foto

foto

czwartek, 27 maja 2010

Widok z warszawskiego okna



Nie zamierzalam pisac o Warszawie. Od mojego ostatniego pobytu w tym miescie minelo juz troche czasu. Ale zainspirowala mnie swoim opisem Warszawy magamara. Wrocilam wiec do tych kilku zdjec zrobionych  przed trzema miesiacami i postanowilam opowiedziec o mojej Warszawie oraz o tym co zobaczylam w czasie jednego dnia. Wpis ten dedykuje czarze.




Przez wiele lat uwazalam, ze te zamarzniete stawiki to najpiekniejsze miejsce na ziemi. Latem, mozna bylo wschluchiwac sie w trwajace calymi nocami koncerty zab, podgladac w przybrzeznych szuwarach ptasie gniazda i zrywac rozrastajace sie w wielkie siedliska nenufary. Zima stawy zamarzaly i chetnie wykorzystywalismy je do gry w hokeja, jazdy na lyzwach. Z przybrzeznych wzniesien zjezdzalo sie na sankach, albo po prostu na teczkach. W glebi widac potezna budowle szkoly. Kiedys nie miala ona imienia. Dzis powrocila do nadanego jej przed wojna i nosi je bardzo dumnie - im. Marszalka Jozefa Pisudskiego.



            To samo miejsce w maju...czyli widok z mojego warszawskiego okna
 
 
Nie wiem, nie pamietam jak znalazl sie w samy sercu Warszawy pomnik de Gaulle'a. Ten sam pomnik znajduje sie w polowie Pol Elizejskich, przy samym wejsciu do Grand Palais. Czy chciano w ten sposob nadac naszemu Nowemu Swiatowi blask paryskiej arterii?  Postawiono go przed niegdysiejszym domem partii, dzis znajduje sie tam siedziba warszawskiej gieldy. Dla mnie plac ten, a dokladnie przystanek autobusowy w Alejach, byl miejscem ostatniej odwiedzanej ksiegarni.  Tuz obok znajduje sie obecnie najlepsza w Warszawie pierogarnia a nieco dalej, w strone Mostu Poniatowskiego, budynek o wyjatkowo brzydkiej socrealistycznej architekturze- Muzeum Narodowe. Az prosi sie o jakis remont czy renowacje, nie tylko z zewnatrz. Czasami tam zagladam. Ostatnio na malarstwo francuskie XVIII wieku w zbiorach polskich...
 
 
 
Kosciol siostr Wizytek to miejsce  w sposob szczegolny zwiazane z Francja. Przez caly okres powojenny odbywaly sie tam o godz. 11 w niedziele msze w jezyku francuskim. Czasami odprawial je slynny ksiadz-poeta,  rektor Jan Twardowski. Ten bardzo skromny, barokowy kosciolek zbudowany zostal przez francuska ksiezniczke, a pozniej krolowa Polski i zone dwoch polskich krolow, Ludwike, Marie Gonzage. Byla madra, oczytana i inteligentna kobieta i do tego miala ambicje polityczne. Za to wszystko, polska szlachta bardzo jej nie lubila. Ale to wlasnie ona sprowadzila do Polski siostry Wizytki i kazala zbudowac pod ich wezwaniem kosciol i klasztor. Tam tez spoczywa jej serce. Mam do tego kosciola stosunek bardzo osobisty-bralam tam slub pol po polsku, pol po francusku i chrzcilam synka.
 
 


Jest to z pewnoscia moj ulubiony pomnik i miejsce w Warszawie. Swego czasu pasjonowalam sie historia Warszawy, a w szczegolnosci zyciem kolonii rosyjskiej w tym miescie na przelomie wiekow. Malo kto moze dzis jeszcze pamieta spacerujac Krakowskim Przedmiesciem, ze Warszawa byla przez ponad sto lat miastem calkowicie rosyjkim,  jezyk polski byl zakazany a zupelnie swobodnie mozna bylo w tym jezyku mowic jedynie w kosciele i teatrze. Jezykiem administracyjnym byl rosyjski, w Warszawie stacjonowal garnizon i bylismy po prostu rosyjska prowincja. Stad wszelkie manifestacje polskosci byly zakazane. Ale setna rocznice urodzin polskiego wieszcza, jego milosnicy postanowili uczcic wystawieniem  pomnika. Zebrano na ten cel pieniadze, autorem rzezby byl mieszkajacy wowczas w Paryzu Cyprian Godebski. Na pomniku widnieje napis "Adamowi Mickiewiczowi-Rodacy". Niezwykla sila miesci sie tym slowie Rodacy. Niezwykly to napis. Odsloniecie nastapilo w rocznice urodzin Mickiewicza czyli 24 grudnia 1898 roku. Odbywalo sie bez zadnych przemowien, zeby nie wywolac narodowych manifestacji. Dopiero dwadziescia lat pozniej z Warszawy wyprowadzily sie rosyjskie wojska. Ten pomnik jest dla mnie niezwyklym symbolem obrony polskiej tozsamosci miasta.
 
 
 
 
Ulica Miodowa...Po lewej stronie kosciol Kapucynow, ktory slynie z najpiekniejszej w Warszawie bozonardozeniowej, ruchomej szopki. Przechodzac ostatnio dostrzeglam na drzwiach informacje o prowadzonej przez braci jadlodajni dla ubogich i bezdomnych. Rozdaja oni dziennie ponad 300 posilkow. Wieczorem mialo sie okazac, ze bracia Kapucyni sa jeszcze bardziej aktywni niz myslalam. Gdy dwa dni pozniej wybralam sie do nowootwartego, prywatnego teatru Emiliana Kaminskiego "Kamienica" nie sprzedawano biletow, ale wolne datki widzowie przekazywali na potrzeby braci.  Na Miodowej studiowalam, marzylismy wowczas o otwarciu szkolnego teatru. Teatr na Miodowej powstal, nazywa sie Collegium Nobilium, ale wstyd sie przyznac-jeszcze go nie widzialam...
 
 
 
 
Nie wiem, czy to niedawna debata o ksiazce Yannicka Haenela "Jan Karski" czy tez debata Francuzow wokol ich miejsc upamietniajacych eksterminacje Zydow wplynela na to, ze postanowilam odszukac w Warszawie sladow getta. Oczywiscie majac swiadomosc, ze inicjatywa ma niewielkie szanse powodzenia...Zajrzalam do Instytutu Historii Zydow a pozniej podazajac w strone bylego Umschlagpaltzu natrafilam na wmurowana w chodnik tablice upamietniajaca mury getta.
 
 
 
Dzien zaczal zblizac sie ku koncowi gdy dotarlam  przed pomnik bohaterow Getta. Posrodku placu otoczonego drewnianym plotem  staly gogantycznych rozmiarow dzwigi. Jak sie pozniej dowiedzialam, to wlasnie tam buduje sie Muzeum Polskich Zydow.
 
 
 
Strasznie mala wydala mi sie  Warszawa,  mozna ja obejsc wlasciwie w jeden dzien. Ale jakas taka bardziej przestrzenna, widna, zielona i przede wszystkim mniej zabudowana niz Paryz. A jest w niej tyle urokliwych zakamarkow i tras spacerowych, chocby schodzac z Krakowskiego przemiescia uliczkami nad Wisle, na Powisle czy tez na zielony Mariensztat. Totez warszawiakom, ktorzy narzekaja na straszne tempo zycia polecam podroz do jeszcze bardziej zapedzonego i tlumnego miasta- Paryza.

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Ale namieszalam:)))) A chcialam jedno slowko poprawic:P To jeszcze raz, tym razem nie usuwam:P
    A ja sie musze przyznac, ze Warszawy nie lubie i nie podoba mi sie to miasto... Kocham natomiast Wroclaw, Krakow i Poznan i oczywiscie moje rodzinne miasto, ktorego jeden z glownych zabytkow widneje na banknocie 20zlotowym. Stolica nie porywa... Bylam na Litwie i musze powiedziec, ze jak na kraj bardzo biedny, ich stolica jest przepiekna, kolorowa, atmosferyczna... Nasza Warszawa dla mnie atmosfere ma tylko letnimi wieczorami, gdy zapalaja sie swiatla, swiece na stolikach i ludzie, rozmawiajacy i siedzacy w letnich ogrodkach:) Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Plath, przyznam sie szczerze, ze za Warszawa tez nigdy nie przepadalam do czasu, gdy wracajac raz pociagiem z Krakowa spotkalam dwie Hiszpanki i nasluchalam sie ku mojemu zaskoczeniu peanow nie pod adresem miasta Kraka, ale wlasnie stolicy: ze zielona, przestrzenna, ma klimat...Dzis bardzo nostalgicznie odszukuje rozne urokliwe miejsca i rzeczywiscie sa...nie zostaly zniszczone przez szklane konstrukcje.
    Mam tez pewnie do Warszawy stosunek bardzo osobisty, spedzilam tam kawalek zycia...Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja chyba naleze do tej mniejszosci (jesli w ogole nie jestem jedyna!), ktora woli Warszawe od Krakowa... Nie cala oczywiscie, sa tam male (i duze!) koszmarki, ale uwazam, ze niesprawiedliwie jej sie obrywa, bo istnieja w niej tez miejsca niezwykle urokliwe! I w centrum i poza (Lazienki!). Ostatnio we wrzesniu mialam okazje zwiedzac Warszawe z rewelacyjnym przewodnikiem (przyjezdnym, ktory sie w niej zakochal) i zobaczylam nieznane mi dotychczas, naprawde fajne miasto (wiecie, ze jest tam ulica Kubusia Puchatka?:)).

    A jako osoba przyjezdna zawsze jakos lepiej czulam sie w Warszawie niz w Krakowie... I zeby rozwiac wszelkie watpliwosci - sama pochodze z Wroclawia. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że wiemy, że jest ulica Kubusia Puchatka :D Ja, choć uwielbiam Kraków i zawsze już będzie to "moje miasto", byłam Warszawą oczarowana. Nie po krótkich, standardowych wizytach, tylko po dwóch miesiącach mieszkania tam. Tak jak napisałaś, Holly, mnóstwo zielonych, nieoczekiwanych zakątków, parki jesienią, nieregulowane brzegi Wisły... To miasto ma w sobie jakiś nieoczywisty czar, choć może trudno dostrzegalny na pierwszy rzut oka. Trudno mi było potem wracać do Krakowa, który wydawał się być jakiś taki za ładny i uporządkowany;)

    Rozpisałam się, a nie napisałam jeszcze, że masz piękny widok z warszawskiego okna, wow! :) Czekałam na tę notkę i dziękuję bardzo za dedykację :)

    OdpowiedzUsuń