foto

foto

piątek, 9 marca 2012

Dlaczego we Francji rodzą się dzieci- według prof. Balcerowicza


Z osłupieniem wysłuchałam wczoraj wywiadu Justyny Pochanke z prof. Leszkiem Balcerowiczem w TVN24,  na temat m.in polityki prorodzinnej we Francji (w 13 min. i 32 sec. programu).
Pada pytanie. Czy zna Pan jakieś skuteczne metody polityki prorodzinnej?
Odpowiedź: ”Ja ciągle słyszę o jednym kraju, o Francji. Ale nawet ci, którzy twierdzą, że polityka prorodzinna jest tam skuteczna, nie przedstawiają jakichś wyczerpujących analiz z których by wynikało, że trochę większa liczba dzieci to jest wynik jakiejś dodatkowej, specjalnej polityki, nie pokazują gdzie ta większa liczba dzieci się rodzi. Ponieważ państwo francuskie zakazuje oficjalnego podziału na grupy ludzi, zwłaszcza według kryterium etnicznego, to dokładnie nie wiadomo. Z nieformalnych informacji można natomiast znów usłyszeć, że to się rodzi w rodzinach emigrantów, czasami są to rodziny , gdzie są tradycje wielożeństwa. Oczywiście oficjalnie we Francji wielożeństwa nie można przecież uprawiać, ale nikt nie zakaże nieoficjalnego wielożeństwa.Więc może być ileś nieoficjalnych żon jakiegoś przybysza z których każda pobiera jakieś specjalne zasiłki…”

Tyle prof. Balcerowcz. A ja mimo mojego ogromnego szacunku do wiedzy prof. Balcerowicza, twierdzę, że jego wyobrażenie o Francji,  w której   o podnoszenie statystyk narodzeń dbają jedynie  emigranci w związkach z nielegalnie poślubionymi kobietami, a nawet tworzący coś w rodzaju haremów na co państwo francuskie przymyka oczy, gdyż nie wypada im prowadzić statystyk, nie jest chyba godne szanującego się ekonomisty. 


Po pierwsze, przyczyn wysokiego wzrostu naturalnego, na pewno nie powinno się upatrywać w wielożeństwie a jeszcze do tego  nieoficjalnym, ale prowadzonej świadomie od lat  polityce prorodzinnej i podatkowej (  czy nie jest to główna przyczyna posiadania tu tak wielu dzieci?), sprawnym, dostosowanym do rynku pracy dla kobiet szkolnictwie (dzieci rozpoczynają bezpłatną naukę w wieku lat 3!) wysokich zasiłkach, uzależnieniu wszelkiego rodzaju opłat za: stołówkę, zajęcia pozaszkolne,  basen,  od dochodów rodziny ( a przy trójce-czwórce dzieciach spadają one bardzo nisko) co powoduje, że dzieci, są właściwie prawie całkowicie utrzymywane przez państwo (nazywa się to, że państwo troszczy się o dzieci). Wspomnę jeszcze o wcześniejszej o 2 lata emeryturze dla kobiety za każde kolejne dziecko. To tylko kilka przywilejów, o których wiem, że obowiązują, ale pewnie istnieją jeszcze i inne, o których mi nie wiadomo. Uważam, że posiadanie dzieci we Francji jest bardzo ułatwione, może też stąd tyle tu kobiet na stanowiskach, w rządzie...

Może z podobnych przywilejów korzystają kobiety w Polsce, ale na pewno wiem, że nie prowadzi się tak daleko posuniętej polityki prorodzinnej w Szwajcarii.

Ale co do wielożenności, to w pewnym sensie profesor ma rację, tyle że jest ona oficjalna i całkowicie legalna. Obecny prezydent ma przecież już czwarte dziecko z trzecia żoną… a przyszły (jeśli wierzyć sondażom) czworo! i do tego z nieślubnego związku a nie są to ani emigranci, ani kandydaci do zasiłków...

25 komentarzy:

  1. Jestem trochę w szoku, bo podobnie jak Ty zawsze darzyłam Balcerowicza szacunkiem. Szkoda, że rzeczywiście wypowiada się na temat, o którym ma małe najwidoczniej pojęcie.
    Tymczasem jest dokładnie tak jak piszesz. Inna sprawa ile ta polityka prorodzinna Francję kosztuję i jak długo to jeszcze potrwa...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czaro,
    A dziennikarka nawet tego nie przechwyciła. Świadczy to moim zdaniem o słabej znajomości Francji w Polsce- gdzieś, coś, jakieś przebłyski... Pewnie czytał o tej aferze, bodajże sprzed roku, gdy kobiecie w burce chciano wlepić mandat i wyszło na jaw, że jest jedną z wielu nielegalnych żon arabskiego emigranta.
    Nad drugą kwestią zastanawiam się już od trzech lat, ale słowo daję, że jestem za, nawet jeśli to sporo kosztuje, to daje kobietom dużo większe szanse na spełnienie zawodowe. Są naprawdę ku temu warunki, ale wiem, że system się chwieje i to, co mnie najbardziej zaskakuje to fakt, że w obecnej debacie przedwyborczej, to socjaliści straszą, że zlikwidują "współczynnik rodzinny"...wszystko na odwrót. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy10.3.12

    A ja jednak nie widze niczego zlego w wypowiedzi profesora. Przeciez to wywiad na temat pogladow, wyrazenia opinii - wlasnej a nie oficjalnej, rzadowej, co za tym idzie, te wypowiedzi nie sa podparte szczegolowymi badaniami, danymi statystycznymi. Powiedzial wyraznie:
    "... Ale nawet ci, którzy twierdzą, że polityka prorodzinna jest tam skuteczna, nie przedstawiają jakichś wyczerpujących analiz z których by wynikało, że trochę większa liczba dzieci to jest wynik jakiejś dodatkowej, specjalnej polityki, nie pokazują gdzie ta większa liczba dzieci się rodzi."
    I tu tkwi istota sprawy, bo nawet znajomosc tejze polityki (prorodzinnej) nie zmieni faktu, ze takich analiz NIE MA. Wlasnie dlatego, ze nie ma podzialu na to ile dzieci rodzi sie z rodzin francuskich, ile z rodzin z bylych kolonii, ile z rodzin typowo emigranckich. To, ze ostatnio istotnie odnotowano wzrost urodzin wcale nie jest wynikiem tejze doskonalej i wrecz nadgorliwej polityki. Przeciez ona istnieje od lat, a dopiero od kilku (2-3) odnotowano wzrost narodzin. Wiec profesor ma racje twierdzac, ze nie mozna w tym przypadku mowic o skutecznosci polityki, bo przyczyna tkwi w innych dziedzinach.
    I tu rowniez przyznaje mu racje. Podalas Holly przyklad obecnego i kandydata na przyszlego prezydenta Francji. Powiem z wlasnych obserwacji, ze jest to raczej niezbyt typowy obrazek francuskiej rodziny - zazwyczaj jest to 2 + 2; rzadziej 2 + 3 a juz naprawde rzadko 2 + 4. Typowe mlode malzenstwa wynajmuja mieszkanie (sama wiesz, ze to niebanalny koszt w Paryzu), rodzi im sie dziecko, matka zeby NIE STRACIC PRACY tuz po macierzynskim wraca do tejze pracy, zdobycie miejsca w halte garderie graniczy z cudem, wiec najczesciej wynajmuje nianke. Ulg podatkowych - zero. Wydatki rosna wrecz lawinowo. I dopiero tak jak piszesz, mniej wiecej w trzecim, czwartym roku zycia, dzieci ida do darmowej szkolki. Poznalam sporo takich rodzin. Oni nie chca zasilkow, zreszta czesto im sie nie naleza, bo zarabiaja dosc dobrze, tyle, ze po zaplaceniu podatku i oplaceniu nianki, zostaje im mniej niz tym, ktorzy nagminnie korzystaja z tych zasilkow. I to jest kwadratura kola.
    Balcerowicz nieco przesadzil z tym podkreslaniem wielozenstwa - to jest problem ale nie jest to problem nagminny. Ale zgadzam sie z nim, ze to wlasnie glownie emigranci sa beneficjantami tejze polityki prorodzinnej. Podobnie jak i opieki socjalnej.
    Holly - to temat rzeka i czubek gory lodowej.
    Popatrz na nas - na wiekszosci forow dotyczacych zycia we Francji podstawowym pytaniem jest - jakie zasilki mi sie naleza, bo costamcostam. I pisze taki pseudoemigrant, ze nie zna jezyka i nie ma pracy. A potem pluje na kolorowych.
    Zaczynam marudzic i to nie na temat, wiec koncze.
    Prosze Holly - przeanalizuj dokladnie wypowiedz profesora - nie musisz zmieniac swojego zdania, chce tylko zebys go nie potepiala w czambul :)
    Pozdrawiam wiosennie,
    Irez

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, nie zmienię zdania, bo mnie ta wypowiedź jednak zaszokowała. Może źle było postawione pytanie. Nie ma chyba sensu pytać przecież liberała takiego jak Balcerowicz o politykę prorodzinną. Odpowiedź jest więc bardzo wyraźnie wymijająca, ale mógł powiedzieć coś o Polsce, a nie opowiadać androny o Francji.

    Może i nie ma danych „etnicznych” (bo nawet trudno sobie tego rodzaju badania wyobrazić!), ale są jak najbardziej dane dotyczące wydatków państwa na politykę prorodzinną i w porównaniu z Francją Polska wypada bardzo blado. Po wojnie Francja zajmowała pierwsze miejsce w Europie, dziś spadła na ósme (2,68 proc. PKB),ale i tak wydaje się rocznie 43 mld. euro podczas gdy w Polsce na ten cel przeznacza się zaledwie 0,86 proc. PKB, czyli mniej niż w Bułgarii (1,09 proc.) czy Estonii (1,53 proc.) Zamiast więc opowiadać, że nie ma stosownych analiz, może wyjaśniłby jak to możliwe, że u nas tak mało dba się o rodzinę.

    Co do ulg to się nie zgadzam. Ja porównuję Francję z bogatą Szwajcarią i wierz mi, że ulg na dzieci jest tu mnóstwo. Płaciłam podatki w Szwajcarii, płacę teraz we Francji i widzę ogromną różnicę. W Szwajcarii posiadanie dzieci to sprawa prywatna każdego obywatela, ulgi, pomoc i zasiłki są symboliczne. Ale za to zdrowa jest sytuacja budżetowa. We Francji rodzinom się pomaga, i to bardzo, ale zadłużenie jest potężne. Nie wiem, co lepsze. Chyba jednak byłabym za modelem francuskim, bo w końcu najważniejsza jest rodzina, dzieci, ich szczęście, a ponadto system socjalny bardzo pomaga w rozwoju zawodowym kobiet. Ale jak zauważyła Czara, jak długo to jeszcze może potrwać?
    Piszesz, że nie ma ulg? Podam przykład takiego drobiazgu, ale ważnego, że 50 proc. wynagrodzenia za gosposię lub opiekę nad dzieckiem we Francji możesz odpisać od podatków. Czy to nie jest znacząca ulga?

    Jest to jeden z elementów „skutecznej polityki prorodzinnej” i niepotrzebne są „wyczerpujące analizy”, żeby sobie to uświadomić.

    Dziękuję za wiosenne pozdrowienia! Dni są rzeczywiście coraz dłuższe i cieplejsze…

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy11.3.12

    Hmmm...
    Ja jednak przeczytalam, przemyslalam i nadal nie widze powodu do szoku. Piszesz o danych statystycznych a ja ich nie uznaje. Dane statystyczne bez szczegolowej analizy wprowadzaja w blad, pozwalaja wyciagac mylne wnioski, mimo matematycznej precyzji. Wydatki moga byc duze ale przeciez najwazniejsze jest na co ida te wydatki. Jesli chodzi o Francje, nie bede sie sprzeczac - sama napisalam, ze polityka prorodzinna jest wrecz nadgorliwa. Ale Holly, ja pracuje (jestem sprzataczka)i pracowalam u dziesiatek takich rodzin. Nieraz dyskutowalismy na ten temat. I niestety mlodzi Francuzi, ktorzy zarabiajaja nieco powyzej od kwoty od ktorej przysluguja zasilki, sa niestety zdani sami na siebie. Czesc z nich miala to szczescie (?) ze jako nianke zatrudniali swoje mamy, inni jedna nianke na dwie, nawet trzy rodziny, dopiero wtedy oplacal im sie ten zwrot. Problem tez tkwi w tym, ze oni nie chca wyciagac reki do panstwa, uwazaja, ze sa dorosli i powinni sobie sami radzic. Spotkalam sie z tym wielokrotnie i to bylo z ich strony calkiem naturalne zachowanie.
    Holly nie opieram sie na statystykach a na wlasnych obserwacjach i rozmowach. Uwazam, ze to jest bardziej wiarygodne, bo zgodnie wlasnie z cyframi, to im powinno sie zyc spokojnie i godnie. Otoz nie. W praktyce tak sie zyje rodzinom bardzo bogatm lub biednym, tym sredniakom jak zwykle - srednio. Ale i tak duzo lepiej niz w Polsce, to niepodwazalny fakt.
    Ale przeciez nie o to chodzi w tym wywiadzie. Profesor Balcerowicz "przeslizgnal" sie, tu sie zgadzam ale ale tez zgadzam sie z tym, ze tak naprawde glownymi adresatami polityki prorodzinnej we Francji sa emigranci. I to nie jest wyraz mojej ksenofobii, tylko zwrocenie uwagi na fakt (o ktorym mowi sie zreszta od dawna), ze spoleczenstwo europejskie sie starzeje, rodzi sie coraz mniej dzieci i polityka prorodzinna winna byc skierowana glownie do rdzennych rodzin w danym kraju. Teoretycznie. Praktycznie jest to niewykonalne. Wiec poki co, nie jest wazne pochodzenie dziecka, wazne zeby sie narodzilo. To prawda. A jednak Holly PATRZAC NA STATYSTYKI obawiam sie, ze jesli sytuacja sie nie zmieni, to w niedalekiej przyszlosci Europejczyk bedzie kuriozum - nie wydaje mi sie zebym baaardzo przesadzila. Wlasnie dlatego niezbyt dziwie sie tresci wypowiedzi profesora, choc nie pochwalam ominiecia sedna sprawy.
    O polskiej polityce ani jako takiej, ani prorodzinnej wole sie nie wypowiadac, nie ma o czym. Niestety wiekszosc polskiego spoleczenstwa dostrzega dziecko tylko w brzuchu matki a po jego narodzinach to juz sprawa prywatna. Krzyk sie podnosi tylko w wypadku szczegolnie drastycznych sytuacji a tak na codzien, to problemy zamiata sie pod dywan.
    Milej niedzieli - wiosennej :)
    Irez

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnych zjawisk, takich jak migracja ludzi nie da się odwrócić a zresztą po co? Piszesz, że pomoc powinna być skierowana do „rdzennych” rodzin. Czy w takim razie powinna ona wykluczyć np. Polaków? Co to znaczy rdzenny? Czytam właśnie najnowszą książkę Anne Sinclair w której opisuje jak to przed kilkoma miesiącami urzędnik wypytywał ją o „rdzenność”…a tego rodzaju pytania padały w stosunku do członków jej żydowskiej rodziny ostatnio w okresie wojny. W Europie nie będzie Europejczyków? A może będą inni, nowi Europejczycy, kolorowi, wielokulturowi, mówiący wieloma językami. Może taka jest już ta nowa Europa. Wystrzegałabym się strachu przed emigrantami, taki strach nie jest niczym dobrym, trzeba po prostu tych ludzi integrować i chyba tak się we Francji robi, przez szkoły, politykę prorodzinną. Bo może kiedyś właśnie te emigranckie dzieci będą pracowały na francuskie emerytury, to one są może sposobem na rozwią
    zanie kryzysu narodzin.
    Masz rację, cyfry są zawodne, miałaś okazję poczynić pewnie więcej obserwacji niż ja. Sytuacja młodych Francuzów nie jest wesoła, dzieci wielu moich polskich znajomych urodzone we Francji, „wracają” w poszukiwaniu lepszego życia do Polski, nie widząc w tym kraju większych perspektyw na przyszłość. I moim zdaniem mają rację.

    Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za interesujące uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że temat rozogniający. Posiadanie dzieci, to poza tym że i radość wielka, wiążę się zawsze z poświęceniem i wyrzeczeniami. Ze znaczącym ograniczeniem swobody; mało kto jest teraz pewien czy perspektywa 'szklanki herbaty podanej na starość' rekompensuje lata starań i niepokoju. Na szczęście pęd ku powielaniu genów nie pozwoli na wyludnienie świata. Dowody wokół, nas ludzi są już nieprzebrane miliony. Nawet wydaje się, że tam gdzie warunki gorsze, ludzi więcej. Powody takiego stany rzeczy pozostawiam na boku.
    A recepty i diagnozy 'geniuszy ekonomii' - i w tym i innych względach - w większości i funta kłaków nie warte. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ewo,
    Gdyby to usłyszał profesor Balcerowicz, o tych "funtach kłaków" to mógłby się obrazić :) Nie jest chyba aż tak źle, mam nadzieję, że jeszcze ekonomiści są jednak coś warci...W końcu dzieki nim jakoś ten świat się kręci, a w niektórych kątach świata (tu myślę o Polsce) nawet lepiej niż w innych...

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, ze ktoś, sprowokował Gospodynię do wypowiedzenia się na temat polityki prorodzinnej we Francji.
    Generalnie tendencja jest taka, że skromnie się milczy na dany temat, bo podobno wszyscy i tak wszystko wiedzą!?

    Niby skąd osoba nie mająca do czynienia z Francją miałaby wiedzieć coś na ten temat?

    Teraz wiem cokolwiek więcej.
    Swoją drogą

    1. panu L.Balcerowiczowi wolno wypowiadać nieścisłe, niesprawdzone wiadomości jak każdemu innemu, o ile nie dotyczą one profesji jaką reprezentuje(choćby jako niezamierzona prowokacja do dyskusji)
    2. cały czas uważam, że pomysł W.Pawlaka jest świetny, choć obciążony rożnymi wadami,a nie zdawałam sobie sprawy, że już on funkcjonuje we Francji

    Wszędzie gdzie kobieta ma możliwość wyboru, mocno zastanawia się nad posiadaniem potomstwa, więc naprawdę trzeba się wysilić aby na nią wpłynąć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mario,
    Nadstawiam ucha w sprawie propozycji Pawlaka...nic mi na ten temat nie wiadomo!

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy11.3.12

    Holly. Widzisz, moze nie potrafie tak jasno i precyzyjnie przekazac swoich uwag, bo strach przed emigracja jest ostatnia rzecza o jaka mozna mnie posadzic. Przeciez sama jestem emigrantka. Lubie obserwowac i dyskutowac z ludzmi na przerozne tematy i nie patrze przy tym na pochodzenie a na to jakim kto jest czlowiekiem. Nie wiem doprawdy skad wysnulas wniosek, ze uwazam, ze pomoc winna byc skierowana do rdzennych mieszkancow danego kraju - stad prosta droga do segregacji, ksenofobii, rasizmu i innych fanatycznych patologii. Przeciez pisze tylko o tym, ze wlasnie ci rdzenni mieszkancy korzystaja w sumie najmniej z szerokiej oferty pomocy. To chyba jest roznica?
    A to, ze jest coraz mniejszy wskaznik narodzin malych Francuzow, Niemcow, czy innych nacji budzi jednak niepokoj. Chocby z biologicznego punktu widzenia, przeciez wymierajace gatunki zwierzat sa pod ochrona, obawiam sie, ze my jestesmy jednak na wymarciu - z lekka zartuje, przeciez to nie stanie sie za 20 czy 100 lat ale... tak bedzie i dlatego pozwolilam sobie na tego typu uwage.
    Rozumiem, ze Francja czuje sie zobowiazana do splaty pokolonialnych dlugow (korzysci miala z tego tytulu ogromne) ale z drugiej strony wlasnie taka polityka wrecz zacheca do emigrowania. Przeciez jeszcze dwa czy trzy lata temu mozna bylo przybyc do Francji i tylko z tej racji, ze sie nie ma pracy, mieszkania mozna bylo od razu skorzystac z darmowej opieki lekarskiej, wszelkiego rodzaju ulg, doplat. Polacy tez szeroko z tego korzystali - znam to do bolu. Teraz widze, ze przepisy nieco sie zmieniaja, zaostrzaja sie kryteria przyznawania "profitow", tylko zazwyczaj zanim prawo sie ustabilizuje dosc czesto zdarza sie, ze skutki dotykaja najmniej winnych, czyli emigrantow ktorzy pracuja, placa podatki, daja cos z siebie panstwu. Mam jednak nadzieje, ze zmiany nastapa ale obedzie sie bez drastycznych ciec w kazdej dziedzinie.
    Piszesz o integracji. To naprawde nie jest proste i wiele krajow sie z tym boryka, bo z jednej strony mowi sie tak, integracja, robimy wszystko w tym kierunku (we francuskich podrecznikach do historii znikaja strony poswiecone wojnom krzyzowym, wladcom absolutnym itp. tylko po to, by nie urazic uczuc wielokulturowej francuskiej szkolnej klasy. Bez komentarza), organizuje sie rozne integracyjne imprezy itd. a rownoczesnie spycha sie emigrantow na peryferia miast, tworzy getta. Przeciez wynajecie mieszkania przez emigranta w bogatszej (czyt. francuskiej) dzielnicy jest droga przez meke, dostanie sie do prestizowego liceum - rzadkosc. Nie chodzi tu tylko o bariere finansowa, ta zazwyczaj jest srodkiem obronnym przed nieporzadanym naplywem. Duzo by pisac. Czasem jak to obserwuje, to na mysl mi przychodza psy Pawlowa. Tyle.

    Pani Mario, co do mozliwosci wyboru przez kobiete, to uwazam, ze w tym wzgledzie nie ma zbyt wielu zmian. Nadal kobieta, ktora zdecydowala sie na bycie matka stara sie wrocic natychmiast po macierzynskim do pracy, bo gwarancje na powrot na conajmniej rownorzedne stanowisko, po urlopie wychowawczym sa niema zerowe. Mysle, ze tutaj nie wystarcza przepisy. Chyba naprawde brakuje publicznych dyskusji na temat zmiany sposobu myslenia, postrzegania kobiety-matki w pracy.

    Jesli,to co napisalam brzmi zaczepnie, to samo tak wyszlo, bo zazwyczaj (werbalnie) moje wypowiedzi sa spokojne.

    Pozdrawiam :)
    Irez

    OdpowiedzUsuń
  12. Irez,

    Wiem, jestem przekonana o tym, że nie jesteś jakimś okropnym ksenofobem, chociaż często wśród emigrantów obserwuję więcej niechęci wobec obcych niż u samych "rdzennych" Pamiętam takiego bardzo eleganckiego i wykształconego Pana, z pochodzenia Polaka, który zwierzał mi się, że on w tajemnicy urny głosuje na Le Pena, żeby zrobił porządek z tymi wszystkimi cudzoziemcami...Kompletny absurd!
    Ja tez mam zastrzeżenia do nieszczelnej polityki emigracyjnej, do wpuszczania ludzi, którzy mogą tu przebywać latami nielegalnie, nie płacąc podatków, nie uczestnicząc w życiu społecznym, bo nie istnieje obowiązek meldunkowy.
    Może nowy prezydent te sprawy uporządkuje? A swoją drogą, integracja nie jest w tej kampanii wiodącym tematem. Co to oznacza?

    OdpowiedzUsuń
  13. holly, nawet nie do prof. Balcerowicza mam anse, bardzo go cenię, za to choćby, jak błyskawicznie przetransponował Polskę po 1989.
    Myślałam raczej o ogólno-ekonomicznym kryzysie zawinionym przecież przez ekonomistów-bankowców. Pazerni i bez dostatecznej wyobraźni, wpędzili w kabałę zastępy drobnych przedsiębiorców, zwykłych ciułaczy. A i 'wielkim' dostało się nieźle.
    Rodzenie, wychowanie, kształcenie potomstwa stało się zatem zdecydowanie trudniejsze. Pracodawcy drżą przed utratą firm, rodziny przed niedostatkiem związanym z ograniczaniem zatrudnienia, sektor publiczny jęczy dzieląc skromne fundusze...
    W tej sytuacji dbałość o dzieci staje się 'prywatną sprawą' kobiet - najczęściej. I tzw. postrzeganie roli kobiety-matki w takiej opresyjnej sytuacji raczej się nie zmieni. "Społeczeństwo" przywykło do myśli, że matki sobie poradzą, jak radziły sobie przez wieki wojen, plag i morza nieszczęść przetaczających się przez Europę. Te 'dyskusje' to zwykłe mielenie jęzorem; lata płyną zmienia się niewiele.
    Zresztą, jeśli już o Francji mowa, trzeba przecie oszczędzać środki na utrzymania tego całego Cesarstwa, która 'musi' kapać złotem.
    "Rząd się sam wyżywi", jak skonstatował niegdyś rzecznik prasowy znanego nam rządu. I podobny sposób myślenia przyświeca tak naprawdę tym, którzy rzekomo wspierają i nawołują do rodzicielstwa.
    A co do 'spychania' emigrantów do gett. Nie trzeba robić dużo, wystarczą zaporowe ceny czynszów i zakupów w eleganckich dzielnicach i... mysz się nie przeciśnie. No chyba, że jest to taka szara kruszynka z oczkami jak paciorki, tych nie brakuje w żadnej dzielnicy paryskiej. Podobno. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ewo,
    Miałabym większe pretensje do rządzących niż do tzw. finansistów, którzy stali się kozłami ofiarnymi całej sytuacji. To rządy, chcąc utrzymać za wszelką cenę władzę, bały się wprowadzenia niepopularnych reform, zaciśnięcia pasa i powiedzenia ludziom wprost, na co pieniądze są, a na co ich nie ma. To grecki rząd zaciągał długi, a obywatelom było bardzo na rękę, że nie płacą podatków, że oszukują. Zwykłym ciułaczom też nikt nie każe brać kredytów na spłacenie których, ich po prostu nie stać. Zadłużenie we Francji jest astronomiczne, a robi się bardzo niewiele, żeby coś z tym zrobić. Gorzej, wprowadziło się 35 godzinny tydzień pracy (wiem, wiem, już powoli, ale bardzo powoli się od tego odchodzi, ale nadal obowiazuje). Francuzi stukają się dziś w czoło, dlaczego w referendum Szwajcarzy powiedzieli dziś masowo "nie" 6 tygodniom wakacji, a mogli przecież je zaakcpetować. "Bo przestaniemy być konkurencyjni, bo mamy wystarczająco dużo wakacji"...odpowiadali. W Szwajcarii obowiązuje 20 dni wakacji rocznie, we Francji oficjalnie 6 tygodni, ale w piątek mało kto już tu pracuje, bo wszyscy odbierają nadgodziny z tygodnia (RTT). Politycy powinni moim zdaniem powtarzać-pracować, jak najwięcej oszczędzać i żyć skromnie-ale kto ich wybierze, jeśli nie będą obiecywać drugiej Ameryki. Jakoś zupełnie o takich wartościach zapominamy, a przecież tylko tak buduje się bogactwo państwa, a nie pożyczkami. Nie zgadzam się na zwalanie winy na ekonomistów-finasistów, to nie oni rządzą państwami. Rozpędziłam się...Czasy są chyba ogólnie trudne, dużo problemów a niewiele zadowalających rozwiązań. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałam na myśli pomysł o wcześniejszym przechodzeniu na emeryturę kobiet.
    Za każde dziecko 3lata wcześniej.

    Uznałam, ze jest to przekonujący argument:)

    Choć nie pałam szczególnym sentymentem do tego pana.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mimo to sądzę, że spece od tzw. kreatywnej ekonomii, manipulując wynikami finansowymi zasugerowali skutecznie i politykom (którzy nie najmądrzejsi, a pazerni i tchórzliwi) i obywatelom (którzy chętnie, choć głupio wierzą, że 'jakoś to będzie')monumentalną potęgę banków. Później kilku 'obłowiło się', kilku zbankrutowało lub wręcz poszło 'siedzieć'. A skutki, ponosimy wszyscy; czasy trudne i problemów masa. I nie widać mądrego, który nie tylko przy pomocy pompowania miliardów w bankrutów, znalazłby odtrutkę. "Rządzący" jeśli o czymś myślą to o zachowaniu stołków, "finansiści" zaś o obwarowaniu udzielonych pożyczek jak najwyższymi gwarancjami rządowymi. Biorącym pożyczki faktycznie 'nikt nie karze', finansiści potrafili jednak skutecznie 'zaczarować' maluczkich, gdy 'wtykali im łatwe pożyczki". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Mario,
    Dziękuję za informację, ja też jestem za!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ewo,
    Trudno uogólniać, bo na szczęście tak nie jest wszędzie. Na mapie gospodarczej Europy pojawił się wyraźny podział na protestancką, oszczędną, pracowitą i zrównoważoną budżetowo północ i na zadłużone i żyjące ponad stan południe. Na szczęście dryfujemy w kierunku tej pierwszej grupy. No może nie tak szybko jak chociażby taka Estonia z kilkuprocentowym wzrostem, ale nie jest tak źle u nas jak we Francji. Można więc rządzić mądrze i dobrze, jeśli się chce. Zresztą tych najmniej udanych już wymienili (Papandreu, Berlusconi) Sarkozy będzie pewnie następny...

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo podoba mi się polityka prorodzinna we Francji i generalnie francuski model wychowania dzieci (ostatnio trochę o nim głośno w Wielkiej Brytanii za sprawą książki "French Children Don't Throw Food" napisanej przez amerykańską ekspatkę - czytałam każdą recenzję, jaka wpadła mi w ręce i każdy artykuł). Nie jest żadną tajemnicą łączenie dużej liczby kobiet na stanowiskach ze wsparciem państwa w kwestii opieki nad dzieckiem. W Wielkiej Brytanii zaś od lat mówi się o olbrzymich kosztach opieki nad dzieckiem (najwyższe w Europie), jeśli rodzice chcą posłać dziecko do przedszkola czy żłobka, by kobieta mogła wrócić do pracy. Często ten powrót do pracy ze względów finansowych się zupełnie nie opłaca, co jest bardzo smutne i frustrujące. Patrzy się na Francję, ale ideałem są kraje skandynawskie, zwłaszcza Szwecja i Islandia.

    Wypowiedź Balcerowicza jest żenująca, aż szkoda słów. Nie dość, że brak mu rzetelnej wiedzy, to jeszcze sugeruje różne przekręty, jakie mieliby czynić imigranci z krajów muzułmańskich. Nieładnie, nieładnie. Pozostaje niesmak.

    PS. Przeczytałam w niedzielę w brytyjskim "Observerze" krótki, lecz ciekawy artykuł o tym m.in. jak wykluczeni czują się francuscy muzułmani i zasmuciło mnie to. Nie wiedziałam, że może być aż tak źle: http://www.guardian.co.uk/world/2012/mar/10/nicolas-sarkozy-halal-meat-france-election?INTCMP=SRCH

    OdpowiedzUsuń
  20. Holly, bardzo cieszę się, że o tym piszesz, bo opinia, że francuskie statystyki urodzeń wyrabiają imigranci pokutuje niestety również wśród Francuzów - spójrz tylko na komentarze pod tym artykyłem w "Le Figaro" - http://www.lefigaro.fr/flash-eco/2011/01/18/97002-20110118FILWWW00441-france-65-millions-d-habitants-insee.php
    Tymczasem we francusko-francuskiej rodzinie mojego męża troje dzieci na małżeństwo to norma i jakoś nie widzę, by którakolwiek para żyła z zasiłków ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja z kolei co poznaję jakąś Francuzkę to ma troje-czworo dzieci i do tego pracuje na pełnym etacie...(ok, 35 godzin tygodniowo!). I nie przesadzajmy z tymi imigrantami, to tylko niewielki odsetek ludności! Nie wiem jak musieliby się rodzić, żeby zrobić statystykę w 70-cio milionowej Francji, nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  22. Chihiro,
    Cieszę się, że zauważyłaś do jakiego stopnia wypowiedź Balcerowicza była żenująca. Sprawdziłam i "dzieci urodzone z matek cudzoziemek to 12 proc. wszystkich narodzin"(http://www.insee.fr/fr/themes/document.asp?ref_id=ip1118&reg_id=0#inter1.
    Dziękuję za materiał z Guardiana-odzwierciedla sytuację. Temat sytuacji muzułmanów w tym kraju to margines kampanii w wyborach prezydenckich. Bo cała debata wokół mięsa halal to doskonale nam znany temat zastępczy, oczywiście po to, aby nie mówić o wszystkich innym problemach...
    Nawiązując do książki, to czytałam fragmenty i moim zdaniem, francuskie dzieci wychowuje przede wszystkim szkoła-uczy dyscypliny, tolerancji oraz...kolorowe niańki z przedmieść, spotykam codziennie tłumy spacerujące z białymi, pięknie ubranymi dziećmi w parku Monceau. Mamy cały dzień pracują!

    OdpowiedzUsuń
  23. Grzegorz12.4.12

    Witam Was,
    czy macie jakieś namiary do opracowań dotyczących polityki rodzinnej we Francji (lub szerzej)w języku angielskim. No bo w jedynie słusznym języku polskim raczej trudno o cokolwiek. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  24. myslacyszaryczlowiek116.6.12

    holly11.3.12 i inni.
    Skończcie z kultem pracy. To nie od pracy zależy dobrobyt obywateli państwa. Tzn też, ale nie to decyduje.
    Macie przykład Francji której obywatele mają w porównaniu z polskimi o wiele lepiej, mimo że krócej pracują, a mam możliwość obserwacji z bliska, to się w niej nie przemęczają i częstym obrazkiem jest przerost zatrudnienia.
    Co z tego że będziemy ciężko harować w jakiś bzdurnych dziedzinach, które tak naprawdę nikogo nie uszczęśliwiają i nie przynoszą realnych materialnych rzeczy.
    Od usług bankowych, prawniczych, reklamowych, call center, biurokracji nic nie przybywa. Nie powstaje z tej pracy chleb, dom, samochód, ubranie itd. Teraz w działalności wytwórczej jest tak wysoka wydajność, że wystarczy aby państwo miało je kilka na światowym poziomie, aby zapewnić byt obywatelom. A Francja ma i buduje elektrownie atomowe i przemysł samochodowy i Airbusy itd.

    OdpowiedzUsuń
  25. Anonimowy15.2.13

    Opiekę na d dzieckiem można odliczyć od podatku?
    Niesamowite.
    Sama przeszłam gehennę z zapewnieniem opieki trojgu swoich dzieci z powodu konieczności powrotu do pracy - niestety nie mogłam pozwolić sobie na urlop wychowawczy, bo jest niepłatny.
    Wiele już powiedziano na w/w temat, jedynie dodam, że w Polsce polityka prorodzinna raczej zniechęca do posiadania dzieci... Nieraz mam chwile zwątpienia z tego powodu - np. gdy przychodzi moment kupienia córkom książek i przyborów do szkoły.
    Pozdrawiam, blog cudowny, będę sobie czytała powolutku. Zawsze marzyłam, żeby odwiedzić Paryż - to chociaż dzięki Twoim zdjęciom i wpisom...

    OdpowiedzUsuń