Od mniej więcej dwóch tygodni paryski świat teatralny elektryzuje burza wokół spektaklu włoskiego reżysera Romeo Castollucciego zatytułowanego „O twarzy. Wizerunek syna Boga”. Jest to opowieść o starym chorym, nietrzymającym kału ojcu i opiekującym się nim synu. Potężną drakę wszczęło środowisko francuskich tzw. katolickich integrystów czyli stowarzyszenie Civitas i Francuska Odnowa, nie dopuszczając czy też przerywając przedstawienie przy pomocy protestów, krzyków, śmierdzących jajek i bomb rzucanych w kierunku widowni. Była to reakcja na bluźniercze, ich zdaniem, przedstawienie włoskiego reżysera, podczas którego na twarz Chrystusa malowaną przez Antonello de Messina rzucane są kamienie i brunatna farba, która symbolizuje w tym przedstawieniu ekskrementy. Protestujący katolicy twierdzili, że w przedstawieniu w twarz Chrystusa rzuca się po prostu gównem-Castellucci temu zaprzeczył-używa tylko farby, takiej samej, jakiej używają dzieci w szkole.
Ponieważ konflikt wokół przedstawienia odbywał się przed i wewnątrz budynku Teatru Miejskiego, natychmiast włączyły się w to władze miasta potępiając integrystyczne, fanatyczne, faszyzujące-ich zdaniem- środowiska katolickie, które próbują ograniczyć artystyczną wolność, wolność słowa i zdobycze francuskiego Oświecenia. Włączyły się również z poparciem dla Castellucciego środowiska intelektualistów, podpisywano w jego obronie petycję.
Akcje francuskich katolików potępił nawet arcybiskup Paryża, Andre Vingt-Trois, zrzucając odpowiedzialność za przemoc na ruch lefebrystów oraz twierdząc , że organizujący protesty przed teatrem nie reprezentują wszystkich katolików a „prawdziwa wiara nigdy nie powinna być wymuszana siłą.”(…)” To, że mają dobre intencje bynajmniej nie oznacza, że mają rację”. Jesteśmy w obliczu ludzi, którzy organizują się po to, aby manifestować przemoc i aby pisano, co się zresztą stało, o nich a gazetach”-powiedział arcybiskup Paryża w katolickim dzienniku „La Croix”.
Miałam ostatnio okazję zobaczyć przedstawienie przy okazji wrocławskiego festiwalu Dialog, ale na nie nie poszłam. Nie jest to mój teatr, nie znoszę w teatrze estetyzowania dla estetyzowania, potwornej brutalności, którą przepełnione są wszystkie jego spektakle a ponadto podejrzewam, że za pozorną chęcią „pokazania upadku piękna”-jak tłumaczył się w prasie francuskiej reżyser, kryje się po prostu narcystyczna, nieokiełznana chęć wywołania efektu na widzach. Uważam go po prostu za kabotyna i nikt mnie nie przekona, że tak nie jest. Sprawa teatralnego gustu i tyle.
Ale wczoraj pojechałam z ciekawości do centrum „104”, mieszczącego się na obrzeżach Paryża, w 19 dzielnicy, do którego z centrum miasta, od 2 października przeniesiono przedstawienia Castelluciego. Bilety były oczywiście wszystkie wyprzedane, drzwi pilnowało kilkunastu szerokich w barach cerberów. I przeżyłam szok. Bo chyba od czasu stanu wojennego, gdy władze komunistyczne przygotowywały się do walki z manifestantami po stanie wojennym nie widziałam takiej ilości policyjnych wozów i ciężko uzbrojonych policjantów. Wzdłuż wszystkich okolicznych ulic stały radiowozy. Tymczasem na małym placyku, z kilkoma chorągiewkami w dłoni śpiewało religijne pieśni kilkanaście osób. I to mieli być ci groźni ekstremiści? Mieli w dłoniach sztandar „Jesteśmy Chrześcijanami i jesteśmy z tego dumni”. Ich protest wydał mi się śmiesznie słaby, żaden w porównaniu z siłami policyjnymi i obstawą, jaką zastosowano w obronie przedstawienia Castellucciego. W obronie wolności artysty.
Po powrocie do domu przeczytałam kabotyńską deklarację włoskiego reżysera, który „odpuszcza tym, którzy nie dopuszczali, aby mogło odbyć się jego przedstawienie, bo nie wiedza co czynią…”. Obejrzałam też na you tube fragmenty przedstawienia, podczas którego młodzi chłopcy rzucają kamieniami w twarz Chrystusa.
Jestem o kilometry drogi świetlnej odległa od jakiegokolwiek katolickiego fundamentalizmu, niezwykle ważna jest dla mnie wolność słowa, prawo artysty do wolności wypowiedzi, ale parafrazując zasadę wedle której żyją i którą wpoili we mnie Szwajcarzy, nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Czy wiedząc, że osoba Chrystusa jest dla milionów ludzi przedmiotem kultu i miłości, nie powinna być jednak pod ochroną? A gdyby tak kamieniami, i symbolizującymi ekskrementy płynami rzucano w postać kogoś mi bliskiego, kochanej osoby, idola, mistrza, czy zareagowałabym inaczej?
Jakie są granice artystycznej wolności? Czy skoro Bóg nie istnieje, to wszystko jest dozwolone?-jak pytał Dostojewski.
Hmmm...
OdpowiedzUsuńNie trudno mi sie z Toba zgodzic. Mam sporo zdjec z manifestacji na Chatelet - spory udzial naszej Polonii. Nasza flaga w zalobie - bez komentarza.
Ja jestem przeciwniczka tego typu manifestacji. Uwazam, ze to wlasnie takie protesty, manifestacje napedzaja medialny szum i tylko wzbudzaja niezdrowa ciekawosc. Gdyby nie bylo protestow, sztuka na pewno nie utrzymalaby sie zbyt dlugo na afiszu - czytalam fragment i wg mnie - dno. W pierwszej chwili uznalam, ze wiele halasu o nic. Dopiero z Twoich uzupelnien dowiedzialam sie, ze jednak to nie tylko kwestia tekstu.
Ale nadal mam watpliwosci co do tej formy protestu - raczej szukalabym sadowej drogi a ponadto nalezaloby jednak ustawowo ustalic dosc jednoznacznie granice artystycznej swobody w sferze wiary, religii.
Wiesz, ze spalona zostala siedziba tygodnika Charlie Hebdo za satyryczny rysunek Mahometa.
Mysle, ze granice wiary i sztuki sa kolejnym ogromnym problemem a tym trudniejszym, ze tyczacym spraw duchowych, trudnych do nazwania i okreslenia. Wolnosc w swojej nazwie przeczy granicom ale JAKA w takim razie ma byc ta wolnosc?
Pozno juz.
Pozdrawiam, Irez
Krótki fragment z You Tube potwierdza opinię o kabotynizmie reżysera i miałkości 'dzieła'. Tym bardziej zdumiewa 'poprawność polityczna' władz, wystawiających zastępy obrońców tzw. wolności twórczej. Trudno sobie wyobrazić jakich łamańców intelektualnych dokonał R.Castellucci by wykorzystać w scenie kamienowania - chłopców. Skąd ta agresja wobec wizerunku 'syna Boga' - chłopców z dobrego domu; grubymi nićmi szyte...
OdpowiedzUsuńDla mnie wygląda to raczej na przyczynek do rozważań nad kondycją szkolnictwa i wychowania w rodzinie, ale czy to 'artysta miał na myśli'? Pisałam niedawno o rozziewie między deklaracjami twórców i rezultacie finalnym, nijak przystającym do owych deklaracji. Brałam też udział w blogowej dyskusji u Logosa. Raczej mnie spostponowano, zarzucając butę w ocenie. No i proszę, 'zaraza' bełkotu twórczego wciąż ma się świetnie, a mnie trudno mieć satysfakcję. Dla jasności, popieram wolność wypowiedzi artystycznych, jeśli z artyzmem mają cokolwiek wspólnego. Ale czy w tym przypadku mają? Raczej góra urodziła mysz, a zastępy ciekawskich chcą zobaczyć to na własne oczy. Kontekst szumu medialnego musi być ekscytujący zarówno dla części widzów jak i reżysera. I jakby to nie było wątpliwe moralnie i artystycznie - 'wychodzą oni na swoje'.
Wciąż widać, najbardziej potrzebujemy igrzysk, nawet tych niewysokiego lotu. Bo... najłatwiej wówczas - jednoznacznie opowiedzieć się za- lub przeciw - nie nadwyrężając głowy.
Irez,
OdpowiedzUsuńAj, nie wiedziałam, że nasi już tu są, może to trochę wyjaśnia skąd tylu tak zdeterminowanych katolików znalazło się przed Teatrem Miejskim. Nie zrozum mnie źle, ja też nie popieram tego rodzaju manifestacji, i natychmiast sobie pomyślałam, że protestujący nie zdają sobie sprawy w jak ogromnym stopniu wpłynie to na popularność Castellucciego, który ubierze szaty ofiary katolickiego fundamentalizmu. Nagle stanęło za nim całe środowisko teatralne francuskie, zrobili mu tylko niepotrzebną reklamę, choć miedzy Bogiem a prawdą, to on jest już tak rozreklamowany, że nie musi chyba szukać rozgłosu.
Od Renesansu sztuka próbuje się wyrwać ze szponów religii, i w zasadzie do niedawna nie było z tym większych problemów. Sztuka była całkowicie laicka, a przynajmniej, podział na świecką i kościelną był dość wyraźny. Ostatnio, coraz więcej w sztuce odwołań do religii, ale nawiązujących nie tyle do mistycyzmu religijnego, co do prowokacji religią. Słyszałaś pewnie o "Piss Christ"-Chrystusie w sikach, Andresa Serano, rzeżbach Maurizio Catellana...Przed nami w Paryżu w ramach festiwalu jesiennego "Golgota Picnic" Rodrigo Garcii, która może również wywołać spore reakcje wśród katolików, w każdym razie wywołał ją w styczniu, po premierze w Hiszpanii. Chodzi ponoć o krytykę społeczeństwa konsumpcyjnego...Nie mam gotowej odpowiedzi na temat granic między sztuką a religią, wydaje mi się, że każde dzieło sztuki wymaga indywidualnej oceny. Ale na pewno posługiwanie się wizerunkiem Chrystusa ma swoje granice. Pozdrawiam.
Ewo,
OdpowiedzUsuńJedno co mnie zaskakuje, to jakaś taka bezradność krytyki teatralnej wobec ewidentnej miałkości dzieła. Castellucci był wystawiany na festiwalu teatralnym Dialog we Wrocławiu, ale miał, z tego co czytałam bardzo dobre recenzje. Określany jest jako antyesteta, nowator, wizjoner...Może ludziom potrzeba w teatrze swego rodzaju brutalizmu na scenie, tak jakby mieli go za mało w życiu. Zresztą granice między sztuka a życiem chyba już się naprawdę zacierają. Nie wiem, czy czytałaś wczoraj informację, że amerykańska artystka, Marni Kotak rodziła w galerii sztuki na oczach widzów traktując to wydarzenie jako dzieło sztuki, której elementami stały się pępowina, nożyczki i kleszcze...zaciera się kolejna granica, miedzy życiem, intymnością a sztuką...
Mysle ze rezyser dziala po prostu wedlug zasady 'czego sie nie robi dla slawy.. i pieniedzy..'
OdpowiedzUsuńAna,
OdpowiedzUsuńBo ludzie i tak wszystko kupią, a nawet słono zapłacą, nie wiem czemu nikt się nie broni, nie krzyczy o skandal, już nawet abstrahując od całej otoczki religijnej. Dziwne, prawda? Jest to rodzaj jakiegoś skrajnego relatywizmu w ocenie dzieła sztuki i funkcji artysty. Żadne kryteria już nie istnieją?
Dopiero teraz spokojnie obejrzalam te filmiki.
OdpowiedzUsuńI dopiero teraz jestem w szoku. Przyznaje, jestem ateistka ale to co obejrzalam.... Wiedzialam, ze granice sztuki i dobrego smaku juz dawno zostaly przekroczone i teraz sztuka jest krzeslo stojace w kacie a na nim torebka - zart dziennikarzy, ktory wcale nie zostal potraktowany jao zart a cos zupelnie serio. Pani obierajaca ziemniaki w warszawskiej Zachecie wiele, wiele lat temu tez przedstawiala "sztuke". Jestem zniechecona. Lubie i uznaje nietuzinkowe pomysly, inna wizje swiata ale INNA nie oznacza obrazania, szydzenia, ponizania. Nie oznacza rowniez robienia wody z mozgu odbiorcom.
Najsmieszniejsze w tym wszystkim jest to, ze kazdy odwazny, ktory powie: krol jest nagi, jest uznawany za ignoranta lub zawistnika.
Wiesz, Holly...dziekuje Ci za ten artykul. Z zasady nie zajmuje sie religijnymi prowokacjami ale tu, uwazam, ze zostaly naprawde przekroczone granice wszystkiego. I naprawde jestem zdumiona, ze intelektualisci sa w stanie zaakceptowac i bronic czegos, co jest anty tylko dlatego, zeby bylo anty - bez zadnej wizji, przeslania, ot tak... i to w tak wulgarnej formie.
Piszesz o porodzie w galerii...
Mialam watpliwa przyjemnosc ogladania obrazu-kolazu (?) w paryskiej galerii przedstawiajacego kobiete i mezczyzne tuz po odbyciu stosunku - ciala, tlo bylo namalowane ale najbardziej intymne czesci ciala byly wyrzezbione (glina?) - to byl naprawde odpychajacy widok. Lubie akty i meskie i zenskie - nie musza byc wzorowane na greckich rzezbach ale... niech nie wywoluja mdlosci.
Czy to przesyt kierunkow, pomyslow, czy nadmiar artystow?
No coz...
Jednak nadal podtrzymuje swoja opinie, ze takie manifestacje zachecaja tylko do powstawania tego typu pseudoprowokacji, bo w ten sposob najwiekszy kicz ma zapewniona publike i darmowe reklame w mediach.
Pozdrawiam, Irez
Irez,
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania. Podobne w intencji, szokowania widza, przedstawienie widziałam przed kilkoma laty w Avignonie. To była „Historia łez“Jana Fabre'a, które było wulgarnym, obrzydliwym kabotyństwem. Skądinąd odezwało się po tym przedstawieniu sporo głosów krytycznych. Po scenie biegali w stroju Adama opaśli mężczyźni, a co robili, to już nie będę mówiła. Wielu mężczyzn na widowni oglądało to przedstawienie z lornetkami w dłoni... Sporo później czytałam o Panu Fabrze, aby dowiedzieć się czy w tym co robi jest coś, co można by było nazwać sztuką, czy tez ktoś robi mi wodę z mózgu, jakiś narcyz, który zaspakaja swoja potrzebę bycia widzianym. Podczas awiniońskiej konferencji dano nam do wysłuchania wywiad z jego matką, która opowiadała, jak jej sześcioletni synek marzył o sławie, za wszelką cenę postanowił już wówczas stać sie sławny ...to mi troszkę otworzyło oczy. Castelluci był wówczas jednym z zaproszonych przez Fabre'a artystów... Fabre nikogo nie obrażał, co najwyżej zniesmaczył. Ale z Castelluccim to już inna sprawa. Zajrzałam wczoraj na strone Narodowego Instytutu Audiowizualnego, żeby sprawdzić co o tym przedstawieniu w Polsce pisali krytycy, ale poza bardzo starannym opisem tego, co widzieli , niewiele się dowiedziałam, trochę bełkotu w rodzaju: "Romeo Castellucci swój spektakl buduje na sprzecznościach, na nagłym przekreślaniu misternie tkanego motywu, zdarciu zasłony."Jak widać ktoś też niewiele z przedstawienia zrozumiał, a może nie miał odwagi napisać, co tak naprawdę myśli?
Pozdrawiam.
Może warto zaznaczyc, że to nie jest zdjecie Jezusa ani zdjecie Boga, to jest wylacznie reprodukcja obrazu. Gdy jestesmy w muzeum (a tam wlasnie wisi ten obraz), to przeciez nikt przed tym obrazem nie kleka, czasami ludzie przed nim ziewaja albo żuja gumy do żucia . Ten obraz nie jest na oltarzu w kosciele -).
OdpowiedzUsuńInna kwestia czy sztuka teatralna jest dobra czy zla... W teatrze eksperymentalnym jst wiele dziwnych rzeczy... Juz od kilku wiekow nie jest mozliwe abysmy wylacznie chodzili na Moliera.
Marto,
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale ten obraz nie wisi już w muzeum, a gdyby wisiał w kościele, to ludzie by się do niego modlili, tak jak modlą się do tysięcy obrazów na których widnieje twarz Chrystusa. Jaką ten obraz pełni funkcję w tym przedstawieniu? Czy gdy dzieci rzucają w niego kamieniami to myślisz, że rzucają w obiekt muzealny? Czy też może w to, co on symbolizuje?
Masz rację, w teatrze eksperymentalnym jest wiele dziwnych rzeczy, niektóre znakomite a inne…
Marto, doprawdy Twoj kmentarz mnie zdumial...
OdpowiedzUsuńCzy mozesz w takim razie wskazac miejsce gdzie mozna obejrzec ZDJECIE Jezusa lub Boga?
Od tysiacleci ogladac mozna jedynie ich WYOBRAZALNY wizerunek, a Ty piszesz, ze warto zaznaczyc, ze to nie jest zdjecie. Hmmmm....
Druga sprawa, ziewanie i zucie gumy czy w muzeum, czy w kosciele swiadczy tylko o braku wychowania osob, ktore to robia. Chociaz akurat ziewanie wcale nie musi byc oznaka znudzenia - tu chyba sie ze mna zgodzisz? Wracajac do rzeczy, istnieja pewne wartosci, na ktorych takie traktowanie godzic sie nie wolno. Teraz jest to wizerunek Jezusa, za chwile flaga czy Polski, czy Francji, czy innego kraju. Pewnie powiesz, ze nalezy zauwazyc, ze to nie jest jakas cenna tkanina, tylko tani syntetyk.
I tu wlasnie sie nie rozumiemy. Dla jednych niektore rzeczy nie maja wartosci ni materialnej, ni strukturalnej, te 'niektore' rzeczy maja wartosc ponadczasowa, ponadkulturalna, miedzyludzka. Wielkie slowa? Bo i dotycza wielkich rzeczy, wartosci. To one sa gwarantem naszego czlowieczenstwa
Warto przemyslec na nowo slowa Kartezjusza - Czlowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce.
Ale JAKIM Czlowiekiem?
Pozdrawiam, Irez
@Holly, nic mi na ten temat nie wiadomo, ze ten obraz zostal zdjety z londynskiego muzeum... mozesz mi podac jakies szczegoly? Reprodukcja dziela nie jest swietoscia, nie przesadzajmy. Nie bardzo rozumiem gdy mowisz, ze gdyby wisial na oltarzu, tobysmy sie do niego modlili... Ty faktycznie myslisz, ze ludzie sie modla do obrazow a nie do Boga????? Jestem zaszokowana. Teraz rozumiem skad Twoj i innych bunt wobec reprodukcji obrazu....
OdpowiedzUsuńDo glowy mi nie przyszlo, ze nawet jak obarz znajduje sie na oltarzu, to ludzie sie do obrazu modla... Owszem, wiem, ze niektore obrazy zostaly uznane za "Cudowne" i wtedy juz pelnia inna funkcje, jak np obraz Matki Boskiej Czestochowskiej, ale jak dotad zaden obraz tego malarza nie zostal uznany za cudowny i wszystkie pelnia role czysto malarska wiszac potulnie w publicznych muzeach.
@Irez, Mam osobe w rodzinie, ktora ma podobne jak Ty podejscie, dzisiaj nie powiesz jej dzien dobry, to z pewnoscia pozniej zabijesz ja nozem. Otoz niekoniecznie. Cale zajscie nie ma nic wspolnego z jakakolwiek flaga swiata. Gwarantem naszego czlowieczenswta uznalas wartosci, ktore sa dla Ciebie wazne, dlaczego nie, ale nie piszesz dokladnie jakie... i co to ma wspolnego z reprodukcja jakiegos obrazu. Wg Ciebie zadnej reprodukcji obrazu nie wolno niszczyc czy tylko takiego, na ktorym namalowana jest osoba swieta? ale tylko Chrystus czy Tara, Zeus, Thor tez?... uzywasz gornolotne slowa "ponadkulturowe" i "ponadczasowe" -nie bardzo wiem do czego sie odnosisz. Czy uwazasz, ze ateista nie posiada zadnych wartosci? Myslisz, ze milosnik teatru eksperymentalnego przestaje byc czlowiekiem?
p.s. Irez, sentencja:"Czlowiekiem jestem i nic co ludzie nie jest mi obce" napisal Terencjusz, slynny komediopisarz a nie Kartezjusz.
Witaj Marto.
OdpowiedzUsuńPrzyznaje Ci racje, faktycznie w pospiechu popelnilam blad - to Terencjusz powiedzial a nie Kartezjusz. Ale w tym przypadku nie jest przeciez istotne kto, ale co.
Nie bardzo rozumiem fraze: "Mam osobe w rodzinie, ktora ma podobne jak Ty podejscie, dzisiaj nie powiesz jej dzien dobry, to z pewnoscia pozniej zabijesz ja nozem" - mozesz mi to wytlumaczyc? Rozebralam na czynniki pierwsze ale nie znalazlam kompletnie w tym sensu. A jesli posadzasz mnie o agresje, chocby slowna, to jestes w bledzie.
Odniesienie do flagi jakiegokolwiek kraju bylo swoista przenosnia - myslalam, ze to zrozumiesz.
W swoim blogu umiescilas fotke obrazu przedstawiajacego Sw. Sebastiana - utrafilas w moj czuly punkt. Twarz Sebastiana obojetna na doczesne cierpienia, jest dla mnie inspiracja do zmagan z moimi zmartwieniami i niemalymi problemami. I jest mi obojetne czy widze jego wizerunek na Twojej stronie internetowej, w albumie, kartce pocztowej, czy widze oryginal w muzeum i czy jest to obraz pedzla Tycjana czy El Greco. Jest to wizerunek, ktory niesie za soba okreslone uczucia, emocje. I naturalne jest, ze bede COS czuc, jesli ktokolwiek, w jakikolwiek sposob chcialby ten wizerunek zniszczyc, zbeszczescic.
Gdybys uwaznie przeczytala moje poprzednie wypowiedzi, doczytalabys, ze jestem ateistka (a jednak szanuje wiare i religie, bo bez wartosci, ktore za soba niosa, nigdy nie bylibysmy tymi, kim jestesmy teraz), moja wartoscia jest Czlowiek. Czlowiek i jego prawo do zachowania godnosci, do wiary, do przekonan. To sa wlasnie te ponadczasowe i ponadkulturalne wartosci. Kazdy humanista o tym wie i nie zadaje zbednych pytan.
Czy w ramach eksperymentu wolno nam te wszystkie wartosci podeptac, zniewazyc. W imie czego? Moze znasz odpowiedz, naprawde chetnie Cie wyslucham, jestem otwarta na nowe idee, inne widzenie swiata, jesli oczywiscie nie depcza i nie ponizaja uczuc innych ludzi. Moze te poglady sa dla Ciebie staroswieckie i niepostepowe ale takie mam i bede ich bronic.
Wracam do Castelucciego. Symboliczne kamienie rzucane w symboliczny wizerunek Jezusa. Widzialas kto rzuca te kamienie? Dzieci. Otrzymuja za to oklaski doroslej publicznosci i wynagrodzenie. Jakie granice moralne sa jeszcze przed nimi do pokonania? Czy zastanowilas sie nad tym?
Co do Thora, Zeusa. Nie zylam w tamtych czasach ale wiem, ze na pewno nie istnial teatr eksperymentalnego w takm zalozeniu, jakie reprezentuje Castelucci. Byli obrazoburcy i za swoje wyczyny byli srogo karani.
Powiem, ze podobnie bym zareagowala, gdyby tam byl wizerunek Buddy, Mahometa czy Siwy.
Nie bylo moim zamiarem atakowac Cie, jedynie zwrocic Ci uwage na pewne aspekty, ktore pominelas.
I zwracam Ci uwage na czytanie ze zrozumieniem tekstu - wkladasz w moje wypowiedzi slowa, ktorych ani nie wypowiedzialam, ani nie wskazalam, by rozumiec je tak, a nie inaczej -
"Czy uwazasz, ze ateista nie posiada zadnych wartosci? Myslisz, ze milosnik teatru eksperymentalnego przestaje byc czlowiekiem?"
Spytalam JAKIM czlowiekiem.
Wroc do moich poprzednich wypowiedzi - nie bede sie wiecznie powtarzac.
Holly...
Pozdrawiam, Irez
Marto,
OdpowiedzUsuńCzy pamiętasz może jaki ma tytuł spektakl Castellucciego? „O wizerunku twarzy syna Boga”. Czy sam tytuł nie jest już znamienny? Nie jestem teologiem, podobnie jak Irez laikiem, więc nie będę się wdawała w spory teologiczne. Wiem natomiast, że katolicy (ale nie protestanci, którzy po prostu w okresie reformy wyrzucili wszystkie obrazy przedstawiające postać Chrystusa i innych świętych ze świątyń uznając to za bałwochwalstwo i skupiając się na Biblii) traktują obrazy i posagi jako przedmioty kultu. I nie jest to tylko i wyłącznie obraz matki boskiej Częstochowskiej, ale przedmiotami kultu są wszystkie obrazy przedstawiające Chrystusa i świętych, nawet te powieszone w domu, nawet mała kapliczka z małym obrazkiem- przed którą ludzie potrafią się modlić. Castellucci w swoim przedstawieniu na tym gra, twarz Chrystusa nie jest tylko neutralną dekoracją sceniczną, ale on na tym wizerunku, jak sam się przyznaje buduje przedstawienie. „Mój spektakl opiera się na wizerunku Chrystusa, jest głęboko chrześcijański”-przyznaje się sam Castellucci. Jego przedstawienie jest więc rodzajem dialogu, między ludźmi i Bogiem, dialogu chrześcijańskiego-jak on sam twierdzi. Ale ten dialog nie ogranicza się do argumentów, Castelllucci świadomie prowokuje, szydzi i obraża. Boga? Obraz Boga? Raczej uczucia ludzi, dla których Chrystus jest przedmiotem kultu. Tu nie chodzi o obraz da Messina, mógłby to być jakikolwiek inny obraz, byle byłby to wizerunek Chrystusa. Dzieci więc nie rzucają kamieniami w obraz Messiny, ale w Chrystusa na obrazie Messiny, który w naszej cywilizacji chrześcijańskiej podlega bezwzględnemu szacunkowi.
@Holly,spektakl zmusza do wielu przemyslen, miedzy innymi mowi o niemozliwosci spelniania "chrzescijanskich uczynkow" pomimo glebokiego ich uznawania. Cytat Castellucciego, ktory podajesz jest wyrwany z kontekstu, te dwa zdania powinne byc razem cytowane, gdyz wtedy maja dopiero sens : " Il ne s’agit en aucune manière d’un spectacle qui se voudrait blasphématoire ou provocateur, pas plus que je n’ai la volonté d’être antireligieux. Mon spectacle se fonde sur l’image du Christ, il est profondément chrétien et même christique."
OdpowiedzUsuńHolly, co powiesz na to
http://www.boutique-vintage.com/115-montre-jesus-christ-vintage-swanson-cadran-argente-christian-bling-bling.html
albo na to : http://www.greenturtle.com/Christian/Jesus-Christ-T-Shirt-1064/
http://art2print.wordpress.com/2011/06/23/christian-travel-mugs-designs-%E2%80%93-part-1/jesus-christ-face-travel-mug/
Chyba sie ze mna zgodzisz, ze tysiace takich przykladow to sa zwykle kicze, a nie przedmioty kultu. Tutaj juz nie chodzi o "mala kapliczke z obrazkiem" a o zdrowy rozsadek.
Gdy moja sasiadka wychodzi z torba na zakupy z reprodukcja "Ostatniej wieczerzy" da Vinci nikt przed jej torba nie kleka.
Marto,
OdpowiedzUsuńCastellucci się broni jak może, mówi, że jego spektakl nie jest ani prowokacyjny ani bluźnierczy...A co ma powiedzieć? Ze jest bluznierczy? przecież on nie jest ani samobójcą, skazywać się na ostracyzm, ani nie ma zamiar spędzić reszty swoich lat w więzieniu. Czy naprawę rzucanie granatami i farbą udającą ekstrementy w wizerunek Chrystusa uważasz za przejaw chrześcijaństwa?
Zajrzałam na strony, które mi podsunęłaś. Wizerunek Chrystusa na cyferblacie zegarka mnie nie razi, na pewno znajdą się tacy, którzy taki zegarek kupią, żeby zaznaczyć swoje przekonania religijne. Nic nie ma w tym obraźliwego, podobnie jak na innych gadżetach. Tego rodzaju przedmioty sprzedaje się przecież w wielu sklepach z dewocjonaliami.
@Holly, z Twej wypowiedzi wynika, ze uwazasz, ze Castellucci udaje a zegarek z Matka Boska jest piekny?... nie mam nic przeiwko Twoim gustom ani pogladom. Szanuje je chociaz sie z nimi nie zgadzam. Mysle, tez, ze jezeli ktos nie chce lub nie moze byc tolerancyjny dla innych moze oddac sprawe do niezawislego sadu a nie osobiscie wyznaczac sprawiedliwosc i jak na razie - co widac z Twoich zdjec - na szczescie prawo ochrania poszkodowanych. Nic Ci to nie mowi?
OdpowiedzUsuńMarto,
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o zachowanie osób sprzed teatru w ktorym odbywało sie przedstawienie, to oczywiście, że masz rację, jestem również przeciwna jakiejkolwiek formie przemocy a taka została zastowana przez osoby przeciwne przedstawieniu. Ale wierz mi, siły porzadkowe (liczyłam, chyba ze 30 wozów policyjnych i około 100 ciezko uzbrojonych policjantów wydały mi sie nieproporcjonalne do tej małej grupki, która zgromadziła sie wokół 104. A w imię politycznej poprawności toleruje sie pseudoartystów, tak jakby straciło się jakiekolwiek punkty odniesienia, niczego się nie szanuje i wszystko jest na sprzedaż, to znaczy chodzi przede wszystkim o to, zeby sprzedać, środki i sposób są już nieważne.
@Holly, Castellucci robi teatr od 30 lat i jest dyplomowanym artysta wyzszej szkoly sztuk pieknych, podobnie zreszta jak Wajda. Gdy u Wajdy Hamletem byla kobieta takze o pomste do nieba wzywano. Fakt eksperymentu artystycznego nie czyni z artysty pseudoartysta.
OdpowiedzUsuńMarto, Castellucci wpisuje się w nurt teatru, który chce za wszelka cenę szokować. Moja notka była tylko i wyłacznie nieśmiałą próbą buntu przeciwko tego rodzaju sztuce. Jestem natomiast świadoma, że są "artyści", którzy idą w szukaniu sławy przez prowokowanie jeszcze dalej. Przed kilkoma dniami czytałam artykuł w "teatrze" Hanny Baltyn, która polskim krytykom teatralnym postawiła pytanie. "Czy skandal w teatrze jest dziś jeszcze możliwy?, aby dowiedzieć się czy ich zdaniem tematy tabu takie jak nagość, czynności obsceniczne (kopulacja, wydalanie), wulgarne słowa i dźwięki, skatologia, dewiacje seksualne (np. pedofilia), transgresje, głupota, nuda, masakrowanie klasyki, okaleczenia ciała, tortury, okrucieństwo, brzydota, zabijanie zwierząt, naruszanie integralności widza czy aktora mogą jeszcze szokować ". Większość pytanych odpowiedziała, że nie. A jednak w Paryżu do skandalu doszło...Castellucci nie jest jedyny ani najgorszy a to że ma dyplom...niczego nie zmienia.
OdpowiedzUsuńJeee...
OdpowiedzUsuńNa poczatku lat dwutysiecznych odbyl sie w Polsce pierwszy proces o obraze uczuc religijnych wytoczonych przeciwko Dorocie Nieznalskiej. Warto bylo sledzic ten proces, jak trudno prawnie oddzielic swobode sumienia, wypowiedzi i prawo do swobody religii, prawa jej wyznawania a zwlaszcza zakresu jej ochrony.
Osobiscie bylo mi trudno dopatrzyc sie obrazy uczuc religijnych w "Pasji" Nieznalskiej, mimo ze dotykal spraw i religii i wyznania - nie widzialam w tym zamierzonej checi obrazy.
Szanuje przerozne poglady ale jakos trudno mi sie przekonac do sztuki, ktora czyn przestepczy lub conajmniej wykroczenie karne przenosi na sceny teatru i tytuluje sie eksperymentem (zniewazenie wizerunku bedacego przedmiotem powszechnego kultu jest w Polsce karalne). Nie znam prawa francuskiego, jednak nieraz widzialam reportaze o zdewastowanych swiatyniach, cmentarzach, z komentarzami wyrazajacymi pelne potepienie i oburzenie. Czyzby nagle podwojna etyka? Za biletem mozna a za darmo (i bez dyplomu) to juz karalne?
Argument o dyplomie jest juz naprawde zenujacy - ilu absolwentow akademii z przeroznych dziedzin sztuki i kultury chwali sie swoimi dyplomami a w rzeczywistosci sa miernotami. Slow szkoda. Musze zaznaczyc specjalnie dla Marty, ze pisze o jej argumencie a nie o Castelluccim.
Zmierzam do tego, ze tak jak Holly - uwazam, ze swoboda wypowiedzi, rowniez tej artystycznej, jesli chce poprzez szok, skandal osiagnac jakis cel, winna przede wszystkim uwzglednic srodki jakimi chce sie poslugiwac, nie powinny w sposob swiadomy i celowy obrazac, ponizac czy wyszydzac odmiennych przekonan, wyznan, uczuc. Cel mozna osiagnac roznymi srodkami a jesli ktos (tu Cast.) posluguje sie skandalem, szokiem religijnym podkreslonym udzialem dzieci (w innych sztukach rowniez zwierzat, kalek), to ja protestuje.
Wole, zeby mi zwracano uwage w innej formie.
Eksperyment... Marto, gdyby nie bylo eksperymentow w teatrze, kinie, literaturze, czym bylaby dzisiejsza sztuka?
A to co robi Castelucci to jakby powtorka z historii, podobnymi srodkami poslugiwali sie ikonoklasci w X wieku, oczywiscie w innym celu.
Irez
Holly, no musialam napisac....
Irez,
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się wielokrotnie dlaczego sztuka Nieznalskiej, nie tylko mnie nie razi, ale nawet mi się podoba, śledziłam proces i uważam, że jej język, nawet jeśli może szokować, jest językiem artystycznym, posługującym się powszechnie zrozumiałymi symbolami, stawiającymi je obok siebie w innym, zupełnie nowym kontekście. Nie odniosłam wrażenia, że chce kogokolwiek szokować.
A wracając do dyplomów. Byłam ostatnio w Centrum Artystycznym "104" na wystawie prezentującej prace młodych kreatorów, Ponoć wszyscy mieli oni dyplomy, ale to, co pokazywali było naprawdę bardzo żałosne, nawet o tym nie pisałam. To może temat na inną dyskusję, ale nie wiem, co się stało z "rzemiosłem" artystów. Pojęcie sztuki stało się tak pojemne, że wszystko, czy to w teatrze, czy też w sztukach wizualnych nazywa się dziś sztuką.
Przeczytałem z ciekawością.
OdpowiedzUsuńU mnie na blogu też niedawno przetoczyła się podobna dyskusja.
Może kogoś to zainteresuje.
O wolności artysty i granicach sztuki:
http://wizjalokalna.wordpress.com/2011/09/02/co-wolno-artyscie/
O koncepcie w sztuce współczesnej:
http://wizjalokalna.wordpress.com/2011/09/02/co-wolno-artyscie/
I o obrażalskich uczuciach:
http://wizjalokalna.wordpress.com/2011/08/29/obrazalskie-uczucia-albo-o-smaku-prowokacji/
Pozdrawiam
Sorry, wkleił się nie ten link, co trzeba:
OdpowiedzUsuńhttp://wizjalokalna.wordpress.com/2011/08/23/koncept-w-sztuce-wspolczesnej-przyklady/
stb
Logos Amicus - "kopiuj wklej" dziala niezawodnie, przeczytalam i naprawde dziekuje, wiele sie dowiedzialam, poglebilam swoja wiedze o mojej niewiedzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Irez
Dziękuję Logosie! Szkoda tylko, że podzieliłeś się z nami, Twoimi uwagami na ten pasjonujący temat...
OdpowiedzUsuń"Szkoda tylko, że podzieliłeś się z nami, Twoimi uwagami na ten pasjonujący temat..."
OdpowiedzUsuńW takim razie przepraszam, że się podzieliłem ;)
A może jednak: przepraszam, że się nie podzieliłem (?) ;)
A już poważniej. Pod linkami, które podałem, są artykuły, które dokładnie wpisują się w poruszony przez Ciebie temat. Jest oo obszerny bo sprawa nie jest jednak tak prosta), dlatego nie nchciałem kwitować tego wszystkiego jakimś zdawkowym ogólnikiem.
A jeśli chodzi o Twój wpis, to podzielam Twoje zdanie.
Spodobał mi się zwłaszcza ten ustęp: "Nie jest to mój teatr, nie znoszę w teatrze estetyzowania dla estetyzowania, potwornej brutalności, którą przepełnione są wszystkie jego spektakle a ponadto podejrzewam, że za pozorną chęcią „pokazania upadku piękna”-jak tłumaczył się w prasie francuskiej reżyser, kryje się po prostu narcystyczna, nieokiełznana chęć wywołania efektu na widzach. Uważam go po prostu za kabotyna."
Pozdrawiam
Logosie,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoją pasjonującą dyskusję, ale widzę, że muszę do niej zajrzeć jeszcze raz i dodać moje komentarze...W każdym bądź razie widzę, że w niektórych kwestiach się zgadzamy...Pozdrawiam serdecznie
Ciekaw jestem Twojego zdania w poruszonych w tych tekstach i dyskusjach kwestiach.
OdpowiedzUsuńMoże powtórzę: sprawa nie jest tak prosta, jak się wydaje.
Ja największe cięgi oberwałem po tym, jak poddałem w wątpliwość wielkość sztuki Mistrza Opałki (patrz: m.in. moja dyskusja z Czarą tamże):
http://wizjalokalna.wordpress.com/2011/08/07/zachwyt-nad-bezsensem-cyfry-romana-opalki/
W końcu zrobiło się tam gorąco, bardzo ciekawie, ale na pewno już nie milutko ;) (Wiem, wiem... że niezbyt sympatycznie tam wypadam, ale... czy człowiek zawsze musi wypadać sympatycznie, zwłaszcza kiedy zdecydowanie chce wyrazić swoje zdanie, a zwłaszcza sprzeciw wobec czegoś, co innym wydaje się wielkie i wartościowe?
W sumie to właśnie burza o Opałkę zmobilizowała mnie do tego, żeby pewnym zjawiskom w sztuce przyjrzeć się bliżej i poświęcić im cykl wpisów na moim blogu.
Pozdrawiam,
stb