foto

foto

poniedziałek, 22 października 2012

FIAC 2012 w Ogrodach Tuleryjskich


Paryżowi udało się to, o czym marzy każde miasto na świecie. Wciągnąć mieszkańców w rodzaj zabawy i dialogu o sztuce współczesnej, wywołać dreszcz emocji  i błysk w oczach przechodniów. Wczoraj po południu miasto budziło się z długiego odrętwienia po przedłużającym się okresie deszczu i chmur i promienie słońca bardzo pięknie oświetlały rzeźby i instalacje sprowadzone właściwie z całego świata na Międzynarodowe targi Sztuki Współczesnej- FIAC 2012.  To, co dało się pokazać w zamkniętych pomieszczeniu, było wyeksponowane w Grand Palais natomiast rzeźby  i instalacje przestrzenne rozmieszczono po całym mieście. Jednym z takich miejsc, w którym można  je było podziwiać, były Ogrody Tuleryjskie. Oto kilka z nich.



Autorem tej rzeźby powstałej z drzewa i szkła jest francuski artysta Emmanuel Lagarrique. Na drewnianych belkach wyrzeźbił on tekst przetłumaczony na martwy dziś język Morse’a. Tekst poetycki, oparty na wymowie słów francuskich. Natomiast powstała cudowna interakcja między szklanymi płytami i odbijającym się w  nim Luwrem. Tekstu, napisanego alfabetem Morse’a mimo dobrego wzroku, nie udało mi się dostrzec. 



Wiliama Kentridge’a poznałam jako reżysera w Awinionie. To renesansowy artysta-pisze, rzeźbi, kreuje gigantyczne rozwieszone pod sufitem maszyny. Tym razem pokazał zabawę, anamorfozę, złudzenie optyczne. Bo ta pani na zdjęciu „południowoafrykańska nosicielka ognia” sprzedająca na ulicy smażone kolby kukurydziane i mięso, składa się z kilkunastu metalowych części tworzących coś w rodzaju trójwymiarowej rzeźby. Gdy się na nią patrzy z przodu-obraz jest prawie jednowymiarowy i spójny-ale to tylko iluzja!


Gdybym miała w moim ogrodzie wielki basen z fontanną ( a musiałabym mieć jeszcze ogród!) to pewnie skusiłabym się na tę bajeczną muszlę z brązu, której autorem jest Marc Quinn. Mogłabym wówczas przystawiać ucho i słuchać w niej szumu morza, albo na przykład schować się do jej wnętrza. Ta rzeźba nawiązuje ponoć do "Stworzenia Świata" Gustawa Courbeta. Artysta twierdzi, że rzeźba jest gigantycznym symbolem kobiecego organu płciowego, a muszelka to także mrugnięcie okiem do Botticellego i jego Wenus wydobywającej się z piany morskiej.



Te trzy urocze panie chętnie pozują do zdjęcia siedząc na ławce zaprojektowanej przez Jeppe Hein, nazwanej  „Modified Social Benches”. Ponoc powstała w wyniku badań nad architekturą, komunikacją i zachowaniem społecznym. Ławki, a było ich kilka, mają formy falujące, wydłużone, w kształcie łuków… Czy to oznacza, że są to ławki przyszłości?








Mark Handforth z Miami bawi się przedmiotami z życia codziennego, tym razem jest to świeczka zrobiona z brązu, stali i wosku. Zainteresowała go deformacja świeczki podczas spalania się, knot jest trochę za długi, krzywy, i ma przypominać dym. Dym został utrwalony stalą. 


Ta sikająca z trzech metrów kobieta z gresu  miała być pokazana w fontannie koło obelisku na Placu Zgody (Plac de la Concorde), ale ponoć nie zgodzono się. Miała być  antytezą męskiej, fallicznej formy egipskiej. Pokryta jest różnymi drobnymi brodawkami, naroślami...




Ta rzeźba Aarona Curry przybyła z Teksasu. Została w drewnie wycięta i ma nam przypominać prace Pisassa czy Caldera. Czy przypomina?



Tak, tak, ta zanurzona pośrodku jeziorka barka, to też dzieło sztuki. Przedstawiona przez Domique Ghesquiere, urodzoną w Stanach, ale pracującą w Paryżu, ma nas sprowokować do zastanowienia się, czy to co widzimy istnieje naprawdę. A może coś więcej znajduje się pod statkiem? Coś ukrytego przed naszym wzrokiem.  Przed barką stał taki tłum, że nie mogłam się dopatrzyć tabliczki z nazwiskiem autorki dzieła!




Studenci Szkoły Luwru, którzy w tym roku odgrywali rolę moderatorów od razu mi powiedzieli, że ta rzeźba, Jurgera Dreschera nosząca tytuł "Dom dywanów" nie może być odbierana tak jak powinna być. Po raz pierwszy została wyeksponowana w banku szwajcarskim i symbolizuje kontrast między światem pieniądza, a cywilizacją nomadów, symbolizowaną przez dywany tkane ręcznie przez Beduinów, które zostały zaimpregnowane aluminium. Można i trzeba je było dotykać...


Wenezuelski Buren, Carlos Cruz-Diez postawił w głównej alei Ogrodu trzy kolorowe baraczki ze  ścianami z pleksiglasu w kolorze czerwonym, zielonym i żółtym.  Ludyczne, intrygujące chromo-saturacje miały być dla nas okazją sprawdzenia naszych źrenic w sytuacji monochromii, ale był taki tłok, że akurat moje źrenice nie reagowały.


Chyba moja ulubiona rzeźba-pomnik z garnków. Pomnik na chwałę kobiety? Została zaprojektowana przez artystkę z Kamerunu-Pascale Marthine Tayou. Dla niej-rodzaj totemu, katedry pnącej się do nieba. A garnki w tym wszystkim? Ot połączenie sacrum i profanum. Czemu nie?


Użyłam wszystkich moich talentów fotograficznych, żeby jak najlepiej przedstawić tę niezwykłą rzeźbę japońskiego twórcy, ale nie do końca mi się to udało. Ni to latawce, ni metalowe figury zrobione przez Jeana Tinguely tuż przed centrum Pompidou. Ruszają się, zmieniają formy pod wpływem wiatru. Konstrukcja z włókna szklanego, wypełniona pergaminem, wiruje przy najmniejszym podmuchu wiatru i ruchu fali wodnej. Artysta Susumu Shingu jest specjalistą od takich animowanych rzeźb. Fascynujące!



Ten poetycki labirynt zaprojektował niemiecki artysta Matthias Bitzer. To miała być łamigłówka dla naszej wyobraźni. Śledzimy  linie, gubimy się w przestrzennej narracji, szukamy drogi wyjścia z bardzo złożonej sytuacji. I nie znajdujemy. Lekkie i zabawne.


Właściwie to nie wiedziałam z której strony to dzieło zaprezentować, bo z każdej można w nim dojrzeć coś innego. Artysta skądinąd pozwala w niej widzieć to, co się chce, przemysłowego czy naturalnego.  W tej pozycji przypomina na przykład ul...albo węzeł, albo kłębek wełny, pozostawiając oglądającemu całkowicie wolną przestrzeń wyobraźni.


A na koniec kierunkowskaz Francuza Philippe'a Ramette. Każdy może sobie sam wybrać trasę, kierunek i ilość kilometrów, które zamierza pokonać. A więc ruszamy? Ale w którą stronę? Stałam, patrzyłam z nadzieją, że może się czegoś doczytam, że może ktoś mi coś podpowie, ale nic. Mimo słońca, aluminiowe plakietki pozostały puste. Ale może to tylko ja nie widzę drogi?

10 komentarzy:

  1. Holly, kawał dobrej roboty! Byłam, widziałam, napstrykałam zdjęć, nawet miałam wpis popełnić, na szczęście ubiegłaś mnie. Nie zrobiłabym tego tak dokładnie i wyczerpująco. Paryż i paryżan nieustająco podziwiam za gotowość, ciekawość, otwartość na niełatwą sztukę współczesną.
    Najpiękniej przemówiła do mnie praca Susumu Shingu - "żurawie" na tafli fontanny, dialog natury i kreacji, i naszej recepcji obu. Oraz wielkiej urody lśniąca muszla...

    OdpowiedzUsuń

  2. Dziękuję za miłe słowa. Pewnie opisałabyś to lepiej! Chodziło mi o czas, jeśli czegoś nie zrobi się "dziś" to może się okazać, że jutro jest już za późno...Mamy podobne gusta, "żurawie" cudowne, muszla również-można było ją kupić i ciekawa jestem czy znajdzie nabywcę.

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak, trzeba mieć refleks w opisywaniu tutejszej rzeczywistości. Jedno wydarzenie wypiera następne, wrażenia nakładają się na siebie, dlatego najlepiej relacjonować "na świeżo".

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie przeczytałam o wszystkim co "trzeba obowiązkowo" zobaczyć w Paryżu w najbliższym czasie: Hopper w Grand Palais, manule Alvarez Bravo w Jeu de Paume, Bertrand Lavier w Beaubourg, prywatną kolekcję Giuliany i Tommaso Setari w Maison Rouge, Michalea Wernera w Muzeum Sztuki Nowowczesnej...no i oczywiście Festiwal jesienny a podczas jego trwania wiele znakomitych spektakli...po francusku to się nazywa "saturation"!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta kobieta z gresu - zdumiewająca. Czemu brodawki i narośle?
    Droga rzeczywiście ,się zgubiła'. Nie wyświetliła mi się mianowicie informacja o powyższym, nowym poście ani na stronie, ani w czytniku (!?)Ciekawe. Gdybym mimo braku wskazówek nie powędrowała nostalgicznie do "dziennika", umknął by mi ten znakomity reportaż. Wspaniale tak i naturę i kulturę mieć 'w jednym'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, chyba umkła nie Tobie jednej, nie wiem czemu. Czemu brodawki? A kto dziś trafi za artystą...

      Usuń
  6. Sikająca kobieta na pierwszy rzut oka wydała mi się bardzo falliczna, wcale nie mniej niz obelisk na placu de la Concorde. Ciekawe, czy artyście zależało na stworzeniu takiego wrażenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc to ja bardzo gorąco polemizowałam z panią moderatorką, twierdząc, że ta rzeźba chyba trochę trawestycka-siusiająca na stojąco kobieta, czy to świat widział-nie wiem. Może będzie kiedyś okazja zapytać autorkę?

      Usuń
  7. Byłam w poprzedni weekend tam dwa razy i nie widziałam całości ekspozycji! Chyba usprawiedliwia mnie tylko to, że raz padało, a drugi raz (było za gorąco) byłam w tam celach powiedzmy zawodowych. I też mnie najbardziej ujmują pelikany tańczące na wodzie, są tak czyste i lekkie...
    (Ale muszla Quinna wydaje mi się paskudna, gdyby chociaż wykonana była z innego materiału, ciekawe co na to powiedziałby Courbet?)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiem o co ci chodzi z muszlą, zbyt komercyjna, za ciężka?

    OdpowiedzUsuń