foto

foto

wtorek, 20 października 2015

Paryska sinusoida

Moja ostatnia wyprawa na przedmieścia Paryża pozwoliła mi zobaczyć na własne oczy troszkę inny Paryż niż ten oglądany na co dzień. Trasa autobusu PC3, którym podróżowałam, prowadzi przez obrzeża północnych dzielnic i zatrzymuje się przy „bramach”, którymi wjeżdża się do miasta : Porte d’Asnière, Clichy, Champerret, de la Chapelle, Clignancourt i jeszcze kilka innych. Aby przesiąść się do autobusu 302, wysiadłam  na przystanku Porte des Poissonniers. Był to zimny jesienny już poranek, temperatura schodziła do 5 stopni, wiał wiatr. Czekając na kolejny autobus przeszłam kilka kroków do przodu i zobaczyłam w dole, w opuszczonym rowie, po którym kursowała niegdyś kolej przed wybudowaniem metra, dzikie miasteczko, zbudowane z dykty i desek. Kręcili się po nim mężczyźni, słychać było stukania młotka, pośrodku pasu bawiły się dzieci, kobiety gotowały posiłki w prowizorycznie skleconych kuchenkach. To miasteczko istnieje od kilku miesięcy, rozbudowuje się, najwidoczniej przy całkowitej obojętności okolicznych mieszkańców, w Paryżu, w XVIII dzielnicy-bez dostępu do wody, ogrzewania, światła, dwa kroki od Sacré Coeur...

Stoję na przystanku, obok mnie starsza kobieta w rumuńskiej chuście odruchowo zagląda do śmietnika, ktoś targa kawałek drewnianej palety-wszystko się przyda. Gdy widać takie obrazy, próbujemy je jakoś zracjonalizować, wytłumaczyć, zrozumieć. Mamy XXI wiek, jesteśmy w zamożnym państwie zachodniej Europy. A jednak...

Paryż jest coraz bardziej brudny, zapuszczony, pachnie źle. Nie wszędzie, ale są też ulice w tak zwanych « pięknych dzielnicach”, które nie są sprzątane. Na trotuarach i przystankach autobusowych żyją ludzie,  bezdomni. Na mojej ulicy, od lat, jakiś człowiek mieszka na przystanku, od świtu pije piwo, po wypiciu kilkunastu butelek krzyczy, czasem wymyśla przechodniom, ale nikt na to nie reaguje. Na avenue Wagram, jednej z ulic odchodzących od Łuku Triumfalnego, w odstępie kilku metrów śpią co roku przez całą zimę na kratach, z których wydobywa się ciepłe powietrze z metra, bezdomni ludzie. Trochę dalej mieszka ktoś w namiocie, ostatnio przybył drugi. Też nikt na to nie reaguje. Zgodnie z zasadą, ulica należy do wszystkich, każdy może na niej zamieszkać pod warunkiem, że robi to dyskretnie i nikomu nie zawadza. Gdybym miała w Paryżu wystawić sztukę teatralną, to byłaby to „Antygona w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego. O trzech kloszardach i życiu. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek gościła ona na scenach paryskich, nawet, czy była przetłumaczona. Świat bezdomnych jest tu ukryty jakby za jakąś niewidzialną szybą, tych ludzi tak jakby nie było. Są, widać ich, ale tak jakby byli przezroczyści.

Ale wystarczy wsiąść w metro czy autobus, aby w kilkanaście minut znaleźć się w miejscach i dzielnicach wyrafinowania i luksusu-mijać wyperfumowane od rana kobiety i mężczyzn z zawiązanymi modnie szalikami z jedwabiu, mijać eleganckie restauracje i sklepy. Jeśli ktoś mieszka w takiej „dobrej” dzielnicy i nigdy nie wsiądzie w autobus PC3, to nigdy nie zobaczy tej drugiej twarzy miasta. Większość nie chce jej nawet oglądać, bo po co?

Nazywam to paryską sinusoidą: skoki emocji wywołanych widokami piękna i brzydoty, elegancji i ubóstwaDoskonale widać to w metrze, jeszcze lepiej podczas podróżowania po podparyskich dzielnicach. Miasto wielokulturowe, społecznie rozdarte, pełne kontrastów.



piątek, 16 października 2015

Z Wenus z Milo w salonie?

Od wielu lat fascynują mnie umiejętności rzemieślniczo-artystyczne Francuzów. Ich savoir–faire, który wynika najpewniej z liczącej kilka wieków tradycji otaczania się pięknymi przedmiotami. Mają też ogromną ilość doskonałych szkół, które kształciły i kształcą do dziś specjalistów ze wszystkich dziedzin. Ich wiedzę i umiejętności mogłam dziś podziwiać w Saint Denis pod Paryżem, gdzie ukryły się dwie pracownie wykonywające od 1794 roku prace konserwacyjne i kopie dzieł sztuki dla  Luwru i innych muzeów francuskich- członków Związku Muzeów Narodowych. Pierwsza z pracowni specjalizuje się w wykonywaniu gipsowych odlewów z liczącej 5600 egzemplarzy kolekcji. Niegdyś chodziło o dostarczanie eksponatów do szkół oraz muzeów, dziś realizuje zamówienia również osób prywatnych. Druga pracowania"atelier de chalcographie" czyli  pracownia miedziorytów-konserwacją 14 tys. miedzianych matryc powstałych we Francji od XVII wielu oraz wykorzystuje je na potrzeby muzeów.
Zamówienia na odlewy przyjmowane są nie tylko od instytucji ale również od osób prywatnych. A więc jeśli na przykład zamarzy Wam się Wenus z Milo w kolorze fioletowym naturalnej wielkości do salonu, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby sobie takiej zachcianki odmówić. Cena? Raptem 5 tys. euro. Dobrze, że o tym nie wiedzą nasi nowobogaccy...Cena nie jest uzależniona od wielkości rzeźby, ale od komplikacji i ilości odlewów koniecznych do jej wykonania. Na przykład mały biust Woltera, może kosztować aż 1200 euro.
Fachowcy z tej pracowni są w stanie zaspokoić najbardziej wyrafinowane zachcianki. I nierzadko takie im się zdarzają, zwłaszcza, że artyści lubią robić odlewy własnych dzieł. Stałym klientem francuskiej instytucji jest słynny amerykański artysta Jeff Koons, którego odlewy dzieł sprzedają się  nawet za 10 mln dolarów...Dlatego też, jak mi wyjaśniano...cenę za zamówione prace płaci też trzykrotnie wyższą niż francuskie muzea. Ostatnio do sporządzania odlewów wykorzystuje się nowoczesne materiały, np. silicon, który można powtórnie, nawet piętnastokrotnie wykorzystać. Jak pamiętamy, niegdyś formy trzeba było tłuc, aby wyjąć zeń rzeźbę.

W pracowni, w trakcie przygotowywania odlewu

Wzdłuż ścian biblioteki ze wzorami






Cała półka z popiersiami Woltera



Druga pracownia zajmuje się techniką miedziorytów, stosowaną od setek lat. Po francusku jest to technika nosząca nazwę chalcographie (chalkos-miedź i graphein-pisać), i stąd wydaje mi się, że chodzi o technikę wykonania miedziorytów. Miałam okazję przyjrzeć się, jak powstaje praca wykonywana tą techniką. Powstaje pytanie, czy jeśli używa się oryginalnych miedzianych tabliczek z XVIII wieku do odbitek, to można powiedzieć, że są to oryginalne grafiki? 

1     Otóż najpierw nakładana jest cieniuteńka warstwa tuszu sporządzonego z rozmaitych produktów, którego podstawą jest olej lniany. Proporcje innych produktów stosowane są w zależności od wyniku jaki chcemy osiągnąć. Nakładanie farby to sztuka sama w sobie...trzeba mieć do tego "rękę"



Następnie płytkę ściera się bardzo delikatnie, żeby nie zetrzeć całej farby muślinową ściereczką a następnie rozciera wnętrzem dłoni- do czego potrzeba już dużej wprawy



Następnie na płytkę nakłada się cieniuteńką warstewką papieru samokopiującego się


 
Nakłada na miedzianą matrycę papier japoński

      Wsuwa pod prasę i gdy matryca wysunie się po drugiej stronie, nasz miedzioryt będzie już gotowy...

Po lewej stronie matryca a po prawej to, co z niej powstało


Wydawałoby się-proste, nieprawdaż? Ale wyszłam z tego seansu pełna podziwu dla kompetencji i talentu manualnego młodej osoby, którą pokazywała nam, jak się to robi. Jest absolwentką jednej z najbardziej prestiżowych szkół artystycznych w Paryżu, Ecole Estienne. W obu pracowniach poznałam młodych pasjonatów, dla których praca dla sztuki to nie praca, ale służba.


środa, 7 października 2015

Nagrody literackie i intymny świat Delphine de Vigan


Delphine de Vigan, autorka wielu znakomitych powieści
Koniec lata i początek jesieni to okres wielkiego ożywienia. Wiadomo-do szkół po udanych wakacjach wracają opalone i pełne energii dzieciaki, a do biur- z mniejszą energią i zapałem-ich rodzice. Kawiarnie zapełniają się ludźmi, z powakacyjnej drzemki budzą się do życia teatry- reklamując nowy sezon, na stacjach metra podróżni analizują plakaty z reklamami wystaw, które koniecznie w tym sezonie trzeba zaliczyć.

Ale najgłośniej robi się wokół nowych książek. Na rynek czytelniczy trafia ponad 400 nowych powieści, esejów, biografii, tłumaczeń z literatury obcej. Nerwowa atmosfera wokół nowości wydawniczych spędza sen z oczu nie tylko tym, którzy z zawodowego obowiązku muszą aż tyle dzieł w dość krótkim czasie przeczytać, ale także pisarzom. Bo jest to okres przyznawania nagród literackich a otrzymanie nagrody, to gwarancja sukcesu wydawniczego.

Najpierw pojawiają się listy nominowanych najbardziej prestiżowych wyróżnień: Goncourt, Renaudot, Femina, Goncourt licealistów i nagroda czytelniczek Elle, Interallié,  Nagroda księgarzy, Médecis, de Sade’a i Akademii Francuskiej. Na listy trafia 10-15 powieści, po kilku tygodniach połowa odpada a wreszcie, nobliwe jury decyduje, który z pisarzy sięgnie w tym roku po palmę zwycięstwa. Prestiż nagrody nie jest koniecznie związany z jej materialnym prestiżem (10 euro za Goncourtów!)-raczej gwarantuje sukces u czytelników. Dla przykładu, przyznanie nagrody Goncourtów oznacza, że książka zostanie wydana w co najmniej 400 tys. egzemplarzach.


Nowa powieść Delphine de Vigan „Prawdziwa historia” znalazła się wśród piętnastu nominowanych do nagrody Goncourtów. Nie mogłam jej ominąć, tym bardziej, że tematyka wydała mi się warta uwagi.
Po wielkim sukcesie jakim było„Nic nie oprze się nocy”, za którą Vigan zebrała liczne nagrody - powieść niezwykle wzruszająca, bardzo intymna, rekonstruująca skomplikowane losy jej matki Lucile- pisarka sięgnęła po raz kolejny do historii opartej na prawdziwej historii. Tym razem, bohaterką jest pisarka, która zdobyła ogromny sukces swoją poprzednią powieścią i  przeżywa okres braku inspiracji. Jest troszkę rozbita, brakuje jej wsparcia wśród bliskich i w tym momencie, do jej życia wkracza pani L. pracująca na co dzień jako ghost writer, to jej pisarka się zwierza, jej daje dostęp do swojego prywatnego życia, komputera, korespondencji, przyjaciół i krok po kroku staje się ona jej alter ego, przejmuje wszystkie sfery aktywności, odizolowuje od przyjaciół,  Z czasem, L. staje się osobą niezastąpioną natomiast pisarka popada w coraz głębszą depresję i przestaje sobie radzić z codziennym życiem.

Rzecz dotyczy więc manipulacji, pozbawiania kogoś tożsamości, dominacji,  uzurpowania sobie prawa do kogoś i zawłaszczaniu jego życia, stopniowo, subtelnie, w sposób wyrafinowany i niezauważalny dla ofiary, niczym pająk, który siecią oplątuje swój łup.  W wywiadzie, jakiego autorka udzieliła radiu dowiedziałam się, że opisywana przez nią postać istniała naprawdę, że nie mamy tu do czynienia jedynie z pisarską fikcją, ale z historią opartą na autentycznych przeżyciach.

Lubię świat i język Delphine de Vigan, lubię czytać jej powieści z pogranicza życia i fikcji. W powieści „Nikt się nie oprze nocy”, w której opowiada życie swojej matki buduje świat na podstawie zdjęć, dokumentów i własnych wspomnień. Ale nie jest to powieść rozliczeniowa a taka mogłaby być, bowiem matka pisarki nie potrafiła, nie umiała wywiązać się ze swojej roli. Była psychicznie chora, przebywała często na leczeniu a ponadto piła i brała narkotyki. Ale jest to ciepła, wyrozumiała opowieść o matce, która niezdarnie, jednak ją kochała. 

Poprzednie książki de Vigan też zahaczają o jej doświadczenia życiowe-„Dni bez głodu”-to opowieść o okresie w którym zapadła na anoreksję a z kolei „Podziemne godziny” –książka moim zdaniem bardzo realistycznie opowiadająca o życiu w Paryżu, to z kolei historia dwojga ludzi-kobiety w wieku średnim, która mimo mobingu walczy o utrzymanie pracy i lekarza pogotowia, któremu praca pozwala na poznanie ludzkiej biedy i samotności.

Ostatnia jej książka jest powieścią,  którą bardzo wysoko notują czytelnicy. Dziś już wiadomo, że nie dostanie nagrody Goncourtów, odpadła podczas ostatniej selekcji, ale tak naprawdę, dla pisarza i czytelników, czy liczą się tylko nagrody?

sobota, 3 października 2015

Najlepsze tegoroczne stylizacje paryskiego "marszu zombich"


Zbierają się co roku na placu Republiki. Mogliby zainspirować niejednego reżysera wystawiającego II część Dziadów, scenarzystę thrillerów i autora powieści z dreszczykiem. Ludzie zza grobu, upiory o bladosinych twarzach, krwawa maskarada. Zombie walk albo marsz żywych trupów odbywa się co roku w Paryżu w październiku i stanowi niezłą zabawę dla młodzieży i fotografów. Wymiar polityczny ? We Francji raczej znikomy, chodzi przede wszystkim o to, żeby popisać się doskonałą « stylizacją ». Kilka migawek z dzisiejszego spotkania « zombich ». Która Wam się podoba najbardziej?