foto

foto

środa, 18 maja 2011

Pan-pomyłka Iriny Brook

Właściwie tak do końca to nie wiem, w jaki sposób mogłam uwierzyć, że z „Piotrusia Pana” można zrobić spektakl dla dorosłych . Chyba zawierzyłam Irinie Brook, że z tej znanej nam wszystkim opowieści można stworzyć piękną inscenizację, jeśli tylko wykroczy się poza ramy, jakie narzucił temu tekstowi Disney. Nie udało się. Spektakl, który reżyserka nazwala „Pan” od greckiego bożka lasu” jest pomyłką, do tego nudną i długą mimo, iż nie można mu odmówić piękna oświetlenia i świetnej, granej na scenie muzyki, kostiumów i talentów akrobatycznych aktorów. Tekst sztuki pozostaje jednak miałki, historia pourywana i niezrozumiała a magia?

Z ostatniego nowojorskiego tournée Irina Brook przywiozła fascynację musicalem i jej paryski Piotruś Pan jest takim na wpół-musicalem a na wpół teatrem. Pamiętam przedstawienie Króla Lwa w nowojorskich teatrze na Broadwayu. Oszałamiał, zatrzymywał niektórymi scenami dech w piersiach, ale z Disneya pozostała świetnie nam znana muzyka, -znakomite glosy aktorów i wreszcie cala masa efektów scenicznych-miało się wrażenie, że jest się w Afryce…

Irina Brook nie miała prawdopodobnie takich ogromnych środków, aby zrobić naprawdę oszałamiającą scenografie i kostiumy, wyrzuciła muzykę Disneya, pozostawiła tekst i aktorów, którzy są bardziej akrobatami, niż fachowcami w sztuce scenicznej. Piękna jest muzyka Sadie Jammett, ale jakoś nie klei się do przedstawienia.

Największą silą Iriny Brook była umiejętność wplecenia w stary tekst, albo dziejący się w przeszłości - odwołań do teraźniejszości. Nigdy nie zapomnę genialnego Romea i Julii, którego akcja rozgrywała się na paryskich przedmieściach, gdzie dwie bandy walczyły miedzy sobą, urzekała muzyka, rap, break danse…Innym spektaklem była współczesna, ale dziejąca się bodajże w międzywojennej Irlandii historia czterech sióstr, nostalgiczna, sentymentalna, wzruszająca, czechowowska…o niespełnionej miłości, o marzeniach, o życiu, które nigdy nie jest takie, jak by się chciało, ażeby było.

Czy wreszcie ostatni spektakl czyli Don Kichot…dwóch nowojorskich bezdomnych, którzy wyruszają do Hollywoodu pchając przed sobą wózek z supermarketu. Spektakl o ludziach, którzy żyją iluzjami, w świecie, który nie istnieje, ale tylko to, daje im każdego dnia wiarę, że jednak chyba warto…

Piotruś Pan był na pewno pięknym tekstem i z pewnością cieszył się dużą popularnością wśród dzieci na początku ubiegłego wieku. W wiktoriańskiej Anglii gdzie , jak sadzę, dzieciństwo kończyło się bardzo wcześnie, marzenie o tym, żeby nigdy nie dorosnąć musiało być niezwykle silne, tak samo jak marzenie o tym , żeby fruwać, żeby wznieść się ponad podłą rzeczywistość. Piotruś Pan pozwalał marzyc.

Irina Brook, w kilku wywiadach udzielonych prasie francuskiej, przyznała się, ze pomysł na ten spektakl tkwił w niej od dawna, od dzieciństwa, gdy w którymś z teatrów londyńskich zobaczyła po raz pierwszy Piotrusia Pana…

Ale ten mityczny już dziś tekst nie przeszedł próby czasu, prześcignęły go historie o Harry Potterze i wielu innych bohaterach, które w tej chwili bardziej przemawiają do dzieci i młodzieży.
A może to jej nie udało się tego tekstu unowocześnić, przenieść na scenę. Uderzają fatalne dialogi, źle napisane, źle mówione i recytowane. Nie chodzi już nawet o to, że prawie cały zespól składa się z aktorów, którzy po raz pierwszy występują na scenie i do tego nie znają francuskiego. W tym przedstawieniu po prostu nie ma historii. Albo historia jest tak miałka i nieczytelna, że nas nie przekonuje.

Aktorzy, to nie dzieci, ale przebrani za dzieci dorośli-gorzej, którzy skrzeczą i piszczą, starając się je naśladować. Wendy ma grubo po trzydziestce, a chłopcy na „zagubionej wyspie”-rożnie, ale bynajmniej nie jest to dzieciarnia, ale raczej rodzaj przytułku dla dorosłych, nieprzystosowanych do życia-i co robi wśród nich Wendy?…

Irina Brook twierdzi, że zrobiła spektakl dla dorosłych, nie dla dzieci, o czym świadczy fakt, ze grany jest o 20.30 a ona sama dzieciom ten spektakl odradza. Ale dorośli na ten spektakl nie przyjdą, a jeśli przyjdą, to wynudzą się tak jak ja.

Ostatni Piotruś Pan z Neverlandu, którym był chyba w dużym stopniu Micheal Jackson nie żyje. Okazuje się, ze nie zawsze udaje się odkurzyć tekst dla dzieci sprzed stu lat, jeszcze trudniej go sprzedać jako tekst dla dorosłych, ale chyba najtrudniej zrobić teatralną adaptację disnejowskiej produkcji.

„Pana” Iriny Brook określiłabym mianem laboratorium teatralnego. Myślę, że wiem, jakie były jej intencje. Dobierając aktorów ze wszystkich możliwych światów i języków, chciała stworzyć tygiel kulturowy, skupić się na kolorowej, energizującej inscenizacji niż na tekście. I to jej się chyba udało.

8 komentarzy:

  1. Myślę, że sam tekst nie zestarzał się. Co więcej, jest dziś aktualny bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Sztuki Iriny Brook, które opisujesz, brzmią fascynująco, właśnie przez to uwspółcześnienie. Gdyby może poszła bardziej w tym kierunku, jako postaci wzięła dwudziestokilkuletnich Włochów i Francuzów, o których mówi się, że są najbardziej dziecinni nie niedorośli w Europie (uproszczenie, odwołuję się do tego, że najdłużej chyba ze wszystkich europejskich nacji mieszkają z rodzicami, szczególnie mężczyźni, i unikają "dorosłej" odpowiedzialności w postaci obowiązków codziennych; przychodzi mi tu na myśl film "Tanguy") być może ta sztuka miałaby inny, ciekawszy wymiar.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś z tego co mówi Chihiro jest na rzeczy, tylko ja podniosłabym wiek. I nie tylko wyszczególnione wyżej państwa znają ten problem.
    Cóż, szkoda ze spektaklu wyszła 'wielka kiszka'. Dobrze, że chociaż wizualnie i muzycznie nie brzydko. Eh...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chihiro,

    Pewnie masz racje, ze tekst się nie zestarzał, żaden tekst się nie starzeje…to wszystko zależy od tego, co się z tym tekstem robi…akurat Irina Brook była w tym mistrzynią. Nie wiem, co nie wyszło, ale w jednym z wywiadów wspomina, ze Piotruś wraca, taki sam nie zmieniony do Wendy, ale widzi przed sobą już dojrzała, po trzydziestu latach nie widzenia się kobietę…i odlatuje z jej córka. Przedstawienie samo w sobie jest piękne, są to po prostu piękne obrazy, cos w rodzaju Cyrku Slonca czy tez Eloize-jeśli któryś z nich widziałaś. Myślę, ze w tym co robi ewoluuje w stronę bardziej spektaklu cyrkowego (zatrudniła prawie samych akrobatów i muzyków) niż w stronę teatru słowa, Czemu nie…ale tradycja inscenizacji jest bardziej bliska kulturze anglosaksońskiej niż francuskiej…może stad pustki na widowni? Nie wiem…

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj rzeczywiście ech, bo czekałam na ten spektakl chyba od kilku miesięcy, śledziłam na facebooku wszystkie nowości związane z pracą nad przedstawieniem, oglądałam zdjęcia z prób i cieszyłam się, że zobaczę cos genialnego…Ale, ale…od 19 maja grany jest w tym samym teatrze drugi, starszy spektakl Iriny Brook „Czekajac na sen” na podstawie snu nocy letniej…pozostala wiec nadzieja…

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, ze Pan tak bardzo sie nie udal. Zwlaszcza ze, jak mowi Chihiro, Piotrusiow Panow jest teraz pewnie wiecej niz kiedykolwiek wczesniej.
    Pamietam jak wyplakalam sie na Krolu Lwie w paryskim Mogadorze - naprawde bardzo mi sie podobal ten spektakl, byla w nim magia, o ktorej piszesz, ze u Brook jej zabraklo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam się na teatrze, żeby stwierdzić, czy tradycja inscenizacji bliższa jest kulturze anglosaksońskiej niż francuskiej, ale możesz mieć rację. Teatrów cyrkowych raczej nie lubię, Cirque Soleil widziałam tylko fragmenty, kiedyś na youtube, ale nie zachwycają mnie takie przedstawienia, dlatego na żywo bym się nie wybrała. Ostatnio fascynuje mnie teatr taneczny, nowoczesny balet i wszelkie przedstawienia bez słów (ale nie cyrkowe i akrobatyczne, właśnie taneczne).

    OdpowiedzUsuń
  7. My bylismy na Cirque du Soleil w Nicei i tez odkrylam, ze tego typu spektakle raczej mnie nie interesuja - juz nic z niego nie pamietam, nie wzbudzil we mnie zadnych zywszych emocji.
    Za to podczas "Krola Lwa", kiedy tylko zobaczylam wchodzace na scene "dzikie zwierzeta", czulam sie, jakbym znow byla dzieckiem, to bylo naprawde "to".
    Chetnie zobaczylabym inscenizacje "Piotrusia Pana" (choc chyba nigdy nie przeczytalam ksiazki w calosci - wstyd!), ktora wzbudzilaby we mnie te same uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja tak trochę z innej beczki - czy jest jakieś określenie na dziewczynki, które chcą zostać Piotrusiami Panami? ;)

    OdpowiedzUsuń