foto

foto

wtorek, 5 lutego 2013

Johann Georg Pinsel-Michał Anioł XVIII-wiecznej Galicji


Są artyści, o których geniuszu dowiadujemy się dopiero po wielu, wielu latach, a  nawet wiekach. Tak jest w przypadku Johanna Georga Pinsela, rzeźbiarza baroku, który całe swoje twórcze życie związał z małymi miejscowościami okolic Lwowa, z należącą wówczas do Polski Galicją. Niezwykłą wystawę jego prac udało się zorganizować w Luwrze.

Gdy wchodzi się do sali Luwru nazywanej kaplicą przeżywa się szok. Po prawej stronie, na ścianie, wisi wielki Chrystus wyrzeźbiony w drewnie pokryty złotą polichromią. Otaczają go dwa anioły, dziewica i Sw. Jan, a na zewnątrz- dwie grupy przedstawiające Abrahama poświęcającego swego syna Izaaka oraz Samsona zabijającego Lwa. Rzeźby pochodzą z okresu późnego baroku,  poraża pięknem ekspresja rzeźbionych twarzy i maestria z jaką zostały wyrzeźbione postaci, wręcz tańczące lekkością, w arcydelikatnych, jakby zatrzymanych w ruchu szatach, o oryginalnych « kubistycznych » formach. 

Natychmiast przychodzi nam na myśl, że te rzeźby musiały być fragmentem jakiegoś większego zespołu i tak naprawdę jest, gdyż na zdjęciu umieszczonym tuż obok, można zobaczyć ołtarz kościoła katolickiego w  Hodowicy z 1937 roku. Przerażające jest natomiast zdjęcie ruin tego kościoła dziś. A nam uświadamia, jak potwornych zniszczeń dokonano na Kresach, na ziemiach zabranych Polsce po wojnie.



Kim był autor tych rzeźb, Johann Georg Pinsel? Wiemy o nim niewiele, nie znamy ani dokładnej daty jego urodzenia ani daty śmierci. Wiadomo, że ożenił się w kościele w Buczaczu oraz tam prawdopodobnie zmarł. Do Galicji, na swój „dwór” sprowadził go prawdopodobnie jeden z najsłynniejszych i najbogatszych kresowych starostów –Mikołaj Bazyli Potocki, który przeszedł do historii jako niesłychany zawadiaka, hulak, rozpustnik a nawet, jako najokrutniejszy człowiek „na Rusi”. Rozpisywali się na jego temat Julian Ursyn Niemcewicz, Seweryn Goszczyński, Henryk Rzewuski w Pamiątkach Soplicy i jeszcze wielu innych. Był on właścicielem majątków Złoty Potok, Horodenka, Buczacz i Gołogóry. Bardzo bogatych majątków, bo ziemia w okolicy była nadzwyczaj płodna.

Galicja na początku XVIII wieku była obszarem wciśniętym między ortodoksyjną Rosję na północy i muzułmańsko-ortodoksyjną Rumunię należącą do Imperium Osmańskiego na południu. Wiary katolickiej, nadszarpniętej szalejącą po całej XVII-wiecznej Europie reformą, należało bronić za wszelką cenę. I właśnie ten rozbójnik i awanturnik, który, jak krążą legendy, zabił własnymi rękoma 40 ludzi, staje się w Galicji wielkim orędownikiem i mecenasem sztuki i katolicyzmu (zanim nie przeszedł, pod koniec życia, na greko -katolicyzm). Nie wiadomo, czy był  człowiekiem głęboko wierzącym, czy też raczej bał się piekła, ale w przeciągu całego swojego życia kazał wybudować, albo sfinansował budowę niejednego kościoła na Podolu: kościół w Horodence, konwikt dominikanów w Podkamieniu, zespół cerkiewno-klasztorny w Poczajowie. Jego rzeźby zdobiły również przed wojną ratusz w Buczaczu. Dla swoich współczesnych, „oświeconych”, Mikołaj Bazyli Potocki utożsamiał obskurantyzm i wszystkie wady tradycyjnego sarmatyzmu, mimo, że nikt nie odmawia mu wielkich zasług. Oczkiem w głowie starosty kaniowskiego był Buczacz, tam mieściła się jego siedziba, zamek, i gdzie zaprosił do pracy niezwykle zdolnego architekta Meretyna i rzeźbarza, Johanna Georga Pinsela. Buczacz to przeurocze miasteczko malowniczo położone w jarze podolskim nad rzeką Strypą. Przez wieki była to też katolicka twierdza, która powstrzymywała napady Kozaków, Tatarów i Turków. Właśnie w Buczaczu Pinsel miał swoją pracownię.



Rzeźby Pinsela, zdobiące kościoły wybudowane przez starostę kaniowskiego przetrwały w doskonałym stanie do września 1939 roku. Nie zostały zniszczone podczas działań wojennych, ale do ich stopniowej degradacji przyczyniły się władze radzieckie. W kościołach organizowano magazyny, na przykład nawozów chemicznych, które nieodwracalnie niszczyły freski. Wykradano rzeźby a drewniane polichromowane prace Pinsela używano do palenia w piecu. To była świadoma polityka zniszczenia religijnego dziedzictwa kulturowego na tych ziemiach, zwłaszcza, że Polaków, którzy mogliby stanąć w jego obronie, już tam wówczas nie było.

Na szczęście pojawił się mąż opatrznościowy, dyrektor muzeum Sztuk Pięknych we Lwowie, Borys Woznicki, który przez pięćdziesiąt lat starał się ocalić to, co było jeszcze do ocalenia, wywożąc rzeźby z kościołów, odkupując je od handlarzy, wyszukując je na cmentarzach, gdzie były wykorzystywane jako płyty nagrobne.



W znakomitym wywiadzie opublikowanym w katalogu wystawy z Borysem Woznickim, dowiadujemy się w jaki sposób udało mu się ocalić prace Pinsela. Gdy rozpoczął w latach 60-tych ubiegłego wieku pracę w Muzeum Sztuki ukraińskiej we Lwowie, była to instytucja podejrzana dla władz radzieckich. Podejrzana o nacjonalizm. Woznicki tymczasem zdał sobie sprawę, że tysiące dzieł sztuki, uważanej za niebezpieczną z punktu widzenia ideologicznego zostało skonfiskowanych, zniszczonych lub spalonych. Większość Polaków, którzy do 1945 roku zamieszali te ziemie, wyjechało. W byłej Galicji wschodniej znajdowało się około 500 kościołów rzymsko-katolickich, ale w okresie władzy radzieckiej, tylko cztery służyły za miejsca kultu. Zamknięto 1300 miejsc w których odprawiano nabożeństwa, w tym 800 kościoły greckokatolickie. Większość z nich została zamieniona na magazyny. Organizował więc ekspedycje z grupą kolegów z muzeum Sztuki ukraińskiej. Pierwsza wyprawa odbyła się do kościoła w Hodowicy, zaledwie kilka kilometrów od Lwowa. Uratował wówczas stamtąd rzeźbę „ Abraham poświęcający Izaaka i Samsona. „Włożyliśmy rzeźby do samochodu, i odjechaliśmy”. Jak wspomina „nie zdawałem sobie jednak wówczas sprawy, że należało zabrać wszystko”. Gdy kilka lat później przyjechał do kościoła w Hodowicy, rzeźby leżały na ziemi, a niektóre były już częściowo spalone. „Wówczas zrozumiałem, że aby je uratować, muszę zabierać wszystko”. Większość ekspedycji odbyła się w latach 60-tych i 70-tych. W latach 80-tych sytuacja się zmieniła, władze stały się bardziej świadome, że jest to dziedzictwo, które należy chronić.

Przez pięćdziesiąt lat Borys Woznicki przemierzał cmentarze, kaplice i kościoły w poszukiwaniu dzieł sztuki religijnej, będącej przedmiotem świadomej i systematycznej polityki destrukcji. Z czasem pojawił się pomysł utworzenia muzeum Johana Pinsela we Lwowie. W wywiadzie wspomina jak do tego doszło. Otóż w latach panowania władzy radzieckiej inteligencja lwowska była zdania, że aby zabezpieczyć kościoły, należy je przekształcić w muzea. Powstało nawet w jednym z kościołów muzeum ateizmu. W którymś momencie, Muzeum Sztuki we Lwowie, której dyrektorem był Woznicki sprawowało pieczę nad dziesięcioma kościołami katolickimi. Jednym z nich był kościół Klarysek w którym w 1996 roku zorganizowano muzeum Pinsela. Pierwsza wystawa jego dzieł pokazywana była m. in. w 1990 roku w Polsce, w Warszawie.

Minęło 20 lat, „mistrz” Pinsel stał się Johannem, Georgiem Pinselem. Ukoronowaniem pięćdziesięciu lat pracy Borysu Woznickiego miała być wystawa w Luwrze, los chciał, że człowiek, który uratował dzieła Pinsela zginął w ubiegłym roku w wypadku samochodowym. Może dlatego katalog został opracowany m.in. przez Jana K. Ostrowskiego, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i dyrektora Muzeum na Wawelu.

Wystawa w Luwrze poświęcona Pinselowi pozwala nam również odkryć cały świat rzeźby tzw. szkoły lwowskiej. Bo Pinsel wykształcił ok. czterdziestu uczniów i nie był jedynym rzeźbiarzem Galicji XVIII wieku. Jak napisał jeden z krytyków „mamy ochotę przyjrzeć się sztuce tego miasta jeszcze bliżej, jego muzeom i wszystkiemu temu, co udało się uratować z czterdziestu lat komunizmu.
Wystawa trwa do 25 lutego. Jeszcze trzy tygodnie na obejrzenie prac tego niezwykłego galicyjskiego artysty.  To takie piękne małe polonicum do zobaczenia w Luwrze.

Oto film zarejestrowany podczas wernisażu tej wystawy w Luwrze:

10 komentarzy:

  1. Fascynująca opowieść. I (niestety) kolejny przyczynek do rozważań o okrucieństwach wojen i bezmyślności satrapów.
    Te rzeźby są niewiarygodnie piękne, aż wierzyć się nie chce. Bardzo mnie to podekscytowało.
    Po raz kolejny wielkie dzięki, tropicielko!

    OdpowiedzUsuń

  2. Ewo,
    Poszłam po tropie Galicji w opisie wystawy i... oniemiałam po wejściu do sali wystawowej. Rzeczywiście, jak piszesz, te rzeźby zachwycają. Byłam już je oglądać dwukrotnie i każdym razem widziałam tłumy zwiedzających, mimo, iż trzeba się wdrapać do kaplicy wysoko po schodach! Niezwykła historia starosty kaniowskiego a jeszcze ciekawsza, ratowania rzeźb Pinsela. Jest to niewielka rozmiarem, ale przepiękna wystawa...

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo dziękuję za relację, z wielką przyjemnością czytałam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pasjonująca historia i taka nieznana... Spróbuję się może tam wybrać w najbliższy weekend, bo mnie bardzo zaintrygowałaś...
    Pozdrawiam serdecznie
    Nika

    OdpowiedzUsuń

  5. Jak będziesz w Paryżu, to koniecznie daj znać, wybierzemy się do bukinistów nad Sekwanę. Tam spędzam najczęściej niedzielne popołudnia...Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz zobaczylam twoj powyzszy wpis, no ale dzis bylam na chinskim pochodzie noworocznym (zdjecia i krotki wpis juz u mnie). Weszlam tu do ciebie teraz, bo chcialam napisac, ze dzis w poludnie widzialam te wystawę (zabralam tez mlodsze dziecko i dawno niewidziana kolezanke). Niewielka (wystawa, nie kolezanka), ale robi ogromne wrazenie. Szczegolnie zachwycilam sie sciana po prawej stronie.
      A zwrocilas moze uwage jakie on im robil nosy? Takie jakies orle, szpiczaste. Wlasciwie wszystkie figury mialy takie nosy. Moze to byl jakis jego znak rozpoznawczy.?
      Natomiast zdjecia tuz na prawo od wejscia sa przerazajace, oltarz w 1939 i stan kosciola z 2009! Horror.
      W kazdym razie gdyby nie twoj wpis, to pewnie bym nie zwrocila uwagi na te wystawe (raczej na pewno nie). Dlatego bardzo ci za podrzucenie wyczerpujacych informacji , dziekuje.
      Dzieki za propozycje wybrania sie nad Sekwane, pewnie na wiosne skorzystam. Gdy jestem w Paryzu, to planing mam napiety, bo dzieci, maz, zaleglosci towarzyskie.Najblizse tygodnie jestem tez troche tu, potem Polska i u siebie na wsi na poludniu. Ale u bukinistow dawno nie bylam, wiec moze poprosze cie kiedys o zabawienie sie w cicerone... Jak znajde taki moment, to uprzedze odpowiednio wczesniej i jesli akurat bedziesz wolna, to pobuszujemy w ksiazkach...
      Pozdrawiam i ide juz spac, bo jutro wstaje o 5h30...

      Usuń

    2. Cieszę się, że się nie zawiodłaś! Będzie mi oczywiście bardzo miło pospacerować z Tobą nad Sekwaną na wiosnę. Czekam więc na wiadomość.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Holly, dzięki za kolejny świetny wpis, który jest kopalnią wiedzy. To znakomita i ważna wystawa, więc cieszę się, że na nią trafiłam wędrując w grudniu po Luwrze. Uduchowiona ekspresja i dramatyzm przedstawień Pinsela zapierają dech i budzą podziw dla mistrzostwa warsztatu. Odczułam coś na kształt dumy, że takie arcydzieła powstawały na terenie dawnej Rzeczpospolitej, choć nie jestem pewna, czy do wszystkich zwiedzających to dotarło... Równocześnie ekspozycja przypomina kolejny obrzydliwy wymiar komunizmu w naszej części Europy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bee,
    Oglądałam tę wystawę w ostatnią niedzielę ze znajomą i uznała, że jednak. jeśli ktoś przyjrzy się mapom, to dostrzeże, że te perełki powstały na terenach dawnej Rzeczpospolitej. Pozostaje już tylko wybrać się do Lwowa i okolic i zobaczyć to wszystko na własne oczy. Jedziemy? Ja już mam plan na kwiecień...

    OdpowiedzUsuń