foto

foto

niedziela, 28 listopada 2010

" Wszystko co kocham " i "Beats of freedom" w Paryzu


Wczorajszy, sobotni wieczor spedzilam w uroczym, studyjnym kinie na St. Germain de Près o rownie sympatycznej nazwie Reflet Médicis na wieczorze poswieconym polskiemu rockowi, w ramach festiwalu kina polskiego w 30-sta rocznice powstania Solidarnosci.
Wieczor rozpoczal dokument pod angielska nazwa „Beats of Freedom”--zew wolnosci”. A skoro juz jestem przy tytule, to pozostanie dla mnie zagadka dlaczego, zazwyczaj przewrazliwieni na punkcie swojego jezyka Francuzi go nie przetlumaczyli, czyzby ojczyzna Robespierre’a przestraszyla sie slowa „liberté”? 
Sam film jest natomiast pieknym przypomnieniem czasow, w ktorych wszyscy jak szaleni spiewalismy „Chcemy byc soba” a naszymi idolami byli liderzy „Tiltu”, „Kultu”, „LadyPunk” i „Maanamu” i wielu, wielu innych zespolow rockowych. Problem polega jednak na tym, ze mlodzi (jak przypuszczam) autorzy filmu byli bardziej zafascynowani epoka ulicznych bijatyk z zomo  niz sama muzyka. Ogladamy wiec niekonczaca sie liczbe dokumentalnych obrazow czolgow, oblewanych woda i odstraszanych gazem demonstrantow natomiast brakuje chocby jednej, jedynej w calosci piosenki z tamtej rockowej epoki. Sa jakies urywki, zlepki, fragmenty, ale wiecej jest opowiesci i wspomnien snutych przez dziennikarzy niz przez samych artystow.Jest nawet przemowienie Jaruzelskiego a w calosci wysluchujemy jedynie piosenke Czeslawa Niemena "Dziwny jest ten swiat"-co przenosi nas naprawde w czasy prehistoryczne.
Scenariusz filmu opiera sie na rozmowach angielskiego krytyka muzycznego polskiego pochodzenia, Chrisa Salewicza z bohaterami rockowego boomu. Ale albo mlodzi autorzy (Wojciech Slota i Leszek Gnoinski) pokochali bitwy ludnosci z policja  bardziej niz muzyke albo jak to czesto u mlodych bywa, wrzucili wszystko to jednego worka, albo brytyjski krytyk zasugerowal im zrobienie filmu zrozumialego dla cudzioziemskiej widowni. Z tego grochu z kapusta wyszla jednak nuda a jedyna atrakcja okazal sie przesympatyczny lider zespolu TILT Tomasz Lipinski, ktory pojawil sie w Paryzu i ze stoickim spokojem odpowiadal na pytania widowni. Odpowiadajac na jedno z nich, wspomnial o ogromnym znaczeniu festiwalu w  Jarocinie dla owczesnej malomiasteczkowej i wiejskiej mlodziezy, ktorej te kilka dni, czy tygodni spedzone na festiwalu dawaly  ogromny zastrzyk wolnosci i wiary, ze mozna wyrwac sie z ogolnego marazmu.

Janek, bohater drugiego filmu „Wszystko, co kocham” nigdy do Jarocina nie pojedzie. Jedynym publicznym koncertem zespolu, ktory stworzyl z kolegami  bedzie wystep na festiwalu w Koszalinie oraz na szkolnej imprezie. Ten drugi wystep doprowadzi do wylania jego ojca, oficera Zeglugi morskiej z pracy a mlody muzyk bedzie musial wraz z rodzina opuscic Gdansk.
Jacek Borcuch zrobil piekny film o wolnosci. I choc to slowo chyba nigdy w filmie nie pada, jest wszechobecne w zyciu bohaterow. Janek kocha dziewczyne, ale jej ojciec-solidarnosciowiec nie akceptuje chlopaka, ktorego ojciec nosi mundur. Jest rewidowany, zabiera go pewnego dnia policja. Grupa rockowo-punkowa, do ktorej nalezy Janek, wbrew zakazowi gra na koncercie szkolnym niecenzuralne politycznie piosenki.  Ojciec Janka zostaje za to wylany z pracy. Andrzej Chyra w roli ojca stworzyl przepiekna postac wyrozumialego, tolerancyjnego pater familias, ktory w kazdej sytuacji staje murem po stronie syna, przekazujac mu system wartosci oparty na zaufaniu, prawdzie i wiernosci sobie.
Wracajac przymusowo spacerkiem z kina, gdyz moj autobus juz nie jezdzil, mialam sporo czasu na rozmyslania i doszlam do wniosku, ze naszym najlepszym towarem eksportowym, poza wyborowa, zubrowka i ogorkami jest po prostu Wolnosc. Mamy w tej dziedzinie  nie tylko niezla tradycje ale i savoir faire sprzed ostatnich trzydziestu lat.Nie jestesmy gorsi w walce o wolnosc od Szwajcarow i ich savoir faire w dziedzinie robienia zegarkow. My wolnosc-oni zegarki. Francuzi wina i sery a my ...
Moze nalezaloby o wpisanie walki o wolnosc jako polskiego towaru na liste AOC - Appelation d’Origine Controlé na takiej samej zasadzie na jakiej Francuzi wpisali szampana? Co o tym sadzicie?

3 komentarze:

  1. Swietny pomysl ;) A film Borcucha naprawdę bardzo udany.
    PS Czy Ty bojkotujesz metro?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Probowalam, ale okazalo sie ze autobusowa komunikacja miejska w Paryzu jest nieprzewidywalny a moj "84" zakonczyl trase juz o 21h...

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy1.12.10

    A ja mam pytanko innej natury..Czy cięzko jedzie się samochodem z Orleans do Paris?Dokladniej w okolice dworca Montparnasse?Proszę o odp na maila:agusiagra@wp.pl

    OdpowiedzUsuń