foto

foto

niedziela, 28 sierpnia 2011

Kulturalna Warszawa

Zjeżdżając do Warszawy, czuję się już w niej raczej jak turystka. "Moje miasto", porzucone przed laty, właściwie już nie istnieje. Gdy kiedyś zdarzyło mi się poprosić kierowcę taksówki, aby zawiózł mnie do kina Moskwa, odwrócił się powoli i spojrzał na mnie, jak na wariata! Nie ma już niestety kina Moskwa, wyrósł na jego miejscu jakiś dziwny twór, który zwie się chyba Multiplex...Kiedyś grali w nim tylko filmy rosyjskie, teraz-dla odmiany-tylko amerykańskie.
Więc już tego nie robię, to znaczy nie mylę ulic. Staram się zapamiętać nowe nazwy  i nie nazywać placu Bankowego placem Dzierżyńskiego.
Za każdym razem uczę się Warszawy od nowa. A zmienia się z roku na rok. Pyszni się, bogaci, nabiera elegancji, rośnie! Całe miasto spowijają jakieś węzły, estakady (modne słowo), drogi szybkiego ruchu. Wszędzie dźwigi, koparki. To już nie miasto, ale jakiś gigantyczny plac budowy!

Z lotniska trafiłam z krótką wizytą na Ursynów. Z mocno zabudowanego, ściśniętego i zagęszczonego mieszkańcami Paryża, znalezienie się na warszawskim Ursynowie wywołuje szok. Widno, przestrzennie i jakoś tak pusto! Koło mnie śmigają na rowerach młodzi Ursynowianie, zgrabnie ubrane rodzinki, w przepisowych sportowych strojach. Przejeżdżamy przez jedną z głównych arterii Ursynowa. Same sklepy, banki, punkty usługowe, apteki. Nie widzę ani jednej księgarni, galerii sztuki, choćby najmniejszego teatrzyku…

Na stronie informującej o wydarzeniach kulturalnych stolicy (nic się nie dzieje, ale może to dlatego, że lato)wynajduję informacje o „Sztuko-braniu”, targach sztuki, na których młodzi artyści będą wystawiać i sprzedawać swoje prace. I tak w niedzielny poranek trafiam (ze sporą determinacją, tak źle jest oznaczone wejście) do kawiarni „Kulturalna” Kilkunastu młodych artystów rozłożyło swoje prace w foyer Teatru Dramatycznego. Trochę malarstwa, sporo biżuterii i ceramiki. Przyznam szczerze, że spaceruję, oglądam, ale jestem dość rozczarowana. Nic nie porywa, atmosfera dość senna, mało gości, ale i mało wystawców. A nawet Ci, którzy są, jakoś nie bardzo interesują się oglądającymi. Moje zainteresowanie wzbudzają dopiero grafiki i jak się później okazało, monotypie młodej absolwentki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, Aleksandry Stepień. U niej znajduję najciekawsze, moim zdaniem, prace na tym młodym przeglądzie.



Aleksandra Stępień "Kochać"

Może poza fantastyczną biżuterią zrobioną ze starej ceramiki. Wyobraźcie sobie komunistyczne, potwornie brzydkie, kamionkowe, stołówkowe talerze z niebieskim paskiem przerobione na biżuterię. Czy te prace da się nosić, to inna kwestia, co oczywiście nie umniejsza mojego dobrego zdania o kreatywności artystki.

Trochę rozczarowana, (ale jednak z kilkoma pracami pod pachą) człapię przez miasto na Powiśle. To bardzo niedaleko. Tylko 15-20 minut, aby dostać się do książkowego raju, do „Czułego barbarzyńcy”. Księgarnia ta, może jako jedna z bardzo niewielu tego rodzaju instytucji, jest otwarta nie tylko w niedziele, ale nawet 15 sierpnia, w wielkie kościelne święto. Schodzę Świętokrzyską powoli na Powiśle.

Od tych kilku dni, odkąd jestem w Warszawie, mam wrażenie, że tym razem jakoś w tym mieście nie potrafię się odnaleźć. W domach, które odwiedzam włączony jest non stop TVN biznes albo 24. Słyszę do znudzenia: akcje, obligacje, giełda, drogi frank, inwestycje, kredyty, najem, własność. Osaczają nas powtarzające się w kółko te same słowa. Znajomi narzekają na drogiego franka, na giełdę, na straty. Kościół, polityka, dorabianie się...nie ma na nic czasu. Dochodzę do księgarni na Dobrej.

Spojrzenie na ladę, zamieniam kilka słów z przesympatycznym księgarzem i zaczynam przekopywać moje ulubione półki. W międzyczasie podsuwa mi kilka ostatnio wydanych książek związanych z Francją i Paryżem. Nie ma tego wiele. Nieśmiertelne rysunki Sempego wydane pod tytułem „Paryż”, przezabawne „Niebezpieczeństwa onanizmu” napisane na podstawie świadectw młodych Paryżan w 1805 roku, dowcipną „Sztukę pierdzenia” –esej(!)teoriozoficzny i metodyczny, który bawił XVIII-wieczne paryskie salony, bardzo erotyczną powieść Gillaume’a Appolinaire’a „ Jedenaście tysięcy pałek czyli miłostki pewnego hospodara” o przygodach rumuńskiego arystokraty, który przyjeżdża do Paryża szukać tu rozrywek i co tu dużo mówić, bierze udział w orgiach, oraz „Paryż ze złota” Leo Lipskiego-zbiór tekstów polskiego emigracyjnego pisarza powstały podczas pobytu w Paryżu.

Biorę wszystko, nie wybrzydzam! Przeglądając książki o onanizmie i sztuce pierdzenia, do których przedmowę napisał sławny Krzysztof Rutkowski dyskutujemy z księgarzem o Wokulskim w Paryżu, o innych książkach tego autora. Nie, nie ma tłumów kupujących książki, mamy czas. Przerywają nam jedynie co kilka minut ludzie wchodzący do księgarni i zadający to samo pytanie…”Czy można tu skorzystać z toalety”? „Proszę nie wierzyć - mówi zażenowany księgarz-że z czytelnictwem w Polsce jest aż tak dobrze. Żeby czytali chociaż jedną książkę, chociaż jedną jedyną książkę rocznie”… mówi. Wychodzę z „Czułego barbarzyńcy” z lekturami pod pachą, które wystarczą mi nawet, jeśli nadejdzie w Paryzu bardzo słotna jesień.

A Warszawa? Może kiedyś, gdy się ludzie już dorobią, pobudują, wzbogacą, to zaczną przychodzić do „Czułego barbarzyńcy” już nie tylko do toalety. Może w telewizji nie będzie się mówić tylko o drogim franku i kredytach. Może literatura, która pomaga żyć, zastąpi kiedyś kościelne kazanie…Może udział w kulturze, a nie nowy telewizor, będą znow świadczyły o społecznym awansie, Może…

W księgarni na placu Narutowicza szukałam słowników francuskich, bo moje już troszkę zwietrzałe. Nie było. „Proszę Pani, w Polsce nikt się już nie uczy francuskiego, teraz moda na hiszpański. Wie Pani ilu teraz, z powodu kryzysu, mamy lektorów „native” ?”.
I powrót. We wrześniu, w Paryżu, ma się ukazać około sześciuset nowości literackich. A w Warszawie?
Wiem, ze jestem niesprawiedliwa, bo lato, bo wszyscy na wakacjach...Obym się więc myliła! Sprawdzę w październiku!

23 komentarze:

  1. Ależ powiało smutkiem. Czasem faktycznie możemy się jawić jako nieczuli barbarzyńcy. Choć przestrzeni, wszelkiej, jest u nas sporo - nie tylko na Ursynowie. Nasz młoda demokracja wciąż 'na dorobku', trochę pogubiliśmy priorytety. Żyje się nielekko, z podskórnym strachem o jutro - w jazgocie boksujących się 'sfer rządzących'. Większość z nas na szczęście robi swoje i może niebawem, usiądzie z książką - dla odpoczynku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy28.8.11

    Zapraszam do Krakowa, albo chociaż do Wrocławia. Rozmowy o literaturze w księgarniach, tanie i zapomniane książki, ciekawe wystawy, klimatyczne kawiarnie - takie zjawiska to tam, nie w Stolicy:)) która, fakt, jest specyficzna..

    Ale uprzedzam, chińskie wycieczki są wszędzie! ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewo,
    Nie smutkiem, ale zgrozą! Byłam też na warszawskiej Pradze, bo sporo się naczytałam, że to nowa, artystyczna przystań...W Fabryce Trzciny (w której niegdyś byłam na przedstawieniu teatralnym) drogę zagrodził mi szlaban. "Proszę Pani-klub już od dwóch lat zamknięty. Głośno było ostatnio o Centrum Kultury w byłej fabryce wódki Koneser...drzwi zamknięte na cztery spusty. Możecie Państwo zwiedzić, ale Centrum jest zamknięte...
    Piszesz, ze usiądzie z książką, dla odpoczynku? Boję się, że skarłowaciejemy, ze coś się zagubiło i nie da się już tego odtworzyć. Ale może to specyfika Warszawy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Lafle,
    Dziękuję serdecznie za zaproszenie...na pewno skorzystam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutno, że masz takie doświadczenia z Warszawy. Z czasów, gdy chadzałam do Czułego Barbarzyńcy, ludzie spotykali się tam albo po pracy albo w weekend, szczególnie jesienią i zimą. Więc albo to sprawa wakacji albo coś zmieniło na gorsze. Ostatnio spacerowałam ul. Foskal, gdzie od wieków była księgarnia PIW-u. Patrzę, a tam stoliki w środku i restauracja, a pod ścianami patrzą na to, książki, zamknięte w szklanych gablotach.
    Rzeczywiście Warszawa jest specyficzna, ale ktoś ją tworzy, przecież osiadają w Wwie Wrocławianie, Krakowianie i inni przybysze. Czy jak już zamieszkają w stolicy zapominają, jak żyli wcześniej? Zawsze zadaję sobie to pytanie, gdy zaczyna się narzekanie na Warszawę. Tak z czystej chęci poznania, jak to się dzieje, że tej kultury brak ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Holly, moze rzeczywiscie trafilas do Warszawy w zlym momencie. Trudno mi uwierzyc, ze jest az tak zle. Powstaje coraz wiecej nowych teatrow, nagrod literackich, sa mlodzi ciekawi pisarze, ktorzy mieszkaja i tworza w Warszawie, wiec widac pewne kulturalne ozywienie - moze po prostu na razie tylko na pismie, nie na ulicach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Diuku,
    Źle mnie zrozumiałaś, o „Czułym barbarzyńcy” nie mogę powiedzieć złego słowa, to jedna z niewielu kulturalnych oaz w Warszawie i w dalszym ciągu przychodzą tam ludzie, aby spotkać się przy kawie i dowiedzieć czegoś o nowościach wydawniczych. To naprawdę cudowne miejsce!
    Oburza mnie natomiast m.in. niszczenie naszego warszawskiego dziedzictwa kulturowego, czego przykładem może być księgarnia PIW-u. Przecież to straszne, zamienić słynną księgarenkę, kawał naszej historii w kolejną restaurację! A może być to tylko przykładem na to, jak traktowana jest w tym mieście kultura…Miasto się pięknie buduje. Widziałam pokaz fontann na Powiślu, nowy stadion, ale odnoszę wrażenie, że miasto traci tę cieniutką tkankę stanowiącą o klimacie miasta. Ale może Warszawa stanie się centrum biznesu, giełdy i konsumpcji a stolicami kulturalnymi będą takie miasta jak Kraków czy Wrocław? Chyba już dziś tak jest…

    OdpowiedzUsuń
  8. Katasiu,
    To, że trafiłam w złym momencie, to pewne! Piszesz, że powstają nowe teatry? Krystynie Jandzie zawdzięczamy bardzo wiele, dzięki jej heroicznej pracy wyremontowano dwa stare warszawskie kina, Polonię i Ochotę i zamieniono je na teatry… Emilian Kamiński pięknie odnowił „Kamienicę”, ale nie odnoszę wrażenia, że w sprzyjaniu wszelkiego rodzaju inicjatywom kulturalnym miasto jest jakoś szczególnie aktywne…Czy to normalne, że w stolicy Polski, w żadnym kinie nie jest grany żaden polski film, a jedynie amerykańskie horrory i westerny? Że absolutnie wszystkim rządzi już tylko rynek?

    OdpowiedzUsuń
  9. Przypomnialo mi sie, co moj maz powiedzial po krotkim pobycie w Rosji - na lotnisku w Moskwie nie mogl znalezc ani jednej ksiegarni. To dopiero smutne!

    OdpowiedzUsuń
  10. Katasiu,
    Jestem ogromnie ciekawa jak jest gdzie indziej. Czy wszędzie, w krajach młodych demokracji zachłyśnięcie się wolnym rynkiem i konsumpcją oznacza spadek zainteresowania wartościami kulturalnymi? Ale moim zdaniem, jest to sprawa odpowiedniej polityki państwa czy tez miasta. Nie wolno puścić wszystkiego na całkowity samopas. We Francji, i sama o tym dobrze wiesz, inicjatorami i mecenasami tysięcy inicjatyw jest państwo.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pesymistyczna wizja... A tak prawie na temat, chętnie bym się wybrała na festiwal Conrada w Krakowie i festiwal opowiadań we Wrocławiu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czaro,
    A może wybierzemy się razem? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Robi się coraz ciekawiej. Dla informacji:http://opowiadanie.info/. Pozdrawiam, czekać?

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy30.8.11

    Ja też pochodzę z Warszawy (i też mieszkam za granicą i czuję się tam coraz bardziej jak turystka) i wiem, że okres wakacyjny zawsze był ospały. We wrześniu wszystko się przebudzało, prawie jakby to była wiosna. :) Daj swojemu miastu jeszcze jedną szansę.
    Pozdrawiam,
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, moje wrażenia z Warszawy (a byłam ostatnim razem dwa lata temu, w listopadzie) były podobne. Może tylko widziałam więcej pluchy niż słońca, w końcu to był listopad.
    To mówisz, że nie ma już kin Polonia i Ochota? Że są tam teraz teatry? A jakie kina niezależne, nie multipleksy, się ostały?
    Wiesz, jeździłam do Warszawy do czasu sprzed dwóch lat przynajmniej raz w roku od jakichś ośmiu lat. I za każdym razem widziałam coraz więcej niekorzystnych zmian. Za każdym razem jednak jak wspominałam o tym na blogu, oskarżano mnie o antypolskość i odcinanie się od korzeni. A ja pisałam o tym, bo byłam przerażona, bo z dystansu widzi się wyraźniej, bo zależało mi na tym, mimo że aktywnie nijak nie działałam, by Warszawa nie zmieniła się w miasto bankowo-galeriowe (w sensie galerii handlowych, nie sztuki). Od dwóch lat nie jeżdżę, nie mam potrzeby, skupiam się na pielęgnacji miejsca, w którym żyję, a obraz Warszawy wolę zachować taki, jaki miałam, gdy tam mieszkałam. Nic mnie już z tym miastem nie wiąże, poza wspomnienami.

    OdpowiedzUsuń
  16. Annaboland,
    Pewnie Warszawa będzie miała jeszcze niejedną okazje poprawić swój wizerunek w moich oczach...

    OdpowiedzUsuń
  17. Chihiro,

    To masz szczęście, ze możesz ot, tak skreślić to miasto z pamięci. Ja nie mogę, z wielu względów, rodzinnych, towarzyskich... Pytasz o kina niezależne? Moim zdaniem to już coś takiego od dawna nie istnieje! Festiwale? Właśnie w ten weekend odbywa się międzynarodowy(!) festiwal filmowy w Wilanowie. Gościem specjalnym jest Jerzy Hoffman a wyświetlają Pana Wołodyjowskiego i Potop...Nie wiem, gdzie podziała się polska elita intelektualna. Na szczęście jest Twój "Archipelag", który dodaje mi skrzydeł. Po Warszawie błądziłam szukając książek Mariusza Szczygła, z którym świetny wywiad przeczytałam w Archipelagu i odtąd przeczytałam już chyba wszystko. Już kiedyś tak bywało w naszej historii, ze polskie życie kulturalne rozwijało się lepiej w Londynie i Paryżu niż w Warszawie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie skreślam, ale po prostu dla mnie osobiście Warszawa jest już miastem z przeszłości, przestałam odczuwać obowiązek, by interesować się, jak wygląda obecnie, bo przestałam odczuwać jakąkolwiek potrzebę ponownych jej odwiedzin.
    Przykra sprawa z kinami niezależnymi :( Zdawało mi się, że te nieco anachroniczne przybytki kultury (kino Ochota, Polonia, Wisła, Iluzjon) z niewygodnymi fotelami i staroświeckimi neonami, które tak lubiłam, będą tkwić wiecznie. Szkoda, że tak nie jest.
    Archipelag nie ma ambicji tworzenia elity intelektualnej ani kierowania swych treści dla takowej, to nie ten poziom - my jesteśmy raczej dla przeciętnego czytelnika. Nie łudzę się, że osoby szukające wielkich doznań intelektualnych znajdą to, czego szukają, u nas. To nie ta półka. To, co Archipelag stara się robić, to pokazywać, że czytanie jest normalne - w niektórych środowiskach to już szokujące stwierdzenie :)
    Jeśli chodzi o życie kulturalne, to mam wrażenie z opowieści osób, które mieszkają w Polsce, że więcej dzieje się w Trójmieście i Krakowie, niż Warszawie. Ale słyszałam też głosy, że Kraków dzisiejszy to już nie to samo, że też "schodzi na psy". Nie wiem. Może polskie życie kulturalne przeniesie się do Berlina? Taniej niż w Londynie czy Paryżu, a bliżej. Działa tam fajny i autoironiczny Klub Polskich Nieudaczników, paru pisarzy polskich tam mieszkało przez pewien czas, sporo artystów wystawia tam swoje prace.

    OdpowiedzUsuń
  19. Chihiro,
    Dzieki tej dyskusji o Warszawie powstał mój projekt wyprawy do Wrocławia na festiwal opowiadania http://opowiadanie.home.pl/2011/?page_id=171, a wiec będę miała okazję naocznie przyjrzeć się temu, co dzieje się poza stolicą. Kraków odkładam na później...
    Bardzo skromnie piszesz o Archipelagu, ale wierz mi, jest to naprawdę wspaniale przedsięwzięcie, jestem pełna podziwu dla talentu autorek i Twojej pracowitości. To, moim zdaniem", ta półka", która jest najważniejsza, popularyzująca czytanie.
    Natomiast wracając do Warszawy, to dziwi mnie brak szacunku do tradycji kulturalnej, nie odnawia sie, ale burzy. Miastem rządzą fachowcy od gospodarki a wiec rezultaty sa takie jakie sa. A w Berlinie, na festiwalu, byłam w ubiegłym roku i miasto mnie oczarowało kreatywnością...masz wiec racje, ze tam sie sporo dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  20. Tez odnosze czasem wrazenie, ze kulturalna stolica Polski jest Berlin ;)

    Co do niezaleznych kin w Warszawie, to na pewno nadal istnieja: kino Muranow, w ktorym sporo sie dzieje (np. ciekawy festiwal kina latynoamerykanskiego), Kinoteka w Palacu Kultury (festiwal filmow dokumentalnych Doc Review) i Luna (bilety na seanse w poniedzialki po 5 zlotych, duzo niezaleznych filmow) Nie wiem, co stalo sie z Kultura/Rejsem na Krakowskim Przedmiesciu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Katasiu,
    I właśnie po to warto było trochę ponarzekać. Mam teraz w zanadrzu kilka adresów, które sprawdzę podczas następnego pobytu w Warszawie. Jedno na moja obronę-kina te nie widnieją na stronie "Kulturalna Warszawa" ani w prasie codziennej. Widocznie trzeba po prostu wiedzieć! Serdecznie więc dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  22. Holly, dziękuję bardzo za miłe słowa o Archipelagu, to miód na moje uszy :) Tak właśnie uznałyśmy, że tę "średnią półkę" warto wzmocnić, nie robić z czytania nadmiernego fetyszu, ale też nie pisać o miernocie i zbyt wielu jednosezonówkach, o których pełno w innych miediach.

    O, jak ja lubiłam Kulturę i Rejs, a także Muranów! W Muranowie tyle cudownych filmów odkryłam, tam edukowałam się w znaleziskach Gutka. W Kulturze za to widziałam jako nastolatka jeszcze w podstawówce "Fortepian", jeden z pierwszych naprawdę "dorosłych" filmów (miałam 13 lat i czułam się TAAAKa dorosła), a potem byłam na festiwalu filmów nakręconych na podstawie prozy Marqueza - co to było za przeżycie! Mam nadzieję, że te kina ostaną się i będą prężne jeszcze bardzo długo.

    OdpowiedzUsuń
  23. Anonimowy15.9.11

    To moze do Bialegostoku warto zajrzec:
    http://www.youtube.com/watch?v=nMwv_ByBqeo

    OdpowiedzUsuń