foto

foto

piątek, 16 października 2015

Z Wenus z Milo w salonie?

Od wielu lat fascynują mnie umiejętności rzemieślniczo-artystyczne Francuzów. Ich savoir–faire, który wynika najpewniej z liczącej kilka wieków tradycji otaczania się pięknymi przedmiotami. Mają też ogromną ilość doskonałych szkół, które kształciły i kształcą do dziś specjalistów ze wszystkich dziedzin. Ich wiedzę i umiejętności mogłam dziś podziwiać w Saint Denis pod Paryżem, gdzie ukryły się dwie pracownie wykonywające od 1794 roku prace konserwacyjne i kopie dzieł sztuki dla  Luwru i innych muzeów francuskich- członków Związku Muzeów Narodowych. Pierwsza z pracowni specjalizuje się w wykonywaniu gipsowych odlewów z liczącej 5600 egzemplarzy kolekcji. Niegdyś chodziło o dostarczanie eksponatów do szkół oraz muzeów, dziś realizuje zamówienia również osób prywatnych. Druga pracowania"atelier de chalcographie" czyli  pracownia miedziorytów-konserwacją 14 tys. miedzianych matryc powstałych we Francji od XVII wielu oraz wykorzystuje je na potrzeby muzeów.
Zamówienia na odlewy przyjmowane są nie tylko od instytucji ale również od osób prywatnych. A więc jeśli na przykład zamarzy Wam się Wenus z Milo w kolorze fioletowym naturalnej wielkości do salonu, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby sobie takiej zachcianki odmówić. Cena? Raptem 5 tys. euro. Dobrze, że o tym nie wiedzą nasi nowobogaccy...Cena nie jest uzależniona od wielkości rzeźby, ale od komplikacji i ilości odlewów koniecznych do jej wykonania. Na przykład mały biust Woltera, może kosztować aż 1200 euro.
Fachowcy z tej pracowni są w stanie zaspokoić najbardziej wyrafinowane zachcianki. I nierzadko takie im się zdarzają, zwłaszcza, że artyści lubią robić odlewy własnych dzieł. Stałym klientem francuskiej instytucji jest słynny amerykański artysta Jeff Koons, którego odlewy dzieł sprzedają się  nawet za 10 mln dolarów...Dlatego też, jak mi wyjaśniano...cenę za zamówione prace płaci też trzykrotnie wyższą niż francuskie muzea. Ostatnio do sporządzania odlewów wykorzystuje się nowoczesne materiały, np. silicon, który można powtórnie, nawet piętnastokrotnie wykorzystać. Jak pamiętamy, niegdyś formy trzeba było tłuc, aby wyjąć zeń rzeźbę.

W pracowni, w trakcie przygotowywania odlewu

Wzdłuż ścian biblioteki ze wzorami






Cała półka z popiersiami Woltera



Druga pracownia zajmuje się techniką miedziorytów, stosowaną od setek lat. Po francusku jest to technika nosząca nazwę chalcographie (chalkos-miedź i graphein-pisać), i stąd wydaje mi się, że chodzi o technikę wykonania miedziorytów. Miałam okazję przyjrzeć się, jak powstaje praca wykonywana tą techniką. Powstaje pytanie, czy jeśli używa się oryginalnych miedzianych tabliczek z XVIII wieku do odbitek, to można powiedzieć, że są to oryginalne grafiki? 

1     Otóż najpierw nakładana jest cieniuteńka warstwa tuszu sporządzonego z rozmaitych produktów, którego podstawą jest olej lniany. Proporcje innych produktów stosowane są w zależności od wyniku jaki chcemy osiągnąć. Nakładanie farby to sztuka sama w sobie...trzeba mieć do tego "rękę"



Następnie płytkę ściera się bardzo delikatnie, żeby nie zetrzeć całej farby muślinową ściereczką a następnie rozciera wnętrzem dłoni- do czego potrzeba już dużej wprawy



Następnie na płytkę nakłada się cieniuteńką warstewką papieru samokopiującego się


 
Nakłada na miedzianą matrycę papier japoński

      Wsuwa pod prasę i gdy matryca wysunie się po drugiej stronie, nasz miedzioryt będzie już gotowy...

Po lewej stronie matryca a po prawej to, co z niej powstało


Wydawałoby się-proste, nieprawdaż? Ale wyszłam z tego seansu pełna podziwu dla kompetencji i talentu manualnego młodej osoby, którą pokazywała nam, jak się to robi. Jest absolwentką jednej z najbardziej prestiżowych szkół artystycznych w Paryżu, Ecole Estienne. W obu pracowniach poznałam młodych pasjonatów, dla których praca dla sztuki to nie praca, ale służba.


5 komentarzy:

  1. Dzieki Tobie poznałam nowe miejsce, dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, gdy mogę się dzielić odkryciami:-)

      Usuń
  2. Nie miałabym nic przeciwko jakiejś miniaturce do salonu :) a i miedzioryt wygląda niezwykle interesująco. I myślę, że dla tych pasjonatów praca to też przyjemność, czemu im mogę tylko pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielka przyjemność! Dziewczyna miała błysk w oczach, gdy pokazywała nam proces powstawania miedziorytu i wszystkie bez wyjątku osoby zrobiły na mnie wrażenie pasjonatów. Niektóre figurki będą chyba do kupienia w paryskich muzeach...

    OdpowiedzUsuń
  4. Fascynujące miejsce, mogłabym się tam ukryć za szafą i spędzić dzień, tydzień, a może i dłużej podglądając ;). Tylko co do tych kolorowych odlewów nie mogę się zdecydować, czy umieścić je na półce artu czy kiczu, ale może lepiej nie szufladkować ;)

    OdpowiedzUsuń