foto

foto

środa, 14 października 2009

Boy-Zelenski i Paryz




Podazajac sladami genialnego znawcy i tlumacza literatury francuskiej, Tadeusza Boya-Zelenskiego, przejrzalam znajdujacy sie w mojej biblioteczce tom ”Reflektorem w mrok” kupiony bardzo dawno temu. Kiedys w szkole sluzyl mi jako przewodnik po Wyspianskim, jego „Weselu” i "Zielonym baloniku". Ale nie przypuszczalam nigdy, ze znajde tam perelki o Paryzu.


Tom ten otwiera opowiesc o tym, jak to znamienity krakowski lekarz wybiera sie pewnego dnia do Paryza dla poglebienia studiow i calkowicie daje sie zauroczyc temu miastu, Francji i kulturze francuskiej to tego stopnia, ze w nastepnych latach tlumaczy prawie cala literature francuska.


Pozwole sobie, bo sa to strofy niezwykle, zacytowac opowiesc o owym zauroczeniu Boya Paryzem, przed ktorym nikt, kto choc raz odwiedzil to miasto, nie potrafi sie uchronic. I choc bylo to na poczatku wieku, wrazenie jakie robi na nas Paryz dzis, pozostaje takie samo...


„Otoz zdarzylo sie, iz niedlugo po tym doktoracie medycyny wybralem sie do Paryza dla uzupelnienia studiow lekarskich. Raz i drugi zaszedlem do tamtejszych klinik, ale natychmiast poczulem, iz znalazlszy sie w Paryzu, tym jedynym miejscu na swiecie , byloby szalenstwem opukiwac pluca i obmacywac watroby absolutnie takie same jak te, ktorych pod dostatkiem zostawilem w ojczyznie, Cisnalem tedy szpitale i labolatoria i zaczalem sie walesac po Paryzu.


Atmosfera tego miasta to cos, czego nie da sie z niczym porownac. Nie dlatego, ze jest wielkie; sa inne wielkie miasta na swiecie; nie dla jego goraczkowego ruchu i latwych rozrywek. Ale jest w tym miescie jakis tajemniczy fluid, jakis magnetyzm duchowy, ktory krazy w murach, ulicy, tlumie i powietrzu Paryza. Moze to fluid wytworzony przez wieki cale historii, mysli i wdzieku zycia? Dzialanie to jest tak mocne, tak odurzajace, iz wielu wrazliwych ludzi nie wytrzymuje wrecz nerwowo tego pierwszego zetkniecia z Paryzem; chcieliby wszystko wchlonac, poznac, przezyc; nie mogac wszystkiemu nadazyc popadaja w prostracje. Dostalem i ja takiego ataku neurastenii paryskiej, ktora pomnazaly jeszcze wyrzuty sumienia, ze tak zaniedbuje powazne studia, dla ktorych przyjechalem.


Zdenerwowany, prawie chory, zamknalem sie w moim hoteliku, cale dni lezalem w lozku, bo byla ostra zima, a pieca tam nie bylo, jak wszedzie w dzielnicy studenckiej, tylko lichy kominek, i chcac sie tak czyms ogluszyc, oglupic, zaczalem-czytac ksiazki. Wpadl mi w reke jakis tom Balzaka, pochlonalem kolejno kilkadziesiat tomow tego pisarza, cala prawie Komedie Ludzka. Ta lektura Balzaka, przy akompaniamencie odglosow Paryza dolatujacych z ulicy, dala mi pare tygodni spedzonych jakby w fantastycznym swiecie. Wieczorem, kiedy trzeba bylo wyjsc z domu, aby cos zjesc wreszcie, szedlem na miasto, blakajac sie po ulicach, zyjac w dalszym ciagu z bohaterami Komedii ludzkiej. W ten sposob Balzak uczyl mnie rozumiec Paryz, Paryz uczyl mnie poznawac Balzaka.


Jest w Paryzu jedno cudowne urzadzenie, mianowicie wybrzeze Sekwany, ktorego parapet na przestrzeni paru kilometrow zajmuja kramy z ksiazkami. Idac wolno, zatrzymujac sie przy kazdym, biorac w reke ten i ow tom, czytajac tu i owdzie po pare kartek, mozna spedzic kilka rozkosznych godzin, zanim dojdzie sie od jednego konca do drugiego. Wiecej powiem: od samego ogladania tylu ksiazek, od samego wdychania ich myslacej stechlizny czlowiek staje sie inteligentniejszy, rozszerza swoj horyzont. Wobec stanu dziesiejszych nauk metapsychicznych nie widze zadnych przeszkod do przypuszczenia, ze esencja ksiazki moze wnikac do mozgu bez czytania, za pomoca samego ogladania i zapachu. Istnieje nawet bardzo piekna teoria okultystyczna w tej mierze...jeszcze dotad w szkolach nie przyjeta, co moze zreszta i lepiej.

Te spacery staly sie moim nalogiem. Tam, majac przed oczyma najcudniejszy w swiecie kamienny pejzaz starego Paryz, od Notre Dame az do Luwru, przy tych kramikach, z ktorych dosc czesto unosilem jakis tom do domu, przechodzilem na swiezym powietrzu kurs literatury francuskiej. Byl to zreszta jedyny, jaki przeszedlem.

Tak z kazdym dniem wchodzilem coraz bardziej pod czar tej mysli francuskiej, z ktora czulem w sobie powinowactwo od dziecka, ale od ktorej wraz z calym owczesnym mlodym pokoleniem odbieglem dosc daleko. Ale zwlaszcza jeden czynnik, najbardziej uroczy i ulotny ze wszystkich dopelnil tego zblizenia. Byla nim piosenka francuska, piosenka paryska. Zakochalem sie w niej od pierwszej chwili, tloczylem w kazdej gromadce otaczajacej ulicznego spiewaka, zabladzilem wreszcie tam, gdzie osobliwie uprawia sie te piosenke, do tzw. Kabaretow.

Nie lubie tej nazwy, daje ona powod do nieporozumien. O tak zwanym kabarecie paryskim pokutowaly u nas najdziksze legendy. Wyobrazano sobie miejsce nocnych orgii, gdzie szampan leje sie bez przerwy, a polnagie bachantki spiewaja i tancza sprosnosci. W istocie jes to mala, najskromniej urzadzona salka, gdzie przestawienie zaczyna sie o dziewiatej a konczy regularnie, jak wszystkie widowiska w Paryzu, o trzy kwadranse na dwunasta.....(...)
Walesalem sie po miescie mamroczac falszywie piosenki, martwiac sie, ze zaniedbuje moj fach, i klopocac sie, co ze mnie bedzie”.


Tadeusz Zelenski wrocil do Polski. Opublikowal kilka medycznych prac naukowych, ale coraz mniej czul sie lekarzem. Zwiazal sie na wiele lat z „Zielonym balonikiem” ale tesknil, tesknil do Paryza. Brakowalo mu, jak pisze, "owego cudnego usmiechu Francji, jej zartobliwej, a glebokiej madrosci, jej milosnego powiewu”. Postanowil wiec stworzyc „sztuczna” Francje w swoim gabinecie i zaczal tlumaczyc. Balzaka, Moliera, Rabelaise...Gdy konczyl druk tlumaczenia autora Gargantui wybuchla wojna i wcielono go do wojska austriackiego, ale to nie bitwy go pasjonowaly, ale gawedy Montaigna i strony Kartezjusza.
Przekonal tez drukarzy, ze zawierucha nie przeszkadza w drukowaniu ksiazek i w roku 1915 zalozyl podstawy Biblioteki Boya. Wydawal tom po tomie, wlasnym kosztem, ulubione przeklady. Doszedl do osiemdziesieciu. Nie wiem, czy jest ktos, kto zrobil wiecej dla przyswojenia nam literatury francuskiej. A wszystko rozpoczelo sie od owej magii Paryza...



2 komentarze:

  1. Dziękuję za bardzo ciekawy artykuł, a zwłaszcza za inspiracje. Chętnie poznam Paryż Boya, muszę uzupełnić swoją biblioteczkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy14.7.11

    I Francja docenila jego dzielo, za przeklad dziel Moliera otrzymal w 1914 palmy Akademii Francuskiej, w 1927 Krzyz Oficerski Legii Honorowej, a w 1934 Krzyz Komandorski Legii Honorowej. Ja sama mieszkam niedaleko urokliwej uliczki im. Boya-Zelenskiego.
    Irez

    OdpowiedzUsuń