foto

foto

poniedziałek, 12 marca 2012

Fotografujące kobiety: Berenice Abbott



„ Najgorsze, co może mi się przytrafić, to wyjść za mąż”.
Berenice Abbott 

Berenice Abbott, "Dłonie Cocteau", Paryż 1927

Jeśli kiedykolwiek miałabym napisać książkę, to jej bohaterkami stałyby się fotografujące kobiety- samodzielne, twarde, niepodporządkowane, wolne niczym motyle. O kilku moich heroinach już pisałam-o Aleksandrze Boulat, reporterce wojennej, która obsługiwała przez dwadzieścia lat konflikty w Europie i na Bliskim Wschodzie. Ostatnio o niezwykłej Dianie Arbus, a przedwczoraj miałam okazję poznać prace i pasjonującą biografię jeszcze jednej fotografującej feministki- Berenice Abbott, której wystawa prac trwa w paryskim Jeu de Paume.

Coś musi być w tym fotografowaniu, że nie można skryć się za plecy męża, że nikt nam nie pomoże nieść ciężkiego sprzętu, że często trzeba stanąć w błocie, śniegu i piasku żeby uchwycić „moment” pod odpowiednim kątem, powalczyć o swoje miejsce wśród innych, najczęściej silnych mężczyzn. Zdarzyło mi się kilkakrotnie w takim tłumie się znaleźć i niewiele ma on wspólnego z savoir –vivrem. Totalne równouprawnienie, równy start, żadnych przywilejów. Można zapomnieć o kokieteryjnych obcasikach. I samotność. Bo prawdziwe fotografowanie, nie takie sobie pstrykanie, to ciężka, bardzo samotna praca, często w nocy (jak Doisneau czy Arbus) i w każdych warunkach. Ale wszystkie te niedogodności  towarzyszące fotografowaniu rekompensuje trudne do opisania poczucie totalnej wolności.

Berenice Abbott wyjechała z Nowego Jorku do Paryża w latach 20-tych ubiegłego wieku gdy miała zaledwie 23 lata. Nie bała się. „To, co może mi się przytrafić najgorszego, to wyjść za mąż”. Ale nic takiego jej się nie przydarzyło. Poznała środowisko amerykańskich i francuskich intelektualistów, terminowała u Man Raya, portretowała Joyce’a, Cocteau, Maxa Ernsta, Paul Moranda.
Przez całe swoje długie życia, bo zmarła w wieku 93 lat, była sama, zmagając się z potężnymi problemami finansowymi, ale zachowując, co podkreślała przez całe swoje życie, wolność. „ Świat boi się niezależnych kobiet”-mówiła bardzo stara już Berenice opowiadając jak to mając już po sześćdziesiątce, ale bez środków do życia, walczyła o możliwość fotografowania doświadczeń naukowych w słynnej MIT.
O co trzeba za wszelką cenę walczyć? „ O dziką niezależność i ciągle się uczyć”-to było przesłanie jej życia. 

Pierwszą w Paryżu retrospektywę jej prac, zdjęcia Nowego Jorku, portrety jej paryskich przyjaciół artystów, sceny z życia Ameryki i zdjęcia naukowe prezentuje do 29 kwietnia Jeu de Paume

A skoro już o Nowym Jorku mowa, za tydzień wyruszam śladami Berenice Abbott, ale cel mojej podróży jest całkowicie sprzeczny z jej teoriami. Bo będzie to ślub.

9 komentarzy:

  1. Gratuluję płodności koleżanko blogowa, z trudem nadążam.
    Fascynująca kobieta z p. Abbott, widać mało co potrafiło ją 'ugiąć'. Jeśli po 60-ce nadal chodziło jej o dziką niezależność i chciała się uczyć - to jest i dla mnie nadzieja :))
    Wspaniałego ślubu w NYC życząc, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za nadążanie, ostatnio się rozpędzam do odlotu...A Abbott to niezwykła postać. Tak naprawdę sukces i pieniądze przyszły dopiero grubo po 60-tce. w Filmie opowiada, z jakim tupetem reklamowała się przed naukowcami z MIT, że zrobi im dobre zdjęcia, aby po prostu zarobić na życie...Dopiero po w latach 70-tych wybucha zainteresowanie fotografią, pracowała do 85 lat (a paliła jak smok!) do końca zachowała poczucie humoru i zdrową głowę.
    Dziękuję-przekażę życzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co mnie uderzyło, to to, że Abbot podkreśla, ile pracy kosztuje ją jedno zdjęcie, że nic nie jest dziełem przypadku. Czy to nie jest kompletne zaprzeczenie, pracy na przykład takiego Ronisa?
    Uwielbiam retrospektywy w Jeu de Paume i dodam jeszcze w kontekście Twojej podróży, że choć nigdy nie pasjonowała mnie ani Ameryka, ani Nowy Jork, to właśnie dzięki tym wystawom, choćby Roberta Franka czy nowojorskiego etapu Willy'ego Ronisa, a teraz Abbot, coraz bliższa mi się wydaje ta część świata.
    Udanej podróży!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mało wiem o Ronisie, ale wiadomo mi, że Diana Arbus bardzo ciężku pracowała na każde zdjęcie, nie mówiąc już o Doisneau, który był po prostu katorżnikiem pracy. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że naciśnięcie na migawki to dopiero początek. Dziękuję za Roberta Franka i Ronisa, spróbuję się z nimi zapoznać przed podróżą…

    OdpowiedzUsuń
  5. A w podreczniku English File 2 jest unit poswiecony Ronisowi, przy okazji ćwiczenia czasu past continuous i jest niby wywiad z postaciam ze zdjecia, i pamietam, jak miałam kiedys pierwszą lekcję na ten temat, a potem zaraz jechałam do Paryza na randkę z moim obecnym mężem i całe miasto było obklejone tym sławnym zdjęciem Kochankowie na balkonie, nie wiem, czy wtedy była jakaś rocznica tego zdjęcia,czy co, ja oczywiscie zrobilam sobie swoje zdjecie na ich tle. Chcialam niedawno znaleźć, ale to ponad moje siły,niektórych płyt komputer nie czyta po latach :(
    A co ślub w US? Twój? Gratulacje!!! Ja przezyłam swój w tamtym roku i Yes,I do brzmi jak w filmie, a mój mąż tak zabawnie się zasmiał, kiedy miał powtarzac słowa ...as I chose you.../ co niby znaczyło, tak, ja?, z zartobliwym powątpiewaniem/. A ja cały czas nerwowo sie smiałam. Ogromne emocje!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, nie mój, ale jestem zaskoczona na przykład tym, że nie ma w tym kraju urzędu stanu cywilnego i będzie się on odbywał w restauracji! Czy ze ślubem (tylko cywilny) są związane jakieś tradycje, czy coś mogę z Francji zawieść? Czyli jest jakaś przysięga małżeńska? Jak to wszystko wygląda? Będę bardzo wdzięczna za jakąkolwiek informację...

    OdpowiedzUsuń
  7. Chetnie Ci o tym opowiem, bo wczesniej znalam to tylko z filmow. Są tzw USC przy urzedach miasta, jak u nas, ale tam są tzw szybkie sluby prowadzone przez urzednika, bez pompy. Wczesniej trzeba wykupic tzw marriage license. Mozna tez zamowic "ministra" i wtedy ludzie wybieraja inne miejsca, a nie ichniejszy USC, mozna wszędzie brac slub, jak to widzimy w filmach. Przysiego malzenskie są rózne,jakie sobie zyczysz, tez vide filmy, w urzedzie standardowe. A na slub przywozi sie prezenty,kwiaty, wiadomo, jak wszedzie, pocztowki, mogą byc czeki. Moze napiszę jakiś post o tym moim slubie, bo sama o nim malo mowilam. 3 tygodnie po tym slubie,/styczen ub.roku/ moje corki mialy straszny wypadek w kraju, w wyniku ktorego jedna o malo co nie zgineła, albo czekalo ją kalectwo/ złamany kregosłup/ w pierwszych informacjach. Wszystko poszło na bok, mój slub juz nie byl wazny i nie wrocil do swojej waznosci, bo liczyly sie one i tak zostalo dotąd. Wrocilam do kraju. Wszystko z nimi teraz jest OK, udana operacja, rehabilitacje dla obydwu, fizyczne i psychiczne i moje poczucie winy, chociaz nie zostawilam malych dzieci/ 22 i 27 lat wtedy/. I tak muszę krążyć miedzy Polską a tym nowym życiem. Wprawdzie nie poddaje sie presji, ze matka, ze obowiazki,ze rodzinny dom, ale nie jest mi lekko. I dlatego lubie radosne piekno i sztukę w postach. Unikam socjologii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ardiolo,
    Jestem Ci bardzo wdzięczna za ten wpis, przykro mi z powodu Twoich córek, ale cieszę się, że wróciły do zdrowia. Nie martw się o nie, poradzą sobie. Dzieci nas opuszczają właściwie bez żadnych wyrzutów sumienia, wyjeżdżają, też się o nas za bardzo nie martwiąc. To będzie ślub mojego syna. Chuchałam, dmuchałam. poświęciłam naprawdę dużo czasu i pracy a postanowił żyć w Stanach i nic nie niestem w stanie poradzić, cieszyć się tylko tym, że jest szcześliwy, że znalazł tę drugą połówkę i żyć dalej, swoim życiem. Ma 22 lata, tak jak Twoja młodsza córka a ja panikuję, bo jednak co kraj to obyczaj zupełnie inny. Napisz może kiedyś o swoim ślubie, to może być bardzo dla nas ciekawe. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, jesteście przecież całkiem młodym małżeństwem...

    OdpowiedzUsuń
  9. Te blogi, a bardziej komentarze, ktore piszę są dla mnie jakby oczyszczeniem, gdzie pozwalam sobie na większą szczerość.
    Mój "młody " małzonek cieszy się z moich wyborów, a o córki jest zazdrosny, bo mnie mu zabierają, a on sam nie mial dzieci i ma w głowie zupelnie inny model kontaktu z nimi.
    Ja tez zyczę wszystkiego najlepszego dla twojej rodzinki, Ameryka to taki kraj, gdzie łatwiej znaleźć miejsce dla siebie. Ja ich bardzo lubię,są przyjaźni, otwarci, cenią sobie wiedzę i wykształcenie.I takie niezmierne zróżnicowanie tez mnie tam bardzo pociąga.

    OdpowiedzUsuń