foto

foto

sobota, 20 lutego 2016

O greckiej bogini zemsty Nemezis, inżynierze Eiffelu i Lechu Wałęsie


Gdy 10 grudnia 1887 roku, Gustaw Eiffel podpisywał kontrakt na ratowanie budowy Kanału Panamskiego, nie robił tego lekką ręką. Nie dlatego, że miał właśnie na głowie budowę 300-metrowej wieży w Paryżu ani dlatego, że bał się podjąć realizacji jednego z najtrudniejszych projektów na świecie, ale dlatego, że projekt wchłonął już miliard franków a budowano nie tak, jak on swego czasu proponował.  Dwa lata później, mimo jego pomocy, spółka zbankrutowała, ale to jemu wytoczono proces o korupcję i oszustwa, choć wiadomo było, że nie miał z nimi nic wspólnego. Oszukanych zostało jednak 85 tys. akcjonariuszy, ludzie potracili majątki, ujawniono bałagan i korupcję w państwie i trzeba było społeczeństwu rzucić kogoś na pożarcie.  Gustaw Eiffel, prawy, szanowany i ceniony na całym świecie inżynier idealnie się do tego nadawał -skazano go na pięć lat więzienia i mimo, że  dwa lata później oczyszczono z zarzutów, zdaniem historyków  gdyby nie zbudował 300-stu metrowej wieży, pewnie nikt by go się nie czepiał. Ale zazdrość o sukcesy innych - odważniejszych,  wizjonerów- nie ma granic...

Osiem lat wcześniej, w 1879 roku, na międzynarodowym Kongresie Studiów nad budową kanału pomiędzy Oceanem Atlantyckim i Spokojnym, zorganizowanym w Stowarzyszeniu Geograficznym w Paryżu pod kierownictwem Ferdynanda de Lessepsa - słynnego budowniczego Kanału Sueskiego- jedna osoba sprzeciwiała się proponowanemu projektowi-był nim Gustaw Eiffel. Uważał on, że ze względu na warunki geograficzne, należy zrezygnować z budowy kanału niwelując całkowicie teren, tak jak chciał tego Lesseps, ale należy budować kanał na śluzy wspomagane sztucznymi jeziorami. Nikt go  jednak na tym spotkaniu nie posłuchał. Przystąpiono do budowy według kosztownego projektu Lessepsa. Powstała spółka, której kapitał wyniósł 300 mln franków i zaciągnięte zostały pierwsze pożyczki na- 600 mln franków. Ale był to tylko wierzchołek potrzeb finansowych, które rosły i stały się z miesiąca na miesiąc coraz większe.

Budowa Kanału według projektu Lessepsa okazała się być workiem bez dna ale,  aby znaleźć źródła finansowania, wypuszczano kolejne obligacje, które kupowali wszyscy inwestując niejednokrotnie oszczędności całego życia w projekt pewny, posiadający gwarancje państwowe. W 1887 roku sytuacja stała się dramatyczna a projekt-z wielu względów- skazany na klęskę. Wówczas przyciśnięty do muru Lesseps zwrócił się o pomoc do inżyniera Eiffela. Ten bardzo długo się wahał przed włączeniem się w karkołomny projekt, ale chciał dać Francji szansę na udział w budowie niezwykle prestiżowego obiektu.

Był wówczas jedyną osobą na świecie, która była w stanie podjąć się takiego przedsięwzięcia-po pierwsze miał już przygotowany wcześniej plan budowy śluz, prawo i możliwości techniczne. Po drugie-posiadał narzędzia umysłowe: wyobraźnię, metodę, szybkość podejmowania decyzji, jakich nie miał nikt inny na świecie.

Zobowiązał się w kontrakcie, że zbuduje kanał Panamski w 30 miesięcy i pewnie by się z tego wywiązał, w którymś momencie na jego budowie pracowało 6 tys. robotników, ale spółka zbankrutowała i na jaw wyszły malwersacje finansowe, korupcja dziennikarzy i polityków wspierających rujnujący projekt w prasie i parlamencie. 

W 1891 roku państwo francuskie wytoczyło proces Lessepsowi i Eiffelowi za oszustwa i nadużycie zaufania, dwa lata później zostali skazani na pięć lata więzienia a wkrótce potem- oczyszczeni z zarzutów. Ale Gustaw Eiffel nie powinien był być nigdy w ten proces zamieszany. Był tylko wykonawcą, przedsiębiorcą, który zaangażował się w całą tę operację, aby ją uratować przed niepowodzeniem, ryzykował. Został więc całkowicie moralnie oraz prawnie zrehabilitowany, ale oszukani zostali ludzie, zrujnowane ich majątki, wiele osób ucierpiało z powodu strat na obligacjach wypuszczanych przez państwo na budowę Kanału. Trzeba było rzucić kogoś na pożarcie, aby odwrócić uwagę, aby to nie państwo, ale tacy ludzie jak Eiffel, najbardziej cenieni i szanowani zostali skazani, wytknięci palcem. Odwracano w ten sposób uwagę od ruiny finansowej wielu ludzi, od cierpienia, od złości, od niedbalstwa i korupcji w państwie oskarżając o to budowniczego Wieży.

Taki był jedyny motyw tego oskarżenia, który dotknął człowieka o wielkich  zasługach dla Francji (nie tylko Wieża, ale na całym świecie znany był jako konstruktor mostów), ale którego jedyną zbrodnią było, że przysłużył się narodowej dumie.

Ludzka zazdrość, nienawiść do tych, którzy potrafią, robią coś lepiej niż inni, znana jest od starożytności. Grekowie mówili, że to bogini zemsty-Nemezis jest odpowiedzialna za nienawiść wobec tych, którym udało się lepiej. Historycy są zgodni- nikt by się nie czepiał inżyniera  Eiffela w procesie afery Kanału Panamskiego, gdyby nie był słynnym budowniczym Wieży.


Od kilku dni bardzo uważnie śledzę to, co dzieje się w Polsce i pewnie to porównanie Was zaskoczy, ale czytając w polskiej prasie o zarzutach wobec naszego byłego prezydenta Lecha Wałęsy, przypomniała mi się historia największego wizjonera jakim był pod koniec XIX wieku francuski inżynier Eiffel i postanowiłam o niej napisać. I jeden i drugi był bardzo odważny, patrzył wysoko. I jeden i drugi stworzył coś niezwykłego, a więc zazdrość i chęć zdyskredytowania musiała dosięgnąć też- i jednego i drugiego.

piątek, 5 lutego 2016

Nieujarzmiony Ai Weiwei


Oj, drży imperium chińskie przed jedwabnymi smokami Ai Weiwei! A tak poważnie, od kilku dni w słynnym paryskim domu handlowym „Bon Marché”, znanym Wam z powieści Emila Zoli „Wszystko dla pań” zachwycają zawieszone pod sufitem 22 jedwabno-bambusowe stwory wykreowane  przez chińskiego artystę i dysydenta Ai Weiwei.

Więziony, torturowany i skazany na domowy areszt artysta chiński jest od lat kością w gardle chińskiego reżimu. Mimo prześladowań ze strony władz chińskich, odmowy wydania paszportu udało mu się wykreować poza Chinami, podczas aresztu domowego a więc dzięki Internetowi kilka wspaniałych wystaw w Europie i Stanach Zjednoczonych.

W 2014 roku w Martin Gropius Hall w Berlinie odbyła się retrospektywa jego prac zatytułowana „Evidence”-co znaczy dowód- najlepiej nie do odparcia. Dlaczego właśnie taki tytuł wystawy wybrał-możecie się tylko domyślić. W 2014 roku nakręcił dokument o próbach wyjścia na wolność-ten dokument pokazywano na festiwalach filmowych w Rotterdamie i Hongkongu. Zaproszony na festiwal filmowy w Sztokholmie, na który nie mógł przyjechać z powodu zabrania mu paszportu umieścił na znak protestu na sali krzesło Minga, zamknięte  metalowym prętem, aby nikt inny nie mógł w nim usiąść.

W 2011 roku podpisał lojalkę, obiecując władzom, że nigdy nie ujawni informacji dotyczących warunków w jakich był przetrzymywany, nie udzieli wywiadu na ten temat ani nie będzie krytykował rządu. Ale gdy tylko opuścił celę, wyznał, że został do podpisania jej zmuszony a więc jego podpis jest nieważny. Na Biennale w Wenecji, w 2013 roku pokazał w 3D jak wyglądało jego życie w więzieniu. Nagrał  na ten sam temat również clip wideo. Gdy władza postanowiła go śledzić-po prostu zainstalował w swoim pokoju kamery i pokazywał 24 godziny ze swojego życia w streaminigu na cały świat. Wywołało to taki efekt, że policja kazała mu te kamery zdjąć.

Jedną z jego najsłynniejszych wystaw pokazano w Alcatraz w Kalifornii- zadedykował ją wszystkim niepokornym, tym którzy walczą o prawa człowieka i wolność myślenia, którym udaje się przetrwać izolację, przemoc, więzienie. Wystawa została przez niego zaprojektowana wirtualnie, gdyż nie mógł w tym okresie opuścić Chin. Nosiła nazwę @Large i pokazano na niej całą serię instalacji oraz portrety 160 słynnych więźniów takich jakich jak Mandela, Snowden, Liu Xiaobo-ich portrety zrobił z klocków Lego. Wystawie towarzyszyły piosenki Pussy Riot oraz przemówienie Martina Luthera Kinga przeciwko wojnie w Wietnamie.


Jest wszechobecny na Zachodzie natomiast całkowicie nieobecny w Chinach. Cenzura zakazała prasie chińskiej informowania o jego działalności w mediach, pisania o jego wystawach organizowanych na całym świecie. Ale im bardziej gnębią go władze chińskie-tym bardziej ceni go Zachód. Ei Weiwei nie ma złudzeń co do reżimu chińskiego, uważa, że w „społeczeństwie coraz bardziej otwartym, między innymi dzięki masowemu korzystaniu z mediów społecznościowych, komunistyczny reżim zmuszony jest do udawania, że przestrzega praworządności”, ale w rzeczywistości „partia komunistyczna odmawia dialogu ze społeczeństwem, nie posiada legitymizacji społeczeństwa i w nadchodzących latach może wreszcie uświadomi sobie, że nie może rządzić bez przestrzegania konstytucji i państwa prawa. W przeciwnym razie- przyspieszy swój koniec.”-twierdzi chiński dysydent.


Niektórzy twierdzą, że Zachód jest jego Yangiem-przestrzenią światła, wolności i działania, a Chiny- to Yin-to niezrozumienie i ciemność.  „Artysta jest indywidualnością, osobą niezależną, która ocenia wedle własnych kryteriów estetycznych i filozoficznych i przekazuje tę ocenę w formie umożliwiającej zrozumienie jej przez innych. Artysta powinien  przeobrażać środki wyrazu. Przy powszechnym braku zrozumienia, wiedzy na jakiś temat, artysta powinien tę wiedzę posiadać.”-powiedział w wywiadzie.

Ostatnio zaszokował świat zdjęciem zrobionym sobie na plaży w Lesbos, w pozycji i miejscu, gdzie znaleziono małego Eylana. Głęboko dotknięty tym, co zobaczył, postanowił zbudować tam pomnik zaginionym w przeprawie przez może imigrantom.

Od lipca ubiegłego roku przebywa nareszcie na wolności, mieszka w Berlinie, nie ustając w walce o wolność i prawa człowieka. Chiński dysydent, wrażliwy człowiek, artysta-czujnik pobudzający nasze sumienia. Potrafi też zachwycać. Tak jak teraz-dwudziestoma dwoma  kreaturami z chińskiej mitologii.  Powietrzne rzeźby pół bogów-pół ludzi, ptaków i smoków o wielkiej sile piękna i poezji. Gdyby drogi zaprowadziły Was do Paryża, to musicie tę wystawę koniecznie zobaczyć...