foto

foto

środa, 7 kwietnia 2010

Francuska premiera "Dziewiatego dnia" Volkera Schlöndorffa


W klubowym kinie Balzac wyswietlono kilka dni temu po raz pierwszy we Francji, « Dziewiaty dzien » Volkera Schlöndorffa. Nie wiem dlaczego film ten nie znalazl zainteresowania wsrod francuskich dystrybutorow. Za wczesnie? Zbyt drazliwy temat?

Byl to moj pierwszy film Schlöndorfera, co stwierdzam z ogromnym zalem. A przeciez o wielu jego obrazach bylo swego czasu dosc glosno. No coz...lepiej pozno...  "Dziewiaty dzien" to historia ksiedza, uwiezionego w okresie wojny wraz z innymi duchownymi z calej Europy, w Dachau. Tortury, podle traktowanie,  okrucienstwo Niemcow, strach -pokazane zostaly bez taryfy ulgowej. Zupelnie nieoczekiwanie, ksiadz otrzymuje ktoregos dnia  urlop na dziewiec dni. Okazuje sie, ze te dziewiec dni nie zostaly mu dane, ot tak, ale maja byc okazja dla wyzszej rangi niemieckiego urzednika do wymuszenia na nim tzw. „lojalki”. Dzien w dzien, ksiadz musi zglaszac sie na rozmowy z nazistowskim oficerem, ktory argumentuje na wszystkich mozliwych rejestrach; wiary, filozofii, obawy przed komunizmem, obrony wiary i wreszcie szantazem wobec  rodziny ksiedza, ktora jesli ten nie podpisze cyrografu, moze trafic, podobnie jak on, do obozu.

Napiecie rosnie przez caly film. Argumenty Niemca staja sie coraz bardziej przekonywujace, w sumie do zaakceptowania i wielokrotnie wydaje nam sie, ze ksiadz sie zlamie, podpisze deklaracje o wspolpracy kosciola katolickiego z nazistami. W koncu w ten sposob nie bedzie musial juz wiecej wrocic do obozu, uratuje nie tylko wlasne zycie ale takze calej swojej rodziny. Dziewiatego dnia ksiadz wrecza Niemcowi koperte...

Historia ksiedza jest tylko pretekstem opowiedzenia o czesto rozgrywajacej sie w nas samych koniecznosci dokonywania wyborow moralnych. Takiego wyboru dokonuje ksiadz, ale rowniez my, na codzien, czasem popelniajac zlo czy tez zdradzajac siebie samego nawet nie bedac niczym zagrozeni, dla banalnych korzysci, przyjemnosci, latwizny. Ogladajac ten film przypomnialy mi sie rowniez dyskusje o lojalkach i zaprzedaniu duszy diablu w czasach komunizmu, bo rodzina na utrzymaniu, bo trzeba zyc, bo chce sie podrozowac, pisac...Bo jesli nie ja to ktos inny...Jaki sens ma przeciwstawianie sie zlu? Co to tak naprawde zmieni?
Projekcja zakonczyla sie niezwykle interesujacym spotkaniem z rezyserem, ktory okazal sie czlowiekiem niezwykle ujmujacym, pelnym pokory i ciepla no i przede wszystkim bardzo blisko zwiazanym z Francja. Mowi znakomicie po francusku, a ojczyznie Woltera zawdziecza nie tylko powolanie, ale przede wszystkim asystenture u  Louisa Malle'a, Jean Pierre Melville'a i Alaina Resnais'a. A film "Dziewiaty dzien" jest niejako zwroceniem dlugu wobec francuskich ksiezy, ktorzy przyjeli go kilka lat po wojnie w Morbihan i z calego serca zachecali do uprawiania zawodu. "Kiedy przeczytalem tekst-powiedzial-mialem wrazenie, ze zostal on dla mnie napisany".



Dla tych, ktorzy nie znaja francuskiego -luzne tlumaczenie wypowiedzi Schlöndorffa.
W zyciu nie ma chyba przypadkow. W 1956 roku zostalem wyslany w ramach wymiany do Francji, aby poduczyc sie francuskiego.Po osiemnastogodzinnej podrozy wysiadlem na dworcu w Morbihan i tam wlasnie czekala na mnie osoba ksiedza, wlasnie w takim kapeluszu, w sutannie i zdalem sobie sprawe z tego, ze aczkolwiek protestant, trafilem do Liceum Jezuitow.



Ksiezom zawdzieczam rowniez to, ze zostalem rezyserem. Bylem zafascynowany kinem. A ksieza, slyszac o moich pasjach mowili mi, to dlaczego nie zajmiesz sie filmem. Ja filmem? W Niemczech, w burzuazyjsnej rodzinie z ktorej pochodzilem nalezalo zostac architektem, adwokatem, lekarzem ale rezyserem? To bylo nie do pomyslenia. Kiedy mowie o ksiezach, to jest w tych do nich wielki szacunek, gdyz to wlasnie oni potraktowali na serio moje marzenia i aspiracje. A wiec gdy przeczytalem tekst, to doszedlem do wniosku, oto payday- czas, abym splacil dlug...



Pewnego razu, zamiast lekcji, zaproponowano nam wyjscie do kina. Mielismy obejrzec film bylego ucznia naszej szkoly, ktory pochodzil z Vannes,  Alaina Resnais, "Noc i mgla". Dzis mowi sie o tym filmie jako o klasyce, ale wowczas, obrazy obozow byly czyms niemozliwym do ogladania. Wowczas obozow nie pokazywalo sie, byly to obrazy nie do wytrzymania. Dla mnie podwojnie  jako, ze bylem Niemcem. Po projekcji obawialem sie, ze cala sala odwroci sie w moim kierunku i zapyta, jak to bylo mozliwe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz