foto

foto

poniedziałek, 10 września 2012

„Pod paryskimi mostami mówi się po polsku”


Przed kilkoma dniami we francuskim tygodniku  „Courrier International” natknęłam się na artykuł pod intrygującym tytułem „Pod mostami paryskimi mówi się po polsku” (Sous les ponts de Paris, ca parle polonais). W pierwszej chwili, pomyślałam sobie-nic, tylko nasza młodzież tłumnie uczęszcza na paryskie potańcówki, które odbywają się regularnie na nadbrzeżach Sekwany, wszak to nie tylko w Awinionie pod mostami tańczy się tak, tańczy się tak…(„Sous les ponts…on y danse, on y danse)…O naiwności ludzka! To „kloszardzi, przybyli z Polski, są coraz liczniejsi w stolicy. Są tak wyniszczeni alkoholem, że starcza im siły zaledwie na przetrwanie”, a nie na szukanie pracy… -można przeczytać w tygodniku. 

W pierwszej chwili obruszyłam się. Ci niewdzięczni Francuzi, zamiast pisać o naszych sukcesach (pianista Jan Lisicki  otwierający sezon w sali Pleyel, polskie modelki- Frąckowiak w Vogue’u ), będę nam teraz opisywać sytuację polskich kloszardów w Paryżu! Nie ulega wątpliwości, że są, wystarczy pospacerować po bulwarze Batignolle, ale czy oni jedni są problemem dla miasta? Ale może to ja biorę sobie za bardzo do serca informacje w prasie zagranicznej o naszym emigracyjnym ubóstwie, ma jednak na swoje usprawiedliwienie, że stygmatyzuje ono nas wszystkich, nie tylko tych, którzy z butelką piwa stoją pod sklepem monopolowym na Clichy, ale również tych, którzy tu ciężko pracują, a tych jest, i jestem o tym przekonana, dużo więcej!

No dobrze, przechodzę do rzeczy. Okazuje się, że to nie prasa zagraniczna pisze o nas źle, ale my sami o sobie. Artykuł cytowany przeze mnie ukazał się niestety w "Gazecie Wyborczej", a „Courrier” go jedynie przetłumaczył…

Zaczyna się on od zdania, że jeśli „któregoś dnia znajdziemy się w Paryżu i będziemy głodni,  to pierwszy lepszy z brzegu polski kloszard, za dwa euro, wskaże nam, gdzie mieści się ośrodek pomocy Sw. Kazimierza, na ulicy Chevaleret w XIII- w którym jest się przyjętym, nakarmionym przez siostry i to do tego za darmo. „Nie czynimy im przysługi–przyznaje siostra- ponieważ wiedzą, że mogą do nas przyjść i napełnić brzuch, piją przez resztę dnia zamiast szukać pracy. I w ten sposób uzależniają się od nas jeszcze bardziej, to zamknięte koło”.

I dalej możemy przeczytać jak sobie radzą, żebrzą, dorabiają odganiając kloszardów francuskich żebrzących przy sklepach, i jak nie mają ochotą pracować za 8 euro na godzinę, bo to za mało… Z każdym zdaniem robi się coraz smutniej…

Szkoda tylko, że dziennikarze „Gazety” nie wysilili się i nie poszukali Polaków, którzy coś w tym kraju robią, niekoniecznie tych najbardziej znanych. Myślę, że ich materiał byłby o wiele ciekawszy. I Francuzi mieliby co tłumaczyć. A gdyby ktoś szukał takich osób, jestem skłonna mu taką listę sporządzić…

Credit photo: Paris. Clochards sous un pont. 1963. RV-259340

16 komentarzy:

  1. No tak, poziom dziennikarstwa (nawet tego w GW) w kochanej Ojczyźnie spada, spada, spada. Oby nie sturlał się tam gdzie bohaterowie 'donosu'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Oj. tak! moim zdaniem szkoda czasu i papieru-ci ludzie nie mają naprawdę nic do powiedzenia!

      Usuń
  2. Czytałem ten artykuł już jakiś czas temu i choć z dużą rezerwą podchodzę do różnych treści publikowanych w GW, to wydźwięk tegoż mocno mnie zdziwił. Brzmiało to dla mnie trochę jak pobłażliwa akceptacja, wręcz mała adoracja.
    I faktycznie, znaleźć rzetelny reportaż o rodakach we Francji jest trudno, jakbyśmy emigrując omijali ten kraj z daleka. Jakby sukces i zacieranie granic, pokazanie Polaków z dobrej strony było niesmaczne, w przeciwieństwie do porażek i upadku. Jakże lepsze byłoby pewnie i moje zdanie, choć nie mam możliwości podróżować zbyt wiele i sam Paryż leży sobie bezpiecznie w niezrealizowanych planach, na temat nas za granicą, gdy można bez wstydu mówić skąd się jest. Bo łatwiej chyba na obczyźnie przytoczyć to co tamtejsze, niż wytłumaczyć nasze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zaskoczyłeś mnie, bo ja odniosłam podobne wrażenie, żadnego komentarza, żadnego słowa krytyki. Nie wiem skąd to się wzięło, że coraz chętniej wyciągamy na światło dzienne nasze wady, jakiś rodzaj samobiczowania się? Nie wiem...Rzadko się o nas pisze w prasie francuskiej, nawet bardzo rzadko, więc szkoda, że jeśli już to źle...Bo to tworzy opinię o całości, niesłuszną...

      Usuń
    2. Niestety to chyba powszechny obraz, nie tylko rodaków we Francji. Może mamy coś takiego w genach, by ignorować sukcesy, a adorować porażki? Sami sobie budujemy przeszkody, by z być z czegoś dumnym i patriotycznie o tym myśleć, nawet we własnych granicach.
      Cieszy mnie, że nie tylko mi to doskwiera.

      Usuń
  3. Anonimowy11.9.12

    Drodzy przedmówcy! Dziwi mnie Wasze zdziwienie "donosem". Od dwóch dekad taki jest ton znacznej części krajowych mediów, z "GW" na czele. Wyimaginowanej ksenofobii Polaków przeciwstawiają całkiem realną własną ojkofobię, co czyni ich (w swoich, tudzież zachwyconych odbiorców oczach) europejskimi
    i nowoczesnymi. W odróżnieniu od zaściankowych i zacofanych, którzy woleliby akcentować pozytywne aspekty polskości. Zadowolone mruczenie głaskanego kota dobywa się z TVN - owskich ekranów i "GW" - wskich łam, gdy n.p. temat szmalcowników znajdzie echo w światowej prasie. Z taką samą lubością opowiadają o "polskim piekiełku" mówiąc o zjawiskach istniejących we wszystkich zachodnich społeczeństwach. Narzucają formułki typu "to jest możliwe tylko w Polsce" powtarzane przez ludzi, którzy zagranicę znają z wakacji w Hiszpanii.
    Byłem świadkiem kwintesencji takiej postawy na początku 2003 w paryskim Centre du Dialogue. Przedstawiciel środowiska Unii Wolności przekonywał zaproszonych (inteligencja polska w Paryżu), ze Polska nie może, bo nie potrafi sama się rządzić. I że inni zrobią to lepiej za nas. Wszystko w ramach namawiania do głosowania za wstąpieniem do UE (sam byłem za). Sala słuchała pana profesora z nabożnym skupieniem, przyswajając wyższe prawdy i nabierając ojkofobicznych uczuć do wszystkiego, co polskie.
    Mieszkałem w Paryżu 23 lata. Znam zjawisko polskich koszmarnych pijaczków - złodziei. Ale wiem, że gdyby to byli Francuzi koczujący w Nowym Jorku, ich rodacy nie zrobiliby z tego faktu samozadowolego artykułu. Wszak, jak mówią nadsekwańczycy (nawet skrajnie lewicowy Melanchon) - "les francais sont une grande nation". Gdyby takie zdanie padło od polskiego polityka, zostałby obwołany nacjonalistą i to w pierwszym rzędzie przez "GW".
    O ileż sensowniej jest wskazać palcem polskich kloszardów - niech znają Polaczki swoje miejsce w Europie.
    Przemysław Zawadzki

    OdpowiedzUsuń
  4. Holly, mój francuski mąż również przeczytał ten artykuł :( Najwyraźniej dziennikarze GW kierowali się starą prawdą, że ludzie lubią czytać negatywne informacje. Artykuł o polskich sukcesach nie tylko nie znalazłby pewnie wielu czytelników, ale też nie zostałby przedrukowany przez Courrier International ani... wspomniany na Twoim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Katasiu,
    Nie byłabym aż taka wyrozumiała! Po prostu poszli po najmniejszej linii oporu, nie musieli się specjalnie do takiego "reportażu" przygotowywać, ani za dużo myśleć...wychodzisz na ulicę, pod polski kościół i reportaż z Paryża gotowy! Nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciesze sie z Twojego wpisu, Holly! Ciesze sie, ze nie jestem sam w tego typu obserwacjach. Nie wiem z czego do konca wynika ten problem, chyba wlasnie z tego ze Polacy we Francji nie sa za bardzo doceniani. A jak sie juz ich docenia to nagle sa Francuzami albo co najmniej tylko "d'origine polonaise". Nie wiem wlasnie za bardzo jak to zmienic, mam wraznie ze Polacy sami nie szanuja sie wystarczajaca i czesto jest im niejako na reke, ze bierze sie ich za Francuzow. Chociazby taka Sklodowska-Curie - podczas obchodow ostatniej rocznicy mowilo sie o niej przewaznie "Marie Curie" pomimo ze sama zawsze podkreslala, ze jest Polka. Nie zapmonwe, jak kilka temu pojawil sie w l'Express duzy wywiad z laureatka Nobla chyba w dziedzinie medycyny, w ktorym porownywano ja do Curie - Francuzki, pierwszej noblistki. Wtedy stwierdzilem, ze to przesada i napisalem do gazety sprostowanie, ktore ku mojemu zdziwieniu zostalo wydrukowane. Co do Courrier, tego typu teksty o Polakach sie tam ukazuja, bo dziennikarka ktora je tlumaczy lubi chyba jak sie o Polakach mowi w takim wlasnie kontekscie. Najbardziej ubi wyszukiwac i tlumaczyc teksty przesmiewcze lub negatywne w inny sposob. Szkoda tylko ze sama jest Polka. Pozdrawiam Michal http://ewamichal.blogspot.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. a czy mogłabyś podać link do polskiego artykułu? z góry dziękuję, agnes

    OdpowiedzUsuń
  8. Podaję:
    http://wyborcza.pl/1,87648,12021771,Bezdomnosc_a_la_polonaise.html?utm_source=google&utm_campaign=a_wyborcza081111&utm_content=link_google_wyborcza081111&utm_medium=AutopromoZew

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy1.11.12

    Hmmm...
    W sumie dlaczego nie jestem baaardzo zdziwiona? Nie chodzi mi nawet o GW, zauwazylam, ze w Polsce pisze sie dosc niechetnie o Francji, pisze to na podstawie artykulow dostepnych przez internet. Nawet takie fajne przedsiewziecie, jak Velib, zostalo sprowadzone do narzedzia walki biednych mieszkancow przedmiesc a srednia klasa Paryza. Stad chyba pryzmat niecheci przenosi sie i na Polakow zamieszkujacych ten kraj. No bo, tak jak slusznie pytasz Holly, dlaczego nie pisze sie o naszych tutaj osiagnieciach? Owszem, czytam tez bardzo neutralne artykuly ale dotycza one raczej wydarzen politycznych, nie majacych wiekszego odzwieku na polskim rynku.
    Potwierdzam rowniez wypowiedz pana Przemyslawa Zawadzkiego, o dziwnym traktowaniu polskiej elity nas, tutaj mieszkajacych. Kiedy w zeszlym roku bylam na wieczorze promujacym Edycje Narodowa Dziel Szopena, podeszlam do prof. Kamiskiego, wyrazilam ubolewanie, ze tak malo bylo Polakow. Profesor oswiadczyl, ze wlasnie bardzo dobrze i z falszywym wspolczuciem spytal czy nie nudzilam sie sluchajac tych trudnych, technicznych wywodow.
    Odeszlam zniesmaczona. Tak jakby Polacy w jego mniemaniu nie byli w stanie tego pojac (wyjasnien dotyczacych prac nad poprawnym zapisem nutowym itd.) i jakby Polakow nie interesowalo juz nic innego poza szybkim dorobieniem sie na emigracji.
    Moze nie spotykam sie bardzo czesto z tego typu zapatrywaniem ale to chyba wlasnie swiadczy o tym, o czym tu piszecie - takie dziwne samobiczowanie, obnizanie wlasnego prestizu, wartosci.
    Ale to jednak nie zmienia faktu, ze polskich kloszardow jest naprawde sporo. I niestety wiekszosc tych, ktorych poznalam, sa w takiej sytuacji z wlasnego wyboru. Cytat: "A po co mam szukac pracy, mieszkania. Zawsze ktos da pare euro na wino, poczestuje papierosem. Jedzenie za darmo, ciuchy tez, to co mam sie meczyc."
    Zastanawia mnie tylko ilu z nich zostawilo w Polsce rodziny, dzieci. Nic. Nie mnie ich oceniac.
    Pozdrawiam, Irez

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy18.11.12

      Dobrze, ze to napisalas. Obserwuje polskie fora,czytam prase - to co leci na glowe "zagranicy" ciezko czasami strawic. Moze wlasnie dlatego Francuzi malo lub niechetnie pisza o Polakach i Polsce. No i jeszcze jedno, czasy sie zmienily, dawna emigracja pozegnala sie z tym swiatem. Kto ja zastapil? Popatrz uwaznie wkolo siebie - napewno zrozumiesz co mam na mysli. Wielokrotnie strach przyznac sie do polskich korzeni aby nie zaklasyfikowali cie w szufladce do ktorej napewno nie pasujesz. Lepiej byc obserwatorem.
      Pozdrawiam
      Kaska

      Usuń
  10. Anonimowy6.11.12

    Zależy po jaką gazetę się sięga. GW nie słynie z wysokiego poziomu...

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy18.11.12

    Niestety mimo, ze usiluje Pani znalesc wytlumaczenie dla naszych bezrobotnych clochow w Paryzu - uwazam, ze jest w tym sporo realnej prawdy. Nie jest to ciekawa wizytowka dla nas Polakow, ktorzy zyja normalnie w Paryzu i we Francji.

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy28.4.13

    Przed 1989 r w Paryzu byla emigracja polityczna i intelektualna
    Od kiedy jestesmy w UE emigracja sie zmienila i w tej chwili jest to emigracja ekonomiczna czyli zarobkowa.
    Bezrobocie w naszym kraju wypchnelo rzesze ludzi z dalekich zakatkow Polski do wyjazdow.Przewaznie sa to ludzie z biednych wiejskich regionow.Nie wszyscy oczywiscie sa kloszardami bo bardzo duzo pracuje ciezko i sie dorabia niezlych fortun.
    Inteligencja i ludzie w miare na poziomie gdzies zgineli w tlumie tych polskich emigrantow zarobkowych.Przynosi to niektorym wstyd,dlatego wola sie nazywac francuzami d'orgine polonais.
    Nie oburzylabym sie na ten artykul bo przedstawia jedna z prawd. Niemniej brakuje informacji i promocji polskiej kultury, a to juz wina przedstawicieli z dziedziny kultury, ktora albo ma niewiele do zaprezentowania albo nie umie sie wypromowac.

    OdpowiedzUsuń