foto

foto

środa, 15 lipca 2015

Polska literatura i "Plan" Patrycji Gryciuk

Na spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim  podczas genewskich targów książki nie przyszły tłumy, zaledwie kilka osób. W pierwszym rzędzie wypatrzyłam młodą kobietę, która podobnie jak ja reagowała na kiepskiego tłumacza, gubiącego się w przekładaniu angielskich słów polskiego pisarza na francuski. Po spotkaniu podeszłyśmy obie do autora „Uwikłania”. I tak od słowa do słowa, dowiedziałam się, że Patrycja pisze książki. Jej pierwsza powieść nosi tytuł « Plan » i już wyszła, druga czeka na wydanie w sierpniu tego roku. Miała przy sobie egzemplarz « Planu », otrzymałam przemiłą dedykację, ale z wahaniem w głosie...
-Nie wiem, czy ta książka Ci się spodoba, czy lubisz taką literaturę,  to romans...

Wróciłam do domu, otworzyłam książkę i... zapomniałam o świecie na bodajże dwa wieczory, pochłonięta historią skromnej dziewczyny z Wrocławia, której studia na architekturze w Oksfordzie otwierają drzwi do środowiska brytyjskiej tzw. złotej młodzieży. Patrycja Gryciuk znakomicie opisuje kontrast pomiędzy nieśmiałą prowincjuszką i jej angielskimi kolegami; oni nie rozstają się z laptopem i komórką, podczas gdy Anna notuje wykłady długopisem, na kartce...

Przeprowadzka do obcego kraju to wyprawa w nowy, nieznany świat,  pełen ukrytych kodów i tajemnic, w którym mężczyźni mają piękne, białe zęby, są wysportowani, uwodzicielscy a Anna przeżywa pierwszy w swoim życiu poważny flirt, a później drugi i musi wybierać...

Romans z nieziemsko przystojnym i nieopisanie bogatym Siergiejem przenosi ją w świat luksusu o jakim marzy niejedna dziewczyna, w świat nieograniczonych pieniędzy, prywatnych jetów, wakacji na Malediwach i luksusowych apartamentów w Nowym Jorku i Paryżu. Dochodzi do tego seks , namiętność, rozdarcie i konieczność dokonania wyboru.

Ta debiutancka powieść Patrycji Gryciuk jest czymś więcej niż tylko romansem. Ta nowoczesna  bajka o kopciuszku opowiada o rzeczywistości, która w każdej chwili może stać się nagle udziałem każdej z nas. W świecie mody i filmu pełno jest młodych kobiet, które w przeciągu kilku tygodni czy miesięcy życie wyrzuciło  do warunków życia o jakich nawet nie śniły. Pierwszy przykład, który przychodzi mi do głowy to Natalia Wodianowa, drugi, z naszego podwórka, to egeria projektantów mody Kasia Smutniak, ale przykładów znalazłoby się wiele.

Ale to nie sama historia jest w tej powieści najważniejsza, ale to, jak została opowiedziana. Patrycja Gryciuk pisze świetnie. Wspaniale buduje napięcie, dorzucając co kilka stron nowy, intrygujący element łamigłówki. Znakomicie konstruuje dialogi, z których można wyczytać jak przeobrażają się pod wpływem wydarzeń jej bohaterowie. Anna, z młodziutkiej prowincjuszki staje się dojrzałą, pewną siebie i swojej wartości kobietą.  Siergiej gubi stopniowo maski -z zimnego, bogatego przystojniaka, którego spotykamy na pierwszym przyjęciu, przeistacza się w czułego, inteligentnego, wrażliwego, mądrego i wartościowego człowieka.
Podobał mi się czasem dosadny, ale ładny język, jakim Patrycja pisze o seksie, a tego akurat w jej książce nie brakuje- jest to znakomity podręcznik dla naszych mężczyzn, jak należy dbać o kobietę, jak można ją adorować i uwodzić a w dzisiejszych czasach, gdy kobiety od mężczyzn oczekują coraz więcej, wiedza ta może się okazać bardzo przydatna.

 Patrycja Gryciuk jest mistrzynią w portretowaniu, potrafi też znakomicie, szczegółowo opisać  miejsca, w których dzieje się akcja a jest ich w powieści niemało: Nowy Jork, Paryż, Londyn, Oregon w Stanach...Podróżujemy razem z bohaterką powieści po świecie.

Zaimponowała mi doskonałym przygotowaniem merytorycznym wprowadzając nas w świat biopaliw i uwrażliwiając na jeden z najbardziej obecnie aktualnych tematów-produkcji energii odnawialnych.

Uważam, że powieść „Plan” jest dużo lepsza niż niejeden bestseller amerykański, na przykład „50 twarzy Greya” czy wielotomowa, słabiutka, ale znajdująca  się na pierwszych miejscach w sprzedaży we Francji powieść Anny Todd „After”. Czekam więc na wydanie jej drugiej powieści, zatytułowanej „450 stron”, na rynek trafi ona za niecałe trzy tygodnie. 

Zygmunt Miłoszewski zażartował dziś na Facebooku przy okazji wydania niemieckiego tłumaczenia jego książki "Uwikłanie": „Co możemy dla ciebie zrobić, Donald?”, spytali wzruszeni Niemcy po uratowaniu przez Polaka greckiego szczytu, euro i w ogóle całej Unii. „Polska literatura”, odparł krótko były premier. Życzę Patrycji, abym za rok-dwa mogła wybrać się na spotkanie z nią na genewskich targach książki i aby przyszły na nie tłumy, a wam polecam lekturę "Planu"-doskonałej powieści na gorące, letnie wieczory...


piątek, 10 lipca 2015

Moja wolność chroni twoją


Świat staje się coraz bardziej niebezpieczny. Nie brakuje czarnowidzów przepowiadających, że czekają nas dwie wojny; pierwszą wywoła Rosja  i ogarnie ona całą Europę Wschodnią a  druga nadejdzie od południa- agresorem będzie Państwo Islamskie. Złe proroctwa, może nie warto się nimi przejmować, ale gdy patrzę na radosną codzienną ulicę i czytam złe codzienne wiadomości, to przed oczami stają mi zdjęcia zrobione podczas z mobilizacji tuż przed wybuchem I wojny- młodzi chłopcy wyjeżdżający na front, z uśmiechem na twarzy,  nieświadomi nadchodzącego kataklizmu.

W polityce też nie jest najlepiej-trwa huśtawka w Grecji i może runie cała struktura budowana przez lata w Europie. Wobec masowego napływu imigrantów z Syrii i innych krajów Afryki i Bliskiego Wschodu zaczynają się zamykać granice,  pod znakiem zapytania stanął układ z Schengen, dzieli się Europa i wyłamują kraje, które chyba najwięcej z niej skorzystały. W Polsce też sytuacja nie jest najlepsza, gdyż mimo nie najgorzej stojącej gospodarki, coś jednak w polskim społeczeństwie nie gra-nie staliśmy się krainą szczęśliwości, drugą Szwajcarią, mimo iż zdobycze ostatnich dwudziestu pięciu lat są tak ogromne, że w zasadzie powinniśmy się tylko z nich cieszyć.

Wykształcona młodzież wyjeżdża albo marzy o wyjeździe, wszystko jedno  w jakim kierunku, wiedząc, że będzie żyła w skrajnie trudnych warunkach oraz, że przyjdzie jej wykonywać pracę poniżej ich kwalifikacji sprzątając albo opiekując się staruszkami. W Paryżu niejedna polska sprzątaczka ma tytuł magistra w kieszeni. „Są urocze, świetnie sprzątają”-powiedziała mi niedawno znajoma Francuzka.  Doskonale wykształcone, piękne i mądre dziewczyny mieszkają na poddaszach albo w nędznych, brudnych mieszkankach, skazując się na najniższy status społeczny, ale nie chcą wracać do Polski, do siebie. Czemu?

Od lat uważam, że wyjeżdżamy nie tylko za chlebem, bo w Polsce można sobie całkiem dobrze ułożyć życie; wyjeżdżamy, bo chcemy żyć inaczej, być szanowani i żyć tak, jak nam się podoba. W Polsce brakuje tolerancji wobec życia inaczej, po swojemu,  brak akceptacji dla naszych wyborów. Wyjeżdżamy tam, gdzie nikt nie będzie nas oceniał, bo tego po prostu nie wypada robić. Wyjeżdżamy do krajów, gdzie jako kobiety będziemy miały większe prawa. Czy to normalne, że w kraju europejskim, w XXI wieku kobieta nie ma prawa do aborcji ? Że dopiero od kilku dni ma prawo do darmowego znieczulenia podczas porodu ?  Że skorzystanie z zapłodnienia in vitro jest tematem gorącej debaty publicznej?

Gdy w dzieciństwie chodziłam na lekcje religii, uczono mnie, że w chrześcijaństwie najważniejszym przykazaniem jest przykazanie miłości. Jakie  więc ma znaczenie, czy dziecko będą kochały dwie kobiety czy dwaj mężczyźni, przecież najważniejsze jest to, że będzie ono chciane. A dzieci z in vitro ? Mam wśród znajomych osoby, dla których był to jedyny sposób posiadania dzieci i są szczęśliwe, że im się udało.


Przed tygodniem byłam na paryskiej Gay Pride czyli Marche des Fiertés, którego to wydarzenia nigdy i pod żadnym pretekstem bym nie opuściła.  To taka potężna dawka dobrej energii, wielkie święto miłości, miłości może nietradycyjnej, często niezrozumiałej, trudnej ale jakżeż wspaniałej, bo cena, którą często przyszło za nią zapłacić jest bardzo wysoka. Widzieliście może "Anioły w Ameryce" Kushnera w reżyserii Warlikowskiego? To sztuka o gejach, o ich potrzebie miłości, nietolerancji, tragicznym losie , zmaganiach się z chorobami i słabością ciała. Obejrzane przed laty sześciogodzinne przedstawienie zmieniło diametralnie mój ogląd świata.

Może to od tego czasu zaczęłam chodzić na Gay Pride, widząc nie tylko kolorowych przebierańców, ale schowanych za nimi ludzi: wrażliwych, z determinacją broniących takich samych praw, jakie mają wszyscy pozostali obywatele-prawa do adopcji, do legalizacji związku. W tym roku, w marszu jechał minipociąg z napisami Liberté, Egalité i Fraternité,  siedziały w nim jednopłciowe rodziny, mężczyźni, kobiety i ich dzieci. Tęczowe flagi przystrojone były flagami Francji. Staruszki miały na policzkach malowane tęcze i nawet psy nosiły tęczowe chusteczki. Nie widziałam tego dnia ani jednej smutnej twarzy, widziałam radosny, rozbawiony, rozkrzyczany tłum maszerujący przez cały Paryż w takt muzyki. Mężczyźni przebrani za kobiety włoskiego renesansu, w postaci z mitologii greckiej, za złotych bożków  i nie wiem kogo jeszcze...




Od kiedy chodzę w Paryżu na Gay Pride, po raz pierwszy spotkałam grupkę Polaków z partii "Razem" z transparentami. Na jednym z nich można było przeczytać „Mieux vaut une Pologne gay qu’une Pologne triste” czy Lepiej Polska wesoła/ gejowska niż Polska smutna.  Grano na podobieństwach wymowy słów gay-gej i gai-wesoły. Wzruszył mnie też niezwykle pięknie tego dnia przystrojony Paryż, Paryż w kolorze tęczy... 
Wolność obyczajów, wolność strojów, wolność myślenia i tolerancja wobec innych, to są może w tych coraz bardziej pogmatwanych czasach najważniejsze wartości. Wartości, których powinniśmy bronić za wszelką cenę. Chodzi o to, żeby żyć i nie bać się, że ktoś może nas poniżyć czy obrazić tylko dlatego, że jesteśmy inni, że inaczej myślimy albo, że mamy inną orientację seksualną. 
Może jednak tęcza z placu Zbawiciela powinna pozostać na swoim miejscu? Słyszałam, że mają ją gdzieś, nie wiadomo gdzie, przenieść...Przeszkadza?























sobota, 4 lipca 2015

Velázquez w Grand Palais


D. Velázquez: Infantka Maria Teresa
Malował koronowane głowy i nocne życie Madrytu, interesowali go ludzie i ich charaktery, chciał poznać prawdę o ludzkiej duszy. Paryski Grand Palais  poświęcił hiszpańskiemu mistrzowi pędzla, po raz pierwszy we Francji, obszerną retrospektywę.

Nie był malarzem tak płodnym jak Rubens czy Van Dyck, jego rówieśnicy. Ale to, co namalował wystarczyło, aby nazwany został przez Maneta « Malarzem malarzy ». Picasso, Giacometti, Delacroix i Bacon nie ukrywali, że jego malarstwo ich inspirowało i fascynowało. Jego sztuka reprezentuje więcej niż naśladowanie życia- pisali o nim krytycy-to życie w całym swoim rozkwicie, w całym swoim drżeniu-pełnym tajemnic i załamań.

Na przykład słynny portret papieża, wykonany podczas pierwszego pobytu w Rzymie-wystarczy spojrzeć na oczy. Papież, gdy podarowano mu ten portret wyznał-jestem na nim bardziej niż prawdziwy-wzrok jest intensywny, skóra pełna cieni.  I wreszcie, potrafił wydobyć to, co najbardziej nieuchwytne- psychologiczną głębię, potrafił zaglądać w dusze ludzi.

Zachwyca w jego malarstwie światłocień, trochę przypominający Caravaggia. Mistrzem był sewilski malarz Pacheco, do którego pracowni Velázqueza  trafił w wieku lat 12 i od razu zdobył jego serce mistrza, do tego stopnia, że kilka lat później poślubił jego córkę, Juanę.

D. Velázquez: W stajni Vulcana
W latach 20-stych XVII wieku, Velázquez stał się ulubieńcem hiszpańskiego króla Filipa IV. Jednym z pierwszych namalowanych przez niego obrazów, który się zachował, był portret pijaków, do którego artysta zaangażował kilku bywalców okolicznych wyszynków, szokując innych malarzy związanych z dworem królewskim. Operuje na nim doskonale światłocieniem i kompozycją-podobnie jak na innych swoich obrazach, czyniąc je dziś doskonałym polem obserwacyjnym dla fotografów.


Tym obrazem zachwycił Rubensa, wówczas najsłynniejszego malarza Europy, który akurat w tym momencie przebywał przez osiem miesięcy w Madrycie. Rubens udzielił mu też kilku porad, oraz przekonał króla, aby wysłał go na kilka miesięcy do Włoch, po nauki. Ale czy można w obrazach Velázqueza dojrzeć wpływy Tintoretta, Tycjana czy Veronese? Szczerze mówiąc, to z lekkim uśmiechem porównywałam pokazane na wystawie prace włoskich mistrzów i Velázqueza, bo różnice są ewidentne, chociażby w kolorystyce, pokazywaniu piękna lub brzydoty ciała ludzkiego. Jego obrazy są bardziej pruderyjne, bardziej religijne niż dzieła włoskich mistrzów.  Mam wrażenie, że wpływy włoskie na Velázqueza były tylko naskórkowe, formalne i nigdy nie utracił czegoś bardzo osobistego, wręcz intymnego w portretowaniu ludzi.

Przywiązywał wielką wagę do tła. Najpiękniejszym obrazem jest czarny portret księcia Baltazara Carlosa. To maestria w pokazywaniu ciemnych odcieni, warstw, materii  w kontraście z jasną twarzą księcia Baltazara. Malując swój najsłynniejszy i najpiękniejszy obraz, „Venus przed lustrem” artysta ryzykował wiele, groziła mu nawet ekskomunika, ale widocznie nie mógł się powstrzymać przed utrwaleniem na płótnie alabastrowej skóry i kształtów kobiety. Czy była to jego kochanka, z którą podczas drugiego pobytu we Włoszech dorobił się syna czy też  metresa króla Filipa IV znanego ze słabości do niewiast. W Grand Palais można również zobaczyć słynny portret infantki Małgorzaty „w niebieskim”, z roku 1659, namalowany na rok przed śmiercią artysty, w którym osiąga on mistrzostwo gry świateł i cieni na sukni.

D. Velázquez: Venus przed lustrem 


Wystawa potrwa jeszcze tylko do 13 lipca. Radzę się pospieszyć.