foto

foto

piątek, 29 maja 2015

Radość i łzy: wystawa o Edith Piaf w Bibliotece Narodowej

Za kulisami paryskiej Olimpii
Urodziła się w jednej z najuboższych dzielnic Paryża- Ménilmontant. Jej ojciec zarabiał na życie jako cyrkowy kontorsjonistyk, matka- w porywach była komediantką, ale częściej po prostu piła. Gdy była małą dziewczynką, ojciec oddał ją babce prowadzącej wówczas dom publiczny, w opiece nad dziewczynką pomagały więc jej kobiety lekkiego obyczaju. W tym okresie zachorowała i straciła na kilka miesięcy wzrok. Odtąd i aż do końca życia wierzyła, że to cudowne uzdrowienie zawdzięcza Sw. Teresie. Przez całe życie będzie kolekcjonowała medaliki z jej podobizną. 

Miała ponad trzydziestu udokumentowanych kochanków-rozkochiwała ich w sobie i porzucała-niczym modliszka. Ponoć wybierała ich według znaku zodiaku, ale nie da się ustalić żadnej reguły. Gdy stała się ikoną Francji- śpiewała w okresie wojny dla więźniów francuskich w faszystowskich Niemczech. Ale nigdy nie oskarżono jej o kolaborację. Po wojnie stała się muzą dla wielu artystów i gwiazdą-występowała  w najbardziej prestiżowych salach koncertowych na świecie-m.in. w nowojorskiej Cornegie Hall. Nie ma chyba osoby na świecie, która nie rozpoznałaby jej głosu, nie nuciła jej melodii.

Jej piosenki intepretowali najwybitniejsi światowi muzycy-Louis Amstrong, Serge Gainsbourg. Pisali o niej Jean Cocteau i Roland Barthes. Grała w filmach z Jean Louis Barrault w „Montmartre-sur-Seine” oraz z Tino Rossi w „Paris chante toujours.”

Z okazji setnej rocznicy jej urodzin, Francuska Biblioteka Narodowa poświęciła jej wystawę po raz pierwszy eksponując wiele nowych dokumentów, listów, zdjęć artystki. Wystawiona została na przykład jej czarna sukienka, która skrojona była tak, aby artystka mogła podnosić wysoko ręce-czy pamiętacie ten jej słynny gest? Oglądając ją, nie sposób obronić się przed refleksją, że miała życie bogate, pełne i szczęśliwe, wykorzystała wszystko to, co dał jej los i natura- z ulicznej pieśniarki stała się międzynarodową gwiazdą. Chciałoby się zapytać ją tylko o to, co miało na ten sukces największy wpływ -szczęście, talent, osobowość, a może wytrwałość?

Budziła się ponoć około 12. Popołudnie spędzała na pracy-słuchała nowych piosenek, pobierała lekcje dykcji i interpretacji, ćwiczyła przed wieczornymi koncertami. Ponoć nigdy nie miała czasu na zwiedzanie miast, w których koncertowała. Kolację z przyjaciółmi zjadała już po dobrze po północy i te jej „biesiady” kończyły się zazwyczaj nad ranem.

Pocztówka z 10. letnią Edith
Biblioteka Narodowa zawdzięcza tę wystawę jej przyjaciółce, Danielle Bonel oraz Stowarzyszeniu Przyjaciół Edith Piaf. To dzięki nim trafiła na nią jej słynna czarna sukienka i około 380 dokumentów, listów, fotografii, czasopism, płyt, programów i afiszy. Może najbardziej wzruszające jest zdjęcie małej, może 10-cio letniej małej Edith prezentowanej na pocztówce przez ojca jako „fenomen wokalny” albo listy anonimowych wielbicieli, czy notatki sporządzane przed koncertami, gdy układała listę piosenek.


Wystawa jest też okazją do poznania kilku anegdot z jej życia. Na przykład, czytamy, że Charles Dumont, jej bliski współpracownik i autor „Nie, niczego nie żałuję” wyznał, że nikomu nie było łatwo do niej dotrzeć. On sam był wyrzucany ze cztery razy. I gdy napisał „Non, rien de rien” zabrakło mu odwagi przed nią stanąć, ale miał dzieci, żonę na utrzymaniu. Edith Piaf też nie chciała o nim słyszeć. Ale sekretarce nie udało się z nim skontaktować, żeby odwołać spotkanie. I przyszedł-czekał chyba z godzinę, zanim się obudziła, a była godz. 17. Wyszła w szlafroku. Zagrał jej raz, drugi, trzeci...i powiedziała wówczas: „Ja zaśpiewam tę piosenkę, pokocha ją cały świat i będzie panu towarzyszyć przez całe życie.” To, co powiedziała spełniło się.

Wystawa w BNF odmitologizuje wiele mitów dotyczących Edith Piaf,  ale nie podważa wielkiego talentu artystki, której początki artystycznej kariery nie zapowiadały tak ogromnego, planetarnego sukcesu. Zaśpiewała ok. 400 piosenek, większość z nich doskonale znamy. Wystawa w BNF jest okazją, aby je sobie przypomnieć.  Wystawa potrwa do 23 sierpnia. 2015. Polecam!

Artysta street artu na temat Edith


Edith wśród francuskich więźniów w Niemczech

Legendarna czarna sukienka

Prasa francuska pisząca o Edith Piaf w latach 60.


Z ołtarzykiem św. Teresy

Paryżanka



poniedziałek, 11 maja 2015

Hymn do bagietki czyli Święto chleba w całej Francji


Mistrzowie przy pracy
Ktoś, kto nigdy jeszcze nie miał w ustach chrupiącej, gorącej bagietki, nie poczuł na podniebieniu jej boskiego smaku, to nigdy nie zrozumie miłości Francuzów  do chleba. To nie tylko chleb, to potrawa, najważniejszy pokarm spożywany o każdej porze dnia: do śniadania z konfiturami, nutellą i miodem- mocząc w kawie, do obiadu- bowiem na stole zawsze musi stać koszyczek z chlebem, i do kolacji- jemy go z zupą, sałatkami i serami. Bez bagietek nie byłoby Francji i Francuzów. I jeszcze jedno-nie wierzcie, gdy ktoś Wam wmawia, że równie dobre można jeść w Wiedniu czy Warszawie. Najlepsze bagietki są we Francji i tylko tu mają one niepowtarzalną konsystencję i smak. Sprawdzone!

Przed Notre Dame trwa od dzisiaj organizowane już po raz 20. w całej Francji Święto chleba.   W Paryżu odbywa się przed katedrą Notre Dame, gdzie postawiono wielki namiot a w nim kilkanaście wielkich pieców do pieczenia. Przy piecach tych kręcą się  fachowcy w białych kitlach, każdego dnia wyłoniony zostanie jeden- najlepszy, ten, którego chleb zostanie najwyżej doceniony przez komisję. Są też dzieci, bo przecież sztuki pieczenia trzeba się już uczyć od maleńkości. Malutkimi paluszkami wyrabiają ciasto, formują długie okrągłe paski, które już za chwilę powędrują do pieca...



Mistrzowie bagietki przy pracy

I już gotowe...chrupiące, pyszne!

Prasowanie ciasta

No i od czego tu zacząć...


Piekarnia pod namiotem

Mistrz przystępuje do kreacji

To tak, gdyby ktoś nie wiedział skąd się bierze chleb

Moja pierwsza bagietka...

Dziewczynki też mają szanse, aby nauczyć się zawodu



środa, 6 maja 2015

Ping-pong w Pompidou


W Centrum Pompidou od dwóch tygodni można grać w ping-ponga. Artystyczny happening czy zwyczajna zabawa? A może chodzi o coś więcej? Oto wyjaśnienie zagadki....

Po brutalnym zduszeniu  praskiej wiosny, komunistyczny reżim w Czechosłowacji zaostrzył represje, do więzień trafili opozycjoniści a prasa została poddana ostrej cenzurze. Między władzą i społeczeństwem wyrósł mur, zamarł dialog. Społeczeństwu nałożono kaganiec, ale artyści jak to artyści, nie potrafili zamilknąć...

W 1970 roku w Bratysławie, Julius Koller zamienił salę wystawową w salę do gry w ping ponga. Do pomieszczenia wstawił kilka stołów, kupił rakietki i piłeczki...Gra miała być metaforą demokracji. W przestrzeni gry obowiązują bardzo ścisłe reguły i grający muszą ich przestrzegać.  Wszystkich obowiązują takie same zasady, każdy ma takie same szanse, nie ma hierarchii, nie stosuje się przemocy. Tak się funkcjonuje w demokracji...

Inspirując się pomysłem Kollera sprzed 45 lat, argentyński artysta Rirkrit Tiravanija zapełnił przed dwoma tygodniami przestrzeń w suterenie Centrum Pompidou stołami pingpongowymi, dając zupełnie przypadkowym ludziom możliwość zabawy białą piłeczką. Ale nie wszystkie stoły są zwyczajnymi stołami. Na jednym z nich wznosi się mur, a gdy jest mur, to bardzo trudno przerzucić  piłeczkę, inny- trochę niższy jest z książek-aluzja do cenzury? Z kolei pod ścianą stoi stół złamany w połowie-po drugiej stronie znajduje się lustro. Aby grać, potrzebna jest również ta druga strona...

Ta w sumie prosta gra stała się metaforą demokracji.  Ale poza wymową polityczną, ping-pong w Centrum Pompidou to jeszcze coś więcej. Ci ludzie nie spędzali czasu wpatrzeni w swoje smartfony, ale rozmawiali, utrzymując kontakt wzrokowy. A gdyby tak zamienić sale konferencyjne, sale zebrań, place publiczne i kościoły w sale do gry w ping-ponga? Gdybyśmy tak zrozumieli, że aby nam się dobrze "grało", to nie może być między nami murów? Oraz, że wszyscy powinniśmy mieć takie same szanse? Czy nie żyłoby się nam lepiej?