foto

foto

piątek, 22 listopada 2013

Kinopolska:dzień drugi- Wajda, Rosłaniec i Krauzowie

Zdjęcie z filmu "Papusza"
Drugi dzień festiwalu kina polskiego rozpoczynam od „Popiołu i diamentu”. Na widowni może z połowa sali. Znajome obrazy, aktorzy, sceny. Nie sposób uchronić się przed oglądaniem tego filmu i rozmyślaniami o powojennej historii. Wiem, że rzeczywistość pokazana w filmie Wajdy jest mocno zniekształcona, skrojona na ówczesne potrzeby, ale czy powstałe w tym okresie antagonizmy i podziały należą już naprawdę do przeszłości, czy nie mają spadkobierców w podziałach narastających dziś? Czy  spór o historię nie trwa nadal, mimo upływu lat?

Pokazana została przez Wajdę nienawiść byłych powstańców, członków AK do nowej władzy. Nie mieli wyboru, bo komuniści, aby wprowadzić nowy ustrój nie przebierali w środkach. I nie byli wyrozumiali i łagodni jak Szczuka: mordowali, osadzali w więzieniach, byli zdeterminowani do zastosowania wszelkich środków, aby tę władzę utrzymać. Nienawiść była obustronna.

Czy stamtąd wywodzi się ta dzisiejsza? Po obu stronach barykady? To, że brakuje nam dziś tolerancji, umiejętności budowania konsensusu, że tyle w nas zapiekłości, agresji. Czy to ma związek z  przeszłością pokazaną przez Wajdę?

Ginie akowiec Maciek reprezentujący wartości tradycyjnej, katolickiej, konserwatywnej, antykomunistycznej Polski i ginie stary komunista Szczuka, przedstawiciel laickiej, lewicy. Na placu boju pozostaje tchórz, dorobkiewicz i cwaniak Drewnowski. To na nim zbuduje się peerel. Na system moralnej i politycznej klęski nałoży się w 1989 roku dziki kapitalizm. Jaki dziś obowiązuje system wartości, jaki model moralny człowieka narodził się na gruzach naszej historii?

Odpowiedzi szukam w kolejnym filmie-to „Baby blues” Katarzyny Rosłaniec. Widziałam przed dwoma laty jej „Galerianki” i zaskoczyły mnie odwagą, bezkompromisowością obrazu „pod prąd”, bo wypychały na światło dziennie to, co staramy się skrzętnie ukryć, zamieść pod dywan.  „Galerianki” same w sobie to temat marginesowy, problem jest dużo głębszy i poważniejszy. A jest to myślenie, dość powszechne wśród młodych ludzi, że można łatwo i szybko zaspokoić wszystkie swoje fantazje i zachcianki. Niekoniecznie pracą. Tym razem, taką zachcianką łatwą do zaspokojenia łatwo i szybko jest dziecko. Wystarczy się przespać z chłopakiem. I już.

Film ogląda się z przerażeniem w oczach. Kompletnie zdemoralizowana, pozbawiona jakichkolwiek punktów odniesienia,  zdezorientowana młodzież. Obojętni, a w najlepszym razie, toksyczni rodzice, którzy potrafią tylko wyciągać portfel z pieniędzmi. Dzieci pozostawione samym sobie. Blokowiska. Brudne klatki. Narkotyki, seks za pracę. Wiem, wiem, to tylko film, ale ogląda się jak reportaż i pewnie o to też chodziło reżyserce, to dlatego zatrudniła w tym filmie amatorów. „Baby Blues” oglądany z francuskiej perspektywy robi piorunujące wrażenie. Film trudny, bolesny. Rodzaj wiwsekcji pewnego środowiska młodzieży. Czy Francja też ma takie problemy? Czy tu też jest taka młodzież?

I wreszcie „Papusza”, o której ostatnio w Polsce tak głośno, że aż sala kina Balzac zapełniła się wczoraj po brzegi. Wstęp wygłosił niezastąpiony Jean Yves Potel, wprowadzając nas w świat polskich Romów. Przestrzega, że film jest w ich języku, że padnie tylko kilka słów po polsku, więc trzeba będzie czytać francuskie napisy. Oraz, że film nie jest nakręcony jak biografia i wymieszano w nim sceny z okresu sprzed wojny, wojny oraz czasów powojennych.

Film jest czarno-biały. Nie ma w nich prawie żadnego cygańskiego, kolorowego folkloru. Nie ma dzwoniącej nam w uszach cygańskiej muzyki. Są natomiast obrazy cygańskich taborów, ciągnących, niczym na obrazach Breughla, po zaśnieżonych płaskich drogach. Jest, wirtualnie zrekonstruowana na podstawie zdjęcia, cygańska wioska sprzed wojny. Są też, już z okresu powojennego, gdy zakazano im wędrowania, wnętrza domów i mieszkań: brudnych, nieodnowionych, ciemnych i zagrzybionych ruder.  Ale mimo tej wielkiej brzydoty-film jest piękny. Piękne są zdjęcia natury, scena wróżenia przy księżycu, odlatujących żurawi, mgły o poranku. I pięknie pokazano Romów: dumnych, wiernych tradycji, obyczajom i sobie. Tak jak poetka Papusza, która na sam koniec mówi, że byłaby szczęśliwa, gdyby nie nauczyła się czytać. To opowieść o świecie, który przestał istnieć.

O Jerzym Ficowskim wiem wiele od dawna. Wiem, ile zrobił dla upowszechnienia wiedzy o Cyganach.  Mam w domu  jego książkę, znam piosenki, Ale nigdy, przez moment, nie przyszło mi do głowy, że był do tego stopnia szykanowany przez ludzi, dla których zrobił tak wiele. Nie wiedziałam też, a to bardzo mocno podkreśla film, że Romowie byli a może i są aż tak nieufni, tak bardzo zamknięci na sobie, niewpuszczający nikogo z zewnątrz, strzegący niczym skarbu własnej kultury i obyczajów.

Więc słowa podzięki i chwały autorom za przeogromną pracę jaką włożyli w realizację filmu. Za to, że film powstał w ich języku. Czterech aktorów nauczyło się przy okazji języka Romów. Temat jest  gorący, wszędzie w Europie, i nie wiem w jakim stopniu i czy uwrażliwi nas na trudny los tego narodu i kultury, ale zapełni ważną lukę.


 Dziś wybieram się jedynie na krótkie metraże łódzkiej filmówki, ale zapowiadają się interesująco…

2 komentarze:

  1. Holly, no to sie minelysmy na festiwalu :)
    Moze w przyszlym roku sie jakos umowimy i tam spotkamy? :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chyba siedziałyśmy oddalone od siebie o kilka rzędów! Umowa stoi-do przyszłego roku! Pozdrawiam:)

      Usuń