foto

foto

wtorek, 22 czerwca 2010

W pracowni fortepianów Pleyela - tych, które kochał Chopin...

Fabrykę  fortepianów Pleyela wyobrażałam sobie jako coś wielkiego, rodzaj hali przemysłowej z rozstawionymi w niej maszynami do obróbki drewna, szlifowania czy lakierowania...Okazało się jednak, że to maleńka manufaktura, w której całą produkcję wykonuje kilkunastu  rzemieślników. Większość z nich miałam nie tylko okazję poznać, ale również zobaczyć podczas pracy. Są młodzi, niezwykle kompetentni i  pasjonuje ich to, co robią. Są świadomi,  że każdy etap pracy nad kolejnym egzemplarzem fortepianu jest niezwykle ważny, wymaga niebywałej koncentracji i dokładności. Jeden niedopracowany szczegół może zniweczyć pracę całej ekipy! A fortepiany w większości są montowane na zamówienie, a więc w zasadzie od początku znane jest ich przeznaczenie i przyszły użytkownik.


Miałam też to niesamowite szczęście, że po pracowni fortepianów oprowadzali mnie sami ich twórcy, znający swój zawód od podszewki. A i okazja była wyjątkowa, gdyż Pleyel otwiera swoje wrota niewtajemniczonym tylko dwa razy do roku,  w czerwcu, podczas Święta Muzyki i w październiku, z okazji Dni Dziedzictwa Narodowego.

Pracownia Pleyelów, ukochanych fortepianów Chopina, znajduje się w podparyskim Saint Denis. Dojeżdża się podmiejskim pociągiem B i później trzeba troszkę pobłądzić, aby wreszcie trafić na nowoczesny, oszklony budynek. Jesteśmy w sercu produkcji.


Myślę, że wprowadzanie w tajemnice budowania instrumentu zacząć trzeba od opowieści o pierwszym przygotowywanym elemencie, czyli o oskrzyni szkieletu, która składa się 8-10 warstw klejonych razem, w dostosowanych do rozmiarów fortepianu formach. Formy te służą klejeniu i dociskaniu poszczególnych warstw do siebie.



Od niedawna Pleyel zajął się również produkcją fortepianow koncertowych o rozmiarach 2.80 cm. Oto forma największego z  kolekcji Pleyelow:




To kilka gotowych juz szkieletów:



Kolejnym elementem są tzw. żebra, które będą trzymały całą konstrukcję i nie pozwalaly oskrzyni na zmiane kształtu




I wreszcie, o czym nie wiedziałam i co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, jedna z najważniejszych części fortepianu, rodzaj duszy czyli tzw. dno rezonansowe. Co to takiego? Wygląda ono jak jakaś zupełnie zwykła płyta, tymczasem poddana jest dość długiemu procesowi nadawania jej wypukłości. I właśnie ta wypukłość nadaje dźwiękowi rezonans a jej brak, po prostu czyni fortepian głuchym. Nie tak dawno oglądałam bardzo piękne, bajecznie rzeźbione stare pianino i miałam nawet na niego chrapkę, ale dźwięk był tak słabowity, że w końcu się nie zdecydowałam. Złożyłam to na karb zużycia filcu w młoteczkach i starości, ale obawiam się, że słabość dźwięku wynikała nie tyle ze zużycia się młoteczków ale po prostu z wyprostowana się starutkiej już płyty rezonansowej.




Na pięknie uwypuklonej płycie rezonansowej, instaluje się jako pierwsze mostki, wiolinowy i basowy, na których osiądzie żeliwna rama. Następnie struktura ta będzie już gotowa na instalację strun. W dawnych instrumentach były one jedynie dwie (nigdy jedna-inaczej fortepian stałby się harfą!) a obecnie prawie każdy młoteczek połączony jest z aż  trzema strunami i każda z nich jest innej grubości-te najgrubsze są odpowiedzialne za dźwięki niskie, te najcieńsze, za dźwięki wysokie...




Nie wszystkie elementy w pracowni Pleyela wykonywane są manualnie, choć odniosłam wrażenie, że większość tak. Część elementów powstaje przy pomocy zdalnie kontrolowanych maszyn. Są to takie elementy jak rzeźbione pulpity, cokoły nóg czy tez inne elementy dekoracyjne. Mimo zastosowania automatyki, każdy, najdrobniejszy element wymaga wielogodzinnego projektowania na komputerze.




W pracowni lakierniczej dokonywano właśnie bardzo precyzyjnego ręcznego szlifowania szkieletu fortepianu i na co zwróciłam uwagę, nie wydobywał się podczas tej pracy żaden pył. Okazuje się bowiem, że odciąganie pyłków odbywa się systemem oddolnym, znajdującym się pod podłogą a więc mimo, że wykonuje się wiele prac stolarskich, powietrze jest całkowicie czyste, wolne od cząsteczek.





Po instalacji całego mechanizmu odbywa się najbardziej żmudne, ale niezwykle ważne „zmiękczanie” filcu na młoteczkach. Właśnie sposób wykonania tego zmiękczania nada fortepianowi Pleyela ten słynny miękki, ciepły dźwięk uwielbiany przez miłośników muzyki romantycznej...




Marka Pleyel przechodziła przez okresy ogromnego powodzenia, ale także upadku. Od kilku lat pracownia fortepianów oraz słynna sala Pleyel znalazły się w rękach tego samego właściciela. Wygląda również na to, że marka zdobywa coraz silniejsza pozycję na rynku instrumentów muzycznych. Oczywiście nie może się porównywać ze Steinwayem czy Fazzioli, ale w pracowni w St. Denis tworzy się egzemplarze unikalne, piękne i o bardzo wysokiej jakości, dla prawdziwych amatorów. Myślę również, że przewaga Steinwayow polega również na bardziej agresywnej polityce  marketingowej. Ale  jeśli ktoś miałby ochotę zamówić fortepian koncertowy  Pleyela to czeka go wydatek rzędu 107 tys. euro!





I jeszcze jedno. Nie można zapomnieć o tym, że Pleyelowie byli pierwszymi na świecie twórcami sali koncertowej przeznaczonej tylko i wyłącznie dla  koncertów muzycznych.  26 lutego 1832 roku, zaproszonym przez nich artystą był świeżo przybyły z Polski, młodziutki Fryderyk Chopin. Do końca życia  z Pleyelami się nie rozstawał, uważając je za najbardziej wiedeńskie z francuskich fortepianów, co było aluzją do austriackiego pochodzenia ich twórcy.

8 komentarzy:

  1. Ja z muzyką (graniem) mam niewiele wspólnego i może dlatego wszystkie te nazwy części fortepianu to dla mnie brzmi bardzo tajemniczo!
    ps. Co przeciętny Francuz myśli o Chopinie? Uważa się go za Francuza?.. Polaka? Jaką popularnością/uznaniem cieszy się jego twórczość?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chopina uwaza sie za Polaka:DD mialam przyjemnosc juz kilka razy uslyszec taka opinie i to przez Francuzow, ktorzy muzyka sie tylko pasjonuja, ale rowniez przez tych, ktorzy sie nia zajmuja zawodowo:) np. dyrektor choru Opery, u ktorego bylam na przesluchaniu. A co do mnie to mialam powtorke ze szkoly muzycznej:DD jak na razie zycie i praca calkowicie pochlaniaja i nie mam czasu na zwiedzenie etc., ale to sie zmieni:)) I jak na razie jest duuzo lepiej i wierze, ze tak juz zostanie! Buziam:* i za piekny opis tudziez zdjecia dziekuje:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez nie jestem specjalista od budowy fortepianow, ale sporo sie dowiedzialam dzieki wizycie w manufakturze Pleyela. Natomiast jesli chodzi o Chopina, to mysle, ze nikt nie odmowi mu nawet we Francji polskiego pochodzenia, choc apetyt na pochowanie go w Pantheonie, gdzie spoczywaja najwybitniejsi Francuzi oczywiscie rosnie...Podczas tegorocznych obchodow stulecia jego urodzin byly takie wlasnie propozycje, ale mysle, ze proba przeniesienia jego grobu z cmentarza Père Lachaise do Pantheonu spotkalaby sie z duzymi protestami. Natomiast jesli chodzi o uznanie...Dla Francuzow jak i dla calej reszty swiata, to jeden z najwiekszych...W tej kwestii chyba nikt nie ma watpliwosci. A w Maroku? Czy o Chopinie sie mowi? Czy go sie gra?

    OdpowiedzUsuń
  4. Plath,
    Ogromnie sie ciesze, ze wszystko zaczyna sie ukladac...Nie wiedzialam, ze chodzilas do szkoly muzycznej. Czy mozna wiedziec na jakim grasz instrumencie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Holly, a propos, będę miała mini prezencik dla Ciebie (ten komentarz tylko pozornie nie ma zwiąku z temtatem;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czara,

    Strasznie jestem ciekawa, co tez ciekawego wynalazlas...Pozdrawiam serdecznie z upalnego Paryza!

    OdpowiedzUsuń
  7. Muzyka klasyczna to nie klimaty Maroka. Trudno też znalezc osoby z wyższym wykształceniem kojarzące nazwisko Chopin.. chyba że naprawdę interesują się tematem..

    OdpowiedzUsuń