foto

foto

czwartek, 12 grudnia 2013

Jeszcze kilka zdań o festiwalu Kinopolska


Kino Balzac mieści się przy Polach Elizejskich
No i wyszło tak jak zwykle. Relacja ze wspaniałego festiwalu kina polskiego w Paryżu urwała się, gdyż musiałam wyjechać.  A czego nie odnotuje się, nie zapisze natychmiast-co potwierdzi każdy bloger-zostanie niemal błykawicznie zagłuszone przez mnóstwo innych wrażeń i brak czasu na pisanie. Mimo więc, że to trochę musztarda po obiedzie, choćby w kilku zdaniach spróbuję podsumować tegoroczną edycję, bo była ona wyjątkowo udana. Większość filmów, które znalazły się w programie, zostało wybranych przez samego Romana Polańskiego i były to naprawdę perełki. 

Obejrzałam tym razem, chyba pierwszy raz w życiu, „Pokolenie”- pierwszy film w reżyserii Wajdy, i  „Ulicę Graniczną” Aleksandra Forda, na której spłakałam się jak bóbr-film genialny, pokazujący życie mieszkańców jednej z warszawskich ulic w okresie poprzedzającym wojnę, a kończący się w chwili wybuchu powstania w getcie. Są w nim pokazani wszyscy: Polacy pomagający Żydom, Polacy donosiciele i Żydzi w obliczu zagłady. Film powstał w 1948 roku i ogląda się go trochę jak dokument, ale jest niezwykle ważny wobec dzisiejszej debaty o Jedwabnym, o Grossie, o współwinie Polaków, o o filmach zrealizowanych dzisiaj, takich jak „Pokłosie” czy „Ida”. 

„Idę” Pawlikowskiego obejrzałam, ale jestem wobec tego filmu bardzo sceptyczna. Oczywiście pięknie został pokazany klimat lat 60-tych, piękna jest muzyka, zdjęcia. Ale jako pasjonat fotografii jestem wyjątkowo uczulona na drugi plan. W tym filmie, tym drugim planem jest historia obu kobiet. Albo się robi rzeczywiście film o dwóch kobietach, z których jedna wchodzi w życie a druga je podsumowuje, albo o Polakach podrzynających Żydom gardła i zarąbujących ich siekierą. Trochę za dużo tu analogii i inspiracji filmem Pokłosie- który tak na marginesie, uważam za film znakomity i uczciwy. Ciotka też nie musiała być od razu tą najokrutniejszą z podłych. Ale była. Ten drugi plan, scenariuszowy, zanadto głuszył piękno obrazu i bergmanowską ciszę spotkania bohaterek.

Obejrzałam doskonale wszystkim znaną komedię "Yuma", która bardzo mi się podobała, ze względu na dowcip, ironię, śmiech z naszej zapyziałej, prowincjonalnej rzeczywistości. Znakomity Jakub Gierszoł i cudowna burdel-mama Kasia Figura. Ten film wnosi trochę ciepła i śmiechu do, z reguły, ponurych obrazów naszego polskiego kina.

Na podsumowanie, poza konkursem pokazano ostatni film Małgorzaty Szumowskiej-„W imię”-jak wszystkie jej filmy- karierowiczowski, płaski, bezrozumny. Bo przecież trzeba nie mieć zbyt wiele oleju w głowie albo być bardzo cynicznym, żeby nie czuć, że w sytuacji, gdy w Polsce, po raz pierwszy, ujawniane są przypadki pedofilii wśród księży, gdy coraz głośniej mówi się o krzywdach wyrządzonych przez nich na dzieciach, brać ich stronę i robić film o ich głębokiej samotności i potrzebie czułości. Zwłaszcza, że hierarchia kościelna  stoi murem za swoimi kryminalistami, tłumacząc, że jest to wina dzieci, bo one "potrzebują przecież czułości”. Wiem, ksiądz Adam nie jest pedofilem, ale przecież pracuje z młodzieżą. Niewiarygodny jest Chyra (którego nie tak dawno widziałam na deskach teatralnych w Paryżu jako brutalnego Polaka w "Tramwaju") a jeszcze mniej wiarygodny, subtelny Kościukiewicz, który miał zagrać prostaka. "W imię", to film po prostu źle zrobiony, nudny i głupi. Szumowska stawia absurdalne tezy, które potrafi znakomicie sprzedać, bo jej film został już zakupiony przez kilkanaście krajów na świecie-temat wszak chodliwy, chętnych do oglądania filmu o życiu seksualnym księży "ze scenami"  znajdzie się wielu. Choć żal, że podobnym wzięciem nie cieszy się  na przykład „Papusza”, która jeszcze nie znalazła dystrybutorów we Francji, a która jest przecież pięknym głosem w europejskiej debacie o losie Cyganów. Trzymajmy za nią kciuki!

I jeszcze jedno dobre słowo o Instytucie, który w tym roku naprawdę stanął na wysokości zadania i na przykład na najważniejsze ostatnie pokazy wynegocjował u pana Schpoliańsky'ego (dyrektora kina Balzac)  największą salę. Gdy przed ostatnim seansem pan Schpoljańsky zapytał, czy są na sali Polacy, podniósł się las rąk. Piękne zadanie, jednoczenia emigracji i upowszechniania kultury zostało przez Instytut wykonane.

Do przyszłego roku!

17 komentarzy:

  1. nie wiem, na ile publiczność dopisała, ale Twoje opinie jak zawsze trafiają w sedno ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Publiczność dopisała mniej na starych polskich filmach, bardziej na nowych produkcjach. Chyba najwięcej osób przyszło na Idę, na szczęście dla wszystkich starczyło miejsca. Moje opinie...blog daje ten komfort pisania bez ograniczeń gazetowego recenzenta, poza układami i wpływami, to jego wielka zaleta. Ale o festiwalu napisała również Czara http://rozcinampomarancze.wordpress.com/2013/12/12/paryz-festiwal-kinopolska-2013/ i diametralnie różni się opiniami na temat filmów, podobnego zdania jesteśmy jedynie o Yumie. Czy widziałaś któryś z wymienionych filmów?

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wiem ... Albo masz problem z Szumowską, albo masz problem z Chyrą i Kościołem ... Twoja ocena filmu "W imię" mam wrazenie nie mieści się w standardach normalnych Twoich ocen (a zaglądam tu czasem). Omawiasz film z góry zadaną tezą: aha Szumowska - to jej dowalmy. I jeszcze inne kraje winne, ze kupują. A moze nie kupują kota w worku? Może zapoznają się z opiniami, ocenami innych i może choć te oceny są na pewno różne - nie są tak niskich lotów jak Twoja? Ponadto wydaje mi się, że właśnie teraz, kiedy tyle mówi się o pedofilii u księży warto takie filmy robić i pokazywać. No ale Ciebie nie przekonam. I nie chodzi tutaj o smutną rezygnację tylko fakt Twojego podejścia do pewnych tematów. Jasne, Twój blog Twoja sprawa. Ale zniechęciłaś mnie dokumentnie ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Janku,
    Tak, mam problem z Szumowską. W Polsce powstaje naprawdę mnóstwo znakomitych filmów, tylko nieliczne trafiają na ekrany kin we Francji i grane są bardzo krótko, praktycznie bez żadnej reklamy. Filmom Szumowskiej towarzyszy potężna reklama, plakaty na każdej stacji metra a ona sama stała się kimś w rodzaju Warlikowskiego w wydaniu filmowym-czołowym przedstawicielem naszej kinematografii za granicą. Nie wiem, nie rozumiem dlaczego, ponieważ moim zdaniem jej filmy na to nie zasługują. Chyry nie uważam za dobrego aktora, akurat w filmie "W imię" dużo lepiej grał nauczyciel- Łukasz Simlat i gdyby to on zagrał księdza-ten film chyba wyglądałby inaczej. Zgadzam się z Tobą, że filmy o środowisku księży trzeba i warto robić, ale może nie takie? Przyznam Ci się, że nie poszłam na ten film z założeniem, że będzie na pewno zły, bo zrobiła go Szumowska, raczej z ciekawości, mając nadzieję, że może tym razem coś ciekawego pokaże, ale twierdzę, że jest to kolejny niewypał. I nic na to nie poradzę, takie jest moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Holly ... jak blisko tu do świętości i jednocześnie daleko ...;)
      Dzięki za wyważoną odpowiedź. Lubię bardzo Simlata, nie tylko ze względu na trochę podobne fizis :). Rozumiem Twoje rozgoryczenie nazbyt dużym rozleklamowaniem Szumowskiej. Jej Sponsoring to rzeczywiście kiepski film. Za to 33 sceny - bardzo OK. Mnie zresztą, jak rozumiesz, nie chodziło o to jak merytorycznie oceniasz jej ostatni film. kwestia gustu. Tylko odrzuciło mnie to negatywne nastawienie. Ale OK. Ze względu na zasługi dla polskiego blogerstwa - wybaczam Ci :)). Pozdrawiam

      Usuń
  5. Ja Łukasza Simlata dopiero odkryłam i bardzo podobał mi się w tej roli-skupiony, skryty, dojrzały . Szkoda że, jak pisałam, to nie on został obsadzony w roli księdza. Ja nie jestem rozgoryczona reklamowaniem Szumowskiej, ja jestem wkurzona, że tak miernemu kinu robi się taki rozgłos. Dziś nie jest świadectwem odwagi zrobienie filmu o homoseksualizmie i samotności wśród księży, to wyważanie już otwartych drzwi, mówią o tym wszyscy, na pierwszych stronach gazet. Film jako sztuka powinien pójść dalej, być o czymś. 33 scen nie widziałam, a mówiono mi już o tym filmie jako udanym, gdy wyszłam rozczarowana (choć to słabe słowo!) Sponsoringiem. Tam również grał Chyra. To chyba jej ulubiony aktor (Warlikowskiego też!). Mam wrażenie, że Szumowska robi filmy "pod publiczkę", na tematy chodliwe...szkoda-moim zdaniem- na jej filmy taśmy i pieniędzy. Ale to jest tylko moje osobiste zdanie. Jeśli komuś podoba się jej kino to jak najbardziej szanuję jego zdanie. Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę lubię Cię czytać. Co do najnowszego filmu Szumowskiej, w przelocie trafiłam na jakiś program publicystyczny w TV. Była tam Szumowska, Szczuka, krytyk filmowy i ksiądz (nie pamiętam nazwisk). Rozmawiali o najnowszym filmie pani Szumowskiej, utkwiła mi wypowiedź księdza, który powiedział, że czeka na film, który pokaże prawdziwą samotność księdza- człowieka. Taką od środka.I bynajmniej nie mówił tu o cielesności.
    Co do Warlikowskiego, jak przeczytałam kilka z nim wywiadów (np.w Polityce) uważa się za czołowego przedstawiciela sztuki polskiej za granicą.
    Cóż, razem z Szumowską mają bardzo wysokie ego o sobie i własnych dokonaniach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa! Jestem w dość komfortowej sytuacji, gdyż nie mam szefa, redaktora naczelnego, który decydowałby o tym co mi wolno a czego nie wolno pisać. To przywilej blogera, że może w sposób wolny i niezależny wyrażać swoje opinie. Ja również widziałam program (Hala odlotów) w którym brali udział Warlikowski i Szumowska. Z założenia nie lubię ludzi zarozumiałych a w tym programie, bez drżenia głosu, pani Szumowska powiedziała, że jej film, "W imię" jest drugim filmem, po Wajdzie, który staje do konkursu na Festiwalu w Berlinie. Po pierwsze nie była to prawda a po drugie, stawianie siebie obok Wajdy..bez drżenia w głosie....zakrawa na nieźle rozbuchane ego, tak jak zreztą piszesz. Wolę artystów skromniejszych, którzy bronią się swoją sztuką...Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Holly, bardzo się cieszę się, że są jeszcze ludzie, którzy mają naprawdę własne zdanie i nie ulegają pseudoartystycznym euforiom. Sama odwaga nie wystarczy. Trzeba coś posiadać w swoim bagażu doświadczeń, aby mieć bazę w postaci skali porównawczej, chociażby. Ty dodatkowo posiadasz wiedzę i pasję. Bezcenne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplementy, choć nie wiem czy na nie zasługuję! To może nie tyle sprawa odwagi, co dystansu i możliwości jakie daje blog. Polską kinematografię oglądam raz do roku, podczas festiwalu filmowego, nie mieszkam w Polsce i moje spojrzenie, z pewnego dystansu, może być troszkę inne. A blogi powstają chyba przede wszystkim z pasji, nie sądzisz?

      Usuń
    2. To nie są komplementy, a jedynie moja reakcja na twoje propos. A blogi rzeczywiście powstają głównie z pasji. Jak do tej pory.

      Usuń
  8. Muszę przyznać, że lekko zszokowała mnie Twoja opinia o filmie Szumowskiej i samej reżyserce. Moim zdaniem, niestety - użyję Twoich słów: płaska i bezrozumna, a może nawet i napastliwa. Bo akurat ten film na to nie zasługuje (na pewno nie jest "głupi", ani "nudny", o czym świadczy reakcja tysięcy widzów), a zwłaszcza nie zasługuje na to (moim zdaniem znakomita) kreacja Chyry. (Ponadto, nie ma w tym nic złego, że film ma dobrą dystrybucję - bo co ma dobra dystrybucja wspólnego z jakością filmu?)
    Poza tym księża to nie tylko pedofile (nie ma wśród nich więcej pedofili, niż np. wśród nauczycieli - a przecież nie wykorzystuje się tego faktu do atakowania nauczycieli en bloc, tak jak robią to zacietrzewieni i nienawistni antyklerykałowie wobec księży).

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomodlę się dziś panie Logosie za Pana oraz za panią św. Małgorzatę (przepraszam!-Małgośkę) oraz za wszystkich księży cierpiących na samotność dzisiejszego wieczoru, Niech ich Pan Bóg wspiera w ich cierpieniu. Bardzo im współczuję i życzę, aby znaleźli ciepło i czułość w ramionach chłopców, którymi się opiekują, tak jak na filmie...A już tak na marginesie, czy to nie kościół finansował ten film?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wracam tu i poczytuję sobie i wpis i komentarze. Ciekawie jest, tym bardziej, że dotychczas w naszej blogowej grupie mało było tak radykalnie formułowanych i z przekonaniem podtrzymywanych opinii. Tworzysz zatem, holly, nową jakość opisów i dyskusji o naszej 'kulturowej rzeczywistości'. Jestem za, nie każda 'tradycja' to dobra tradycja. "Postępowanie zgodnie z tradycją i...to już wszystko? A wszyscy wnoszą coś nowego do tradycji. W ten sposób to się odbywa. To bardzo proste" powiedział kiedyś Molik, i mogę przyznać mu rację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, a czy pamiętasz, jak nad teatrem w okresie międzywojennym pastwili się w recenzjach Słonimski i Boy i jakiego języka używali? Szkoda, że nie mam pod ręką „Gwałtu na Melpomenie”, bo dałabym kilka cytatów.
      Ale do rzeczy. Należą Ci się słowa wyjaśnienia, bo ja czasami używam skrótów myślowych, które nie wszyscy dobrze rozumieją. Po pierwsze, moje zapiski nie mają pretensji, nie ubieram się w piórka recenzenta, nie jestem panem Sobolewskim i nie udaję, że wiem więcej od innych. To raczej kilka moich refleksji i emocji spisanych na gorąco.

      Ale przechodząc do filmu „W imię”, bo o niego tu poszło. Rzecz dzieje się w małych miasteczku, do którego trafia przeniesiony z Warszawy ksiądz(możemy się tylko domyślić dlaczego przeniesiony) i współpracuje on z Ośrodkiem dla trudnej młodzieży. Przebywają w nim dzieci z rodzin patologicznych w których nikt się nimi nie zajmował. Klną, piją, stosują przemoc. Takie dzieci potrzebują wzorców, solidnego wsparcia psychicznego i ciepła, aby mogły wyjść kiedyś na prostą. Tymczasem zajmujący się nimi ksiądz Adam jest człowiekiem w kompletnej rozsypce, z poważnymi problemami psychicznymi, pije. Przez pierwszą godzinę filmu oglądamy jak intensywnie biega albo męczy się z młodzieżą, nie reagując na znęcanie się nad niedorozwiniętym psychicznie kolegą, pijąc z chłopcami piwo i grając z nimi w piłkę. Ale ksiądz Adam jest tak pochłonięty sobą (rozbiegane oczy Chyry), swoimi problemami seksualnymi, samotnością, że nie jest nawet w stanie przejąć się problemami młodzieży. Kiepski z niego wychowawca. Powierzyłabyś mu swojego dorastającego syna, bo ja nie!

      Tak naprawdę, to powinien być skierowany na leczenie psychiatryczne, bo to on wymaga pomocy a nie do pracy z młodzieżą. Gdy widzi jak nowo przybyły podopieczny gwałci jednego z wychowanków, nawet nie reaguje, przechodzi obok. Jest zbyt słaby psychicznie, żeby spełniać wyznaczoną mu społeczną rolę. Ta dorastająca młodzież, której brakuje wzorców wyniesionych z domu szuka dorosłych, z którymi mogłaby się utożsamiać. I ksiądz Adam nie musi się nawet starać o względy chłopców, to oni sami lgną do niego jak do lepu.

      Ale chodzi o wiele więcej. Szumowska zrobiła zły film, bo w centralnym punkcie umieściła problemy księdza, problem marginesowy jeśli weźmie się pod uwagę globalny kryzys w polskim kościele: upadek autorytetu moralnego, pazerność, zepsucie, bezwzględna walka o władzę czy utrzymanie rządu dusz. Tymczasem wpływ kościoła katolickiego w Polsce jest ogromny i ten kryzys kościoła i kapłaństwa dotyka całe społeczeństwo. Rozpowszechniony homoseksualizm księży jest o tyle problemem, że mają oni kontakt z dziećmi, są pedagogami, uczą etyki i moralności. Dzieciom i młodzieży potrzebni są w szkole nauczyciele zdrowi psychicznie, a nie tacy, którzy sami nie potrafią sobie poradzić z własnymi problemami. A o problemach homoseksualistów nie muszę pisać-AIDS, brak miłości, niespełnienie rodzicielskie, frustracje. Ich tragedię pokazał znakomicie Warlikowski w „Aniołach w Ameryce”. Ale o tym wszystkim w filmie Szumowskiej ani słowa. Jest ksiądz i jego samotność. I mamy mu współczuć.

      Pani Szumowska wyznała, że jest to tylko film o samotności, samotności księży, że nie robi publicystyki. Problem polega jednak na tym, że kino w Polsce ma długą tradycję kina społecznego, kina moralnego niepokoju, zaangażowanego i od tej tradycji nie uciekniemy. Istnieje też coś takiego jak odpowiedzialność intelektualisty. Reżyser filmowy musi sobie zdawać sprawę na spoczywającej na nim odpowiedzialności. Film „W imię” rozmija się z prawdziwymi problemami, to dzieło moim zdaniem miałkie a czy Chyra oraz Kościukiewicz grali dobrze czy też źle to już naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Że przybywają na ten film tłumy? Przyjdą nawet na najgłupszy film, jeśli zostanie on dobrze rozreklamowany a temat będzie chodliwy a ten jest.
      Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  11. Wouahh.... Przeczytałam komentarze (bo tekst to już wcześniej) i chyba nikt nie powie że blogerzy to towarzystwo wzajemnej adoracji ;)

    Ja zgadzam się z Tobą w wielu punktach, ale, co zresztą wiesz, nie jeśli chodzi o film Szumowskiej. Po naszych rozmowach i przeczytaniu powyższego komentarza, mam wrażenie, że to też kwestia podejścia do sztuki :
    "Problem polega jednak na tym, że kino w Polsce ma długą tradycję kina społecznego, kina moralnego niepokoju, zaangażowanego i od tej tradycji nie uciekniemy. Istnieje też coś takiego jak odpowiedzialność intelektualisty. Reżyser filmowy musi sobie zdawać sprawę na spoczywającej na nim odpowiedzialności."
    Mam wrażenie, że zarzucasz "Małgorzacie-przepraszam-Małgośce" ;) Szumowskiej, że nie zrobiła filmu z tezą. A na przykład moim zdaniem obowiązkiem artysty jest przede wszystkim być wolnym. Jeśli każemy mu orać ugór w konkretnej sprawie, wtedy kiedy on tego nie czuje, to wtedy będą powstawać dzieła miałkie. Nie każdy może wejść w takie buty, jakie mu wybierzemy.

    Inna rzecz, że ja w tym filmie tę krytykę Kościoła, o którą się dopominasz, po prostu widzę. Może jest mało emocjonalna i nachalna, dla Ciebie za mało, ale dla mnie jest celna. Adamowi można współczuć (nie trzeba, jeśli się tego nie czuje), a można też pokręcić głową z niesmakiem, że jego powołanie to tylko przykrywka do tego, że sobie nie radzi ze swoim "ja". A jego model, zapewne pod adamowym impulsem, będzie reprodukował Dynia. Nie wiem jak Ty, ale w ostatniej scenie (Dynia w ubranku jezuitów) ja widziałam ogromną szpilę wbitą w kościołowe serce. No chyba, że ją zinterpretowałaś jako reżyserską pochwałę "róbmy tak dalej, tak jest najlepiej". Moim zdaniem, film pokazuje postać księdza Adama w wielu płaszczyznach i to jest jego siłą, wymaga wobec od widza ambiwalentnych nieraz ocen i niuansowania. To rzeczywiście NIE jest obraz o zboczeńcu krwiopijcy typu ksiądz Gil. Ale czy to jest naprawdę jego wadą? Może po prostu fakt, że chciałabyś obejrzeć inny film (Twoje prawo), nie dyskwalifikuje akurat tego?

    Mam jeszcze inną wątpliwość: wiem, co myślisz o Szumowskiej ale czy dzieło trzeba oceniać przez pryzmat tego, co myślimy o twórcy? I tu wracamy do słynnych rozważań na temat, na przykład, o Célinie, ale to chyba inny temat ;)

    Pisałaś mi, że chcesz podyskutować, bo może "przekonam Cię do tego filmu" Szumowskiej. Ja tam uważam, że to właśnie rozbieżności w odbiorze są bardzo twórcze, bo zmuszają do głębszej refleksji nad tym, co oglądamy. Nawet jeśli po refleksji, wynik nam się dalej nie zgadza, to i tak każdy jest bogatszy o ten proces myślowy i o odmienną wizję drugiej osoby. I o to chyba chodzi.
    Pozdrawiam i życzę dobrych i inspirujących filmów :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czaro,

    Nie, nie chodziło mi o to, że Szumowska ma robić filmy z tezą, nie chciałam też jej zabrać wolności, choć jak pewnie wiesz, całkowita wolność artysty nie daje gwarancji, że nie powstanie dzieło miałkie, a „z tezą” też można zrobić film znakomity (vide-„Pokolenie” Wajdy). Odpowiedzialność artysty, intelektualisty rozumiem jako świadomość kontekstu społecznego, debaty społecznej w której zabiera się głos. Tym obecnym kontekstem w Polsce są ujawniane coraz częściej, z ogromnym trudem, cierpienia dzieci wykorzystywanych seksualnie przez księży. Sprawy, które były przez dziesięciolecia zamiatane na świecie pod dywan, z tym, że na świecie mówi się o tym wiele, a w Polsce jest to nadal temat tabu. Oglądałam na Arte sporo programów na ten temat, ale aby zrozumieć o czym mówię i skalę problemu, wystarczy rzucić okiem na stronę: http://en.wikipedia.org/wiki/Catholic_sex_abuse_cases. Polska jest krajem, który odmawia publikacji jakichkolwiek informacji na ten temat. Ale Szumowską cierpienia dzieci nie obchodzą, woli tej kwestii nie dotykać i robi film o cierpieniach księży. Więcej, „po linii" polskich biskupów, sugerując w tym filmie, że to dzieci szukają ciepła u księży, zwłaszcza dzieci, które pochodzą, tak jak na filmie, z rozbitych, patologicznych rodzin. Szumowska usprawiedliwia niejako to, że między księdzem Adamem i „Dynią” dochodzi do współżycia. Więcej, ksiądz nic, albo prawie nic nie robi, to Dynia go szuka, to on chce, a ksiądz… jedynie się mu poddaje, bo przecież jest samotny i potrzebuje, jak każdy człowiek ciepła, czułości i seksu. Szumowska usprawiedliwia seks księdza Adama z wychowankiem. To przecież przejaw potrzeby miłości, to wina samotności…

    Taką tezę stawia w tym filmie Szumowska, cała reszta to tylko „obudowa”. Dlatego uważam ten film za głupi, szkodliwy i nieodpowiedzialny. Bo jest głosem w obronie wykorzystywania dzieci i młodzieży przez księży.

    Dlatego piszę o odpowiedzialności artysty. I teraz, albo pani Szumowska jest świadoma tego o czym jest jej film, a tak twierdzę i „prowokuje” stając po stronie kleru, albo faktycznie nie bardzo wie co się wokół niej dzieje. Ciekawa jestem, jak ten film zostanie przyjęty we Francji. Ale manipulacja opinią jest z jej strony, przyznaję, subtelna.

    Nie oceniam filmu przez pryzmat tego, co myślę o twórcy. Analizuję film i wyciągam wnioski z tego co widzę. Nie wspomniałam nawet jednym słowem o „Sponsoringu” choć może powinnam. Bo to już drugi jej film o pseudo problemach. Ale będzie robiła filmy dalej, bo ma już tak znane nazwisko i takie dojścia do dystrybutorów, że nic nie zatrzyma jej zagranicznej kariery. Nigdy jednak nie otrzyma żadnej, naprawdę liczącej się nagrody, bo abstrahując od „tezy” jej filmy są po prostu po amatorsku robione i bardzo daleko odbiegają od poziomu takich cenionych reżyserów jak Farhadi czy Mungiu . Nie ma więc o kogo kopii kruszyć! Pozdrawiam i życzę lepszych filmów!

    OdpowiedzUsuń