foto

foto

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Zobaczyć Niceę i…


Nie wiem, czy zdarzyło się już Wam odwiedzić miasto, w którym od pierwszych kilku minut poczuliście się naprawdę jak u siebie, nie wiedząc tak naprawdę czemu. Miasto Was zahipnotyzowało, oczarowało harmonią architektury, światłem, klimatem…Po raz pierwszy przydarzyło mi coś takiego wiele lat temu we włoskiej Sienie. Siedziałam wówczas na placu centralnym przez miejskim ratuszem, wyłożonym ceglaną kostką jak zaczarowana. Magii dopełniła sieneńska Pinakoteka. Po raz drugi, miałam takie samo uczucie przed kilkoma dniami w Nicei. Byłam tam po raz pierwszy, zaledwie kilka godzin, ale wystarczyły one, aby na stałe pozostawić we mnie ślad. Co mnie zauroczyło, spróbuję racjonalnie opisać.

Z dworca, ulica zmierzająca w stronę morza, dochodzi się do placu Messyna. Plac ma formę jakiegoś wielkiego kwadratu, harmonijnego prostokąta otoczonego ceglastymi kamienicami. Nad naszymi głowami na tle lekko zachmurzonego nieba rysują się postaci przypominające egipskich skrybów, figury biało-przezroczystych mężczyzn. Z czym się one kojarzą? Może ze starożytnym okresem historii miasta, przywiązaniem do historii, do sztuki. Są autorstwem Katalończyka, Jaume’a Plensy, symbolizują siedem kontynentów a ponoć jeszcze piękniej wyglądają w nocy, gdy nabierają kolorów. Ale nawet w dzień, na tle błękitnego nieba prezentują się niezwykle.



Po prawej stronie placu, w oddali rozpościerają się przed nami długie, pnące się do nieba rzeźby Veneta, Czyżbyśmy znaleźli się w Wersalu? Nie, okazuje się, ze ten już dziś światowej sławy artysta pochodzi z okolic Nicei, tu stawiał swoje pierwsze kroki jako rzeźbiarz. Kolejna jego prace, tym razem w porcie, ofiarowano miastu w 150 rocznice przyłączenia Nicei do Francji i inaugurowano w ubiegłym roku.
Gdy wchodzi się na starówkę, odnieść można wrażenie, ze jest się gdzieś na południu Włoch, ze względu na kolory tynków przechodzące z ciemnego brązu do jasnego beżu, zaświadczające o sabaudzkiej historii miasta. W oknach, niczym w Neapolu, suszy się bielizna, gdzie indziej ktoś ozdabia okna hodowlą kaktusów.



Ze wzgórza zamku roztacza się zapierający dech w piersiach widok na okolice. Przede wszystkim na słynną promenadę Anglików, na palmy i domy, przykryte dachówkami o ciepłych kolorach. Miasto tonie w zieleni i słońcu. Udało mi się dotrzeć do położonego w samym centrum Muzeum Sztuki Współczesnej, którego dziedziniec i kilka sal zadedykowanych zostało francuskiej towarzyszce życia Jeana Tinguely’ego Niki de Saint Phalle. Mamy więc na muzealnym podwórzu i jej cudownego smoka i kreaturę Caldera. Wewnątrz kilka sal z jej pracami oraz opowieść o niesfornej dziewczynie, wyrzucanej ze szkół za brak konformizmu. Muzeum jest przestronne, widne, mniej wymyślne architektonicznie niż londyńska Modern Tate. Z czegoś w rodzaju nowoczesnych flanków zbudowanych na dachu roztacza się widok na miasto. I na muzeum Matisse’a. Miasto miało szczęście do malarzy, kochali się w nim tacy jak Chagall (znajduje się tu największy na świecie zbiór jego prac), Renoir, Picasso, Bonnard. I jeszcze wielu, wielu innych…



Paryskocentrycznym i zadufanym w sobie mieszkańcom stolicy wydaje się, że poza ich miastem, niewiele jest miejsc wartych na świecie uwagi. Nicea jest świadectwem tego, że  bardzo się mylą...




11 komentarzy:

  1. Ten prostokątny plac ze zdjęcia - zadziwiająco piękny. Relacja zachęca mnie do zwiedzenia Muzeum Sztuki Współczesnej w N., choćby dlatego warto się wybrać po raz pierwszy. Też zdarzało mi się w nowym miejscu, czuć jak u siebie. W Lizbonie, w Wenecji - mimo wszechobecnych śladów niszczącego działania wody. Szkoda, że nie udało się sfotografować "świecących rzeźb".

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo sie ciesze, ze Tobie rowniez spodobala sie Nicea. Ja zakochalam sie w tym miescie od pierwszego wejrzenia i - podobnie jak Ty - od razu poczulam sie w nim jak w domu. Ciesza mnie nawet male rzeczy - bezszelestny tramwaj, zadbane wystawy sklepowe, targi staroci na placu Garibaldiego. Plac Massena uwazam za najpiekniejszy jaki w zyciu widzialam i potwierdzam, ze rzezby Jaume’a Plensy - autora "Nomada" z Antibes - robia jeszcze wieksze wrazenie noca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewo,
    Nicea jest chyba rzeczywiście wymarzonym miejscem na spędzenie wakacji. Polecam serdecznie. Wenecja jakos nigdy mnie nie oczarowała, ani chyba żadne in ne miasto we Włoszech, ale ta Siena…Lizbony natomiast zupełnie nie znam-czas się może wybrać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Katasiu,
    Pozostaje mi więc tylko powrócić na południe. Tramwaj jest rzeczywiście niezwykły, to jakieś kolejne po TGV francuskie cudo techniki! Dodam jeszcze jedno-zakochałam się w panoramicznym pociągu na trasie Nicea-Cannes. Jak w bajce!

    OdpowiedzUsuń
  5. O tak, na mnie Nicea np. zrobiła o wiele większe wrażenie niż Cannes, choć tak mało pamiętam i po 18 latach może spojrzałabym na oba miasta zupełnie nowymi oczami.
    A powiedz, czemu promenada Anglików nosi taką nazwę?

    OdpowiedzUsuń
  6. Co to jest 'panoramiczny pociąg'?.
    Wenecję zobaczyłam pierwszy raz gdy wiało i siąpiło. A mimo to marudziłam; Z. może zamieszkalibyśmy tu? A co robiłabyś tu ptaszyno, zapytał pragmatyczny Z. Szkoda, że tylko ja bywam irracjonalna. Ale lubię 'sieneńskie kolory' więc może się nawrócę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ewo,
    Pisząc o pociągu panoramicznym miałam na myśli te wożące turystów po Alpach szwajcarskich… ale w rzeczywistości jest to chyba zwykły pociąg podmiejski-Ter. Natomiast widoki są naprawdę nieziemskie! A może się mylę i akurat na tej najbardziej turystycznej linii we Francji puścili pociągi naprawdę ekskluzywne? Z wielkimi panoramicznymi szybami? W każdym bądź razie niewiele przypominają podparyskie RER…
    To, co piszesz o Wenecji to jest właśnie to…wjeżdżasz do miasta i mówisz sobie-tu chcę pozostać. A co mogłabyś robić? Na przykład pisać kryminały! Moja połówka pasjonuje się mieszkającą w Wenecji amerykańską autorką powieści z dreszczykiem Donną Leon, -stworzyła postać komisarza Brunettiego. Może ja znasz? Czego się nie robi, jeśli chce się zamieszkać w ulubionym miescie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Chihiro,
    Jak wieść niesie, Nicea była już na początku XIX wieku miejscem wczasowania się angielskiej burżuazji i to właśnie ona zainicjowała i sfinansowała ówczesną trasę spacerową. Stąd nazwa. Mam jednak wrażenie, ze popularność Nicei u Anglików nie ustaje, w Genewie miałam sąsiadów (on pracował swego czasu w RAF-ie), którzy tylko tam spędzali wakacje, w ośrodku dla angielskich wojskowych nad samym brzegiem morza.

    OdpowiedzUsuń
  9. szkoda, ze do Nicei od naszego wakacyjnego miejsca bedzie daleko. daleko -subiektywnie.bedziemy niedaleko Aix.
    za to na 100% pojedziemy do Marsylii.

    co do Sieny,to rozumiem Twoje odczucie. Siena jest taka, ze chce sie do niej wracac i duzo wieksze wrazenie na mnie zrobila niz Florencja.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie też urzekła Siena. Kiedyś, w czasach licealnych usnęłyśmy w Nicei z koleżanką na dworcu kolejowym. Obudził nas wielki pies policyjny...
    Holly, odkryłam Twoje miejsce niedawno, czytam bo lubię wracać do moich paryskich czasów - czarujesz pisząc:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ulotna Ago,
    Spojrzałam na Twój profil i okryłam, ze mamy ze sobą sporo wspólnego-mnie również fascynują Indie, mimo, iż nigdy jeszcze w nich nie byłam...Moze te klimaty sieneńskie i indyjskie sa podobne?

    OdpowiedzUsuń