foto

foto

wtorek, 19 lipca 2016

Bebechy Paryża czyli Vernon Subutex Virginii Despentes



Są książki, które naznaczają nas na całe życie, wstemplowują się w naszą pamięć i trwają. Są też takie, które z niezwykłą dociekliwością opisują świat dobrze nam znany, w których znajdujemy nasze myśli, emocje czy wrażenia, tak jakby pisarz czytał w naszych myślach, wyławiał z nich to, co najciekawsze i formułował na papierze.

Podróżując codziennie paryskim metrem, przemierzając ulice miasta napotykamy śpiących na chodnikach i w sklepowych wnękach bezdomnych. Śpią na brudnych materacach, przykryci zimą poliestrowymi kocami, skurczeni na ciepłych wyziewach z metra czy żebrzą choćby o kawałek chleba: głodni, zmarznięci, brudni. To ludzie, którym w którymś momencie życia podwinęła się noga, stracili pracę, dach na głową, rodzinę, przyjaciół...Pozostał im jedynie plastikowy worek, w którym skrzętnie ukrywają resztki swojej dawnej fortuny, swojego człowieczeństwa. Patrząc na nich, zastanawiamy się-jak to się stało, że znaleźli się tu, gdzie są? Kim są ludzie, na widok których spuszczamy wzrok?

Wydana w ubiegłym roku książka Virginii Despentes „Vernon Subutex”, która ukazała się po polsku w krakowskim Wydawnictwie Otwartym, opowiada właśnie o jednym z nich. Tytułowa postać, Vernon Subutex to człowiek zbliżający się do 50-tki. Przez 25 lat prowadził sklep z płytami rockowymi, szło mu nieźle, zajęcie dostarczało mu wiele satysfakcji, poznawał takich samych jak on pasjonatów, miał znajomych w branży muzycznej i był członkiem małej społeczności swojej dzielnicy. Ale nadszedł kryzys, pojawiły się płyty DVD, ludzie zaczęli kupować muzykę na iTunes, ściągać z Internetu i przestali kupować jego płyty. Vernon sprzedał sklep i pierwszy rok jakoś sobie radził, akumulując rozmaitego rodzaju prace dorywcze. Później, z pomocą finansową przyszedł mu stary przyjaciel, ale w dniu w którym skreślono go z listy osób, którym przysługuje prawo do zasiłku, jego sytuacja stała się krytyczna. Poznajemy go, gdy do mieszkania wchodzą komornicy i zajmują wszystko, co nadaje się do sprzedania i zapłacenia zaległego czynszu. Cały swój dobytek Vernon pakuje do plastikowej torby i jednej walizki.


DZIENNIK PARYSKI: SCENA Z METRA


Początkowo trzyma fason. Dzwoni do przyjaciół i opowiada im, że właśnie przyjechał z Kanady i szuka noclegu na jedną, trzy noce. Czasem udaje mu się zostać u kogoś dłużej. Ale nadchodzi taki dzień, gdy gościnność przyjaciół, byłych kochanek, dalszych znajomych się kończy i Vernon zaczyna życie na ulicy.

Książka Virginii Despentes to majstersztyk powieści. Przeczytałam ją dwukrotnie i chętnie przeczytałabym jeszcze raz. Szukając schronienia, Vernon spotyka bardzo rozmaitych ludzi z paryskiego półświatka. Są wśród jego znajomych i przyjaciół artyści, bogate mieszczuchy ćpające kokainę, samotne kobiety z uschniętym libido, nimfomanki od których musi uciekać, trawestyci i podstarzałe gwiazdy porno. To świat ludzi pokiereszowanych przez życie, ale prawdziwy, nie landrynkowy, świat potrzeby seksu i braku libido, wielkiej samotności, nudy rodzinnego życia i konformizmu żyjących w dżungli wielkiego miasta.

W tej powieści dzieje się niewiele, Despentes interesują ludzie, nie akcja. Ludzie połamani, pokiereszowani przez życie, niespełnieni, na swój sposób nieszczęśliwi. Gdzieś na jednej z pierwszych stron pisze " Życie rozgrywa się zazwyczaj w dwóch partiach: w pierwszej usypia cię każąc ci wierzyć, że je kontrolujesz i w drugiej, kiedy jesteś już zrelaksowany i nieuzbrojony, ono wówczas przejeżdża po tobie i cię rozwala."

Postaci Despentes posługują się często wulgarnym środowiskowym żargonem, ale jest on żywy, organiczny, pasujący do postaci. To język ulicy, język, którego nie usłyszymy na lekcjach francuskiego, ale może w nocnym barze przy placu Clichy albo w okolicach metra Gambetta- w popularnych, tańszych dzielnicach Paryża.

Gdybym miała komuś polecić książkę o Paryżu, nie lukrowanym, nie turystyczny przewodnik Pascala, ale książkę o podskórnym życiu miasta, o tym czymś nieuchwytnym na pierwszy rzut oka, to byłaby to książka Despentes. Nie ma strony, na której nie pojawiłoby się interesujące spostrzeżenie dotyczące na przykład wielokulturowego społeczeństwa i tego jak je postrzegają jego mieszkańcy albo jakiejś interesującej obserwacji. Na przykład, gdy bezdomni rozmawiają o psach i jeden z nich mówi, że jeśli pan jakiegoś psa jest bezdomny, żyje na ulicy, to zwierzę jest najszczęśliwsze pod słońcem, bo pan ma tylko jego i nigdy go nie opuszcza, razem z nim śpi, razem z nim je...Wielu bezdomnych żyjących na ulicach paryskich ma psa. Na pierwszy rzut oka, litujemy się nad losem zwierzęcia, ale Despentes prawie zawsze chce, abyśmy patrzyli na nich z innej perspektywy. Bo może dla psa i człowieka najgorsze co może go spotkać to samotność albo porzucenie?

Nie jest to książka smutna, a na pewno wzruszająca. Postaci opisywane przez Despentes są poturbowane przez życie, ale nawet w żyjąc na ulicy gdzieś w głębi duszy pogodzone z losem, niczym Olga czerpiący radości z kilku euro czy papierosów wsuniętych do ręki przez przechodnia. Gdy nie ma się nic, nawet coś bardzo niewielkiego może być źródłem szczęścia. I tak naprawdę to nie wiadomo czyj świat jest lepszy-tych zmagających się codziennie z dżunglą przetrwania na powierzchni, czy też ci, którzy już nie muszą o nic walczyć, bo ich walka i tak jest pozbawiona sensu.

Jestem natomiast bardzo ciekawa jak poradził sobie ze środowiskowym slangiem autor polskiej wersji „Vernona”. Nie wiem, jak można na przykład przełożyć słowo „rebeus ” czy „bougnole” używane wobec ludności pochodzącej z krajów Maghrebu. Ale ponieważ przekonywał mnie ktoś  z wydawnictwa spotkany na targach książki w Warszawie, że tłumacz poradził sobie znakomicie, toteż książkę miłośnikom Paryża ją polecam. O ile mi wiadomo, tłumaczenie II tomu „Vernona Subutexa” ukaże się w wrześniu tego roku. Natomiast władającym dobrze francuskim, oczywiście rekomenduję wersję w oryginale, nie będziecie rozczarowani.


piątek, 8 lipca 2016

Niezwykła historia obrazu Renoira

August Renoir, Mała Irenka
Ilekroć zaglądam do muzeum Nissima de Camondo w 8 dzielnicy Paryża, zatrzymuję się w małej salce na drugim piętrze. Wyświetlany jest tam dokument o tragicznej historii dynastii de Camondo, której ostatni przedstawiciele zginęli w obozie w Auschwitz. W pierwszej wojnie światowej stracił życie na froncie przystojny Nissim, któremu ojciec po stracie syna zadedykował muzeum, w 1935 zmarł sam Mojżesz, a w obozie w Auschwitz zginęli jego córka Beatrice z mężem Leonem Reinachem i dwoje wnucząt.  Wojnę przeżyła jedynie była żona Mojżesza, piękna Irena z domu Cahen d'Anvers, której portret, namalowany przez Renoira, ma niezwykłą i moim zdaniem wartą opowiedzenia historię.

Obraz przedstawia ośmioletnią dziewczynkę o długich, rudych włosach spiętych niebieską wstążką. Artysta namalował ją z półprofilu, w sukience z żabotem i koronkami. Irena ma na tym portrecie delikatne rysy twarzy, nieduży nos i patrzy przed siebie, opierając grzecznie dłonie na kolanach. Obraz nie spodobał się ani rodzinie Cahenów, ani samej Irenie, spóźniano się nawet z zapłatą.

Przez wiele lat portret Ireny przechowywała jej matka, Luiza Morpurgo, aby podarować go wnuczce, Beatrice. Gdy nastała wojna i okupacja Francji,  zbiory sztuki francuskiej, zwłaszcza należące do bogatych rodzin żydowskich były masowo rabowane i wywożone do Niemiec. Portret Ireny został ukryty wraz z innymi dziełami sztuki  w zamku Chambord.  Ale na ślad ukrytych zbiorów natrafili Niemcy i wywieźli obraz do prywatnej kolekcji Goebellsa. Stamtąd obraz trafia w ręce szwajcarskiego producenta sprzętu wojskowego, produkującego dla Wermachtu, Emila Buhrle.

Na kradzież obrazu nie godzi się Leon Reinach. Pisze listy do Rzeszy, domaga się zwrotu dzieła. W odpowiedzi, mimo zasług wuja (Izaaka), ojca (Mojżesza) i brata (Nissima), Beatrice zostaje zatrzymana przez policję francuską, wywieziona do obozu przejściowego w Drancy a później do Auschwitz. Tam ginie wraz z całą rodziną. Historycy wysuwają tezę, że gdyby Leon Reinach nie upominał się o obraz, gdyby siedział z rodziną w czasie wojny cicho, to może udałoby im się przeżyć wojnę. Przeżyła ją natomiast Irena, która porzuciła męża dla włoskiego księcia Sampieri i przeszła na katolicyzm.

W 1947 roku zorganizowana zostaje wystawa dzieł sztuki zagrabionych przez Niemcy. Irena rozpoznaje na niej swój portret namalowany w dzieciństwie przez Renoira. Domaga się zwrotu i obraz do niej wraca, ale  Irena potrzebuje pieniędzy i postanawia go odsprzedać. Wówczas zgłasza się do niej Emil Buhrle, ten sam , który kupił obraz od Niemców w okresie wojny. Transakcja zostaje zawarta i obraz wraca do Zurychu, do kolekcjonera, na którym przez cały okres powojenny ciąży zarzut kupowania za bezcen obrazów zagrabionych Żydom wywożonym do obozów koncentracyjnych. 

I jeszcze jedno małe post scriptum związane z historią rodziny Ireny- Cahen d'Anvers. Zaledwie 40 minut drogi samochodem z Paryża, w Champs-sur-Marne znajduje się zamek, który rodzice Ireny kupili w 1895 roku. Pałac w Champs-sur-Marne, symbol  francuskiej kultury klasycznej, zbudowany za czasów Ludwika XIV otaczają 85 hektary wspaniałego ogrodu. W XVIII wieku zasłynął dzięki znakomitym lokatorom: mieszkała w nim markiza de Pompadour, odwiedzali- najsłynniejsi filozofowie francuskiego oświecenia: Wolter, Diderot i d’Alembert.

Zamek w Champs-sur- Marnes, przekazany państwu francuskiemu przez rodzinę Cahen d'Anvers


Widok z okna na 85 hektarową posiadłość
Odnowiony i wspaniale umeblowany zamek rodzina Cahen d’Anvers przekazała w 1935 roku państwu francuskiemu pod warunkiem, że pracę zachowa 63 zatrudnionych w posiadłości ogrodników, 11 łowczych oraz około pięćdziesięciu osób pracujących na fermie. Po wojnie, spadkobiercy rodziny Cahen d’Anvers niejednokrotnie organizowali w zamku wesela i przyjęcia. „Zagrał” on również w kilkudziesięciu słynnych filmach francuskich, na przykład w „Niebezpiecznych związkach”,  „Marii Antoinette” Zofii Coppoli czy „Vatelu” Rolanda Joffe.
Dziś, jak udało mi się zauważyć, park służy przede wszystkim wszystkim biegającym oraz rodzinom z dziećmi, to cudowna oaza ciszy i spokoju a sam zamek jest świadectwem życia francuskiej arystokracji i muzeum sztuki XVIII wieku.


XVIII-wieczne wnętrza zamku z meblami z epoki

Jedna z sal zamku

Zabytkowy kominek z różowego marmuru

łazienka





Ogród kwiatowy w stylu angielskim

Park otaczający zamek to oaza ciszy i spokoju