foto

foto

środa, 9 maja 2012

Przyjaciółka prezydenta


Bardzo elegancka, niezwykle skromna, potrafi oczarować. Od dwudziestu lat pracuje jako dziennikarka, sama wychowuje trzech nastoletnich  synów i ma za sobą dwa rozwody. Od kilku lat żyje w wolnym związku z obecnym prezydentem Francji, François Hollandem. Dodam może tylko, że na polityce zna się tak jak Monika Olejnik, no i co tu dużo ukrywać, jest przepiękną, spełnioną, szczęśliwą, 47-letnią kobietą. Nie kryję, że serce mi się w duszy ściska, że nie jest ona w związku… na przykład… z naszym prezydentem, bo co tu dużo mówić-pierwsza dama to wizytówka kraju. A nasza wizytówka…mimo ogromnej sympatii do naszej pani prezydentowej, gdy zaczynam o niej myśleć, to przyspieszam rytm mojego fitnesowego rowerka.

Valerie Trierweiler pochodzi z biednej rodziny, było ich w domu sześcioro, ojciec inwalida, matka-robotnica. Ale ambitna młoda dziewczyna dostaje się na Sorbonę, kończy prestiżowe nauki polityczne –myślę, że musiała się mocno przedzierać przez busz lepiej urodzonych, żeby ukończyć ten może najbardziej na Sorbonie renomowany kierunek studiów i otrzymać pracę jako dziennikarz polityczny w „Paris Matchu”.  Nie ukrywam-zaimponowała mi, bo udowodniła, że można samotnie wychowywać trójkę dzieci i kontynuować pracę jako dziennikarz. Chapeau bas!

Jako kobieta, która nie ma dziś zamiaru, nawet jako żona prezydenta piątej potęgi gospodarczej na świecie, rezygnować z własnej pracy zawodowej. „Mam na utrzymaniu trzech synów-mówi i nie widzę powodu dla którego mieliby być oni utrzymywani przez państwo ani przez François” (obecnego prezydenta) Nie chce się też przeprowadzić do pałacu Elizejskiego-o czym marzy chyba niejedna kobieta. Nowy prezydent chciałby pozostać w zajmowanym z nią jak dotąd mieszkaniu.

Sama robi zakupy, a pomiędzy wiecami wyborczymi samodzielnie, jak twierdzi, wypełniała pralkę i gotowała synom jedzenie. O tyle, o ile moment, gdy zdecydowali się być razem (ona była mężatką a on w związku z Segolene Royal) zaklasyfikować można jako miłość od pierwszego wejrzenia, o tyle prawdą jest, że w okresie, w którym się poznali Holland nie był najbardziej popularną osobą we Francji, więcej, mało kto się nim w ogóle interesował,  a w 2007 roku, Partia Socjalistyczna zaproponowała jego żonę jako kandydatkę w wyborach prezydenckich, które zresztą przegrała. Od tego czasu „François” schudł dziesięć kilo i na dobrą sprawę, chyba dla wszystkich jest to oczywiste, że to właśnie ona stoi za jego nowymi sukcesami.

Ponoć na mityngach wyborczych spotykane kobiety błagały ją, aby nie porzucała pracy, to jest to dla nich ważne, dla wizerunku francuskich kobiet. Ale chyba nawet nie miała takiego zamiaru.

Jedynym problemem stał się protokół.  Jako kto ma występować na licznych międzynarodowych konferencjach i szczytach? Żona, przyjaciółka, konkubina-jaki nadać jej tytuł. Ponoć ona sama nie podjęła jeszcze decyzji. I czy będzie mogła, nie rezygnując z pracy zawodowej w nich uczestniczyć. Ponoć tylko Anglicy nie mają z tym problemu, gdyż termin „spouse” obejmuje wszystkie towarzyszące nam osoby, hetero lub homo, bez znaczenia. Ponoć jedynym miejscem, do którego nie będzie się mogła udać jest Watykan, gdyż jako nieślubna „przyjaciółka” prezydenta Francji byłaby tam bardzo źle widziana.

Francuzi chyba polubią swoją nową pierwsza damę, za niebywałą skromność, za elegancję, niezależność…a ponieważ mam chyba dla niej dużo sympatii, to  postanowiłam poświęcić tej nietuzinkowej-moim zdaniem- kobiecie, tych kilka zdań.

17 komentarzy:

  1. Anonimowy9.5.12

    Trierweiler nie Trieweiler jak juz..
    zreszta wyjatkowa manipulantka, obludna i karierowiczka...
    zyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zyto,
      Dziękuję, poprawiłam, umknęło mi r ! Ale dlaczego jesteś o niej tak złego zdania?

      Usuń
  2. goraca9.5.12

    Tez spotkalam sie z malo pochlebnymi opiniami o tej pani w internetowej prasie (podobno ze wzgledu na jej charakter przylgnal do niej przydomek "Rotweiler") - ale prasa, wiadomo, jak prasa, a mi Valérie (ktorej przyznaje, przed wyborami nie rozpoznalabym) tak jak i Tobie imponuje i podoba sie (dodam - juz zupelnie powierzchownie, ze nie dosc, ze jest piekna to jeszcze swietnie ubrana, a jej biala kurtka ze zdjec z glosowania w zeszla niedziele mnie calkiem zachwycila ;)).

    I zgadzam sie, ze jesli chodzi o prezydentowe (zony, partnerki czy konkubiny) to te francuskie sa zdecydowanie bardziej reprezentacyjne niz nasze polskie... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam o niej złych rzeczy we francuskiej prasie, a o przydomku „Rotweiler” dowiedziałam się z polskiej „Gazety”. I nawet nie obchodzi mnie czy słusznie czy też nie. Przez kilka lat próbowałam połączyć pracę dziennikarza i wychowywanie dziecka i nic dobrego z tego nie wyszło …stąd mój podziw dla niej. No i ta linia…Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Anonimowy1.6.12

      Francuska prasa, jak prasa, zawsze biegnaca na uslugi lewicy i skrajnej lewicy. Pierwsza girl-friend, ladny tytul. Czasy sie zmienily, trendy polityczne rowniez. A kobita...prezydenta, zobaczymy co z tego wyniknie. W koncu nie na nia glosowalo socjalistyczno-komunistyczne towarzystwo.

      Usuń
  3. holly, do czego to doszło, zachwyt nieślubną, dwukrotnie rozwiedzioną.
    Na dodatek ważne okazuje się, że piękna, szczupła, elegancka, pracowita, zdeterminowana i zaradna.
    Cud, że nie mam rowerka treningowego...

    To co teraz z tymi "innymi", szczególnie "innymi - wyeksponowanymi"?

    Żarty, żartami - mogą zechcieć cię zjeść "myślący inaczej"?
    Pozdrawiam serdecznie, bo jestem za.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałaś się po mnie, przyznaj, że będę bronić takiej feministki, nieprawdaż? A jednak! Może dla „myślących inaczej” należy ważyć co najmniej 120 kilo i podawać mężowi całe życie zupkę, żeby nas nie odsądzili od czci i wiary…Ściskam wolnomyślicielkę!

      Usuń
  4. A to ciekawostka! W US nie przeszlyby takie numery. Mnie sie podoba taka silna osobowosc. A musi byc, jak "Rotweiler" skoro z nizin doszla na salony.Tak mi sie wydaje. Poczytam o niej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę podobnie, gdyby nie miała charakteru „rottweilera” to nie doszłaby tam gdzie jest. Ale złośliwcy zawsze jakąś łatkę przykleją walczącym o swoją pozycję kobietom. I pewnie to mężczyzna jej ją przykleił, odrzucony?

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło czytać taki tekst - też lubię gdy kobiety są doceniane.

    Wydaje mi się jednak, ze nie można porównywać rzeczywistości we Francji i Polsce.
    Choćby ze względu na pomoc jaka państwo otacza młodych rodziców(sama o tym pisałaś).
    We Francji można tanio wynająć nianię(np. ze wschodu), a i wysokość uposażenia za pracę w takim dużym piśmie też pewnie bardzo ułatwia życie, i pozwala je perfekcyjnie zorganizować.
    Chcę przez to powiedzieć, że pracującym Polkom od razu powinno się pomniki stawiać - po mistrzowsku spinają tyle obowiązków i zobowiązań, bez znieczulenia(czytaj ułatwień).

    Tak przyszedł mi do głowy "Sponsoring" - sama o nim pisałaś.

    Kobiety francuski: nienaganne, ciągle dbające o linię, ćwiczące, piękne, wychowujące dzieci, ugotować coś wykwintnego potrafią i w pracy się spełniają.

    Z zewnątrz patrząc sam miód.

    Oczywiście TU mamy zwycięstwo, które jest chyba największym afrodyzjakiem.
    No i niech tak trwa

    OdpowiedzUsuń
  7. No i zdarzył się błąd ortograficzny:)

    Przykro mi z powodu dyskomfortu, jaki odczuwają czytelnicy.
    Mimo znanego mi zadowolenia ze swojej znajomości j.polskiego, czasem zrobię coś co sprowadza mnie na ziemię:)

    OdpowiedzUsuń
  8. W Watykanie, o ile się nie mylę, z Carlą też był problem. Tutaj chodzi też o wszystkie kraje arabskie, gdzie związki pozamałżeńskie są surowo karane. Niewątpliwie będzie stanowiła bardzo ładną ozdobę prezydenta. Czy wzór do naśladowania? Na pewno nie we wszystkich płaszczyznach.

    Co mnie za to bardzo zaimponowało to postawa obu prezydentów po ogłoszeniu wyników. Szczególnie Sarkozy, kiedy powiedział, że należy szanować nowego prezydenta i akceptować wybór francuzów. Dokładne przeciwieństwo tego oświadczył Kaczyński jak przegrał.

    OdpowiedzUsuń
  9. Holly, dziękuję za ten tekst, mnie również zainteresowała osoba Valerie i chciałam dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Bardzo podoba mi się fakt, że para prezydencka nie chce mieszkać w pałacu - z tego, co wiem, Angela Merkel i jej mąż też mają normalne mieszkanie gdzieś w Berlinie, o którym każdy wie, gdzie się znajduje, i jakoś nikt nie jest tym przesadnie oburzony. Nie mówiąc już o tym, że w krajach skandynawskich ministrowie jeżdżą komunikacją miejską zamiast wypasionymi rządowymi limuzynami. Myślę, że po latach bling-bling Francji przyda się trochę normalności.

    OdpowiedzUsuń
  10. Katasiu,
    Ależ oczywiście, że masz rację. Skądinad o mieszkaniu Angeli Merkel napisałam na blogu po powrocie z Berlina. Ot taka sobie zwyczajna kamienica, żaden pałac, zamieściłam nawet zdjęcie tego domu. Nie wspominam już nawet o Szwajcarii, gdzie ministrowie chodzą bez żadnej obstawy, jeżdżą autobusami i robią zakupy sami w supermarketach. Swego czasu, gdy mieszkałam w Bernie, w końcu stolica, zdarzało mi się spotykać ministrów czekających na przystankach na autobus...Ale chyba co kraj to obyczaj. Z tym, że nowa pierwsza dama ma zamiar całkowicie przeobrazić swoją funkcję. Trzymajmy za nią kciuki, ale wierzę, że jej się uda, to chyba kobieta z charakterem...

    OdpowiedzUsuń
  11. Holly, dziękuję za ten ciekawy tekst. Holland mnie ujął właśnie tą szczerością i deklaracją, że nie zamierza się pobrać, nawet jeśli jego wybór spowoduje problemy z etykietą. Wyobrażam sobie, co by było u nas w podobnej sytuacji...
    Za to wcale mi się nie podobało przemówienie Sarkozy'ego... Można by się pobawić w liczenie ile razy użył słowa "ja". Kwintesencja samego siebie po prostu. A jego zachęcenie do szanowania wyboru Francuzów to pusta formułka. Ostatnie zdanie, wyjątkowo karkołomne, w którym namawia do "zachowywania się przeciwnie do tego jak dają wrażenie, że zachowywaliby się inni gdyby wybór był przeciwny" (cytat z notatek własnych;) - też w jego stylu.

    OdpowiedzUsuń
  12. http://kobieta.newsweek.pl/valerie-trierweiler--pierwsza-dama-w-nowym-stylu,91920,1,1.html
    Newsweek.pl zamieścił całkiem sensowną i krótką (acz uproszczoną) charakterystykę V. T. Nie trzeba więcej.
    I niewiele zmienia fakt, że wielu głosowało 'za' będąc jedynie przeciw 'żonie trofeum'(mimo to porównywanej do Marii Antoniny od ciastek) czy gwałtownemu, napuszonemu 'charakterkowi' byłego prezydenta.

    Przyznam, mam obawy co do partii będącej zapleczem Prezydenta, większość życia zmuszona byłam 'korzystać' ze zdobyczy Partii Socjalistycznej.

    P.S. Czy V.T jest z pochodzenia Niemką z Nadrenii-Palatynatu? Jest to bajeczny rejon ze świetnymi białymi winami. Jest tam też miejscowość o tożsamej nazwie.
    To akurat świadczyłoby na korzyść pierwszej damy, nie ma to jak kobieta z solidnymi zasadami i 'właściwym' stosunkiem do obowiązków i pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy11.10.12

    Kobieta niezbyt ładna, nie ma klasy, szyku i urody Carli Bruni

    OdpowiedzUsuń