miło się go słucha! 

Z kolei najdowcipniejszy z naszych polskich pisarzy czyli Mariusz Szczygieł, o Krakowie-jak chciał prowadzący-opowiadać nie chciał, pozostając w klimatach czeskich.
Na koniec każdy z pisarzy miał wymienić swoje ulubione miejsce we Francji i są to
Tarbes dla Mariusza Szczygła, Cognac dla Andrukowycza a profesor Davies wyznał, że dla niego jest to jezioro Bourget w Delfinacie,

I wreszcie, niewątpliwa gwiazda dzisiejszego dnia-Roman Polański- dał popis cudownego talentu gawędzenia z publicznością, skromności i szacunku dla słuchaczy, odpowiadając także pod koniec spotkania an właściwie wszystkie pytania publiczności. Opowiadał o swoich doświadczeniach w pracy nad tekstem literackim, wspominał współpracę z największymi aktorami Faye Dunaway i Jackiem Nickolsonem, żartował i zwracał się kilkakrotnie do obecnej na sali pani prezydent, która przyjechała z jego rodzinnego miasta Krakowa. Był dowcipny, czarujący publiczność niczym młody chłopiec.
Przyznał się, że „Pieśń o Rolandzie” była pierwszym utworem literackim jaki kiedykolwiek przeczytał. Przekonywał nas, że na początku swojej kariery nigdy nie myślał o pisaniu scenariuszy na podstawie utworów literackich. To przyszło z czasem-np. przy „Tess”, a później chociażby „Pianiście” musiał skorzystać z materiału literackiego, ale trzeba było sobie wyobrażać i dopisywać całe sceny zburzonej Warszawy, bo ich w opisie po prostu nie było. Sporo opowiadał też o pracy na temat swojego najnowszego filmu o kapitanie Dreyfusie, który powstaje na podstawie powieści Roberta Harrisa. Wspominał też o pracy nad adaptacjami dramatów Szekspira, o konieczności zachowania wierności tekstowi,  czego dowodem może być na przykład„Makbet”. Na zakończenie spotkania otrzymał bardzo gorące brawa. Wielki człowiek! Nie tylko dlatego, że potrafi robić znakomite filmy, ale dlatego, że jest naprawdę niezwykle skromny.


Tyle,  w wielkim skrócie, udało mi się wysłuchać i dowiedzieć pierwszego dnia Salonu. Co przyniesie dzień jutrzejszy?

niedziela, 15 marca 2015

Francuz rusofilem jest i basta !

Ilekroć spoglądam na najpiękniejszy paryski most- Alexandra III-  nie mogę się powstrzymać przed następującą refleksją: jak to możliwe, że jeden z najbardziej krwawych, despotycznych i antysemickich carów rosyjskich ma swój most  w samym centrum Paryża ? Dlaczego ów most, kontynuuję już bardziej patriotycznie rozważania, nie nosi na przykład nazwy naszego króla Jana III Sobieskiego, który powstrzymał najazd Islamu na Europę albo króla Stanisława Leszczyńskiego, wspaniałego demokraty, przyjaciela Woltera i wielbiciela idei Oświecenia a ponadto... pradziadka trzech królów francuskich. Mógłby też nosić imię, na przykład, naszego ostatniego króla, który francuszczyznę szeroko importował do Polski. Byłoby to w każdym razie o wiele bardziej logiczne. A jednak nie, Francuzi woleli uhonorować rosyjskiego cara.

Nie ukrywam, że intryguje mnie fascynacja Francuzów Rosją. I stanowi troszkę zagadkę. Rusofilizm szerzy się nie tylko wśród polityków i ludzi biznesu, bo te względy mogłyby być zrozumiałe, ale również wśród pisarzy i historyków, artystów i filozofów. Wystarczy spojrzeć na półki księgarń albo pospacerować wśród bukinistów nad brzegiem Sekwany , aby zorientować się ile biografii poświęcono rosyjskich carom, ile literatury rosyjskiej wydaje się we Francji, ile sztuk teatralnych grają francuskie teatry.

Pisarze francuscy, tacy jak Olivier Rollin czy Sylvain Tessier-odurzeni, oszołomieni i zafascynowani kulturą rosyjską  spędzają długie miesiące na syberyjskiej północy, w okolicach Morza Białego, na Sołówkach, zamykają się miesiącami w domach oddalonych o kilometry od cywilizacji, jeżdżą do Petersburga i do Moskwy, aby lepiej przeniknąć sekrety rosyjskiej duszy i ją opisać. Rosja jest nadal modna-egzotyczna i nieprzewidywalna.

Przed kilkoma dniami wpadła mi w ręce książeczka Sylvaine’a Tessona « Ciel, mon moujik » z podtytułem „A gdybyście tak mówili po rosyjsku nawet o tym nie wiedząc ?” Jest to, ni mniej, ni więcej  spis słów występujących w języku rosyjskim a zapożyczonych z języka francuskiego. Autor sugeruje, że w Rosji można się doskonale dogadać używając języka Moliera. Ale zanim przejdę do listy słów, krótkie wprowadzenie w historię francuskich zapożyczeń.
Sylvain Besson na trasie Moskwa-Paryż na motorze

Historycy są zgodni. Początek fascynacji Francją rozpoczęła wizyta cara Piotra Wielkiego w 1717 roku. Pod wpływem tej wizyty, w Wersalu, podczas której car siarczyście wycałował siedmioletniego wówczas króla, Ludwika XV, rozpoczęło się sprowadzanie do Rosji guwernantek i architektów, inżynierów i kucharzy francuskich. Piotr chciał Rosję zeuropeizować. I tu podzielę się z Wami taką oto refleksją. Po powstaniach wielu Polaków uważało, że górujemy nad Rosją rozwojem cywilizacyjnym i podobnie jak podbita Grecja Rzym, zawojujemy Rosję swoją kulturą. Tak się jednak nie stało, bowiem Polacy, przynajmniej w XVIII wieku, przed królem Stasiem o rozwój naszej kultury, i o jej ekspansję, dbali słabo. Natomiast na nieorane pole jakim była Rosja, weszli Francuzi, choć nie tylko. Podczas, gdy my kłóciliśmy się o utrzymanie swobód szlacheckich, mądra caryca Katarzyna kupowała biblioteki Woltera i Diderota i wprowadzała modę na język francuski. Co miało efekt taki, że Lew Tołstoj, pierwsze rozdziały „Wojny i pokoju” napisał po francusku, a Dostojewski zakochany w literaturze francuskiej, tłumaczył Balzaca . Ponoć Raskolnikow to prototyp Rastignaca...

Ale miałam pisać o słowach w języku rosyjskich, które mają swoje źródło we francuskim. Zdaniem Sylvaina Tessona, wpływy te obejmują wszystkie dziedziny życia. I tak na przykład:

Psychologia, stany uczuciowe: ros. fatalizm-franc. fatalisme, ros. pessimizm fr. pessimisme, ros. katastrofa -fr. catastrophe, ros. marka fr. marque, ros. motor- fr. moteur, ros. avtomobil - fr. automobile-ros. awtobus fr.  autobus
Strefa uczuciowa amazonka-fr. amazone, princessa fr. une princesse, nymfa –fr. nymphe, muza-fr. muse, ros. Feja- fr. fée, anticznaja statua- fr. une statue antique
polityka (komunizm-communisme, rewolucja-révolution, burżuj-bourgeois)  geografia (oaza-oassis, kosmos-cosmos, palnieta-planète, zenit-zenith, panorama-panorama, pejzaż-paysage), kuchni (omlet, omellete, salat-salade, majonez-mayonnaise), medycyny (np. agitacja-agitation, hysterika-hysterie, hipohondria-hypocondrie), sztuki wojny (demonataż- demontage, kamuflaż-camouflage, armia-armée) i pracy (professia-profession, advokat-avocat, brakonnier-braconnier)
I jeszcze kilka innych przykładów z innych dziedzin życia: iluzja, miraż, fantom, seks-symbol, magnetizm, szarm, fizjonomia, kokietka
Odpowiadającym francuskim: illusion, mirage, sex-symbol, magnetisme, , charme, physionomie, coquette...

Nie będę w  nieskończoność mnożyć przykładów spisanych na 137 stronach podczas wielokrotnych podróży Bessona do Rosji. Te, które podałam dają pewne wyobrażenie.

Nie jestem lingwistką, nie chcę więc wypowiadać się na temat pochodzenia wymienionych przez autora słów (większość z nich występuje również w języku polskim!) i czy faktycznie chodzi tu tylko o wpływy francuskie czy też jest to raczej, mocno naciągane szukanie wspólnych więzów, owej chemii, która jak pisze we wstępie Besson, połączyła oba narody. W każdym bądź razie, autor bardzo sprytnie odcina się od jakiejkolwiek odpowiedzialności pisząc, że jeśli nawet nie są to słowa francuskiego pochodzenia, to francuski był tu językiem „vehiculaire” czy takim, który przeniósł je do „Swiętej Rosji”.

Gdy skarżyłam się niedawno znajomemu dyplomacie francuskiemu, że mają taki nabożny stosunek do Rosji, to odpowiedział mi tymi słowy „Moja droga, wy Polacy, chcielibyście, żeby między nami było tak jak za Napoleona, ale to się nie wróci, waszym przyjacielem są dziś Niemcy i przede wszystkim Niemcy, nie Francja”.

I cóż mogłam odpowiedzieć. Francuz rusofilem jest i basta.