O francuskich wakacjach można napisać książkę i pewnie
niejedna już na ten temat powstała. Francuzi je po prostu kochają! Nie, nie mam
zamiaru powiedzieć, że nie lubią pracować, choć złośliwcy twierdzą, że wakacje trwają we Francji przez
cały rok. Francuzi też lubią pracować, choć nie za długo, 35 godzin i przez
cztery dni w tygodniu-to im wystarcza! Ale przecież nie za to, że pracują jak
stachanowcy Francuzów kochamy, ale, za sztukę pięknego i ciekawego życia.
Powrócę więc do wakacji, bezwzględnie najważniejszej pory w życiu Francuza. Wyrusza się na nie zazwyczaj po odśpiewaniu marsylianki, w dniu święta
narodowego. Zamiera wówczas życie polityczne, prezydent opuszcza Pałac Elizejski i udaje się na zasłużony odpoczynek. A
wraz z nim, cała świta czyli rząd, politycy, parlament. Rumieńców zaczyna
nabierać natomiast życie towarzyskie i uczuciowe (i libertyńskie...) w trzech nadmorskich
regionach: nad Atlantykiem, na Lazurowym Wybrzeżu i w Normandii, ale
również w pachnącej lawendą i oliwkami Langwedocji i Prowansji oraz wszędzie
tam, dokąd można uciec przed miejskim hałasem, spalinami i ciemnymi
mieszkaniami miast.
|
Na targu staroci w Aix |
Od połowy lipca wszyscy są już zainstalowani w przytulnych domkach
i rezydencjach, smażą się na plażach Atlantyku i Normandii a pierwsze strony Paris
Matcha zajmują opisy kto, z kim i gdzie...Zdradzę wam przy okazji tajemnicę, że
od kilku dni nie ustają plotki, iż prezydent Francois Hollande spędza po raz
pierwszy wakacje z młodziutką i śliczną młodą aktorką Julie Gayet a
nawet, że po raz pierwszy wystąpi z nią oficjalnie. Wierzyć nie
wierzyć-odpowiedź za kilka dni...
Moje francuskie wakacje rozpoczęły się w tym roku zgodnie z
rytuałem. Opuściłam Paryż 14 lipca wyruszając, jak przystało, na południe.
Cel-Aix-en-Province i słynny francuski festiwal sztuki lirycznej. W programie, mozartowski « Zaczarowany flet » w
reżyserii Simona McBurneya. Jego genialną inscenizację „Mistrza i Małgorzaty”
oglądałam przed dwoma laty na festiwalu w Awinionie a o nowym przedstawieniu brytyjskiego
reżysera słyszałam same dobre słowa.
Gdy zjeżdża się autostradą na południe Francji, Prowansja
wita nas rozciągającymi się w nieskończoność polami lawendy, na poboczach dojrzewają
palmy, na dachach domów zaczynają być widoczne ceglane dachówki i światło...
światło robi się z każdym kilometrem cieplejsze. A może to tylko
złudzenie ?
|
Uliczka Aix o świcie |
Aix przywitał nas niezłym upałem. Jest to przeurocze,
troszkę podobne do Awinionu, bardzo mieszczańskie miasteczko. Ze wspaniałą
historią i tradycjami. Znakomitą kuchnią i cudownymi butikami. Operę Mozarta
grano w największym teatrze miejskim wcześnie, o 17. Był to dzień świąteczny i
zakończył się tradycyjnymi fajerwerkami!
Gdybym chciała napisać obszerniej o przedstawieniu
„Czarodziejskiego fletu” w Aix, to mielibyście co czytać do rana. Autentyczne
arcydzieło reżyserii, interpretacji, talentu teatralnego artystów. Simon
McBurney znany jest z tego, że potrafi wsłuchać się w autora. Tym razem wziął
na warsztat operę niezwykłą. Ma ona kilka warstw znaczeniowych, jest czytelna
dla dzieci i dla dorosłych, dla wszystkich grup społecznych-intelektualistów i ludzi mało z teatrem osłuchanych. Taki trochę jest cały Mozart, ale „Zaczarowany flet” w szczególności. Przed rozpoczęciem akcji, niejako tytułem wprowadzenia, zjeżdża na scenę zasłona z przezroczystej, czarnej siatki. Przy
biurku po lewej stronie sceny ktoś na tabliczce pisze kredą "Wolfgang Amadeus
Mozart"...i ściera, pisze tytuł i znowu ściera... To co pisze jest filmowane i
wyświetlane na tym wielkim ekranie z przezroczystej siatki. Czujemy się jak w klasie, pierwszej...Tym prostym sposobem reżyser wprowadza nas w świat Mozarta- wskazuje jakimi oczami
mamy oglądać "Flet"-pozostawić w szatni dorosłość i otworzyć w sobie serce i wrażliwość dziecka.
Ale to pozwala nam dotrzeć tylko do pierwszej warstwy „Czarodziejskiego
fletu”. Kolejne, reżyser zdejmuje stopniowo, tak jakby maleńkim dłutem ściągał je, niczym na wykopalisku archeologicznym. Chodzi przecież
o to, aby odkopać mity, tajemnice, sekrety ukryte przez Mozarta. Każda warstwa
zdjęta odsłania następną i trzeba się
przez nie bardzo uważnie przedzierać, żeby nie uronić nic z przesłania mistrza
Wolfganga. Simon Mc Burney nic z Mozarta nie uronił, wydobywając całą magię i piękno.
W Czarodziejskim flecie wszystko jest przeciwne niż nam się
wydaje na pierwszy rzut oka. Matka płacząca po porwaniu ukochanej córki okazuje
się potworem, morderczynią bez serca, drapieżną harpią, której zależy tylko na
zemście. Natomiast Sarastro-tyran i bezduszny przywódca okazuje się być życzliwym,
mądrym patriarchą uwielbianym przez swoich poddanych, mimo iż swoją władzę
sprawuje despotycznie. Natomiast jego własny poddany Monostatos jawi nam się jako zwykły bandyta, gwałciciel. W dziele Mozarta dzieci są mądre, a ludzie
dorośli są szaleńcami.
Najśmieszniejsza, ale i najbardziej wzruszająca postać to Papageno- troszkę szaleniec, nadwrażliwiec, człowiek samotny mimo iż otoczony ptakami, szukający tej jednej ukochanej istoty, która go pokocha miłością bezwarunkową,
takim jaki jest.
Było kilka tak wzruszających momentów w tym
przedstawieniu-operze, że miałam łzy w oczach. Simon McBurney, obok Iriny Brook
i Stephana Braunschweiga są moim zdaniem najznakomitszymi reżyserami w Europie
(nie wypada nie wspomnieć o Marthalerze o Ostermaierze) , warto było dla niego
dotrzeć do Aix. Ponadto znakomicie w każdym przedstawieniu wykorzystuje
wszystkie możliwości technicznie, ale nie po to, aby nimi epatować, ale lepiej
odczytać, wyrazić przesłanie autora.
W Aix następnego dnia
zobaczyłam ponadto cudowną kolekcję Pearlmana w muzeum Granet, z perełkami z
Ecole de Paris oraz Monetem, Van Goghiem, Degas, Cezannem czy Soutinem.
Po czym zjechaliśmy nad morze, do Marsylii degustować
Bouillabaise i cieszyć oczy Starym Portem. Po raz pierwszy odwiedziłam słynne marsylskie dzielnice: Cannebiere i Panier. Udało mi się również zwiedzić nowo
wybudowane centrum kultur śródziemnomorskich Mucem otwarte w ubiegłym roku, gdy
Marsylia była europejską stolicą kultury. Miasto jest niezwykłe, klimatyczne. Pewnie wrócę w te okolice jeszcze w przyszłym roku, aby kosztować widoków,
smaków i przyjemności z wakacji w „douce France”.
|
Na targu prowansalskim w Aix |
|
Fontanny pamiętające czasy Ludwika XIII |
|
Wszechobecny w kuchni i na targach czosnek |
|
Mydło z Alepu, które nabyć można w Marsylii |
|
Życie artystyczne w Marsylii koncentruje się w Cours Julien |
|
Stary Port i malownicze łodzie niczym z Caillebota |
|
Niezwykły widok z Mucemu na katedrę w Marsylii |
|
Polonikum: karnawałowa czapka Żyda z Żywca na wystawie w Mucem (II poł XX wieku |
|
Rzeźba pochodząca z Volubilis, marokańskiego miasteczka, z okresu rzymskiego |
|
Uliczka w Marsylii, zawsze efektownie udekorowana |
|
Ażurowa konstrukcja Mucemu pozwalająca odpocząć w cieniu
|
|
Stare fontanny w Aix |
|
Nie ukrywam, że to jest właśnie to, co dodaje uroku pobytowi w Marsylii... |
Zdecydowanie niebo jest tam bardziej niebieskie i ten zapach rozgrzanej poludniowej ziemi... nie do zastapienia :) uwielbiam poludnie Francji.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc jak dotąd byłam wierna raczej miejscowościom położonym nad Atlantykiem, ale chyba w tym roku, po raz pierwszy, dałam się uwieść Prowansji. Potwierdzam, niebo jest tam bardzo ( i chyba zawsze!) niebieskie a słońce gorące, oj gorące...
UsuńJak tam pięknie... Kolejne marzenie do zrealizowania:) Dziękuję za cudną wycieczkę:)
OdpowiedzUsuńOby marzenie się jak najszybciej zrealizowało:-) To ja dziękuję za odwiedziny:-)))
UsuńMasz rękę do kreślenia tras wakacyjnych, a później cudnie je przeżywasz i... opisujesz.
OdpowiedzUsuńPowinnam brać przykład, bo, mnie w tym roku wakacje wydały się nudnawe i ździebko męczące.
Zaskoczyła mnie ta karnawałowa czapka, ale faktycznie tak było. I jest nadal, Żywiec kultywuje tradycje http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/496389,zywieckie-gody-2012-beskidzki-karnawal-trwa-zdjecia,id,t.html?cookie=1 - to 2012,
a to 2014 - ciekawe! http://milowka.info/artykuly,wszystkie,Wyniki_45_Przegladu_Zespolow_Koledniczych_i_Obrzedowych_%E2%80%9Czywieckie_Gody_2014_,631.html
Pozdrawiam
Wakacje jakoś tak same się kreślą, podążam jedynie za wydarzeniami teatralnymi...dziękuję za linki do karnawału w Żywcu, nic o nim nie wiedziałam:-)
UsuńJa też nie widziałam. To dzięki twojemu postowi wiem, bo się zainteresowałam :)
UsuńAch, jak fajnie... ja niestety naleze do tych, ktorzy jeszcze czekaja na urlop, wiec zazdroszcze. Ale zanim sie on zacznie czekam z niecierpliwoscia na najblizszy weekend, bo jade obegrzec Alagna w Otellu w ramach Chorégies d'Orange.
OdpowiedzUsuńBardzo ci zazdroszcze tego "Fletu"... i samego Aix i MArsylii, ktorych nie znam.
No ale pocieszam sie, ze wszystko przed nami :)
Milego urlopu
Nika
Alagna...można się zakochać od pierwszego wejrzenia! Oczywiście zazdroszczę, posłucham sobie w domu:-((( Zaskakujesz mnie! Nie znasz Aix ani Marsylii mieszkając w sumie tak niedaleko? W takim razie polecam! A "Flet" pewnie trafi do Paryża...na Festiwal Jesienny-mam nadzieję, to chętnie się z Tobą wybiorę po raz kolejny...Wspaniałego urlopu życzę!
UsuńHolly, znakomite zdjęcia, kapitalny tekst! Sprawiłaś, że w dwa dni po powrocie ze świetlistego, kolorowego Południa, mam ochotę znów tam jechać... :)
OdpowiedzUsuńDzięki, ale na takie komplementy nie zasłużyłam:-))) Wystarczy przekonać Spidera i...w drogę na Południe!
UsuńWakacje, ach wakacje, jeszcze trochę czasu do mich. Do Marsylii chciałabym wrócić po wpisach Twoich i Bee mam wrażenie, że coś mi umknęło, bo choć mi się podobało, to było jakieś ale. Może to ale to warkot młotów pneumatycznych w porcie, który niszczył atmosferę. Teraz już chyba modernizacja nabrzeża się zakończyła. Minęły wszak dwa lata od czasu moich tam odwiedzin. Widok na katedrę rzeczywiście niezwykły, a i sama katedra zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenia i z zewnątrz i w środku, z tymi różnokolorowymi chorągwiami i kamiennymi aniołami i mieniącymi się bogatymi mozaikami.
OdpowiedzUsuńGuciu,
OdpowiedzUsuńPrace drogowe w Marsylii trwają nadal! Przeszliśmy wzdłuż i wszerz ulicę Paradis i raczej raju ona nie przypomina:-)))Ale mnóstwo jest małych, bajecznych ulicznych wśród których można się zgubić. W Starym Porcie była już cisza, może też dlatego, że wiele prac związanych z Rokiem kultury zostało chyba na czas ukończonych. Katedry wewnątrz nie widziałam, następnym razem...
Fajnie wracać wspomnieniami do Aix, w którym mieszkałam 2 i pół roku, ale Paryż podoba mi się bardziej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń