Kadr z filmu "Dzień Kobiet" |
Spędziłam prawie trzy dni w kinie Balzac na festiwalu Kinopolska i miałam zamiar ponarzekać, że w czwartek
przegapiłam Master Class z Agnieszką Holland, bo żadnej informacji na stronie
kina Balzac, współorganizatora imprezy, o festiwalu Kinopolska nie było. A także, że w
piątek seans "Róży" rozpoczął się z ponad 20 minutowym opóźnieniem, i tyleż
trzeba było czekać, aby ktoś z organizatorów za opóźnienie przeprosił „ bo
jeszcze na kogoś czekamy…”, że na większości seansów sporo foteli niewielkiej
salki kina Balzac była pusta, bo chyba festiwalowi nie towarzyszył żaden
porządny marketing, a organizacja sprawiała, co tu dużo ukrywać, wrażenie bardzo
amatorskie i nawet pani w kasie, pytana o seans polskiego filmu, robiła
wielkie oczy, tak jakby nikt ją nigdy o tym wydarzeniu nie poinformował. Ale
nie będę! Bo mimo wszystkich niedociągnięć
organizacyjnych, potknięć i niezręczności, był to jednak ważny festiwal, i
dobrze, że się jednak odbył.
Nie wierzę, że będą tego festiwalu jakieś
konkretne rezultaty, chociaż pewnie tego najbardziej oczekują autorzy filmów. Festiwal nie przełoży się na większą obecność polskiego kina w
Paryżu, gdyż nie dopisali, mam wrażenie, ani krytycy filmowi ani
dystrybutorzy. Niemniej jednak ci, którzy chcą być na bieżąco w tym, co dzieje się w
polskim filmie, będą usatysfakcjonowani.
Tematem tegorocznego przeglądu była kobieta w
polskim kinie, a więc filmy dobierano pod jej kątem: kobiety-bohaterki, kobiety
aktorki, kobiety reżyserki. Gościem honorowym i członkiem jury wybrana została
Agnieszka Holland, pokazano w związku z tym kilka zrobionych przez nią produkcji
m.in. „Kopię mistrza”, „Gorączkę”,
„Aktorów prowincjonalnych”. Ale poza konkursem. Ponieważ do konkursu o nagrodę
jury stanęło pięć filmów fabularnych i trzy średniometrażowe. Jakie to były
filmy?
Kadr z filmu "Róża" |
Przede wszystkim „Róża” Wojciecha Smarzowskiego,
do której znakomite wprowadzenie zrobił Jean-Yves Potel –historyk, pisarz i
specjalista od Europy Środkowej i znawca naszej współczesnej historii,
a w tym wypadku, powojennej historii regionu niegdysiejszych Prus Wschodnich a
dzisiejszej Warmii i Mazur. Film niezwykły, zasługujący na uwagę pod każdym
względem: tematu, scenariusza, znakomitych zdjęć, gry aktorów… Że przerysowany?
że za dużo w nim drażliwych scen? Wychodzimy z tego filmu, jak napisała na swoim blogu Tamaryszek, całkowicie „znokautowani”-dramatem Mazurów i własną
niewiedzą. Jak to możliwe, że znając historię tego regionu Polski nigdy nie
zadałam sobie pytania, co stało się z niemieckojęzyczną, luterańską ludnością tego
regionu? Wojciech Smarzowski sobie to pytanie zadał. Jest to film, który w nas
pozostaje, nie tyle ze względu na drastyczność scen, ale ponieważ uświadamiamy
sobie w jakich warunkach zaprowadzano nową władzę w Polsce i jakim kosztem. Ile
jeszcze mamy na sumieniu takich zamiecionych pod dywan „białych plam” w naszej
historii?
Ale „Róża” nie była jedynym znakomitym filmem pokazywanym
podczas festiwalu. Pominę dwa filmy średniometrażowe, z których pierwszy, film Any Brzezińskiej o belgijskiej grupie teatralnej NeedCompany Jana
Lauwersa jest sprawnie zrobionym, ciekawym dokumentem, natomiast nie bardzo
rozumiem, jak znalazł się on w konkursie z filmami fabularnymi, natomiast drugi jest moim zdaniem wielkim nieporozumieniem. Nie mogłam się niczego
doszukać w nudnej opowieści o „przebogatym i fascynującym” życiu młodej
zakonnicy w prawosławnym klasztorze. Wydawał mi się bardzo naiwny, zwłaszcza, że
jestem tuż po obejrzeniu znakomitego „ Za wzgórzami” rumuńskiego reżysera
Cristiana Mungiu, z bardziej otwartymi oczami przyglądającemu się klimatowi
życia panującego w prawosławnym klasztorze. A może po prostu nie znoszę
wszelkiego rodzaju prozelityzmu i bezkrytycznego estetyzmu?
Przemysław Bluszcz w filmie "Być jak kazimierz Dejna" |
Bardzo się wszystkim podobał, mimo, iż nie
zdobył ani nagrody publiczności (może dlatego, że wyświetlany był tylko jeden
jedyny raz, podczas gdy inne filmy konkursowe pokazywano dwukrotnie!) ani
nagrody jury nostalgiczny,
dowcipny, znakomicie wyreżyserowany i zagrany film Anny
Wieczur-Bluszcz. Jest to historia chłopca, który w bólach matki przychodził na
świat w dniu, w którym Kazimierz Dejna, nasz narodowy mistrz piłkarski,
strzelił bramkę w meczu Polska –Portugalia, a było to w roku…w każdym bądź razie bardzo dawno… Film
opowiada z humorem historię przeobrażeń naszej prowincji po 89 roku z
perspektywy małego, a później dorastającego chłopca, oczywiście Kazia, i marzeń jego ojca o jego piłkarskiej
karierze, oczywiście takiej, jaką zrobił inny, słynny Kazimierz. Ale jak to w
życiu często bywa, dzieci rzadko robią to, czego chcą od nich rodzice i Kaziu
piłkarzem nie zostanie…W filmie sceny grozy, mieszają się, jak w życiu, z
groteskowymi. Jest to film bardzo zbliżony w klimacie do „Good by Lenin”,
filmów Kusturicy albo mojego ulubionego „Koncertu” Radu Mihaileanu.
Gdyby nasza dystrybucja się postarała, to ten
film naprawdę mógłby zrobić wspaniałą karierę w Europie, ale „na kino polskie
nie ma mody”-doszliśmy do wniosku w rozmowie z odtwórcą głównej roli Przemysławem
Bluszczem. A może tę modę udałoby się jakoś stworzyć?
Zdecydowanym faworytem jury okazał się film
debiutującego młodego reżysera Tomasza Wasilewskiego „W sypialni”, i wcale nie
jestem tym wyróżnieniem zaskoczona. To nie jest ot taki sobie łatwy filmik o
kobiecie, która któregoś dnia ucieka z domu. Nic nie jest w nim powiedziane,
wszystko możemy sobie dopowiedzieć sami. Ogląda się obraz, tak jak zdjęcia, w
które każdy może wpisać swoją własną historię. Czy zdarzyło wam się wyjść z
domu i nie mieć ochoty do niego wrócić? Bohaterka filmu, Edyta, ucieka do Warszawy i tam stara się jakoś „przeżyć” wykorzystując do
tego ogłoszenia internetowe. Czy ten film ma coś wspólnego z francuską
nową falą? Nie, nie dam się skusić na zbyt łatwo nasuwające się porównania. Myślę,
że jest raczej zrobiony własnym językiem reżysera i który bardzo podoba się zachodniej
publiczności. To czuje się w każdej scenie i jestem bardzo ciekawa, jaki będzie
kolejny film Tomasza Wasilewskiego.
Kasia Kwiatkowska w filmie "Dzień kobiet" |
Nie ukrywam, że moim faworytem, ale również
filmem, któremu palmę przyznali widzowie, jest obraz Marii Sadowskiej „Dzień
kobiet”. Zrobiony na podstawie bardzo odważnego scenariusza opowiadającego o
pracy kobiet w znanej sieci sklepów „ o niskich cenach” -mówi o ich sytuacji
bez owijania niczego w bawełnę. Jest to też próba szukania odpowiedzi na
pytanie- dlaczego? Dlaczego człowiek, kobieta, nie potrafi powiedzieć nie,
dlaczego brakuje jej minimalnej asertywności i godzi się na upadlanie siebie i
innych? Jak daje się wciągnąć w system uzależnień hierarchicznych, finansowych,
które uniemożliwiają jej jakikolwiek ruch? Jak to możliwe, że zwierzchnik bohaterki
filmu- Haliny, manipulator, hypokryta i cynik, który miesza ją z błotem, zmusza
do nieludzkiego traktowania koleżanek i robienia najpodlejszych świństw, jest
jednocześnie praktykującym katolikiem?
Znakomity moim zdaniem film Marii Sadowskiej,
to coś w rodzaju kina moralnego niepokoju, ale w innych czasach i innym
systemie. Kiedyś popełniano kompromis z władzą w imię lepszego życia. Teraz
władzę zastąpiły pieniądze, awans, perspektywa lepszego życia.
Chciałabym wspomnieć jeszcze o kilku filmach
krótkometrażowych przedstawionych przez młodych reżyserów wyłonionych w ramach festiwalu Cinessonne, owoc spotkań
pomiędzy wrocławskim festiwalem Nowe Horyzonty i La femis we Francji. Zwłaszcza
dwa filmy zasługują na uwagę, „Kichot” Jagody Szelc oraz film niewymienionego w
programie reżysera o „szkole przetrwania”, którą ojciec funduje swojemu
dorastającemu, nieco rozpieszczonemu przez matkę, synowi…
Obejrzałam również kilka starszych filmów,
które nie brały udziału w konkursie, ale zostały zrealizowane przez
kobiety-reżyserki. Na przykład „Wrony” Doroty Kędzierzawskiej czy też „ Boisko bezdomnych
“Kasi Adamik, na którego projekcji pojawiła się jego znakomita, a do tego
przesympatyczna realizatorka. Po projekcji wspólnie z widownią zastanawiała się
dlaczego polskie kino tak słabo się sprzedaje. Jej zdaniem, brakowało dotąd
filmów „środka” i ta „dziura” się powoli nimi zapełnia.
Ale chyba nie jest to jedyna przyczyna. Na
ceremonii wręczania nagród było nas na widowni bardzo mało. Szkoda. Festiwal Kinopolska to idealna okazja do promocji naszej kinematografii. Myślę,
że okazja została bardzo słabo wykorzystana. Mamy bez wątpienia naprawdę
znakomitą kinematografię, nie gorszą od zdobywającej wszystkie nagrody
kinematografii rumuńskiej, niemieckiej czy irańskiej. Trzeba i chyba warto o nią powalczyć.