Jeśli chcecie sprawdzić erudycję Anglika, to zapytajcie go, czy wie, co mają ze sobą wspólnego grecki skrzydlaty bóg, Anteros, z łukiem w dłoni panujący od wieku niepodzielnie nad londyńskim Picadilly Circus i burzący moralno-religijne tabu pisarz irlandzki Oscar Wilde. Goły amorek, autorstwa Gilberta Alberta, zainstalowany na cokole pomnika Shaftesbury pod koniec XIX wieku w strzegącej moralności wiktoriańskiej Anglii, wywołał niemały skandal. Podobnie jak książki i osoba Oscara Wilde’a. Zarówno Oscar Wilde jak i autor Anterosa należeli do ruchu artystycznego „Aesthetic Mouvement”, którego dokonania stały się tematem wystawy „Piękno, moralność i zmysły w Anglii Oscara Wilde’a", otwartej wczoraj w paryskim muzeum Orsay.
Ponoć smutne i brzydkie były londyńskie ulice i domy w poł. XIX wieku. Równie nieciekawa była w tym okresie sztuka. I nagle, z tego materialistycznego i brzydkiego świata wyłoniła się kakofonia stylów i teorii, która ogarnęła świat artystyczny. A ponieważ krytycy kochają etykietki, toteż nazwano ten nowy ruch „Aesthetic Mouvement", bo jego uczestnikom chodziło w gruncie rzeczy o to samoo piękno: wnętrza, stroju, odczuwania, o otaczanie się pięknymi przedmiotami, o wystrój mieszkania, które powinno być nie tyle funkcjonalne, co artystowskie, designerskie, oryginalne, lekkie, wyrafinowane. Artyści poczuli obrzydzenie do funkcjonalności sztuki, innymi słowy, postanowili tworzyć „sztukę dla sztuki” a szukając inspiracji sięgnęli do źródeł- do klasycznej sztuki greckiej. Na kilkudziesięciu obrazach zgromadzonych na wystawie kobiety ubrane są w zwiewne, luźno układające się, sięgające do ziemi suknie. Ponoć artyści malując je, brali za pierwowzory greckie rzeźby.
Thomas Armstrong "Le Champs de foin"
Frederic Leighton, Pavonia
W środowisku romantycznej bohemy zapanował kult piękności. Ruch ten miał również swoich przeciwników, którzy zarzucali im brak zaangażowania moralnego, religijnego a nawet uczuć ludzkich. Należący w późniejszym okresie swojego życia do kręgu „Estetów” prerafaelita Rossetti maluje obrazy pełne kobiet i kolorów, często o tematyce związanej z piekłem. Arthur Silver projektuje tapety biorąc za wzór pawie pióra. Ekscentryczni i eleganccy, malarz Whistler i architekt Godwin współpracują razem inspirując się antyczną Grecją i japońskimi drukami.
James Mc Neill Whistler Symphonie en blanc
Inspiracja Japonią była u angielskich estetów bardzo wyraźna, wywołana otwarciem się handlowym Japonii w 1854 roku a w konsekwencji napływem sztuki oraz towarów japońskich na kontynent. Są one bardzo dokładnie studiowane przez artystów, zwłaszcza, że pierwsza wystawa sztuki japońskiej, która ma miejsce w Londynie w 1862 roku jest okazją do zrobienia pierwszych zakupów przez brytyjskie muzea.
Członkami tego ruchu byli tacy artyści jak Dante Gabriel Rosetti, Edward Burne-Jones, Wiliam Morris, James McNeill Whistler, Oscar Wilde i Aubrey Beardsley. Ci dwa ostatni zdobyli chyba największą popularność.
Oscar Wilde był ikoną nowego ruchu, jej teoretykiem. Skazany na więzienie za homoseksualizm, zdyskredytował w oczach opinii publicznej Aesthetic Mouvement na długie lata. „Sztuka jest najbardziej intensywnym wyrazem indywidualizmu”-mawiali angielscy esteci.
Nie mam pojęcia, jakie były wpływy tego ruchu na naszych modernistów czy secesjonistów, ale zarówno w malarstwie jak i samej koncepcji sztuki można się chyba doszukać wielu podobieństw. W każdym bądź razie odkryłam, że to nie genialny Przybyszewski wylansował teorię "sztuki dla sztuki", ale że byli przed nim inni...
Wystawie towarzyszy cała seria konferencji, spotkań i projekcji filmowych związanych z wiktoriańską Anglią m.in. festiwal filmowy "The way we were”, przez cały grudzień będą wyświetlane filmy takie jak Portret Doriana Graya, Pygmalion, Wachlarz lady Windermere czy tez obrazy powstałe na podstawie powieści Dickensa. Pełny program znajdziecie tu
o, powinnam sie wybrac - swego (dosc dawnego ;)) czasu napisalam prace licencjacka na anglistyce o Oscarze i Aesthetic Movememt (konkretnie o 'estetyzmie' w jego basniach, do tej pory pamietam otwierajacy cytat: "Beauty is truth, truth is beauty, that is all you need to know" czy jakos tak)
OdpowiedzUsuńNie piszesz, jakie sa Twoje subiektywne odczucia po wystawie - warto? Pozdrawiam.
Gorąca,
OdpowiedzUsuńOczywiście, że warto! Tym bardziej, że temat nie jest Ci obcy. Dla mnie estetyzm angielski epoki wiktoriańskiej to terra incognita. Najciekawsze jest chyba to, jak mocno czerpali z innych kultur, czego nie udało mi się zilustrować, ale co jest wspaniale widoczne w Orsay.
A we W-wiu obracamy się w kręgu "ekspresji i metafory". Z 20 tys. posiadanych eksponatów, gromadzonych od '72 Muz.Narodowe wystawia sto kilkadziesiąt. Polską sztukę reprezentują Z.Pronaszko, S.I.Witkiewicz, T. Makowski, M.Abakanowicz, S.Gierowski, J.Lebenstein, L.Tarasewicz, A. Mazurkiewicz, itd. 'Niebawem" część wystawy będzie można przenieść do Pawilonu Czterech Kopuł, nad których opłakanych stanem ubolewałam.
OdpowiedzUsuńInna bajka, jak u ciebie holly, ale też ciekawa.
Ewo,
OdpowiedzUsuńPasjonujący okres w polskiej sztuce, trochę późniejszy niż angielscy „esteci”, ale jak wszystko się dobrze ułoży to może tę wystawę uda mi się obejrzeć? Ach, ten Wrocław…wczoraj wyczytałam, że dziś otwiera się festiwal teatralny na wzór brytyjskiego fringe’u z Edynburga…
A jakże, CSzImpart otwiera I edycję. Taniec, teatr, sztuki plastyczne, muzyka i film. Do 7 października! W tym tygodniu jeszcze Street photography (Tomasz Lazar) i Brendan Perry (Dead Can Dance)w sali klubowej.
OdpowiedzUsuńEwo,
OdpowiedzUsuńAle Wrocław miał stać się stolicą kultury dopiero w 2016 roku, a do tego czasu…powinien być nim jednak Paryż! A tu KK, festiwale…zaczekajcie, jeszcze za wczesnie!
Holly...
OdpowiedzUsuńZagladam rzadko do Ciebie, bo po wakacjach pelno spraw nieskonczonych, listow i roznych takich rzeczy, ktore nie niby to wazne i pilne, w rzeczywistosci okazuja sie tylko sprawa dla sprawy, a Ty... Najpierw Gombrowicz a teraz... Wilde. Obaj mieli ogromny wplyw na moje widzenie swiata. Ten pierwszy znow pobudzil mnie do bycia kontra Jemu i swiatu:
"Kulturę świata osiadło stado babin przyczepionych, przyłatanych do literatury, niezmiernie wprowadzonych w wartości duchowe i zorientowanych estetycznie najczęściej z jakimiś swoimi poglądami i przemyśleniami uświadomionych, że Oskar Wilde się przeżył i że Bernard Shaw jest mistrzem paradoksu."
Dla mnie Shaw (mimo, ze lubie i nieraz mnie zdrowo ubawil) nigdy nie zdetronizuje prawdziwego i jedynego Mistrza Paradoksu.
Na wystawe sprobuje sie wybrac, bo tzw. epoka wiktorianska jest mi niezwykle bliska, a to za sprawa i Dickensa, i Thackeraya, i niedocenianych w Polsce siostr Bronte a takze wspanialej Jane Austin.
Dziekuje Holly...
Zapomnialam sie podpisac...
OdpowiedzUsuńKtoz by inny,
Irez (roztrzepana i zawsze spozniona)