foto

foto

niedziela, 12 czerwca 2016

Dotknąć klawiatury Maurice'a Ravela...


Miał to być taki zwyczajny wypad za miasto. Nie za daleko, nie za blisko, przede wszystkim, aby nabrać trochę czystszego powietrza w płuca i zobaczyć coś, czego jeszcze nie widzieliśmy. W przewodniku znalazłam średniowieczne miasteczko o romantycznie brzmiącej nazwie Montfort l’Amaury a w nim muzeum Maurice’a Ravela, którego znałam słabo, przede wszystkim z cudownego, tańczonego przez balet Béjarta Bolera oraz Obrazków z wystawy przerobionych z Musorgskiego. Sobota, godzina 9 rano, wyruszyliśmy...

Z Paryża do Montfort l’Amaury dojeżdża się szybko. Byliśmy przed czasem ze zwiedzaniem zamówionym na godz. 10. Dom Ravela, zwany Belwederem, położony jest na wzgórzu klimatycznego, zadbanego, średniowiecznego miasteczka z katedrą przypominającą architekturą paryską Notre Dame. Gdy na zegarowej wieży wybiła punktualnie dziesiąta,  na pobliski parking podjechał samochód i wysiadła z niego starsza pani. Domyśliliśmy się, że to była nasza dzisiejsza przewodniczka. Ile mogła mieć lat? Może 80 a może dużo więcej?


Dom Maurice'a Ravela zwany Belwederem
Państwo na mnie czekają?-zapytała. Już otwieram. Weszliśmy po schodkach. Wyjęła z torby klucze i powoli otworzyła drzwi. Weszliśmy do ciemnego przedsionka. Wszystkie okiennice były jeszcze zamknięte i do środka nie dostawało się żadne światło.


 -Proszę zostawić wszystkie torby tu na ławce-zwróciła się do nas zdecydowanym głosem i wręczyła dwa bilety. Proszę iść za mną-dodała.  I rozpoczęliśmy zwiedzanie jednego z najbardziej fascynujących muzeów, jakie widziałam w życiu.





Gustownie urządzony salon artysty
Po pierwsze zapach. Zapach starego domu, w którym nikt od lat nie mieszka, ale też w którym nikt niczego nie zmienia, nie przestawia i nie remontuje. Maurice Ravel otrzymał w 1921 roku spadek po stryju. Wówczas kupił ten dom, i sam, własnymi rękoma prawie w całości go wyremontował i zaadoptował. W domu nie było światła, wody ani kanalizacji. Ten grubszy remont pewnie ktoś wykonał za niego, ale wystrojem wnętrz, każdym drobiazgiem wyposażenia zajął się już sam. I wszystko, w co wyposażył ten dom, co tworzy jego magię, absolutnie niepowtarzalny klimat zakupił sam. Sam namalował również freski, dobrał kolory ścian, drzwi i okien. Sam urządził każde pomieszczenie-jadalnię, salon, biuro i wyposażył je w tysiące bibelotów, przede wszystkich pochodzących z Japonii. Zbierał również grające pozytywki i oryginalne mechaniczne zabawki. Na ścianach jego domu wisiały stare japońskie ryciny, portrety kompozytora i jego przodków.

Japońska ceramika i bibeloty
Na pewno znacie „Bolero”, z jego hiszpańsko-arabską linią melodyczną, ale nie wiem, czy wiecie, że klimat tego utworu nawiązuje do miejsca, w którym Ravel się urodził czyli do St. Jean de Luz, miasteczka położonego w kraju Basków, tuż przy granicy z Hiszpanią. Stamtąd pochodziła jego matka. Ojciec był z pochodzenia Szwajcarem z Versoix. Zapytałam o  poglądy religijne kompozytora i dowiedziałam się, że nie był on religijny, nie związał się również z masonerią, bliska mu była lewica.  Był humanistą, myślał o innych, to go cechowało-tłumaczyła pani przewodniczka.

Fotografia Maurice'a Ravela
 W nastroju wnętrz i ogrodu dało się wyczuć fascynację Japonią. Kompozytor był mistrzem w dobieraniu niewielu, bardzo prostych i pięknych mebli, obrazów oraz małych przedmiotów. W kilku miejscach pozostawiono jego fotografie. Spogląda na nas smukły, elegancki mężczyzna o klasycznej urodzie. Był bardzo skromny, nigdy nie mówił o sobie, niewiele wiemy na temat jego życia prywatnego, natomiast wiadomo, że był osobą niezwykle usłużną, chętnie pomagał innym.

Fortepian Erarda na którym Ravel komponował 
Gdy znaleźliśmy się w pokoju, w którym pracował, w którym skomponował większość swoich utworów, nasza dobra pani otworzyła fortepian Erarda i powiedziała mi- proszę-co prawda nie wolno, ale jeśli chce pani spróbować, to proszę grać...broniłam się przez chwilę, nie jestem pianistką, ale czytam nuty,  na fortepianie rozłożona była partytura... spróbowałam. Miękki, piękny dźwięk starego instrumentu. Tak, grałam dziś na fortepianie Maurice’a Ravela i przyznam się,  było to wielkie przeżycie.


Na piętrze, na które wchodzi się od strony ulicy, znajdują się cztery pokoje-jadalnia, salon, biblioteka/gabinet i pokój muzyczny z fortepianem. Ze wszystkich tych czterech pomieszczeń wychodzi się na drewniany, pomalowany na biało balkon, z którego roztacza się widok na miasteczko i okolicę. Oraz na japoński ogród.

Przepiękny ogród w stylu japońskim-w głębi Belweder, dom artysty

 A później schodzi się piętro niżej, do sypialni i nowoczesnej jak na tamte czasy łazienki urządzonej przez muzyka, z prysznicem. 

Sypialnia kompozytora

Po godzinnej wizycie, mam w uszach już tylko muzykę Ravela, mimo iż przecież jej nie słyszę... Odnoszę wrażenie, że ten delikatny, subtelny artysta o niezwykłej muzycznej wyobraźni za chwilę wejdzie i zapyta, czy nie mamy ochoty wypić z nim dobrej herbaty, zaparzonej w japońskim dzbanuszku...

Nigdzie na świecie nie ma już chyba takich miejsc, takich muzeów, po których można swobodnie poruszać się wśród setek bibelotów i przedmiotów należących do osoby, która tam mieszkała i zachowanych w nienaruszonym stanie przez blisko 80 lat...A może takie muzea znacie?

I jeszcze jedna zabawna dykteryjka. Przez wiele lat po śmierci Ravela domem opiekowała się...wierna guwernantka Marcela Prousta, Celeste Albaret, którą zaangażował brat muzyka. Gdy została przyjęta do pracy, nawet nie wiedziała kim był Ravel, a więc opowiadała gościom o Prouście a nie o Ravelu. Goście się denerwowali, aż wreszcie jeden z nich postanowił wszystkie jej opowieści spisać i tak 50 lat po śmierci pisarza powstała jego biografia napisana przez guwernantkę Celestynę-miała już wówczas ponad 80 lat...Gdy zmarła, pochowano ją na cmentarzu w Montfort l’Amaury.

Od 1970 roku „Belweder” Maurice’a Ravela należy do gminy, która troskliwie się nim opiekuje. W ubiegłym roku miał tam nawet miejsce festiwal muzyki poświęcony kompozytorowi i ma on być powtórzony w tym roku, w październiku. Jeśli wam się nie uda przyjechać na festiwal, to musicie koniecznie odwiedzić chociaż muzeum kompozytora, jest to miejsce naprawdę magiczne.

A żeby pozostać w klimacie tego kompozytora-impresjonisty, polecam cudowne wykonanie jego Bolera: