foto

foto

środa, 14 grudnia 2011

Kilka refleksji po festiwalu KinoPolska

No i pomyliłam się. Zbyt szybko przejrzałam program festiwalu KinoPolska i jakoś umknął mi pasjonujący program polskiego kina współczesnego. A był i udało mi się nawet obejrzeć z tego programu cztery filmy. Każdy w nich, w inny sposób zasługuje na uwagę.


Na zdjęciu podczas otwarcia festiwalu KinoPolska Roman Polański i Jacek Bromski

Ale zacznijmy od początku. Czyli od otwarcia, na którym zjawiły się  największe gwiazdy naszego kina. Było to przeurocze spotkanie ludzi, którzy się znakomicie znają i chyba lubią. Był i Roman Polański i Jerzy Skolimowski i Andrzej Żuławski. Zabrakło zapowiadanego Wajdy,  ale i tak to cud, że udało się zgromadzić tak zajętych pracą ludzi. Na otwarcie festiwalu wyświetlono „Niewinnych czarodziei” którzy, zaręczam, w ogóle się nie zestarzeli i nikt by się chyba nie zdziwił, gdyby podobny stylistycznie film zrobił ktoś dzisiaj. To był dla mnie film „Z łezką w oku”-przede wszystkim ze względu na Tadeusza Łomnickiego, który pozostanie dla mnie najlepszym aktorem jakiego nosiła ziemia (choć była to chyba jego jedna z pierwszych ról filmowych), Cybulski, Komeda, Skolimowski…i obrazy starej, odbudowującej się Warszawy. Pożerałam wzrokiem dosłownie każdą klatkę filmu. Ogląda się „niewinnych Czarodziei” niczym czarno-białe zdjęcia Doisneau czy Cartier-Bressona, obrazy pełne magii i niedopowiedzenia.

Na dwa pierwsze filmy czyli, „Nazywa się Ki” i „Erratum” nie mogłam niestety przyjść, ale udało mi się obejrzeć cztery pozostałe obrazy. O „Lęku wysokości” Bartosza Konopki już pisałam. Czas na pozostałe.

A więc w kolejności. Rozpocznę może od „Sali samobójców”, który jest filmem bardzo mocnym, trudnym, ale znakomicie technicznie i aktorsko zrobionym. Czy macie znajomych, którzy w tej nowej postkomunistycznej rzeczywistości zatracili się w dążeniu do, jak to się mówi wysokiego „standardu życia”? Bohaterem filmu jest produkt takiej ambitnej pary, Dominik, który właśnie w tym roku ma zdać maturę. Jego ojciec jest doradcą ekonomicznym ministra, matka-dyrektorem komunikacji. Dominik żyje w dobrobycie, niczego mu nie brakuje, kierowca odwozi go do prywatnej, drogiej warszawskiej szkoły, ukraińska opiekunka przyrządza wspaniałe obiady. A poza tym dzieciak jest kompletnie, ale to kompletnie sam, ponieważ odsuwa się od szydzących z niego w szkole kolegów (dość twardy świat prywatnej szkoły), a w domu panuje  pustka w sensie dosłownym i przenośnym.


 Ale w tych nowych czasach jest już sposób na  zabicie pustki, samotności  i zajęcie czasu młodemu człowiekowi-tym czymś jest Internet. I tak chłopak trafia do wirtualnego świata, w którym wydaje się być kochanym, akceptowanym, i który po jakimś czasie zaczyna mu powoli zastępować świat realny. Byłam na tym filmie ze swoim czternastoletnim synem, ponieważ wydawało mi się, że może on mu coś powiedzieć o zagrożeniu, jakie niesie ze sobą świat wirtualny. Wyszedł bardzo głęboko poruszony, wręcz zaszokowany filmem. Dla nas obojga był to rodzaj katharsis, przez długie dwie godziny dyskutowaliśmy na temat widzianych obrazów, dobrze że z nim byłam.

Rozmawialiśmy na temat relacji miedzy rodzicami i dorastającymi dziećmi , o miłości, o zaspokajaniu potrzeb psychicznych. Przez jakiś czas to nawet miałam spore wątpliwości, czy na taki film wolno mi było się z nim wybrać, ale dziś z perspektywy kilku dni uważam, że to był znakomity moment dla nas obojga. Z tym, że film ten nie ma nic wspólnego ani z Hamletem, ani z poszukiwaniem tożsamości, ale jest  o patologii i toksyczności zajętych sobą  rodziców, którzy zatracili się w zaspokajaniu własnych ambicji, pozostawiając na uboczu potrzebujące ich pomocy dziecko, dojrzewającego Dominika. Film pod każdym względem niezwykły.


O „ Galeriankach” napisano już tyle, że nie ma chyba większego sensu, żebym się w tej sprawie wypowiadała. Może dodam jedynie, że spotkanie po projekcji z autorką filmu Katarzyną Rosłaniec, wywołało wiele reakcji, bardzo zresztą rozmaitych, ale może najciekawsza z nich, to uwaga, że jest to film nie o prostytucji młodych dziewcząt, ale o kryzysie rodziny. I chętnie się pod tym podpiszę. Zresztą o tym były również pozostałe filmy. I wygląda na to, że jest po prostu źle, a nawet bardzo źle, tak jakby społeczeństwo straciło punkty odniesienia, zarówno ci na samej wierchuszce drabiny społecznej, jak i ci na dole.

I wreszcie, jak gdyby na przekór naszym czasom, gdzie wszystko musi błyszczeć, być tanie i łatwo dostępne „Breughel- młyn i krzyż”-Lecha Majewskiego. Film ten zapowiedziała jego dystrybutorka we Francji. Wejdzie dosłownie za kilka dni na ekrany kin paryskich. Film magiczny, trudny do opisania słowami, ale którego realizacja  wymagała wielu lat bardzo ciężkiej pracy. Polecam każdemu, nawet tym, którzy za Brueglem nie przepadają.

Reżyser filmu, Lech Majewski spotkał się z widzami po projekcji i odsłonił odrobinę tajemnice produkcji. Breughel, jak wiadomo, bardzo realistycznie malował postaci i ich kostiumy. Problem polegał na tym, że farby stosowane w XVI wieku dziś już niestety nie istnieją i aby uzyskać odpowiednie kolory, trzeba było uciekać się do babcinych metod, czy po prostu gotować łuski z cebuli czerwonej i białej.

Obrazy Breughla są niejako schizofreniczne. Bardzo dokładnie, precyzyjnie odtwarzane postaci i kompletnie surrealistyczny pejzaż-gdyż jak wiadomo, mieszkał on w zupełnie płaskiej Flandrii.
Natomiast-opowiadał Lech Majewski-gdy rozpoczęli zdjęcia, to okazało się, że kamera, nawet, jeśli dekoracje i obecne na planie postaci odpowiadają całkowicie wzorowi, filmuje zupełnie płaski obraz, w niczym nie odzwierciedlający planów namalowanych przez Breughla. „kamera to perspektywa renesansowa”-to jedno oko, które rozchodzi się we wszystkie strony. Bruegel zbudował swój obraz z siedmiu wykluczających się nawzajem perspektyw, są to tunele przestrzenne a szwy tych perspektyw zasłonił ludźmi.”-mówił Lech Majewski. Perspektywa wchodzi z góry i z dołu, z lewej i z prawej strony. Breughel stworzył perspektywę fizjologiczną”-wyjaśnił reżyser filmu.


Obraz genialnego malarza odtworzył równie genialny realizator. Więcej o tym filmie pisać nie będę, trzeba go po prostu pójść i obejrzeć samemu.

Nie wiem jeszcze jakiego wyboru dokonało jury festiwalu KinoPolska, które miało ogłosić, który z sześciu proponowanych współczesnych obrazów jest najlepszy. Nie wiem również jaka była decyzja publiczności. Była to chyba zarówno dla jednych jak i drugich bardzo trudna decyzja do podjęcia.

Festiwal jest dziełem Polskiego Instytutu Kultury w Paryżu. Merci et chapeau bas!

A ja już czekam na przyszłoroczny. Co w przyszłym roku zostanie pokazane w Paryżu?

18 komentarzy:

  1. Trzeba mi będzie ruszyć się i zobaczyć choćby "Salę samobójców" i "Breughel - młyn i krzyż". Opisałaś te filmy po 1/ jak nikt inny, po 2/skłaniasz stanowczo (acz nie nachalnie) do wyrobienia sobie własnego zdania. To lubię. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewo,
    Oba filmy trzeba zobaczyć koniecznie! Ale dlaczego opisałam je inaczej niż inni? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. holly, "inni" opisując filmy, starają się pisać prawie wyłącznie 'fachowo'. Zagłębiają się w strukturę, warsztat, grę aktorską. Porównują z poprzednimi filmami, odnoszą do innych twórców biorących na warsztat podobne tematy, itd.
    U ciebie opowieść o filmie to przede wszystkim prezentacja emocji, uczuć, osadzona w prywatnym kontekście. Dużo w tym serca, radości, pozafilmowej otoczki. Dużo ciekawostek około projekcyjnych.
    Jest to więc trochę opowieść 'dla ciekawskich' (w poprzednim podtytule blogu, obiecywałaś zaspakajać również ciekawskich).
    A przy tym widzisz i opisujesz i "robotę filmową" i grę aktorską.
    Taką opowieść o widzianym (przez ciebie) filmie - czytam z przyjemnością. Przenoszę się nie tylko 'do kina', przenoszę się w świat paryski. Mam po prostu... "widok z paryskiego okna".
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewo,
    Tak jakoś wyszło...Zdaję sobie sprawę z tego, że te filmy były już po stokroć opisywane, a więc nihil novi. Napisałam więc od siebie, bez "narzedzi"-tę możliwość daje nam również pisanie na blogu, a nie w gazecie, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  5. A nasi starsi panowie wygladaja rewelacyjnie! Czy te imprezy to rowniez z okazji polskiej prezydencji byly? Czy staly element paryskiej kultury? /ale mi sie udalo/
    W liceum bylam pasjonatem kina polskiego, zdobylam kiedys I miejsce w konkursie wojewodzkim na temat film polski w iluśleciu Polski Ludowej:)), juz nie bede mowila dokladnie. Jeżdzilam jeszcze na festiwale do Łagowa Lubuskiego jako dziecko prawie, kiedy to byl jedyny festiwal w Polsce.Mialam tam rodzine, bylo ulatwienie. Ciesze sie, ze moge poczytac u ciebie ciekawostki, bo ostatnio malo chodze do kina w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy16.12.11

    Holly...
    Ogranicze sie tylko do filmu i osoby Lecha Majewskiego.
    Nie bardzo rozumiem Twoje okreslenie - "obrazy Breughla sa niejako schizofreniczne" - co przez to rozumiesz?
    Dla mnie to fotografia bez retuszu, bez "fotoszopa", czasow w ktorych zyl, nieco metafizyki ale w polaczeniu z tym niesamowitym surowym realizmem, pozbawionym pretensji do podobania sie, wrecz przeciwnie - dostrzeganie brzydoty i nieodmawiania jej racji bytu - dla mnie to jest niemal glowne przeslanie jego tworczosci.
    Ale nie o tym chcialam.
    Czytalam wywiad z Lechem Majewskim i przypomnialy mi sie Twoje poprzednie wpisy:
    - Castellucci
    - Pomaranczowa Alternatywa

    Przy okazji Castellucciego rozwinela sie dyskusja na temat, czym jest dzisiejsza sztuka i tu pozwloe sobie wstawic cytat z wywiadu Majewskiego, udzielonego po realizacji tego fimu (Mlyn i krzyz):
    "Ja w ogóle spedzam duzo czasu w muzeach na swiecie. To jest swiat, który jest mi najblizszy. Ci artysci oszalamiaja mnie swoim warsztatem, swoja madroscia, swoim smakiem, w przeciwienstwie do tandety i bylejakosci, która proponuja tak zwani artysci dzisiaj. Kazdy moze cegle skleic z kawalkiem roweru i powiedziec, ze jest to sztuka. Istnieje przyzwolenie na wszystko, na wszystkoizm i to jest obrzydliwe, dlatego, ze jest to wymanipulowane rynkowo. Znam troche marszandów, rynek amerykanski, czyli najwiekszy rynek sztuki, i wiem, jak sie manipuluje, tworzy te pseudo zjawiska w sztuce wspólczesnej. Ani na zlocie, ani na platynie nie da sie tyle wyspekulowac, co na jakims artyscie."
    A osoba Pana Majewskiego jest rownoczesnie niezlym przyczynkiem do Twojego wstepu na temat mizerii naszej sztuki, kultury w dzisiejszym swiecie (Pomaranczowa Alternatywa). Otoz z moich obserwacji wynika, ze cierpimy na swoisty paradoks. Polacy znani i slawni za granicami Polski nie sa w swojej ojczyznie kompletnie zapozani, jesli, to tylko waskiej grupie znawcow, milosnikow lub osob, ktore mialy okazje poznac tego kogos wlasnie po za granicami Polski. Przykladem moze byc wlasnie Pan Majewski. Jesli dzis spytasz na ulicu o Majewskiego, wiekszosc bez wahania powie: Szymon Majewski a Lech? A Kto to? Smutne to. Chociaz jego film Wojaczek spotkal sie z bardzo pozytywnym odbiorem ale.. to jeden film a przeciez za nim jest masa innych eksperymentalnych dziel. No i widzisz sama.
    Z kolei znani w Polsce nie bardzo przebijaja sie za granicami. Dlaczego? Czy jestesmy zbyt "polscy"? tzn. ze musimy dopiero za granica stac sie bardziej europejscy, bardziej uniwersalni w przekazie? Czasem tak to odbieram, ze wciaz zyjemy z glowa odwrocona do tylu, wciaz wracamy do przeszlosci, idealizujemy i nasza historie i nasze w niej znaczenie, a przeciez trzeba przy tym wszystkim po prostu zyc. Nabrac dystansu do tego co bylo a zaczac myslec o tym co teraz i jutro. Wydaje mi sie, ze tego nam brakuje. No i przy tym kompleks europejskosci a w zasadzie tego, ze nam jej brakuje. No i kolejny paradoks, bo to prawda. Brakuje nam europejskosci, wlasnie przez to zapatrzenie w dawna (czy na pewno prawdziwa)swietnosc.
    Jednak to sie zmienia. Wlasnie za sprawa takich ludzi jak m.in. Lech Majewski.
    Pozdrawiam, Irez

    OdpowiedzUsuń
  7. Ardiolo,
    Masz rację, panowie filmowcy w znakomitej formie ! Polański z bujną czupryną, dowcipny, wielka radość, gdy widzi się tego wspaniałego człowieka w takiej formie. Gratuluję wygrania konkursu ze znajomości kina polskiego, dla Ciebie byłby to więc naprawdę raj, pokazano również sporo starych obrazów, tym bardziej, że może ja mam pecha, ale za każdym razem, gdy jestem w Warszawie, to wyświetlają tylko filmy amerykańskie i odnoszę wrażenie, że polskie kino istnieje tylko na festiwalach. Ale może się mylę-do sprawdzenia. Łagów Lubuski znam. To był mój pierwszy festiwal filmowy, który obsługiwałam jako młoda, debiutujaca dziennikarka-urokliwe, przepiękne miejsce i niezwykły klimat. Skądinąd, czy jeszcze istnieje ?
    A KinoPolska weszło już na stałe do kalendarza imprez paryskich. W tym roku odbywało się po raz czwarty i oczywiście pod znakiem polskiej Prezydencji. Może w przyszłym roku wybierzesz się do Paryża, skoro lubisz polskie kino, to raptem kilka dni…ale za to jakich !

    OdpowiedzUsuń
  8. Irez,
    Od razu tłumaczę się „ze schizofrenii”. Otóż tak wyraził się o malarstwie Breughla sam mistrz i chodziło mu o dysonans pomiędzy niezwykłą dokładnością, precyzją w odtwarzaniu postaci a totalnie zmyślonym, surrealistycznym pejzażem. Jedno zupełnie nie przystaje do drugiego, stąd użycie pojęcia „schizofreniczność”.

    Pod tym co cytujesz, a o czym mówi Lech Majewski mogłabym się podpisać. Byłam nie tak dawno na wystawie „Młodej kreacji artystycznej” w centrum sztuki „104 Auberviliers”. Nie było żadnej pracy, na której można by było zatrzymać na moment uwagę i wzrok. Ale ponieważ nie daję łatwo za wygraną, toteż znalazłam „moderatora”-to teraz bardzo modny sposób na oglądanie sztuki współczesnej-studenci historii sztuki „tłumaczą” o co chodzi. I mimo, że moja moderatorka była z pewnością bardzo wykształconą młodą damą, to tłumaczyła tylko te „dzieła”, które wcześniej wyjaśniał szczegółowo autor pracy.... A dzieła wyglądały tak jak je opisuje Pan Majewski…
    A sam mistrz może jeszcze nie jest powszechnie znany w Polsce, ale będzie, mam wielką nadzieję. Nawet ja tak naprawdę dowiedziałam się o nim dopiero teraz, a przecież był wystawiany w Luwrze w lutym i będzie jeszcze raz w przyszłym roku. Wielki, genialny, artysta-rzemieślnik, a może tego właśnie współczesnej sztuce brakuje, pokory, pracy i pokazania autentycznych umiejętności. Mam wrażenie, że za łatwo można dziś zostać artystą.
    Znakomicie uchwyciłaś „głowę odwróconą do tyłu”-jak zauważyłaś ja też nie raz krytycznie wypowiadałam się na temat naszej promocji, skupionej na niegdysiejszych a nie dzisiejszych dokonaniach. Może to sprawa zmiany pokoleniowej, która musi nastąpić? A może systemu edukacji narodowo-patriotycznego? Czasem odnoszę wrażenie, że ciągle tkwi w nas ten cmentarny nastrój z okresu po powstaniu styczniowym, że jakoś nie potrafimy się uwolnić od naszych nękających nas upiorów…i zacząć normalnie żyć. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas, gdy mówi się o europejskości i uniwersalnym myśleniu, to od razu oskarżenie o brak patriotyzmu, utracie tożsamości itd. To mi przypomina wiek XIX, kiedy postępowi polscy arystokraci musieli rezygnować ze swoich protestanckich ideałow, bo tylko katolicyzm był utożsamiany z patriotyzmem.
    A o Lagowie zaraz poczytam, cały czas jest tam impreza filmowa, ale chyba jako przegląd tylko. A ja pamiętam, że jako 16-letnie dziewczę w krotkich spodenkach frotte, zabralam glos w dyskusji na zamku na temat Polanskiego. Powiedzialam, ze wyjechal z Polski, bo nie mial wystarczającej ilości tasmy Eastmancolour, wyczytalam tak kiedys w miesieczniku Kino. Pamietam, jak sie wszyscy usmiechali, a ja nie wiedzialam o co chodzi.Podziękowali za "mlody głos". Musze kiedys znaleźć zdjęcia z tamtych czasow i cos na ten temat napisać. A film Con amore oglądałam z Idziakiem siedzącym obok i pamietam jego komentarze do tej pory. Dzięki,że mnie tak zainspirowałas do wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Holly, bardzo dziękuję za ciekawą relację. Szczerze zazdroszczę festiwalu - odnoszę wrażenie, że w Polsce powstaje ostatnio wiele ciekawych filmów, które nie docierają niestety na moją prowincję, nawet jeśli wyświetla się je w kinach paryskich. Chyba ostatnim nowym polskim filmem, który widziałam był rewelacyjny "Rewers." Chętnie zobaczyłabym "Salę samobójców" oraz "Młtyn i krzyż".

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety nie udalo mi sie pojsc na festiwal, dlatego dziekuje za te relacje :)
    A po przeczytaniu Twojej recenzji "Leku wysokosci" naprawde mam ochote obejrzec film.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Na zdjeciu obok Romana Polanskiego jest Jacek Bromski( a nie Andrzej Zulawski), a to tak na marginesie....

    OdpowiedzUsuń
  13. Katasiu,
    Wiem, że festiwal przenosi się również na południe Francji, więc natychmiast sprawdziłam, czy będzie w Twoich okolicach, i owszem, w Montpellier i Tuluzie, nie wiem, czy to od Ciebie daleko, ale może na jakiś wybrany film uda Ci się wyrwać...

    OdpowiedzUsuń
  14. Zuzu,
    Dziekuję za uwagę, poprawiłam...

    OdpowiedzUsuń
  15. Milych i radosnych Swiat!

    OdpowiedzUsuń
  16. Anonimowy24.12.11

    Ja rowniez Holly Tobie i wszystkim odwiedzajacym Twoj blog, zycze spokojnych, spedzonych w gronie najblizszych Swiat Bozego Narodzenia i pelnego usmiechow przyszlego Nowego 2012 Roku,
    Irez

    OdpowiedzUsuń
  17. Ardiolo,
    Serdecznie dziękuję za życzenia, Tobie również życzę cudownych, niezapominanych, niezwykłych Świąt i wiele, wiele radości od ludzi w nadchodzącym roku 2012...

    OdpowiedzUsuń
  18. Irez, serdecznie dziękuję za życzenia oraz za mądre i wyrozumiałe komentarze, za cierpliwość i wierność w czytaniu. Niechaj te Święta będą udane, niezapomniane a Nowy Rok przyniesie Ci same dobre rzeczy. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń