Sala muzyczna Hotelu Lauzun |
Odwiedziłam
wczoraj jeden z najpiękniejszych i najstarszych pałaców w Paryżu-Hotel de Lauzun
na wyspie Sw. Ludwika. Powstał on, podobnie jak Hotel Lambert, w połowie XVII
wieku. Uniknął szczęśliwie wyburzenia przez Haussmanna, podobnie jak inne szacowne budynki na wyspie Sw. Ludwika i przetrwał w dobrym stanie do dziś. Zmieniał co prawda często
właścicieli, ale miał też dużo szczęścia, bo na początku XX wieku stał się
własnością państwa francuskiego. Zachowało się więc XVII-wieczne wyposażenie
wnętrz, freski na sufitach malowanych przez Le Bruna i oryginalne, rustykalne belki sufitu. Uchował się też bajeczny salon
muzyczny z loggią dla muzyków i ozdobione drewnianymi boazeriami ściany. Dziś odbywają się tam oficjalne przyjęcia i
podejmowane są głowy państw. W Hotelu Lauzun gościła królowa
Anglii.
Ale ten
przepiękny zabytek przeszedł go historii nie tylko dlatego, że zachwyca. Przez kilka lat, był on miejscem w którym spotykali się członkowie
„Klubu palaczy haszyszu”, a należała do niego, elita artystyczna i naukowa
romantycznego Paryża: Charles Baudelaire, Teofil Gautier, Honoré de Balzac bywali także Eugene Delacroix, Gerard
de Nerval, Gustave Flaubert czy Alexander Dumas-same sławy!
Klubem zarządzał
doktor Moreau, który po podróżach po Syrii, Turcji i Azji mniejszej postanowił osiąść
w Paryżu i przebadać wpływ haszyszu i opium na system nerwowy człowieka.
Potrzebni mu byli pacjenci. Założył więc klub, do którego zapraszał chętnych
spróbowania egzotycznych konfitur z haszyszu, które sam preparował nazywając je
„dawamesk”.
W ich skład wchodziły, oprócz haszyszu,
takie specjały jak miód, mąka z orzeszków pistacjowych czy też migdałów i pasta
na bazie oleju albo masła.
Jak ten konfiturowy haszysz spożywano? Otóż
brano na łyżkę 30 gramową porcję, rozpuszczano ją w kawie albo nie i degustowano. Po zjedzeniu tej słodkości, goście doktora Moreau popadali ponoć w euforię,
niektórzy mieli nawet nieprzyjemne halucynacje. Jednym ten przysmak smakował, tak że nie mogli się bez niego później obyć, inni uważali, że niepotrzebne
im są silne wrażenia i odmawiali doktorowi Moreau udziału w eksperymentach. Po
kilku doświadczeniach zrezygnował z bywania w Hotelu Lauzun Gautier, ale opisał swój pierwszy raz.
„Pewnego grudniowego wieczoru, akceptując
tajemnicze zaproszenie, zredagowane w formie bardzo enigmatycznej dla
uczestników a zupełnie niezrozumiałej dla innych, zjawiłem się w
odlegle położonej dzielnicy, oazie samotności oddalonej od centrum Paryża,
gdzie rzeka, obejmując wyspę z dwóch stron sprawia wrażenie jakby broniła tego
miejsca przed zakusami cywilizacji, w bardzo starym domu na wyspie Sw. Ludwika,
pałacu Pimodan wybudowanym przez Lauzuna, w którym ten dziwny klub, którego
byłem członkiem, spotykał się raz w miesiącu”
Gdybyście chcieli przeczytać więcej o
słynnym Klubie, to wspomniany Teofil Gautier poświęcił jednemu z wieczorów
nowelkę zatytułowaną „Klub haszyszu”.
Jej bohater zostaje zaproszony do hotelu Pimodana
przez lekarza, aby wziąć udział w dziwnym doświadczeniu. W luksusowych
wnętrzach gościom serwuje się przed daniem głównym haszysz w formie zielonkawej
pasty. Następnie opisywane są dziwne i fantastyczne doznania jakie stają się
udziałem gości. Dla niektórych dość koszmarne. Przed końcem wieczoru goście
wracają „do siebie”. O doświadczeniach w hotelu Lauzuna pisał również
Baudelaire w „Sztucznych rajach”.
Doktor Moreau przeszedł do historii jako
znakomity badacz wpływu narkotyków na system nerwowy człowieka.
A Hotel Lauzun? Spacerując nad brzegiem Sekwany, można go z
zewnątrz nawet nie zauważyć: jego fasada jest skromna, zimna i właściwie niczym
nie ozdobiona. Uwagę zwraca jedynie przepiękny balkon, na którym kiedyś czuwał
doktor Moreau, aby jego goście, pod wpływem haszyszu z niego nie wypadli.
Belkowany, rustykalny XVII-wieczny sufit |
Malowane boazerie |
Diana i Endymiom, przypisywane Le Brunowi |
Intrygujące tajemnicze przejścia |
Rzeźba Minerwy na klatce schodowej |
Cztery pomieszczenia w amfiladzie |
Foyer salonu muzycznego |
Salon z loggią dla muzyków |
Wspaniały widok na Sekwanę i Marais |
Nigdy nie słyszałam o pałacu de Lauzun i widzę, że dużo mnie z tego powodu ominęło! Na zdjęciach widać, że to naprawdę wspaniałe miejsce. Nigdy nie słyszałam też o Klubie palaczy haszyszu, ale obecność tam Alexandra Dumasa zdecydowanie mnie nie dziwi - zachwyty hrabiego Monte Christo nad haszyszem nie mogły być przypadkowe :)
OdpowiedzUsuńCóż za wspaniały komentarz! Właśnie taki był mój cel-żeby może ktoś zauważył w dziełach mistrzów wpływ owego Klubu palaczy haszyszu. Mam wrażenie, że na każdym jego bywalcu pozostawił jakiś ślad. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńCudowne miejsce, z pewnością mijałam je wielokrotnie nie mając najmniejszego pojęcia o tej "oazie samotności oddalonej od centrum Paryża". Mój system nerwowy cierpi, nawet bez użycia owej zdumiewającej zielonej pasty.
OdpowiedzUsuńOd czegóż to może więc cierpieć? Może od innego rodzaju używek?:)
UsuńPytaj raczej nie 'od czegóż to' tylko 'dlaczegóź to'. A dlategoż to, że nigdy tam nie weszłam i nie dane mi było wszystkich tych cudów nieprzebranych widzieć na własne oczy. Żal, którego i ew. używki nie utulą :)
UsuńHolly, kapitalne zdjęcie złoto-czarnej balustrady balkonu na tle jesiennych drzew w podobnej kolorystyce! Kunszt człowieka współgra z naturalnym pięknem.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za rozkoszną wycieczkę po Hotel de Lauzun. Ach te sztukaterie, malowidła, meble! Widziałam sporo francuskich pałaców, a wciąż mi mało :)
Dokładnie na to samo zwróciłam uwagę:) Pozłacany balkon i złote liście na drzewach...Prawdę mówiąc ochota na obejrzenie tego miejsca była związana z wyobrażeniem sobie, że może podobnie albo tak samo wygląda Hotel Lambert, którego już nigdy, ale to przenigdy nie zobaczymy od wewnątrz a i z zewnątrz ciągle jeszcze przykryty jest tylko rusztowaniami...Nie, Hotel Lambert był dużo większy i jeszcze piękniejszy chociaż oba budynki zostały zbudowane w tym samym czasie. Może najbardziej niezwykłe jest jednak to, że wszystko się tak wspaniale zachowało przez blisko 400 lat!
OdpowiedzUsuńwow! dzięki Tobie poczułam się jakbym tam była :)
OdpowiedzUsuńWirtualnie byłaś:) Dzięki!
UsuńMnie przypadł najbardziej do gustu salonik muzyczny i foyer salonu. Miło byłoby posłuchać tam jakiegoś koncertu. Ciekawa historia. O hotelu nie miałam pojęcia.
OdpowiedzUsuńGuciu,
UsuńJako osoba dużo czytająca, pewnie natkniesz się nie raz na aluzje pisarzy do tego miejsca. Na przykład Balzac, w listach do pani Hańskiej napisał, że przez "dwadzieścia lat schodził schodami Pimodana" (ówczesnego właściciela Hotelu). Ciekawe, czy o doświadczeniach doktora Moreau wiedział Witkacy pisząc swoje "Narkotyki. Niemyte dusze". Nie wiem, ilu lat potrzeba, żeby poznać wszystkie tajemnice tego miasta:)