 |
Widok na plażę Robinsona i bancs d'Arguin z Pyli |
Każdego roku, dokładnie w połowie lipca (tuż po obejrzeniu defilady i ogni sztucznych z okazji Święta Narodowego), Francuzów ogarnia wakacyjna gorączka. Opuszczają swoje przeludnione i hałaśliwe mrowiska i zatłoczonymi autostradami pędzą na złamanie karku w trzy strony świata. Trzy? Czy pamiętacie w jakim kierunku podążają zawsze żaby przed deszczem? W kierunku zbiornika wody. No to tak samo jest z Francuzami. Na północ wyruszają minimaliści i miłośnicy miejscowości położonych nad Morzem północnym i kanałem La Manche, wielbiciele kurortów w Deauville, Hornfleur, plaż Dunkierki i Cherbourga. Z Paryża wystarczy bowiem 2-3 godziny drogi i już możemy rozłożyć swój ręcznik na plaży, choć częściej niestety na kamieniach.
Kierunek południowy obierają Ci, którzy mają innym coś do pokazania. Bo jeśli chcemy zaprezentować nowe wieczorowe, letnie kreacje, nowy model samochodu, jachtu, biżuterii, psa a do tego skorzystać z uroków ciepłego, ba, gorącego morza, to czyż może być lepsze miejsce niż Nicea, Cannes czy Saint Tropez? Oczywiście, że nie!
I wreszcie trzeci kierunek - na zachód, nad Atlantyk, który rozciąga się od deszczowej z reguły Bretanii ( i trzeba mieć sporo samozaparcia i temperamentu harcerza, żeby właśnie ten kierunek wybrać na wakacje) aż do szerokich plaż Lacanau i Cap Ferret, który to punkt docelowy wybierają amatorzy ostryg, lodowatej wody oceanu i aktywnego spędzania wakacji.
 |
Wspinający się na Pylę |
Natura Atlantyku rodzi bowiem wyzwania: fale nie dadzą nam się pohuśtać na materacu, odpływy i przypływy zmuszą do przesuwania ręczniczka co najmniej dwa razy dziennie w miejsce, w którym nie grozi nam zalanie, a wiatr, ten boski Eol, ta cudowna atlantycka bryza, daje nam możliwość ( wręcz na nas wymusza!) pływania na wszystkim, co napędza wiatr, żaglówce, katamaranie, kite czy wake surfingu.
Jaki kierunek obrałam na tegoroczne wakacje? Otóż po wywczasach przed dwoma laty na południu, w Antybach, gdzie woda jak ukrop, a miejsca na plaży tyle, że starcza na torbę plażową, ale już nie na ręcznik, po ubiegłorocznej przerwie na Awinion i czarny Perigord, powróciłam z wielką radością znów nad Atlantyk. Po pierwsze ze względu na szerokie, prawie puste piaszczyste plaże, po drugie, na niezwykły mikroklimat powstały ze zmieszania się atlantyckiego wiatru, wydm i sosnowych lasów, z nadzieją, że znów będę mogła objadać się do woli znalezionymi w atlantyckim mule ostrygami, małżami i innymi „robakami”. I wreszcie, od lat intrygowała mnie położona po drugiej stronie basenu Arcachon gigantyczna góra piasku- Pyla, na którą-jak głosiła wieść- można nie tylko wdrapać się, ale także z niej zjechać, na pupie. Mało ambitny plan wakacyjny? Pewnie tak, powie mi każdy nomada, ale gdybyście mieli takie zaległości lekturowe jak ja, to też dalekie podróże nie byłyby wam w głowie!
 |
Pola upraw ostryg i zbieracze z kubełkami |
I tak oto wylądowałam nad basenem Arcachon, raptem 680 kilometrów od Paryża, który w całym świecie słynie ze znakomitych warunków do hodowli ostryg, a to dlatego, że młode, dorastające owoce morza, obmywają wpływające do basenu Arcachon wody rzeki Eyre i do tego kołyszą je, prądy Oceanu Atlantyckiego. Klimat panuje tam łagodny, kuchnia wyborna a desery, takie na przykład jak małe ciasteczka canelé( o rumowym smaku i karamelizowanej skórce) poprawiają humor. Arcachon wydało mi się jednak trochę za bardzo miejskie i wybrałam trochę większe odludzie-Pyla sur Mer.
A Pyla to już zupełnie inna historia. Zacznę może od samej wydmy, ponoć najwyższej w Europie. Akwitania i sam basen Arcachon to niezwykle piaszczysty i wietrzny region w Europie. Wiatr dmucha tam przez cały rok, i wszystko, ulega ciągłym przemieszczeniom. Z takiego przemieszczania się piasku powstała właśnie wydma Pyla. I jeszcze inne piaszczyste wysepki z których ta najbardziej okazała nazywa się bancs d’Arguin, ale o niej troszkę później. Gdy wdrapiemy się na sam szczyt wydmy, to przed naszymi oczami roztoczy się widok zapierający dech w piersiach.
 |
Na grzbiecie Pyli |
Pyla dominuje nad całą okolicą, a w dole- kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset wakacyjnych rezydencji. przeuroczych willi, perełek architektonicznych z lat 30-stych, w których corocznie zbierają się całe rodziny, aby razem spędzić wakacje. Takie wakacyjne miejsce pobytu nazywa się po francusku „villégiature”. Te perełki architektoniczne należą od stu lat do tych samych rodzin, które dyskretnie, bez rozgłosu i afiszowania się spędzają tam wakacje -to burżuazja (czy jeszcze tego słowa można użyć?) z Bordeaux i Paryża. Trzeba było widzieć te eleganckie starsze panie, obwieszone od rana biżuterią w sklepiku z warzywami…
 |
Klasyczna architektura basenu Arcachon |
 |
Villa Tethys-dzieło Experta w stylu Art Deco w Pyla
|
Tak więc w Pyli spodziewałam się chatek plażowych na kurzych nóżkach a zastałam luksus i przepych jakiego, przyznam się, jeszcze nad Atlantykiem nie widziałam. Ale dyskretny, niczym „urok burżuazji”. Pewnie jesteście ciekawi, co w takiej Pyla można robić poza czytaniem i siedzeniem na plaży? Można, na przykład, jeździć na rowerze (co czyniłam chętnie i regularnie) długimi, bezkolizyjnymi trasami rowerowymi , objadać się owocami morza w porcie w Teste de Buch albo…próbować przedostać się na banc d’Arguin, której to wyprawy nie zapomnę chyba do końca życia.
 |
Widok na Pylę z bancs d'Arguin |
Otóż dowiedziałam się, że aby postawić stopę na tej lotnej, piaskowej wyspie, na której hoduje się ponoć najlepsze ostrygi w basenie Arcachon należy zjawić się na plaży Robinson, odległej od Pyli o jakieś 16 km. Ale to drobiazg, zajmuje może z 45 minut, później natomiast czekała mnie przeprawa rowerem po piasku przez las, ale gdy w końcu ujrzałam lazur morza, okazało się, że przedemną jeszcze zejście z wydmowego urwiska. W dole majaczyła się sylwetka stateczku, który miał mnie zawieść na wysepkę…Cała ta eskapada, motywowana perspektywą ujrzenia chronionych, rzadkich okazów dzikich ptaków, które w tym rezerwacie naturalnym składają jaja i zimują, nie miałaby chyba sensu, gdybym u celu nie ujrzała tego co uważam za esencję francuskości- tłumu zapaleńców, którzy z błyskiem w oczach i kubełkiem w dłoni zbierali w mule ostrygi, malże, palurdy, uchowce, trąbiki, pobrzeżki…I za to lubię Francuzów i Atlantyk!