foto

foto

sobota, 19 września 2009

Dzien w Palacu prezydenckim




Francja w ten weekend obchodzila, podobnie jak cala Europa, dni dziedzictwa kulturowego. A skoro juz znalazlam sie w Paryzu, nie wolno mi bylo tego dnia spedzic na leniuchowaniu. bardzo wczesnie , jak na sobotni ranek, czyli o osmej rano popedzilam do autobusu 84, ktory mial mnie zawiezc prosto przed Palac prezydenta.
Wysiadlam na Placu Zgody i nawet nie rozgladajac sie wokol przebieglam mala uliczke kolo hotelu Crillon. Po kilku minutach bylam juz przed samym wejsciem do Palacu. „Z drugiej strony”-uslyszalam od w miare sympatycznego policjanta „od ulicy Gabriel...”

No tak, wiedzialam...chyba nie bylam za dobrze dobudzona... „ A tam juz czeka co najmniej 2 tys. osob”...-uslyszalam. Zachodze od ulicy Gabriel, przemykam sie szybkim krokiem obok kolejki od strony placu Zgody...i Polami Elizejskimi...i ciagle nie widze konca! Jest! Ustawiam sie grzecznie na samym koncu. W takiej kolejce, to nie stalam w Polsce chyba nawet w schylkowej fazie komunizmu!

Ale atmosfera nie jest ta sama. Francuzi sa ufni, sympatyczni, smieja sie, wyjmuja kanapki i jakos zupelnie nie przeraza ich perspektywa wielogodzinnego stania. No to i ja nie bede robila historii.


Mija godzina, robimy moze z 500 metrow....nastepna, gdy dochodzimy do hotelu Crillon i jeszcze jedna, gdy wchodzimy w ulice Gabriel. Przejasnia sie, zaczyna wychodzic slonce. Robi sie ladnie, cieplo, slonecznie. Jakis uliczny sprzedawca proponuje stojacym w kolejce kawe, kanapki i rogaliki. Jest juz poludnie...

Gdzies ok. 13.30 udaje nam sie przekroczyc brame...i wchodzimy do rajskiego ogrodu z ogromna fintanna posrodku. Przed nami, widac jak na dloni bajeczny Palac Elizejski. Droga do niego wiedzie przez ogrod wylozony zielonym sztucznym chodnikiem. Po bokach obserwuje nas straz republikanska w niebieskich kostiumach udekorowanych zlotymi sznurkami...Krok po kroku zblizamy sie do Palacu...Mijamy poszczegolne dziela sztuki rozpostarte na trawie. A to metalowa struktura konia przykrytego przezroczysta celuloza, a to czerwony plywak wystajacy z murawy...




Po prawej stronie ogrodu, tuz przy Palacu, wystawiony jest ogromnych rozmiarow ekran. Trwa projekcja dosc dlugiego filmu o obchodach francuskiego swieta narodowego, co kilka minut na ekranie pokazuje sie prezydent Sarkozy z zona, Carla Bruni. Niewatpliwie ekipa zajmujaca sie komunikacja znakomicie wszystko spreparowala. Ale gdy przechodzi sie pod tym ekranem, i slyszym silny glos Sarkoziego, to ma sie wrazenie, ze mija sie pierwszomajowa trybune. Kiedys nazywalo sie to propaganda i kultem jednostki. Dzis nazywa sie to dobra komunikacja...






Przed nami kolejne salony recepcyjne. Salon przyjec, z przepieknie udekorowanym stolem, ogrod zimowy, salony prezydenta Pompidou. Francuzi sa najwidoczniej dumni ze swojego dziedzictwa, nie moga sie nacieszyc przepychem, bogactwem wystroju wnetrz, jakoscia szkla i porcelany na stole...







Gabinet Sarkoziego. Probuje przeczytac tytuly ksiazek na malutkiej biblioteczce na biurkiem. Sporo ksiazek o Francji ale jest tez jedna o Wegrzech...przypominajaca o pochodzeniu prezydenta Francji.



A tuz przy gabinecie miesci sie salon, w ktorym odbywa sie w kazda srode rano narada Rady Ministrow z prezydentem Francji. Na jednym koncu owalnego stolu zasiada premier, na drugim koncu prezydent. Na karteczkach mozna przeczytac nazwiska nowo mianowanych ministrow m.in. Frédérica Mitteranda, odpowiedzialnego za kulture i komunikacje.





Wreszcie wychodzimy na zewnatrz, gdzie prezentuje sie kolekcja prezydenckich samochodow. Wystawiono tez kilka zabytkowych modeli, pamietajacych czasy poprzednich lokatorow Palacu Elizejskiego. Jest godzina trzecia po poludniu, czas na zasluzony obiad...i zmiane kierunku. Program jest na ten dzien dzien bogaty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz