Gdy 10 grudnia 1887 roku, Gustaw Eiffel podpisywał kontrakt na ratowanie budowy Kanału Panamskiego, nie robił tego lekką ręką. Nie dlatego, że miał właśnie na głowie budowę 300-metrowej wieży w Paryżu ani dlatego, że bał się podjąć realizacji jednego z najtrudniejszych projektów na świecie, ale dlatego, że projekt wchłonął już miliard franków a budowano nie tak, jak on swego czasu proponował. Dwa lata później, mimo jego pomocy, spółka zbankrutowała, ale to jemu wytoczono proces o korupcję i oszustwa, choć wiadomo było, że nie miał z nimi nic wspólnego. Oszukanych zostało jednak 85 tys. akcjonariuszy, ludzie potracili majątki, ujawniono bałagan i korupcję w państwie i trzeba było społeczeństwu rzucić kogoś na pożarcie. Gustaw Eiffel, prawy, szanowany i ceniony na całym świecie inżynier idealnie się do tego nadawał -skazano go na pięć lat więzienia i mimo, że dwa lata później oczyszczono z zarzutów, zdaniem historyków gdyby nie zbudował 300-stu metrowej wieży, pewnie nikt by go się nie czepiał. Ale zazdrość o sukcesy innych - odważniejszych, wizjonerów- nie ma granic...
Osiem lat wcześniej, w 1879 roku, na międzynarodowym Kongresie Studiów nad budową kanału pomiędzy Oceanem Atlantyckim i Spokojnym, zorganizowanym w Stowarzyszeniu Geograficznym w Paryżu pod kierownictwem Ferdynanda de Lessepsa - słynnego budowniczego Kanału Sueskiego- jedna osoba sprzeciwiała się proponowanemu projektowi-był nim Gustaw Eiffel. Uważał on, że ze względu na warunki geograficzne, należy zrezygnować z budowy kanału niwelując całkowicie teren, tak jak chciał tego Lesseps, ale należy budować kanał na śluzy wspomagane sztucznymi jeziorami. Nikt go jednak na tym spotkaniu nie posłuchał. Przystąpiono do budowy według kosztownego projektu Lessepsa. Powstała spółka, której kapitał wyniósł 300 mln franków i zaciągnięte zostały pierwsze pożyczki na- 600 mln franków. Ale był to tylko wierzchołek potrzeb finansowych, które rosły i stały się z miesiąca na miesiąc coraz większe.
Budowa Kanału według projektu Lessepsa okazała się być workiem bez dna ale, aby znaleźć źródła finansowania, wypuszczano kolejne obligacje, które kupowali wszyscy inwestując niejednokrotnie oszczędności całego życia w projekt pewny, posiadający gwarancje państwowe. W 1887 roku sytuacja stała się dramatyczna a projekt-z wielu względów- skazany na klęskę. Wówczas przyciśnięty do muru Lesseps zwrócił się o pomoc do inżyniera Eiffela. Ten bardzo długo się wahał przed włączeniem się w karkołomny projekt, ale chciał dać Francji szansę na udział w budowie niezwykle prestiżowego obiektu.
Był wówczas jedyną osobą na świecie, która była w stanie podjąć się takiego przedsięwzięcia-po pierwsze miał już przygotowany wcześniej plan budowy śluz, prawo i możliwości techniczne. Po drugie-posiadał narzędzia umysłowe: wyobraźnię, metodę, szybkość podejmowania decyzji, jakich nie miał nikt inny na świecie.
Zobowiązał się w kontrakcie, że zbuduje kanał Panamski w 30 miesięcy i pewnie by się z tego wywiązał, w którymś momencie na jego budowie pracowało 6 tys. robotników, ale spółka zbankrutowała i na jaw wyszły malwersacje finansowe, korupcja dziennikarzy i polityków wspierających rujnujący projekt w prasie i parlamencie.
W 1891 roku państwo francuskie wytoczyło proces Lessepsowi i Eiffelowi za oszustwa i nadużycie zaufania, dwa lata później zostali skazani na pięć lata więzienia a wkrótce potem- oczyszczeni z zarzutów. Ale Gustaw Eiffel nie powinien był być nigdy w ten proces zamieszany. Był tylko wykonawcą, przedsiębiorcą, który zaangażował się w całą tę operację, aby ją uratować przed niepowodzeniem, ryzykował. Został więc całkowicie moralnie oraz prawnie zrehabilitowany, ale oszukani zostali ludzie, zrujnowane ich majątki, wiele osób ucierpiało z powodu strat na obligacjach wypuszczanych przez państwo na budowę Kanału. Trzeba było rzucić kogoś na pożarcie, aby odwrócić uwagę, aby to nie państwo, ale tacy ludzie jak Eiffel, najbardziej cenieni i szanowani zostali skazani, wytknięci palcem. Odwracano w ten sposób uwagę od ruiny finansowej wielu ludzi, od cierpienia, od złości, od niedbalstwa i korupcji w państwie oskarżając o to budowniczego Wieży.
Taki był jedyny motyw tego oskarżenia, który dotknął człowieka o wielkich zasługach dla Francji (nie tylko Wieża, ale na całym świecie znany był jako konstruktor mostów), ale którego jedyną zbrodnią było, że przysłużył się narodowej dumie.
Ludzka zazdrość, nienawiść do tych, którzy potrafią, robią coś lepiej niż inni, znana jest od starożytności. Grekowie mówili, że to bogini zemsty-Nemezis jest odpowiedzialna za nienawiść wobec tych, którym udało się lepiej. Historycy są zgodni- nikt by się nie czepiał inżyniera Eiffela w procesie afery Kanału Panamskiego, gdyby nie był słynnym budowniczym Wieży.
Od kilku dni bardzo uważnie śledzę to, co dzieje się w Polsce i pewnie to porównanie Was zaskoczy, ale czytając w polskiej prasie o zarzutach wobec naszego byłego prezydenta Lecha Wałęsy, przypomniała mi się historia największego wizjonera jakim był pod koniec XIX wieku francuski inżynier Eiffel i postanowiłam o niej napisać. I jeden i drugi był bardzo odważny, patrzył wysoko. I jeden i drugi stworzył coś niezwykłego, a więc zazdrość i chęć zdyskredytowania musiała dosięgnąć też- i jednego i drugiego.