foto

foto

wtorek, 8 lipca 2014

U Caillebotta, w Yerres...

Tym razem zapraszam was za miasto, na jeszcze jeden spacer śladami impresjonistów.  Zwiedzimy razem posiadłość w Yerres, a pretekstem będzie trwająca tam jeszcze do 20 lipca wystawa „Caillebotte w Yerres”. Mówi o niej od trzech miesięcy cały Paryż a powodów jest kilka. Trafiły na nią, pokazywane często po raz pierwszy, 42 arcydzieła francuskiego mistrza znajdujące się w kolekcjach prywatnych i państwowych na całym świecie: obrazy z National Gallery of Art w Waszyngtonie, z muzeów w Milwauke, Bloomington oraz wielu muzeów francuskich: Rennes, Agen, Orsay i Marmottan. Drugi ważny powód, to że wszystkie obrazy zgromadzono w miejscu, w którym powstały, w posiadłości rodzinnej Caillebotta w Yerres.

Zacznijmy jednak od początku: Jest rok 1870, Paryżem wstrząsają prace barona Hausmana, który burzy i buduje miasto od nowa. Towarzyszy temu potworny zgiełk, tony kurzu, miasto staje się piekłem. Ojciec Gustava postanawia wówczas uciec z hałaśliwego miasta i kupuje ogromną, liczącą 11 hektarów posiadłość w Yerres. Jest na niej wszystko, o czym można marzyć: wygodny dom (którego fasada zostanie niebawem przebudowana), liczne budynki gospodarcze, stajnia, kurnik, mleczarnia, wspaniały, otoczony murem warzywnik, ale przede wszystkim romantyczny, angielski park położony nad rzeką Yerres.


Gustav ma wówczas 12 lat i właśnie tam, w rodzinnym domu w  Yerres spędzać będzie wszystkie wakacje i weekendy.  Ale dopiero wiele lat później, gdy Gustav skończy prawo, za zgodą ojca podejmie studia na Akademii Sztuk Pięknych i poświęci się malarstwu, to miejsce stanie się dla niego źródłem inspiracji.

Gustav Caillebott nie stał się sławny za życia. Nie wszedł też zbyt szybko do artystycznego panteonu po śmierci. Tak naprawdę, to dopiero od 30 lat zaczyna się o nim głośno mówić. Początkowo, nie chciano go nawet dołączyć do ruchu impresjonistów, do którego należeli zaprzyjaźnieni z nim, Monet, Sisley, Pissaro czy Renoir, Manet i Degas. Nazwisko Caillebotta kojarzono raczej z historią sztuki, z odległą od rozważań artystycznych tzw. donacją Caillebotta. Bowiem zarówno Gustav jak i cała jego rodzina (ojciec oraz brat Martial) dysponując sporym majątkiem stali się mecenasami i chętnie kupowali obrazy młodych impresjonistów. Dorobili się tym samym wspaniałej kolekcji, którą postanowili podarować państwu francuskiemu. Darowizna została początkowo odrzucona, ale z czasem ich kolekcja trafiła do muzeów francuskich i takie arcydzieła jak „Dworzec St. Lazaire” Claude’a Moneta oraz „Bal w młynie Galette” Renoir’a możemy dziś podziwiać w muzeum Orsay.  Skądinąd z Renoirem Gustav się przyjaźnił i był on częstym gościem w Yerres.
Prace w ogrodzie

Gustav Caillebott był więc przez wiele lat malarzem drugiego planu, tak naprawdę raczej zapomnianym. Nie wspomina się o nim ani go nie wystawia. Tworzy się historia impresjonizmu, ale Caillebotta w niej brakuje. W 1955 roku Jean Leymarie pisze książkę o impresjonistach, a Gustava wymienia jako „ malarza amatora”. Podczas monumentalnej wystawy w stulecie impresjonizmu w 1974 roku, reprezentuje go tylko jeden obraz, „Bulwar widziany z góry”. Gdy w 1984 roku opisywane są główne miejsca impresjonizmu o Yerres nawet się nie wspomina...

Właściwie dopiero od 30 lat zaczyna się go umieszczać pomiędzy innymi impresjonistami, doceniać tematykę, nowatorskość spojrzenia...To prawda, że nie był nigdy malarzem „na całym etacie”. Pasjonował się również regatami żeglarskimi, ogrodnictwem, a do tego nie sprzedawał swoich obrazów, bo po prostu nie musiał. Zmarł też bardzo młodo, miał zaledwie 45 lat.

Tymczasem Caillbote’a łączy z impresjonistami bardzo wiele: chęć uchwycenia chwili, momentu, co realizuje na obrazie ilustrującym „Deszcz na rzece Yerres”. Wyprowadza też tematykę swoich obrazów z zamkniętych pomieszczeń w naturę, posiada również własny, niepowtarzalny styl, nie sposób go pomylić z Renoirem czy Sisleyem. Jego tematy są bardzo oryginalne, nowatorska jest również jego wizja natury w Yerres a później, życia miejskiego Paryża.
Osobiście, największe wrażenie zrobiła na mnie jego kompozycja, decentralizowanie, obcinanie postaci, malowanie tylko fragmentów powiększające tym samy optycznie przestrzeń. Widoczne jest to może najbardziej w obrazach wioślarzy na rzece Yerres.
Yerres podczas deszczu

Tematy czerpał z życia codziennego w Yerres, z pracy w ogrodzie warzywnym, z radości z kąpieli w rzece i z wiosłowania...
W kolejności, obejrzałam najpierw wystawę jego obrazów (choć pokusa, w słoneczny dzień, aby zacząć od parku była duża) a później, już z mapą w ręku,  podziwiałam wspaniały park, w którym widziane wcześniej obrazy powstawały. Posiadłość jest utrzymana znakomicie a to  dzięki spadkobiercom Caillebotta oraz władzom miasta Yerres, które parkiem zarządzają, dumni ze swojego impresjonisty. Mawia się , że fotografię artystyczną inspiruje malarstwo. Wiele obrazów Caillebotta zapowiada to, co zobaczymy później w sztuce fotografii  drugiej połowy XX wieku. Na przykład, fotografowanie „z góry”, które Gustaw pokazał w obrazie „Bulwar paryski z góry”.

 


Wystawa potrwa jeszcze do 20 lipca, ale jeśli nie uda wam się w tym czasie dotrzeć do Yerres, to warto tam zajrzeć nawet później. Przez cały rok czynny jest wspaniały park i otwarte budynki należące niegdyś do rodziny Caillebotta. Warto tam zajrzeć, chociażby po to, aby pospacerować wśród bardzo starych drzew i nasycić oczy zielenią ogrodu i urodą rzeki Yerres płynącej majestatycznie wzdłuż parku. Dojeżdża się w piętnaście minut z dworca lyońskiego kolejką RER D.


A tak wygląda posiadłość Caillebotta w Yerres dziś:


Dom mieszkalny, zwany "La Casina". Ojciec Caillebotta przebudował fronton, dobudowując kolumnady na dwóch poziomach



Rozległy park, dostępny wszystkim mieszkańcom Yerres


Malownicza rzeka Yerres


Stare drzewa pamiętające czasy malarza


Bordowe malwy z XIX wiecznego ogrodu warzywnego uprawianego przez mieszkanki Yerres


Jak na jednym z obrazów Caillebotta, wędkarze nad rzeką


Malownicze domki wzdłuż rzeki




Nie, to nie osty, ale karczochy z ogrodu warzywnego


Kopie obrazów Caillebotta wśród liści botwinki (która nazywa się po francusku "blettes rouges"-dowiedziałam się od ogrodników)



Łódki na rzece Yerres





12 komentarzy:

  1. Dziękuję za piękny spacer z samego rana. Malarz jest dla mnie, jak te dzwony, co to słyszałam, że gdzieś tam dzwonią, ale nie bardzo wiem gdzie. Nazwisko spotykałam czytając biografie malarzy (zwłaszcza Renoire), ale kojarzyłam raczej, jako przyjaciela, znajomego malarzy niż artystę mimo, że przecież oglądałam kilka jego obrazów. Najbardziej zapadła w pamięć Paryska ulica w deszczowy dzień, czy Bulwar włoski. Twój wpis to kolejna inspiracja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję więc za WSPOLNY spacer:) I cieszę się, że chociaż odrobinę udało mi się Ci przybliżyć Caillebotta. I tak jak piszesz, był uważany bardziej za przyjaciela malarzy niż za samodzielnego artystę. Inspiracja?

      Usuń
    2. Aby odwiedzić miejsce do którego nawet sama dam radę dotrzeć, skoro RER-ką można dojechać

      Usuń
  2. dotrzeć się nie uda, ale jakże Ci dziękuję za ten piękny słowem i obrazem wpis ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś, przy okazji pobytu w Paryżu? To ja dziękuję za przeczytanie:)

      Usuń
  3. Miło dowiedzieć się czegoś więcej o tym artyście. Zbieram skrupulatnie wszystkie informacje, bo tak mało o nim wiem, i trudno cokolwiek znaleźć. Zachwycił mnie od pierwszego spotkania, w Musée d'Orsay ("Cykliniarze"). Ciekawe, czemu obrazki w książce nie mają tej siły wyrazu? Nie potrafię powiedzieć, co mnie w nim tak urzekło. Ale zahipnotyzował mnie na zawsze. I dziwę się że jest taki zapomniany.

    Holly, bardzo lubię Twój blog. Zaczęło się od słów Boya o Paryżu (czyli jak trafić w sedno, jeżeli chodzi o Paryż, ewentualnie jak poczuć paryskiego bluesa). Cieszę się, że należę do tych szczęściarzy, szkoda tylko, że Paryż mam od święta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jesteśmy w takiej samej samej sytuacji. To znaczy, Renoira uważam za mistrza, ale Caillebott widziany tu i ówdzie zawsze mnie intrygował i intryguje do dziś. "Cykliniarze"(dziękuję za podpowiedź, bo nie wiedziałabym jak przetłumaczyć tytuł tego obrazu:) zostali dość szybko dostrzeżeni, ale był to jeden z niewielu jego obrazów, który się od razu spodobał. Mnie on też hipnotyzuje i mam małe podejrzenia dlaczego. Trochę fotografuję a w każdym razie jestem bardzo przeczulona na punkcie fotograficznego komponowania obrazu a w Caillebocie jest właśnie coś takiego bardzo nam współczesnego, cięcia, skróty, fragmenty jak mało u którego malarza. Pozostaje tylko rozwikłać kwestię w jaki sposób fotografia miała na niego wpływ. Wiem, że zajmował się nią brat, ale czy jakieś zdjęcia się zachowały? Ponoć impresjoniści korzystali z fotografii, ale wstydzili się do tego przyznać. Temat otwarty...
      Życzę, aby Paryż był jak najmniej od święta...

      Usuń
  4. Choć kiedyś interesowałam się malarstwem, jakoś nigdy nie usłyszałam o Caillebotte... Pewnie widziałam również jego obrazy w Musee d'Orsay, ale niestety kiedy jest się w takim muzeum, ilość obrazów jest przytłaczająca i zwraca się uwagę na te najbardziej znane. Dlatego bardzo dziękuję za tę garść informacji i ciekawą wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. jadę w sobotę, nie ma przebacz!!!
    dobry chochlik mnie tu skierował i na czas zobaczyłam Twój post. całe szczęście! :) dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (bo niby cały paryż mówi, a mnie ta informacja ominęła. ale to pewnie dlatego, że od tygodni żyję remontem i chociaż o bieżących wydarzeniach kulturalnych nie wiem absolutnie nic, to mogę w środku nocy wyrecytować w kolejności alfabetycznej wszystkie płytki dostępne w castoramie z ich cenami.)

      Usuń
  6. Przypadkiem tu trafilam i tak przegladam i przegladam i oprzec sie nie moge, bardzo tu przyjemnie. Caillbotte z imienia ani nazwiska nie znalam, ale niektore jego obrazy, jak sie okazuje to i owszem:) Dziekuje za uswiadomienie mnie. Pozdrawiam serdecznie. Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i zapraszam znowu! Pozdrawiam z jesiennego już Paryża!

      Usuń