foto

foto

poniedziałek, 25 marca 2013

Spełnić marzenia Beli


Na bloga Ani Ready-„magamary”, natrafiłam chyba zaraz po przyjeździe do Paryża. Było to dla mnie niezwykłe odkrycie. Gdzieś na drugim końcu świata mieszkała osoba o podobnych pasjach: kochająca książki, Indie, fotografię… Pamiętam, że czytałam jej kolejne wpisy z rozpalonymi policzkami. Magamara nie tylko informowała o tym co ważnego dzieje się na Wyspach, ale była też źródłem inspiracji: w każdym jej wpisie zawarta była jakaś oryginalna myśl, refleksja, synteza. A ponadto pisała pięknym, bogatym, literackim językiem. Chyba to właśnie dzięki niej postanowiłam dołączyć do rodziny blogerów.

W którymś  z wpisów wspomniała, że wybiera się do Paryża. Zaproponowałam jej, że przygotuję listę wystaw, które warto w tym momencie obejrzeć. Była to również znakomita okazja, aby się spotkać i poznać. Miała też do nas dołączyć znana mi wówczas jedynie wirtualnie, pisząca pięknym, poetyckim językiem Czara

Spotkałyśmy się w sobotnie popołudnie, w  małej restauracyjce w Marais. Gdy weszłam, Ania już tam była z mężem. Przesympatycznym i mówiącym pięknie po polsku literaturoznawcą i tłumaczem Oliverem. Ania powitała mnie z wielkim uśmiechem i znaną mi już z bloga-ciekawością świata i ludzi, entuzjazmem i radością życia. To było niezapomniane popołudnie.

Kilka tygodni później dowiedziałam się, że spodziewa się dziecka. Była to wspaniała wiadomość, choć przyznam się, połączona z obawami, czy blog Ani przetrwa, czy znajdzie jeszcze czas, aby dla nas pisać. Ponadto, sama obciążona przykrymi doświadczeniami okresu ciąży, po prostu zaczęłam się o nią bać. Pamiętam, że gdzieś w 5-6 miesiącu, to taki moim zdaniem krytyczny okres,  podróżowała do Petersburga, ale na szczęście wróciła zdrowa i czuła się wspaniale, więc w zasadzie należało już tylko oczekiwać dobrych wieści.

Los jednak chciał inaczej. O tym, że Ania urodziła Isabel dowiedzieliśmy się późno, a przy okazji, że malutka dziewczynka, która przyszła na świat ma dużo kłopotów zdrowotnych. Pamiętam, jak Ania pisała o jesieni, która przeminęła za szybko i że nie tak sobie tę jesień wyobrażała. Większość czasu spędzała przy inkubatorze, a później przy łóżeczku małej. Wiem, co to znaczy zajmować się dzieckiem, mogę sobie tylko wyobrazić ile pracy, nieprzespanych nocy wymaga dziecko chore. Ale wiem też, że więzy zawiązane w ten sposób są najsilniejsze, a dziecko, które wymaga całodobowej opieki kocha się jeszcze bardziej.

Kilka miesięcy później spotkałyśmy się już w Londynie. Wówczas dowiedziałam się więcej o jej małej dziewczynce, o niedotlenieniu okołoporodowym, o padaczce…A w Ani oczach zobaczyłam opór, ogromną siłę oraz wiarę, że Bela będzie kiedyś zdrowa. Ja też w to uwierzyłam.

Tak więc, jak już wiecie, duchowo towarzyszę Beli, którą widzicie na zdjęciu po prawej stronie, właściwie od samego początku. Bela w całym swoim nieszczęściu miała jednak wiele szczęścia. Bo ma mamę i tatę, którzy są zdolni dla niej przenosić góry. Leczenie Beli sporo kosztuje, a więc Ania przed kilkoma miesiącami dołączyła do Fundacji Foundraising, aby zbierać fundusze na jej leczenie. A ostatnio, opracowała stronę Beli, na której opisuje zmagania o jej zdrowie, leczenie, postępy, wszystko to, co jest z nią związane. 

Na stronie Beli zapisane są też jej marzeniaNie mówię, a chciałabym tyle powiedzieć. Chciałabym móc powiedzieć, co czuję. Przypomnieć mamie, kiedy jestem głodna, albo kiedy chce mi się pić. Zabawić ją bajeczką. Przeczytać historyjkę. Chciałabym zobaczyć, co widzą inni. Móc się śmiać. Sama się nakarmić. I lepiej spać…“

Ja też marzę, aby Bela mogła kiedyś z mamą przyjechać do Paryża, pospacerować uliczkami Montmartru, abyśmy mogły zabrać ją do Ogrodu Luksemburskiego oraz do teatru marionetek. I właśnie dlatego piszę o niej oraz umieszczam jej zdjęcie, aby każdy, kto czyta mojego bloga mógł poznać historię bardzo mi bliskiej małej dziewczynki oraz mógł, jeśli zechce przyczynić się do spełnienia jej marzeń, ofiarować choćby małą cegiełkę na leczenie.

Jeśli chcesz pomóc? Możesz przesłać darowiznę na konto fundacji “Zdążyć z pomocą” z dopiskiem “dla Isabel Ready 17277″ (to numer Beli). Fundacja zwraca koszty rehabilitacji.
Oto dane polskiego konta Fundacji:  Bank Pekao S.A. I O/Warszawa
41 1240 1037 1111 0010 1321 9362 darowizna dla Isabel Ready 17277

W Fundacji można też robić wpłaty zagraniczne: kod SWIFT (BIC): PKOPPLPW86 1240 1037 1787 0010 1740 2700 Isabel Ready 17277 (darowizny w USD)31 1240 1037 1978 0010 1651 3186 Isabel Ready 17277 (darowizny w euro)

Jeżeli jesteś polskim podatnikiem, to możesz przekazać 1% podatku na jej rehabilitację. Znajdziesz o tym informacje  tutaj.

Dziękuję!

8 komentarzy:

  1. Witaj Holly:) Właśnie zrobiłam przelew:) I trzymam kciuki za spełnienie marzeń Beli i Jej Rodziców:) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki w imieniu Beli i Jej rodziców!

      Usuń
  2. pięknie napisałaś, Holly, bratnim duszom i nie tylko trzeba pomagać, tym bardziej, że nie wiadomo, kiedy my pomocy będziemy potrzebować, a teraz dość słowa pisanego, czas działać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jedni drugich ciężary noście"-mawiała moja babcia. Cieszę się, że jesteś takiego samego zdania. Działajmy, jak najbardziej! To o to przecież chodzi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Holly, dołączam się do Twojego wzruszającego apelu. ładne to zdanie Twojej babci, coś w tym jest, że w społeczeństwie coraz bardziej nastawionym na konsumpcję, indywidualistycznym z obsesją na punkcie własnego wizerunku (tak, naczytałam się Baumana tej zimy;) potrzeba solidarności z innymi jest ogromna...
    Cieszę się, że wróciłaś wreszcie, i również na bloga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Czaro, ,
      Chyba grzechem byłoby nie solidaryzować się z Anią! Niewiele niestety możemy zrobić, ale kropla do kropli, a poza tym, ważna jest też nasza wiara, to jak napisała na swoim blogu jej również pomaga. A jeszcze jeden Bauman, Kultura w płynnej nowoczesności na Ciebie u mnie czeka...Wróciłam, ja również się cieszę! Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. Szczerze mówiąc, kiedy przygotowywałam parę tygodni temu mój wpis o Ani i jej córce, trochę się zastanawiałam, czemu do tej pory "zaprzyjaźnione blogi" nie rozpowszechniły jej apelu... Czy to popularność bloga Ani, czy może jej wstrzemięźliwość w opisywaniu prywatnych problemów.
      Może to i niewiele, ale zrobienie czegokolwiek przynosi jakąś ulgę, to zawsze więcej, niż tylko ciche kibicowanie, czy nawet ciepłe słowa.

      Usuń

  5. Cieszmy się, że wiele osób zamieściło informację na swoich blogach, na pewno znajdą się jeszcze inni... Może kiedyś dowiemy się, czy miało to jakiś konkretny rezultat...

    OdpowiedzUsuń